0:000:00

0:00

Zakończony dwa tygodnie temu wirtualny szczyt klimatyczny prezydenta USA Joe Bidena pozornie był wydarzeniem, jakich wiele w pandemii koronawirusa. Przez dwa dni kilkudziesięciu wpływowych ludzi mówiło – każdy ze swojego gabinetu i każdy zaledwie po kilka minut – o tym, jak ważne jest przeciwdziałanie zmianom klimatycznym.

Jak każdej konferencji online czasu pandemii, wystąpieniom towarzyszyły problemy techniczne, z których najzabawniejszym okazało się nagłe zniknięcie z wizji prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Zamiast niego na ekranach pojawił się Władimir Putin - najwyraźniej nieświadomy, że ogląda go cały świat. Po kilku minutach wszystko wróciło do normy i mogliśmy usłyszeć, że również Rosja przejmuje się globalnym ociepleniem…

Śledzący uważnie międzynarodową dyplomację klimatyczną wiedzą jednak, że pozory mylą. Polityka klimatyczna wykuwa się właśnie w takich warunkach, a często pojedyncze słowa przywódców bądź ukryte między wierszami niuanse stanowią istotną informację co do tego, jak potoczy się walka o powstrzymanie wzrostu temperatury Ziemi.

Z pewnością ton szczytowi nadał sam Joe Biden. Kilka godzin przed rozpoczęciem szczytu, administracja prezydenta USA opublikowała „bombę”, czyli zobowiązanie drugiego największego truciciela atmosfery - ok. 15 proc. procent światowych emisji - do redukcji emisji dwutlenku węgla (CO2) o 50-52 proc. względem roku 2005 w zaledwie dekadę. Poprzedni cel Ameryki wynosił 26-28 proc. w roku 2025.

Przeczytaj także:

Nowy standard w USA

Przywódcy innych krajów zapewne wiedzieli, że po czterech latach rządów negującego zmianę klimatu Donalda Trumpa, Waszyngton – o ile chce powrócić do światowej pierwszej ligi klimatycznej – będzie musiał zapowiedzieć coś spektakularnego. Nie mogli więc pozostać z tyłu i nawet jeśli zmiana klimatu w istocie niewiele ich obchodzi, musieli co najmniej zasugerować, że jest na odwrót.

W efekcie mamy coś w rodzaju nowego otwarcia w polityce klimatycznej, mówi OKO.press Lidia Wojtal, ekspertka think-tanku Agora Energiewende i wieloletnia uczestniczka ONZ-owskich szczytów klimatycznych, tzw. COP-ów.

„Plan ścięcia emisji o połowę do 2030 roku przez największą światową gospodarkę nie tylko wyznacza nowy standard dla ambicji innych państw, które mają przedłożyć swoje cele przed COP26 [najbliższym szczytem klimatycznym w listopadzie w Glasgow - przyp. red.], ale wskazuje także na kierunek zmian w polityce ekonomicznej USA – tak wewnętrznej, jak i zewnętrznej” - mówi Wojtal.

“Moim zdaniem można już śmiało mówić, że dzięki zwołanemu przez Bidena szczytowi przywódców, polityka klimatyczna stała się nową, priorytetową osią współpracy międzynarodowej. W tym nowym znaczeniu będzie wymagała od jej uczestników nie tylko politycznych deklaracji, ale przede wszystkim efektów redukcyjnych i technologicznych, w które trzeba będzie odpowiednio dużo i z wyprzedzeniem zainwestować” – dodaje ekspertka.

Boom z niższymi emisjami?

Przed Bidenem trudne zadanie. Nowe zobowiązanie (dodajmy, że niewiążące formalnie, choć brak realizacji może okazać się kosztowny politycznie i geopolitycznie) zostało ogłoszone w chwili, gdy USA są na progu wyjścia z pandemii koronawirusa, a więc redukcja emisji będzie mieć miejsce w warunkach prawdopodobnie szybkiego wzrostu gospodarczego, co z reguły pozytywnie koreluje z szybszym wzrostem emisji.

W dodatku Bidena czekają wyczerpujące targi z „własną” Partią Demokratyczną, która dysponuje dość wątłą większością w obu izbach Kongresu. W większości konserwatywny Sąd Najwyższy również może w pewnym momencie okazać się przeszkodą.

Technicznie osiągnięcie redukcji rzędu 50 proc. nie będzie łatwe, choć część zadania została już odrobiona: szacuje się, że redukcja emisji w USA sięgnie w tym roku ok. 20 proc. względem roku 2005.

Problem – lub wyzwanie – w tym, że niemal całość dotychczasowej redukcji USA zawdzięcza ograniczeniu emisji w sektorze elektroenergetyki.

USA należą do czołówki emitentów CO2 także pod względem emisji per capita. Po odliczeniu mało ludnych krajów takich, jak Katar (3 mln ludzi, emisje CO2 w 2017 roku: 49 ton per capita) czy Trynidad i Tobago (1,2 mln ludzi, 30 ton), blisko 330-milionowe USA emitują ok. 16 ton CO2 na mieszkańca rocznie. To ponad dwukrotnie więcej niż Chiny - które całościowo, ze względu na populację liczącą 1,4 mld ludzi, są największym emitentem jako gospodarka - i prawie osiem razy więcej niż Indie (całościowo: trzeci największy emitent).

„Jedną z możliwych ścieżek do osiągnięcia celu 50 proc. byłaby kombinacja przyspieszonej redukcji emisji CO2 w sektorze energetycznym, szybkiej ekspansji pojazdów elektrycznych w sektorze transportu i niewielkiego spadku w innych sektorach w stosunku do obecnego scenariusza kontynuacji trendów” – pisze amerykański think-tank klimatyczny The Breakthrough Institute.

Oznacza to, że samochody elektryczne musiałyby osiągnąć udział 15 proc. w sprzedaży nowych pojazdów w roku 2025 i aż 50 proc. w roku 2030 - błyskawiczny wzrost z ok. 2 proc. obecnie. E-samochody musiałyby w efekcie stanowić jedną czwartą wszystkich samochodów poruszających się po amerykańskich drogach - dziś odsetek ten wynosi mniej niż 1 proc.

Swoją drogą nieźle obrazuje to – odpowiednio pomniejszoną – skalę przemian potrzebnych w Polsce, gdzie dyskusja również koncentruje się głównie na redukcji emisji ze spalania węgla na potrzeby produkcji prądu; o transporcie, rolnictwie, przemyśle czy budownictwie wciąż mówi się stosunkowo mało.

Jedna z możliwych ścieżek dekarbonizacji amerykańskiej gospodarki w kontekście szybkiego wzrostu gospodarczego zakłada spadek emisji o 4 proc. już w roku 2022 i dalsze nieprzerwane spadki rzędu 4-6 proc. rocznie przez wszystkie kolejne lata do roku 2030. Cel redukcyjny USA to oczywiście „tylko” etap na drodze do neutralności klimatycznej około roku 2050.

Klimatyczna dyplomacja

Nowy cel redukcji emisji USA trwale wprowadza politykę klimatyczną do wewnętrznej polityki gospodarczej Waszyngtonu, a także do polityki zagranicznej kraju. Nadrzędnym celem Bidena było ponowne włączenie USA do światowej dyplomacji klimatycznej, a to – mówi OKO.press Katarzyna Snyder z Instytutu Zielonej Gospodarki – powinno zmobilizować innych emitentów, w tym tych największych, jak Chiny, Indie i Rosja, a więc kraje rywalizujące z USA na bez mała wszystkich polach geopolitycznej szachownicy.

„Faktycznie, ani Chiny, ani Indie i Rosja nie ogłosiły tak konkretnych celów jak USA, ale bez szczytu Bidena i jego deklaracji w ogóle nie mówilibyśmy teraz o możliwych do przedstawienia ambicjach tych krajów.

Na razie jednak Pekin, Delhi i Moskwa będą pilnie obserwować czy za deklaracjami Bidena pójdą czyny, czyli przede wszystkim czy prezydent będzie w stanie przeprowadzić tzw. Pakiet Infrastrukturalny przez Kongres i wpisać dekarbonizację w system gospodarczy kraju tak, by kolejny prezydent nie mógł tego odwrócić” – mówi Snyder.

Poza USA także Japonia i Kanada ogłosiły, że podnoszą swoje cele dotyczące redukcji emisji. Japonia chce zredukować emisje o 46 proc. do roku 2030, a cel Kanady to obniżka o 45 proc – w obu przypadkach chodzi o redukcję względem roku 2005.

O nowym celu redukcji emisji Unii Europejskiej – o co najmniej 55 proc. do roku 2030 względem roku 1990 - pisaliśmy w osobnym tekście. Zbliżona zapowiedź padła też ze strony Korei Południowej.

Chiny: neutralność za cztery dekady

Chiny, Indie i Rosja – a więc odpowiednio największy, trzeci i czwarty emitent CO2 na świecie – nowych celów nie przedstawiły. Jak mówi Snyder, na razie będą się przyglądać bitwie Bidena z Kongresem, ale nie oznacza to, że nie robią nic. Rozeznanie w przypadku Chin i Rosji utrudnia jednak słaba transparentność ich rządów. W przypadku Chin wiemy tyle, że już we wrześniu zeszłego roku Pekin zapowiedział, że chińskie emisje CO2 osiągną punkt kulminacyjny przed rokiem 2030. Najdalej w roku 2060 Chiny mają stać się krajem neutralnym klimatycznie.

„Chiny zobowiązały się do przejścia od szczytowego zużycia węgla do neutralności klimatycznej w czasie znacznie krótszym niż wiele krajów rozwiniętych i będzie to wymagać nadzwyczajnie trudnych wysiłków ze strony Chin” - powiedział przewodniczący Chin Xi Jinping na szczycie Bidena.

Szczegółów jak na razie brak.

„Chiny oszczędnie dawkują informacje na temat swoich ambicji, ale zapowiedź redukowania zużycia węgla po 2025 roku stanowi zdecydowane potwierdzenie kierunku wyznaczonego w ubiegłym roku, kiedy Pekin jednostronnie zadeklarował wyzerowanie emisje CO2 do 2060 roku. Nie bez znaczenia są także zmiany we wspólnym oświadczeniu chińsko-amerykańskim, przyjętym na kilka dni przed szczytem Bidena, gdzie pojawia się sformułowanie »kryzys klimatyczny« – po raz pierwszy w historii amerykańsko-chińskich stosunków dyplomatycznych” - mówi Wojtal.

“Wraz z takimi oświadczeniami zmienia się także chińska narracja krajowa, otwierając przestrzeń polityczną do wprowadzania nowych, odważniejszych polityk na rzecz redukcji emisji. W wymiarze międzynarodowym powinno to ostatecznie dać do myślenia wszystkim tym, którzy nadal liczą na renesans węgla i odejście największych gospodarek od międzynarodowej współpracy na rzecz klimatu” – dodaje ekspertka.

Jednak zanim to nastąpi, z Chin spływają dane dotyczące inwestycji w nowe moce węglowe – mowa o 46 gigawatach, na które władze wydały pozwolenia tylko w roku 2020, alarmowało Greenpeace na koniec marca. To ponad trzykrotnie więcej niż w latach 2017-2019.

Należy pamiętać, że szczyt Bidena wypadł na pół roku przed COP26 w Glasgow, gdzie zwiększenie ambicji klimatycznych będzie głównym tematem.

“W ciągu sześciu miesięcy dzielących nas od Glasgow tematy wyższych celów redukcyjnych i korzyści wynikających ze wspierania proklimatycznych inwestycji mają realną szansę zdominować wszystkie znaczące światowe fora, w tym G7 i G20. Zaryzykowałabym twierdzenie, że w tak dobrej formie wyjściowej dyplomacja klimatyczna nie była jeszcze nigdy – i to pomimo pandemii, która nadal pochłania znaczną część uwagi światowych przywódców” – mówi Wojtal.

;

Udostępnij:

Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Komentarze