0:000:00

0:00

Donald Tusk był właściwie nieobecny w polskiej polityce przez cały 2015 i 2016 rok. Do rządów PiS odniósł się tylko raz, podczas kryzysu parlamentarnego 16 grudnia 2017 roku, gdy we Wrocławiu zmienił treść przemówienia: "Mając w pamięci, co znaczą grudnie w naszej historii, apeluję do tych, którzy realnie sprawują władzę, o respekt wobec ludzi, zasad i wartości".

PiS ogłosiło wówczas, że Tusk dołączył do tych, którzy chcieli dokonać rzekomego "puczu" i obalić rząd PiS. W rewanżu na początku marca 2017 roku kierownictwo PiS specjalną uchwałą zobowiązało Beatę Szydło do głosowania przeciwko przedłużeniu kadencji Donalda Tuska na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej.

Ten pomysł skończył się bolesną kompromitacją - w Brukseli za przedłużeniem mandatu Tuska byli wszyscy poza Beatą Szydło. Jego kandydatury nie zawetowali ani Victor Orban, ani inni liderzy państw Grupy Wyszehradzkiej, ani eurosceptyczny rząd Wielkiej Brytanii. Tusk pokonał Szydło 27:1.

Przeczytaj także:

Prokuratura nie daje jeść

W marcu 2017 prokuratura wezwała Donalda Tuska do złożenia wyjaśnień w sprawie umowy polskich służb specjalnych z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa. Pierwsze wezwanie - na 15 marca - Tusk odrzucił z powodu obowiązków w Brukseli. Drugie wezwanie przyjął i 19 kwietnia miała miejsce parada poparcia dla byłego premiera - w Sopocie Tuska do pociągu odprowadził tłum zwolenników, w Warszawie czekali zwolennicy i przeciwnicy, którzy odprowadzili go do prokuratury.

Cała sprawa ma charakter wybitnie polityczny.
Prawda. Umowa SKW z FSB to żaden hak na Donalda Tuska.
Po wyjściu z prokuratury,19 kwietnia 2017

Sprawa jest naciągana do granic absurdu. Prokuratorzy "dobrej zmiany" uznali, że należy wszcząć śledztwo przeciw szefom wojskowych służb specjalnych za podpisanie umowy z rosyjską FSB z 2013 roku, które dotyczyło przede wszystkim zapewnienia bezpiecznego przewozu sprzętu wojskowego z likwidowanej polskiej bazy w Afganistanie.

"Gazeta Wyborcza" opisała, że FSB takich umów, jak ta przed 2013 rokiem zawierała z różnymi krajami dwie setki, a pierwsze porozumienie Służby Kontrwywiadu Wojskowego z FSB parafował w 2008 roku prezydent Lech Kaczyński. W dodatku umowa, o którą dopytywany jest Tusk, nigdy nie weszła w życie.

Na polityczną intencję wezwania byłego premiera do prokuratury wskazuje również to, że - według informacji mediów, ponieważ sprawa jest super tajna - bezpośrednim uzasadnieniem fatygowania "prezydenta Europy" był brak jego podpisu na jednym z dokumentów i nie postawiono mu żadnych zarzutów. Po przesłuchaniu rzecznik prokuratury ogłosił, że "zeznania pana przewodniczącego Tuska były niezbędne dla wszechstronnego wyjaśnienia okoliczności sprawy będącej przedmiotem śledztwa", co zapewne oznacza, że zeznania Tuska były zwyczajnie do niczego niepotrzebne.

Na brak szacunku do byłego premiera wskazuje również to, że podczas trwającego ponad osiem godzin, ręcznie protokołowanego przesłuchania nie zrobiono przerwy na posiłek.

PiS pompuje Tuskowi sondaże

Kilka ostatnich sondaży pokazuje, jak "dobra zmiana" otworzyła nieco już zapomnianemu Tuskowi drogę do rywalizacji o prezydenturę z Andrzejem Dudą, który w 2020 roku będzie starał się o reelekcję.

W grudniu 2016 roku, tuż po przemówieniu Tuska we Wrocławiu, IPSOS dla OKO.press zadał pytanie o najlepszego kandydata na prezydenta - w pierwszej turze wygrywał Duda z 36-procentowym poparciem, Tuska wskazało 18 proc. badanych.

W grudniu 2016 roku Tusk nie zostałby więc prezydentem. Nawet gdyby założyć, że poprą go wszyscy sondażowi "wyborcy" Roberta Biedronia, Ryszarda Petru, Grzegorza Schetynę i Adriana Zandberga, Tusk uzbierałby w II turze 34 proc. Duda w drugiej turze mógłby 36 proc. z pierwszej powiększyć o 2 proc., które wskazały Jarosława Kaczyńskiego, oraz o większość elektoratu Pawła Kukiza.

Po kompromitacji PiS w Brukseli OKO.press zapytało w marcu o drugą turę i Tusk remisował już z Dudą (50,1 proc. do 49,9 proc.). Miesiąc później, po kwietniowym spektaklu w prokuraturze, w sondażu Kantar Millward Brown dla "Faktów" TVN Tusk miał już 50 proc. i wygrywał z Dudą, którego chce poprzeć 45 proc.

Platforma korzysta na antytuskowej polityce PiS

Obserwatorzy sceny politycznej wskazywali do niedawna, że największą przeszkodą w drodze Tuska do Belwederu może się okazać nie PiS, ale Platforma Obywatelska Grzegorza Schetyny.

Ten, z początku najbliższy współpracownik premiera Tuska - w pierwszym rządzie PO-PSL był ministrem spraw wewnętrznych i sekretarzem generalnym Platformy. Później był przez Tuska marginalizowany: trafił na prestiżowe, ale nie dające pola do tworzenia zaplecza politycznego stanowisko marszałka Sejmu. Gdy i tam udawało mu się zbudować samodzielność i pozycję w klubie parlamentarnym, został - i było to upokorzenie - szefem komisji spraw zagranicznych. Schetyna mógłby chcieć się odegrać.

Tymczasem przewodniczący PO w "Faktach po Faktach" nazwał kandydowanie przez Donalda Tuska w 2020 roku "bardzo optymistycznym scenariuszem" i zapowiedział, że będzie go namawiał do startowania przeciwko PiS.
Tusk, który jest znany na całym świecie i ma bardzo mocną pozycję, byłby najlepszym liderem odbudowy pozycji Polski w świecie i w Europie.
Prawda. Wybór Tuska byłby bardzo mocnym sygnałem dla Europy.
"Fakty po faktach" TVN24,27 kwietnia 2017

Argumenty Schetyny są spójne - widzi on Tuska na stanowisku prezydenta uwiarygadniającego rząd, którzy obejmie władzę po - zakładanej przez niego - porażce PiS w wyborach parlamentarnych 2019 roku. Schetyna nie powiedział tego głośno, ale zapewne siebie widzi w roli premiera. Do tego również ma obecnie podstawy - po 1,5 roku od wyborów Platformie udało się zmarginalizować Nowoczesną, która długo utrzymywała się wysoko w sondażach.

Wybory prezydenckie wymagają wystawienia silnego kandydata, który pokona Andrzeja Dudę. Takim kandydatem jest Donald Tusk.
Blisko prawdy. Sondaże potwierdzają rosnące szanse Donalda Tuska.
"Sygnały dnia", Program I Polskiego Radia,28 kwietnia 2017

Tusk ma jeszcze jeden atut - mając poparcie PO właściwie wyklucza innych kandydatów z obozu przeciwników PiS. Ryszard Petru wyjdzie na niepoważnego polityka, jeśli wystartuje przeciwko silniejszemu wielokrotnie Tuskowi.

W ten sposób poza Tuskiem i Dudą do rywalizacji mogą zgłosić się Paweł Kukiz oraz kandydat lewicy, którym - aby lewica się liczyła w tych wyborach - może zostać właściwie tylko Robert Biedroń.

To dla PiS koszmarny scenariusz. Kukiz ma więcej charakteru i charyzmy od Dudy, więc może - w miarę, jak PiS będzie miało coraz mniej do zaproponowania - podbierać kandydatowi PiS niezadowolonych wyborców, przede wszystkim młodych. Biedroń natomiast w każdej wersji działa na korzyść Tuska. Jeżeli nie wystartuje, zwiększy szanse na zwycięstwo Tuska w pierwszej turze (w najnowszym sondażu "Wyborczej" Duda ma 38 proc., Tusk 31 - z 8 proc. Biedronia byłby na czele). Jeśli zdecyduje się na kandydowanie, może poważnie wpłynąć na wynik drugiej tury, mobilizując do głosowania na Tuska swoich wyborców, którzy w innym wypadku mogliby zostać w domach.

Sytuacja może się zmienić jeszcze bardziej na niekorzyść PiS po kolejnych wezwaniach Tuska do prokuratury czy przed komisję śledczą do sprawy Amber Gold. Chęć zemsty Jarosława Kaczyńskiego na Tusku może drogo PiS kosztować.

Udostępnij:

Stanisław Skarżyński

Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.

Przeczytaj także:

Komentarze