Otto von Bismarck pozostawił po sobie trwały ślad nie tylko w pamięci Polaków, ale też w polskim krajobrazie. Te „pamiątki” często budzą kontrowersje, jak w Nakomiadach i Barlinku
Czy dzisiaj nazwisko Bismarcka budzi jeszcze emocje? Polakom kojarzy się przede wszystkim z XIX-wiecznymi represjami w zaborze pruskim oraz z niemieckim imperializmem.
Nieco bardziej zniuansowany obraz niemieckiego przywódcy podaje historyk Norman Davies. W swojej słynnej Europie pisał: „Był człowiekiem ogromnych kontrastów – zarówno w usposobieniu, jak i w polityce. Ten Żelazny Kanclerz o groźnym obliczu, jakie ukazywał światu w Reichstagu i podczas spotkań dyplomatycznych, w życiu prywatnym był cierpiącym na bezsenność histerykiem oraz – jak niedawno odkryto – morfinistą. Był zamożnym junkrem […], a jednocześnie kierował największym w Europie programem uprzemysłowienia. Był pruskim konserwatystą starej daty i monarchistą, który pogardzał swoim monarchą, przyjął nacjonalizm liberalnej opozycji i dał Niemcom powszechne prawo głosu oraz system ubezpieczeń społecznych. Był zwycięskim militarystą, nieskończenie sceptycznym wobec owoców zwycięstwa”.
Jak zwraca uwagę historyk, nawet krytycy Bismarcka doceniają jego polityczną maestrię, kwestionując jedynie jego zasady moralne oraz intencje. „Dla krytyków o poglądach liberalnych był i pozostanie, by zacytować Isaiaha Berlina, »człowiekiem wielkim i złym«. Widzą w nim agresora, który świadomie używał wojny jako narzędzia polityki (i co gorsza, robił to z powodzeniem); oszusta, który wprowadzał określone formy demokracji po to, aby zachować niedemokratyczny pruski establishment; tyrana, który bezlitośnie zwalczał swoich przeciwników brutalnymi narzędziami władzy państwowej: katolików za pomocą Kulturkampf, Polaków – za pomocą Komisji Kolonizacyjnej, socjaldemokratów – za pomocą proskrypcji”, pisze Davies.
Nawet jeśli nie do końca świadomie, niemiecki polityk rozbudził nacjonalistyczne siły i emocje, które zbierały krwawe żniwo jeszcze długo po jego śmierci w roku 1898.
Dziś pozornie wydawałoby się, że nazwisko Żelaznego Kanclerza straciło sporo z dawnej ponurej mocy. Mamy marynowane bałtyckie śledzie à la Bismarck i nikt nie protestuje. Archipelag Bismarcka oraz Morze Bismarcka położone w okolicach Papui Nowej Gwinei zachowały swoje nazwy, pomimo oczywistych związków z niemieckim kolonializmem. Jeszcze na przełomie lat 80. i. 90 XX wieku w piłkarskiej reprezentacji Brazylii występował pomocnik znany jako Bismarck, grał nawet na mundialu we Włoszech. Zaś wrak hitlerowskiego pancernika Bismarck kojarzy się z przygodami morskich eksploratorów, usiłujących dotrzeć do szczątków okrętu leżących na głębokości prawie pięciu kilometrów pod wodą na północno-wschodnim Atlantyku.
Lecz nie wszyscy zapomnieli. Dawną Salę Bismarcka w berlińskiej siedzibie niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych w 2023 roku przemianowano na Salę Jedności Niemiec, pomimo protestów rodziny Żelaznego Kanclerza. Z drugiej strony nikt nie tknął ponad trzydziestometrowego pomnika w Hamburgu, na którym Bismarck wystylizowany na średniowiecznego rycerza – być może na Zygfryda z Pieśni o Nibelungach, do którego go porównywano – przypomina o wszystkich demonach niemieckiej historii.
Ba, nie brakuje pomysłów, by stawiać mu nowe monumenty.
„Kiedy w 2021 roku stowarzyszenie chóralne z Budziszyna ogłosiło, że chce postawić pomnik Bismarcka na szczycie łużyckiej góry Czorneboh, krytykujący tę inicjatywę Instytut Serbołużycki przypominał, że polityka Bismarcka skierowana była także m.in. przeciwko Polakom. W liście otwartym Instytut napisał wtedy, że »decyzja ta wznosi na piedestał postać historyczną, która w najmniejszym stopniu nie nadaje się na pozytywny punkt odniesienia dla kultury pamięci demokratycznego, solidarnego i kosmopolitycznego społeczeństwa«. Przypomniano słowa Bismarcka z napisanego w 1861 rok listu do siostry: »Bijcie Polaków tak długo, dopóki nie utracą wiary w sens życia; współczuję im ich sytuacji, ale jeśli chcemy przetrwać, nie możemy zrobić nic innego, jak tylko ich wytępić. Wilk nic nie poradzi na to, że Bóg go stworzył jakim jest, a jednak do wilka strzela się, kiedy tylko można«”, czytamy na stronach portalu historycznego Dzieje.pl.
Abstrahując od polityki Żelaznego Kanclerza, trudno zaprzeczyć, że pamięć o nim odcisnęła piętno na krajobrazie – także na terenach znajdujących się już w granicach Polski. Związane z nim monumenty stały się po prostu atrakcjami turystycznymi.
Koronnym tego przykładem są Wieże Bismarcka. Niemcy stawiali je ku czci swego polityka dosłownie wszędzie, a zaczęli jeszcze za życia Żelaznego Kanclerza. Wzniesiono takich wież i kolumn blisko ćwierć tysiąca. Pierwsza stanęła w 1869 roku w Janówku pod Wrocławiem. Do dziś przetrwało około czterdziestu. Nie zachowały się na kolonizowanych przez Niemców terenach zamorskich: w Tanzanii, Kamerunie i Papui-Nowej Gwinei. Stoi jednak wciąż Bismarckturm w chilijskim Concepcion. W Polsce wież przetrwało kilkanaście: w Dzierżoniowie, Janówku, Lęborku, Mrągowie, Nysie, Okonku, Sobótce, Srokowie, Szczecinie (na zdjęciu u góry), Szczecinku, Świdwinie, Świebodzinie, Wieleniu, Wilkanowie, Żaganiu i Żarach. W Malinowie koło Działdowa stoi monument nazywany zwyczajowo Wieżą Bismarcka, lecz ostatnio przeważa opinia, że był to monument na cześć ofiar I wojny światowej. Po włączeniu do Polski w 1920 roku przechrzczono go na Wieżę Wolności.
Wieże Bismarcka znajdują się w różnym stanie, nieodmiennie budząc jednak ciekawość turystów i przyciągając wycieczkowiczów. Nie wszyscy wiedzą, z czym naprawdę mają do czynienia.
To nie tylko pomniki militaryzmu i imperializmu z czasów Prus, a następnie Cesarstwa Niemieckiego. Te monumenty odgrywały swoją rolę także później, w czasach hitleryzmu.
Wiele z tych budowli zostało zaprojektowanych lub zainspirowanych przez niemieckiego architekta Wilhelma Kreisa. W 1899 roku wygrał bezapelacyjnie w konkursie na wieże Bismarcka ogłoszonym przez Niemiecki Związek Studentów. Zwycięski projekt nazywał się Zmierzch bogów. Tytuł nawiązywał do jednej z oper składających się na słynny Pierścień Nibelunga Richarda Wagnera, a odwołujących się do starogermańskich pogańskich mitów, średniowiecznych sag i eposów. Ich bohaterem był Zygfryd, z którym notabene chętnie utożsamiano Bismarcka.
„W 1871 roku po zwycięstwie w wojnie francusko-pruskiej, kiedy upragnione zjednoczenie Niemiec wreszcie się dokonało, Zygfryd stał się symbolem tryumfujących Niemiec. Dzieląc jego imię na sylaby, otrzymujemy Sieg (zwycięstwo) i Fried (pokój), jak u Wagnera; Zygfryd lepiej niż ktokolwiek uosabiał dawną wojskową zasadę, że prawdziwy pokój może nadejść dopiero po zwycięstwie odniesionym na wojnie”, pisze Rosa Sala Rose w Krytycznym słowniku mitów i symboli nazizmu.
Tytułowy Zmierzch bogów to nordycki Ragnarök, ostateczna wielka walka mitologicznych bóstw, z której wyłoni się lepszy świat. Projekty Kreisa zakładały, że na szczycie wieży rozpalać można w wielkiej czarze ogień – na cześć Żelaznego Kanclerza, niczym bohatera rodem z germańskich mitów i oper Wagnera.
Wielkim miłośnikiem tego kompozytora był Adolf Hitler. On też widział się w roli bohatera średniowiecznych sag, który przywróci Niemcom wielkość po upokorzeniu porażki w I wojnie światowej, a świat wprowadzi w nową erę. Wieże Bismarcka stały się za jego rządów tłem nazistowskich demonstracji, a czasem także palenia książek. Kreis w Trzeciej Rzeszy był zaś wielce szanowany: znalazł się na liście najważniejszych artystów w państwie.
Ryszard Karuzo w przewodniku Mazury Wschodnie i Suwalszczyzna tak opisuje jedną z zachowanych wież – na tzw. Diablej Górze w Srokowie, między Węgorzewem i Kętrzynem, wzniesioną w roku 1902 – „Wieżę w Srokowie, o wysokości 12,5 m, z wejściem, nad którym wmurowano podobiznę kanclerza od zachodu oraz z prostopadłościenną przybudówką wysokości 5 m od wschodu, wzniesiono z kamieni polnych zebranych i dowiezionych przez okolicznych gospodarzy »w czynie społecznym«, a od wewnątrz wzmocniono cegłą dostarczoną z cegielni w Srokowie i innych zakładów. Schody wiodły na platformę widokową zwieńczoną krenelażem, na której umieszczono blaszany kocioł ogniowy – układano w nim w kształcie piramidy stos torfu nasączonego naftą i podpalano z okazji urodzin Bismarcka albo innych uroczystości. Z platformy rozciągała się rozległa panorama bliższych i dalszych okolic, aż po jez. Święcajty i Węgorzewo na wschodzie. W przybudówce urządzono restaurację. Nad jej stropem znajdował się taras widokowy z balustradą. Całość wykonała firma budowlana z Kętrzyna w ciężkim, pseudoromańskim stylu”.
Po raz pierwszy wieżę uszkodzono w 1914 roku w trakcie pierwszowojennych niemiecko-rosyjskich walk, gdy pocisk artyleryjski rozerwał jej ciężkie dębowe drzwi. W latach późniejszych oczywiście je naprawiono. Po 1945 roku wieża popadała w zapomnienie. Dziś jest malowniczą ruiną.
Inne konotacje ma dawna posiadłość von Bismarcków pod Słupskiem: pałac w Warcinie z zespołem dworskim i pozostałościami po rodzinnej kaplicy. Tam, gdzie niegdyś niemiecki przywódca rozmyślał nad nowymi sojuszami i podbojami oraz rugał Polaków, dziś mieści się Technikum Leśne. „Obiekt jest dostępny dla zwiedzających. W swych murach pałac kryje też hotel i restaurację. We wnętrzu na uwagę zasługuje sala kominkowa oraz obszerny hall z trofeami myśliwskimi. Pałac otacza piękny park z cennym starodrzewem. W pobliżu znajduje się źródełko leśne, ogród botaniczny, kaplica Bismarcków oraz Centrum Edukacji Regionalnej w dawnej wozowni stojącej niedaleko pałacu”, zachwala pałac Słupsk na swojej stronie internetowej. Resztki wspomnianej kaplicy – rodowego mauzoleum, rozebranego po II wojnie światowej – znajdują się na pobliskiej Czarciej Górze, przyciągającej turystów nie tylko znanym nazwiskiem, lecz także opowieściami o czarownicach.
Z kolei należącym również do von Bismarcków w dworze w Kulicach, leżącym około 70 km od Szczecina, działała od lat 90. XX wieku Fundatia Europea Pomerania, skupiona na relacjach polsko-niemieckich. Dziś znajduje się tam Międzynarodowy Ośrodek Badań Interdyscyplinarnych Uniwersytetu Szczecińskiego. „Ośrodek w Kulicach zajmuje się organizacją międzynarodowych konferencji naukowych, seminariów, warsztatów, debat i szkoleń dla zróżnicowanego grona odbiorców – uczelni wyższych, szkół, instytucji kultury, stowarzyszeń, samorządów i innych podmiotów. Prowadzi również działalność usługową – wynajem pomieszczeń na spotkania biznesowe i komercyjne, organizację uroczystości okolicznościowych i rodzinnych oraz noclegi indywidualne”, czytamy na jego stronach.
Chętni, by zwiedzać region i dawne dobra niemieckiego rodu, mogą skorzystać z przewodnika Śladami Bismarcka po Pomorzu – vademecum historyczno-turystyczne, którego autorami są regionalista Jarosław Ellwart i niemiecki historyk Peter Oliver Loew.
W zupełnie innym regionie znajduje się obiekt, który narobił sporo szumu w polskich mediach dwadzieścia lat temu. To głaz upamiętniający Bismarcka, znajdujący się w mazurskiej wsi Nakomiady. W ten sposób uhonorowali polityka mieszkańcy w roku 1899, rok po jego śmierci. Po II wojnie światowej monument popadł w zapomnienie, inskrypcja na cześć Żelaznego Kanclerza się zacierała. Jak wyjaśnia w przewodniku Mazury od środka Wojciech Marek Darski, „kamienny obelisk ku czci Bismarcka przetrwał na swoim miejscu do lat 60. ubiegłego stulecia, kiedy to przy pracach kanalizacyjnych obalono go i przysypano ziemią. Latem 2005 roku został przypadkowo wydobyty”. Z inicjatywy miejscowej radnej, mieszkanki wsi o polsko-niemieckich korzeniach, kamień znów postawiono, a napis odnowiono.
Wtedy wybuchł konflikt. Wielu mieszkańców nie widziało w tym nic złego, uważając głaz za historyczny element krajobrazu i lokalnej tożsamości. Inni podkreślali, że Bismarck był wrogiem Polaków, a głaz go gloryfikuje. Sąd uznał, że w tym kształcie monument stanowi samowolkę budowlaną i nakazał go rozebrać. Czyli w praktyce głaz pozostał na miejscu, ale przewrócony, z zatartą inskrypcją o niemieckim polityku. „Kamień ponownie położono i w tej pozycji znajduje się do dzisiaj. Leży na skwerku stanowiącym wysepkę skrzyżowania dróg, naprzeciwko wiejskiego krzyża. W miejscu ustawienia w 1899 roku. Kamień znajduje się w »Spisie obiektów zabytkowych ujętych w gminnej ewidencji zabytków« gminy Kętrzyn, lecz nie posiada sygnaturki wpisu do rejestru zabytków”, wyjaśnia przewodnik i regionalista Mariusz Kwiatkowski.
Od paru lat emocje budzi zaś sprawa z Barlinka. Znajduje się tam Dąb Pokoju, posadzony po zwycięstwie Bismarcka w wojnie francusko-pruskiej. Przez ostatnie pokolenia drzewo stało się już tylko trochę zapomnianą atrakcją przyrodniczą. To się zmieniło, gdy – jak podaje miejscowe Centrum Informacji Turystycznej – po ponad półtora wieku idea Dębu Pokoju została odświeżona, a miejsce wzbogacono o pamiątkowy kamień: „W porannych godzinach 13.03.2023 z okazji działań w ramach wymiany młodzieży realizowanej przez Szkołę Podstawową nr 1 w Barlinku odbyło się odsłonięcie symbolicznego kamienia ku czci POKOJU. Kamień jest usytuowany pod historycznym dębem przy ul. Strzeleckiej. W tych trudnych czasach zawieruchy wojennej na Ukrainie, ale i w innych miejscach na Świecie młodzież z Barlinka, Irlandii, Szwecji i Niemiec wypowiedziała w swoich językach pragnienie, by pokój zagościł na Świecie”.
Ta inicjatywa spotkała się jednak z krytyką ze strony niektórych mieszkańców. Przypomniano, że traktat pokojowy po wojnie francusko-pruskiej nie przyniósł wcale sprawiedliwości i spokoju, lecz wzmocnił militarnego ducha w Berlinie i stał się zarzewiem kolejnych, jeszcze krwawszych konfliktów. Drzewo nie przypadkiem nazywano czasami Dębem Bismarcka, który nie był aniołem pokoju – a przynajmniej nie dla ościennych nacji. Podobne drzewa – Dęby Pokoju czy Dęby Bismarcka – sadzono zresztą także w innych miejscach, na przykład w Bolesławcu czy Żaganiu.
„Zamiast stać się symbolem polsko-niemieckiego pojednania, ta sprawa wznieca tylko spory”, mówi Katarzyna Gerlecka, protestująca w Barlinku. Sceptyczni są także naukowcy. m.in. historyk prof. Richard Butterwick-Pawlikowski. „Jak najbardziej rozumiem rosnące zainteresowanie przeszłością ziem północnych i zachodnich Rzeczypospolitej Polskiej. Pruskich okresów historii nie należy wymazać ze zbiorowej pamięci mieszkańców tych ziem. Warto np. upamiętnić ludzi pochodzących stąd, którzy zasłużyli się ludzkości na różnych polach i nie baczyć na to, że ich ojczystym językiem był niemiecki” – mówi OKO.press profesor – „Natomiast zarówno samorządowcy, jak i nauczyciele, powinni mieć świadomość, że wiele »pamiątek« czasów Królestwa Pruskiego ma ładunek mocno antypolski. Warto przypominać, że Otto von Bismarck, który eksponował swoją wrogość do Polaków i polskości, doprowadził do powstania II Rzeszy Niemieckiej drogą »żelaza i krwi«, poprzez sprowokowane przezeń wojny z Danią, Austrią i Francją. Szczególnie drastyczny traktat narzucony Francji w 1871 roku świadczy o tym, że nie każdy pokój jest wart celebrowania. Uczynienie np. dębu zasadzonego jako znak zwycięstwa pruskiego oręża symbolem lub pomnikiem jakiegoś ogólnego »pokoju«, jak to ma miejsce w Barlinku, jest w najlepszym razie rażącą naiwnością i nieporozumieniem”.
Także prof. Grzegorz Kucharczyk z UAM, specjalizujący się w historii Niemiec i w myśli politycznej XIX-XX wieku, stwierdził, że sprawę dębu posadzonego po wojnie francusko-pruskiej potraktowano w Barlinku bezrefleksyjnie. Jakby zupełnie obojętny był ciąg wydarzeń, który nastąpił później po 1871 roku. Profesor podkreśla w nagraniu na Youtube, że klęska Francji i ich cesarza Napoleona III, krewniaka Bonapartego z Mazurka Dąbrowskiego, stanowiła traumatyczne przeżycie dla ówczesnych Polaków, co widać w pamiętnikach z epoki. Sam dąb, niby sielski i niewinny, był na Wschodzie niemieckiego imperium symbolem politycznym i ideologicznym. Znakiem siły.
Symbolika dębu odwołuje się do starogermańskich, pogańskich tradycji, w których drzewo to poświęcono bogu grzmotu – Thorowi. A także do historii: to w Lesie Teutoburskim Germanie zatrzymali Rzymian w walnej bitwie w 9 roku n.e. Prof. Nina Gładziuk w artykule Silva Theutonica. Las jako mitologem niemieckiej odrębności szczegółowo opisuje, że od czasu rozpowszechnienia starożytnego etnograficznego dzieła Tacyta Germania, z lasem wiązano germańską mitologię i niemiecki charakter narodowy. „Od humanistów epoki Odrodzenia, przez wiek świateł, dziewiętnastowieczny romantyzm i ruchy volkistowskie, liczne nurty witalizmu popularne na przełomie wieków i w pierwszych dekadach XX, aż po imaginarium czasów narodowego socjalizmu – trwa ideowa, artystyczna i propagandowa eksploatacja mitu, zgodnie z którym germańskie plemiona »zawsze były ludem odrębnym, czystym i podobnym tylko do siebie«. Las, który zamieszkiwały, pozwolił im, niczym mur obronny przed obcymi, zachować czystość rasy i języka. Ukształtował też narodowy charakter i nadał mu szczególne rysy mentalne, jak niechęć do życia zurbanizowanego i surowa obyczajność, jak mistyczna więź z siłami natury i zamiłowanie do wojny”, pisze prof. Gładziuk.
Las łączył się z niemieckim ludem (volk) i ruchem volkistowskim, gloryfikującym germańskiego ducha. Żydów, jak pisze prof. Gładziuk, uważano za „roślinę pasożytującą na pniach innych narodów”. Na początku XX wieku symboliki dębu używały ekstremistyczne prawicowe organizacje, na przykład Towarzystwo Thule, w którego emblemacie gałęzie tego drzewa krzyżowały się z mieczem i swastyką.
Dęby hołubiono w Trzeciej Rzeszy, ostentacyjnie sięgającej po starogermańskie, pogańskie symbole.
Podczas „olimpiady Hitlera” w Berlinie w 1936 roku zwycięzcom wręczano nie tradycyjne wieńce laurowe i oliwne, lecz dębowe. Orzeł w godle Trzeciej Rzeszy trzymał w szponach właśnie wieniec z liści dębu ze swastyką w środku. Czy sama nazwa Dąb Pokoju nie nawiązuje do hołubionego w Trzeciej Rzeszy mitycznego germańskiego bohatera Zygfryda (Sieg-Fried) i przekonania, że prawdziwy pokój przynosi zwycięska wojna?
O tym wszystkim nie przeczytamy w opisie, kryjącym się pod kodem QR na plakietce umieszczonej na kamieniu przy drzewie. „Uważam, że popełniono tu błąd i trzeba to zmienić. Na przykład zmieniając opis. To kwestia merytorycznej wiedzy, tu nie ma żadnej jatki politycznej. Tylko co z dziećmi z Irlandii, Szwecji i Niemiec, które wprowadzono w błąd? Teraz wszyscy umywają ręce. Powiedziano mi, że to był pomysł nauczycieli i inicjatywa w ramach europejskiego projektu Erasmus. Ministerstwo Edukacji i kurator oświaty w Szczecinie odpisują mi, że nie odpowiadają za działania dyrektorki szkoły, ani nauczycieli, choć uroczystość odsłonięcia odbyła się w poniedziałek, 13 marca w godzinach porannych”, mówi Katarzyna Gerlecka.
Jak podkreśla, w przypadku pozostawienia pomnika w obecnym stanie w grę wchodzi jeszcze jedno niebezpieczeństwo. Powołując się m.in. na rozprawę doktorską Sławomira Ozdyka Znaczenie polityczne symboliki organizacji neonazistowskich w Republice Federalnej Niemiec Gerlecka wskazuje, że w sytuacji, gdy zakazane zostały znaki jawnie kojarzące się z nazizmem – jak swastyka czy hitlerowski orzeł – atrakcyjne dla neonazistów są mniej jednoznaczne skojarzenia. Te związane z ideami volkistowskimi oraz z nacjonalizmem Cesarstwa, czyli II Rzeszy. Takie jak dąb, symbol starogermańskiego ducha, zwycięskiej wojny, ale też hitlerowskiego wieńca.
Jasne zdanie na temat tego, co powinno stać się z drzewem i głazem w Barlinku, ma prof. Butterwick-Pawlikowski. „Opisy takich »pamiątek« nie powinny milczeć o mrocznych stronach pruskiego militaryzmu, niemieckiego nacjonalizmu i pseudonaukowego rasizmu, którymi Bismarck i jego następcy się posługiwali, aby utrzymać się przy władzy. Apeluję więc do władz samorządowych i oświatowych w Barlinku, aby te informacje stosownie korygowały”, stwierdza profesor.
Co na to Urząd Miejski w Barlinku? Pytam, czy w związku z kontrowersjami – które sygnalizowali miejscowi aktywiści, ale też historycy – Urząd planuje jakiekolwiek zmiany? Na przykład przeformułowanie treści w opisie Dębu? W odpowiedzi czytamy w e-mailu, wysłanym w imieniu burmistrzyni Barlinka Barbary Lewandowskiej:
„Z przykrością zauważamy, że przesłane przez Pana pytania nacechowane są sugestywnym tonem, który z góry zakłada określoną interpretację zarówno intencji inicjatorów, jak i charakteru samego miejsca. Tego rodzaju narracja nie tylko utrudnia rzeczowy dialog, ale również pomija kontekst oraz fakty, które były już wielokrotnie publicznie przedstawiane. Dąb Pokoju przy ul. Strzeleckiej nie jest ani pomnikiem, ani symbolem historycznym w rozumieniu formalnym, ideologicznym czy państwowym. To oddolna inicjatywa uczniów i nauczycieli Szkoły Podstawowej nr 1 w Barlinku, zrealizowana w ramach międzynarodowego projektu Erasmus+ z udziałem młodzieży z Polski, Irlandii, Niemiec i Szwecji. W trakcie projektowych dyskusji, w kontekście narastających napięć na świecie oraz wojny w Ukrainie, młodzież postanowiła symbolicznie zamanifestować swoje przywiązanie do idei pokoju i współpracy ponad podziałami. W duchu poszanowania przyrody oraz wartości zero waste, zdecydowano się nadać nowe znaczenie istniejącemu drzewu – jako znak sprzeciwu wobec przemocy i konfliktów zbrojnych. Dąb ten, choć wiekowy, nigdy nie był elementem oficjalnej narracji historycznej ani nośnikiem treści politycznych. Propozycja nadania mu nazwy »Dąb Pokoju« została zgłoszona przez młodzież i przyjęta w styczniu 2023 roku. Przypisywanie tej inicjatywie powiązań z postacią Bismarcka, mitologią niemieckiego imperializmu czy inną kontrowersyjną symboliką z przeszłości to nadinterpretacja, całkowicie sprzeczna z rzeczywistym celem przedsięwzięcia. Tego rodzaju podejście prowadzi do niepotrzebnej polaryzacji i odwraca uwagę od istoty projektu: autentycznego, młodzieńczego apelu o pokój i międzynarodowy dialog. W Barlinku nie istnieją pomniki Bismarcka ani inne formy gloryfikacji niemieckiej przeszłości. Sam dąb nie jest i nie był związany z żadną oficjalną symboliką historyczną. Co więcej, z uwagi na jego wartość przyrodniczą, Burmistrz Barlinka rozważa objęcie go ochroną jako pomnika przyrody. Nie przewidujemy zmiany treści tabliczki towarzyszącej Dębowi Pokoju, ponieważ nie istnieją ku temu żadne merytoryczne przesłanki. Uleganie jednostronnym, pochodzącym od jednej osoby, tendencyjnym interpretacjom byłoby nie tylko nieuzasadnione, ale również niesprawiedliwe wobec młodzieży, która w szczery i zaangażowany sposób zrealizowała ten projekt. Zamiast doszukiwać się w tej inicjatywie ukrytych motywów, warto dostrzec jej prawdziwy sens: budowanie mostów porozumienia i promowanie uniwersalnych wartości – w świecie, który tych wartości dramatycznie potrzebuje”.
A zatem dla władz Barlinka dąb „nie jest i nie był związany z żadną oficjalną symboliką historyczną”, chociaż nawet w jego opisie kryjącym się pod kodem QR czytamy, że „posadzono go w tym miejscu w roku 1871 po wojnie francusko-pruskiej”. Na fali euforii po zwycięskim pokoju po wojnie, „której skutkiem było zjednoczenie Niemiec i powstanie Cesarstwa Niemieckiego”.
Reszta jest niedopowiedzeniem lub nadinterpretacją – w zależności od oceniającego.
Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.
Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.