Swojej partnerce, nad którą się znęcał, wybił zęby. Jest znany z antysemityzmu, był oskarżany o homofobię i rasizm. Politycy Zjednoczonej Prawicy od dawna marzyli, żeby zatrudnić Mela Gibsona do promocji Polski. Dlaczego ich tak pociąga?
Dzień przed oficjalnymi obchodami stulecia niepodległości Polska Fundacja Narodowa wyemitowała spot, w którym odzyskiwanie wolności jest przedstawione jako powrót do domu:
Kilka godzin od publikacji wersja polska miała ponad 300 tysięcy wyświetleń, a angielska prawie 90 tys.
Spot zbiera pozytywne recenzje, co jest zaskoczeniem, bo poprzednie produkcje Fundacji wywoływały raczej oburzenie. Była wśród nich propagandowa kampania przeciwko sądom i sędziom oraz film o powstaniu w getcie warszawskim. Manipulując faktami, sugerował, że Armia Krajowa prowadziła wielką akcję pomocy powstańcom z getta. Szczegółowo analizowaliśmy go tutaj.
Spot z okazji święta niepodległości jest sprawnie zrobiony i sympatyczny, ma jednak przynajmniej dwa felery:
Radio Tok FM porównało panoramę Warszawy pokazaną w spocie z tą z Google Maps. Okazuje się, że tam, gdzie powinno być widać PKiN, jest powietrze. W oświadczeniu przysłanym do radia Fundacja wyjaśnia, że chodzi o prawa autorskie, które chronią wizerunek pałacu.
Problematyczny jest też wybór lektora i twarzy promującej obchody polskiej niepodległości, czyli Mela Gibsona.
Wybór Gibsona nie jest przypadkowy. Politycy rządzącego obozu fantazjowali o tym aktorze od dawna:
„Trzeba zatrudnić Cruise'a lub Gibsona, czy kogoś, kto jest znany na całym świecie. Hollywoodzkiego aktora, który zagrałby Polaka podczas II wojny światowej i pokazał prawdziwą historię” — mówił Mariusz Błaszczak podczas spotkania z Polonią w Instytucie Piłsudskiego w Nowym Jorku we wrześniu 2016.
Roztaczał wówczas wizję produkcji filmu o rotmistrzu Pileckim albo o Polakach biorących udział w Bitwie o Anglię, ale z udziałem aktorów z Hollywood.
Przyklasnął mu wtedy wiceminister kultury Jarosław Sellin: „Gibson byłby idealnym Janem III Sobieskim. Proszę go sobie wyobrazić z tym przyklejonym wąsem, ucharakteryzowanego na sarmatę” — mówił w RMF FM.
Gibson to wielka gwiazda lat 90., najpierw role w "Mad Max", a później w "Braveheart. Waleczne serce" (1995), który również wyreżyserował, przyniosły mu gigantyczną rozpoznawalność. Dla wielu stał się symbolem walki z silniejszym opresorem - grany przez niego William Wallace był przywódcą powstania Szkotów przeciwko angielskiej koronie w XIII wieku.
Zapewne Błaszczak i Sellin oraz szefostwo Fundacji pamiętają, jak filmowy Wallace-Gibson z twarzą umalowaną na niebiesko przemawia przed rozstrzygającą bitwą pod Stirling:
"Przyszliście walczyć jako wolni ludzie i zaiste jesteście wolni. Co zrobicie bez wolności? Będziecie walczyć? Owszem, możecie walczyć i zginąć – odejdźcie, a będziecie żyć. I odchodząc potem z tego świata, czy nie oddalibyście całego tego życia za tę jedną szansę, by zaszydzić z naszych wrogów, że mogą odebrać nam życie, ale nigdy nie odbiorą nam wolności!"
Tyle że filmowa historia to jedno, a życie drugie. Gibson nie jest - najdelikatniej mówiąc - postacią kryształową i daleko mu do postaci, które zdarzało mu się grywać.
Gibson realny:
Z tych wszystkich powodów z pracy z Gibsonem zrezygnował m.in. Leonardo di Caprio, a najbardziej amerykańska telewizyjna gwiazda Barbara Walters, ogłosiła, że nie pójdzie już nigdy na żaden film z jego udziałem.
Jednak po 10 latach ostracyzm słabnie, a Gibson powoli powraca do łask amerykańskiego środowiska filmowego, wziął m.in. udział w ceremonii rozdania Oskarów w 2017 roku (był nominowany za reżyserię filmu "Przełęcz ocalonych").
Dlaczego polskie państwo wybiera do promocji naszej państwowości osobę tak obciążoną, tak skompromitowaną? Czy Polska powinna pomagać damskiemu bokserowi w powrocie na filmowe salony?
Wydaje się, że Gibsonowi jest zaskakująco blisko wizji męskości promowanej przez polskie obecne władze. Przemoc, nieliczenie się z innymi kulturami, kobiety i geje pod butem.
Taką samą męskość będzie można zobaczyć podczas wspólnego marszu premiera Mateusza Morawieckiego, prezydenta Andrzeja Dudy i narodowców 11 listopada.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze