Paweł Kukiz w "Kropce nad i" złożył hołd Jarosławowi Kaczyńskiemu. Nie tylko ogłosił, że prezes PiS jest najważniejszym człowiekiem w Polsce, to jeszcze stwierdził, że instytucja naczelnika państwa istnieje i jest zgodna z polskim ustrojem i polską konstytucją, która stoi za Kaczyńskim. To kompletna bzdura
Najważniejszy w Polsce jest Kaczyński. Nie ulega to wątpliwości. Jest to zgodne z prawem. Wcale nie mówię ironicznie, wręcz z podziwem. To naczelnik państwa. Ten ustrój spowodował, że taka funkcja zaistniała. Nie czołgi stoją za Kaczyńskim, a konstytucja.
W sensie stanowisk państwowych Jarosław Kaczyński jest szeregowym posłem i byłym premierem RP - i dopóki nie zostanie zmieniona konstytucja, do czego potrzeba 2/3 głosów w Sejmie przy obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, tak właśnie pozostanie.
Oczywiście, prawo nie zabrania polskiemu prezydentowi i szefowej polskiego rządu radzić się każdego, kogo opinię uznają za wartą wysłuchania. Mogą słuchać instrukcji Jarosława Kaczyńskiego, mogą rzucać monetą przed podjęciem decyzji. Mogą dzwonić do mamy, papieża, królowej Anglii lub Władimira Putina - to wszystko nie jest wbrew prawu tak długo, jak długo nie udostępniają tajemnic państwowych osobom nieuprawnionym. Nawet gdyby prezydent Andrzej Duda i premier Beata Szydło otwarcie przyznali się, że nie są samodzielni i tylko wykonują polecenia Jarosława Kaczyńskiego, to nie byłoby problemu - pod warunkiem, że ich postępowanie mieściłoby się w granicach prawa. Prezes Kaczyński mógłby być nawet nazywany przez swoich zwolenników "naczelnikiem państwa", jeśli ktoś uznałby to określenie za odpowiednie.
Po pierwsze jednak to urzędnicy państwowi, nie Jarosław Kaczyński, ponoszą konstytucyjną odpowiedzialność za postępowanie w czasie pełnienia urzędu. Po drugie, ich decyzje nie mogą być podejmowane ani wbrew prawu, ani bez podstawy prawnej. Po trzecie wreszcie, urzędnicy państwowi - również prezydent i premier - mają nie tylko uprawnienia, ale przede wszystkim obowiązki, z których muszą się wywiązywać.
Problem polega na tym, że realizując politykę prezesa Kaczyńskiego, najwyżsi urzędnicy państwowi w Polsce łamią prawo (nie tylko konstytucję, ale również ustawy), nie wykonują obowiązków, które nakłada na nich prawo, za to podejmują przekraczające ich kompetencje działania.
Narażają się w ten sposób na odpowiedzialność konstytucyjną, podczas gdy prezes Kaczyński pozostaje bezpieczny, w cieniu. Po upadku rządu PiS problemy będą mieli, między innymi:
Aby Paweł Kukiz miał rację, instytucja naczelnika państwa musiałaby być zapisana w polskiej konstytucji.
Jednocześnie ten naczelnik musiałby mieć nie tylko prawo wydawać wiążące polecenia prezydentowi, premierowi, marszałkowi Sejmu i prezesowi Trybunału Konstytucyjnego (czego nie da się pogodzić w żaden sposób z zapisanym w polskiej ustawie zasadniczej podziałem władz na wykonawczą, ustawodawczą i sądowniczą) ale musiałby również mieć możliwość uchylania zapisów konstytucji, czego nie da się pogodzić z koncepcją państwa prawa. A także ponosić odpowiedzialność konstytucyjną za swoje czyny.
Metafora "naczelnika państwa" odwołuje się do okresu odzyskiwania państwowości przez Polskę po I Wojnie Światowej. Wówczas "naczelnik państwa" był rzeczywistym, opisanym w prawie urzędem głowy państwa w Rzeczypospolitej Polskiej, który w latach 1918-1922 pełnił Józef Piłsudski - zrzekł się stanowiska po zaprzysiężeniu pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Gabriela Narutowicza.
Sama nazwa stanowiska jest nawiązaniem do powstania przeciw Rosji i Prusom w 1794 roku - wówczas dyktatorską władzę Najwyższego Naczelnika Siły Zbrojnej Narodowej powierzono generałowi Tadeuszowi Kościuszce.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze