0:000:00

0:00

To miał być pokojowy protest przeciwko niszczeniu środowiska, w którym uczestniczą kontrolowane przez państwo spółki, w tym Orlen, PGE i PZU.

Aktywiści grupy Extinction Rebellion zamierzali przypiąć się do drzwi siedziby Orlenu w Warszawie, oblać je czerwoną cieczą symbolizującą krew, ale nikogo nie atakować i niczego nie niszczyć.

Informacje o akcji rozprowadzano wśród zaufanych osób, korzystając z szyfrowanych komunikatorów. A jednak policja doskonale wiedziała, kogo i gdzie szukać, by udaremnić akcję.

„Piątek był bardzo pracowity dla policjantów. Rano uwagę policjantów zwróciła grupa kilku osób. Zabezpieczono przy nich przedmioty świadczące o możliwym zablokowaniu ulic i obiektów znajdujących się na Śródmieściu, co mogło doprowadzić do zablokowania Warszawy” – 4 grudnia opisano akcję na profilu Komendy Stołecznej Policji (KSP).

Do tego zdjęcia: megafon, wiadra z czerwonym płynem, beczki, rury uniemożliwiające rozłączanie ramion blokujących. „Nadal intensywnie monitorowane było centrum Warszawy. Już po godz. 14:00 na al. Jana Pawła II podjechał samochód dostawczy, do którego podbiegła grupa kilkunastu osób powiązanych ze środowiskami klimatycznymi” – pisze dalej Policja.

View post on Twitter

To nie pierwszy raz, gdy widać duże zainteresowanie polskich służb ruchami na rzecz klimatu i środowiska. Osoby aktywistyczne z innych grup wielokrotnie mówiły OKO.press o tym, że jeżdżą za nimi policjanci w cywilnych pojazdach, oraz że pod samochodami używanymi przy akcjach znajdowano urządzenia namierzające.

Podczas jednej ze skrupulatnie planowanych akcji osobiście widziałem dwa nieoznakowane pojazdy śledzące przez setki kilometrów furgonetkę z młodymi ludźmi, chcącymi pokojowo zablokować pracę jednej z polskich kopalń odkrywkowych.

Przeczytaj także:

Jak to się stało, że Policja i tym razem wiedziała o planowanej w ukryciu akcji? I dlaczego funkcjonariusze zarekwirowali przeznaczone do protestu przedmioty, choć nikomu nie postawiono zarzutów?

Policja odmówiła rozmowy z OKO.press. Na pytania przesłane e-mailem otrzymaliśmy jedynie odpowiedź, że „akta sprawy z polecenia prokuratora nadzorującego to postępowanie zostały przesłane do Prokuratury Rejonowej dla Warszawy Śródmieścia północ”.

1. Co konkretnie zwróciło uwagę funkcjonariuszy na grupę osób, co której podjęto czynności?

2. Jakie były podstawy prawne i faktyczne legitymowania oraz przeszukania bagażu?

3. Czy Policja przed podjęciem czynności wiedziała o planowanej blokadzie? Jeśli tak, to z jakich źródeł?

4. Czy budynki siedziby Orlenu i PZU były tego dnia pod szczególnym nadzorem, czy interweniujący funkcjonariusze byli tam w ramach rutynowych działań patrolowych?

5. Jaki był powód interwencji wobec samochodu dostawczego w al. Jana Pawła II?

6. Czy jakieś osoby zostały ukarane? Jeśli tak, to ile i z jakich artykułów?

7. Jaka jest podstawa zatrzymania przedmiotów, o których mowa w Państwa komunikatach? Czy zostaną one zwrócone? Jeśli tak, to jak wygląda procedura?

8. Czy złożono skargi na interwencje związane z rzeczonymi działaniami?

OKO.press rozmawia z jednym z aktywistów, który zamierzał uczestniczyć w blokadach.

Maciek Piasecki, OKO.press: Jak wyglądały z waszej strony działania, którymi chwali się Policja?

Marcin Porwisz, Extinction Rebellion: Byliśmy rozrzuceni w różnych miejscach Warszawy. To nie było tak, że w okolicy było tylko więcej policji, bo się spodziewali, że gdzieś w weekend coś się będzie działo. To nie były rutynowe patrole zatrzymujące wszystkie małe grupki.

Oni byli przygotowani. Nie zdążyliśmy się nawet zebrać, przed rozpoczęciem akcji już nas zgarniali, podchodzili i łapali, naprawdę wiele grup równocześnie.

Wsiedliśmy do tramwaju, policjanci za nami, równolegle jechał radiowóz, było widać, że się komunikują, poszliśmy do kawiarni, zostali policjanci pod kawiarnią i nas obserwowali. Za inną grupą chodzili przez pięć godzin po mieście, po całej Warszawie.

Wydawało się, że znają wasze plany?

Wiedzieli kogo szukają. Nie jestem w stanie powiedzieć, jakie dokładnie mieli informacje, czy mieli wszystko na sto procent, czy większość, ale tam nie było przypadku, oni wiedzieli, że szukają nas.

Jak miała przebiegać akcja, którą udaremniono?

Planowaliśmy przeprowadzenie blokady siedziby Orlenu w Warszawie: przypięcie się, zablokowanie wejścia i ulicy obok, a także oblanie cieczą drzwi i szyb. Miało to symbolizować krew i cierpienie ofiar ekobójstwa, o które oskarżamy Orlen i spółki energetyczno-paliwowe: Polską Grupę Górniczą, PGNiG, PGE z Bełchatowem, ubezpieczające go PZU.

O co wam chodziło?

Domagamy się wprowadzenia do polskiego prawa pojęcia ekobójstwa, tak jak to już stało się we Francji. Są przygotowania żeby Europejski Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze sądził ekobójstwo obok zbrodni przeciwko ludzkości, obok ludobójstwa.

Działanie na szkodę klimatu, na szkodę środowiska to jest działanie na szkodę ludzi.

Policja napisała w swoim tweecie, że „rano uwagę policjantów zwróciła grupa kilku osób”. Byliście jakoś oznaczeni, robiliście coś, co wyglądało podejrzanie?

Ja byłem w jednej 4-5-osobowej grupie, która wczesnym rankiem stała na przystanku w centrum Warszawy. W pewnym momencie podeszło do nas kilkoro policjantów. Pytają co my tam robimy, że ma być jakaś akcja. Mówili nawet, że ma być blokada w centrum Warszawy związana z klimatem teraz i dlatego sprawdzają.

Wylegitymowali nas, kazali wszystko powyciągać, przeszukali nasze rzeczy. Jako podstawę podali „działania prewencyjne”.

Próbowali nas straszyć i – powiedzmy to wprost – prześladować: chodząc za grupami młodych ludzi przez parę godzin, czekając wszędzie.

A w jaki sposób komunikowaliście wcześniej, że będzie jakaś akcja? Wiem, że poinformowaliście część mediów. To było jeszcze gdzieś ogłoszone?

Mieliśmy tylko post na naszym Facebooku, ale on dotyczył bardzo ogólnie kwestii ekobójstwa i naszej narracji. Wiadomo było, że będzie coś, coś się będzie działo, ale nie było żadnych konkretów.

Na ile dało się z tego wywnioskować tzw. białym wywiadem, że to będzie akcja w tym miejscu, tego dnia, o tej godzinie?

W przypadku tej akcji celowo ograniczaliśmy informowanie o akcji na otwartych kanałach – co dość nietypowe dla XR. Nie wykluczamy zatem możliwości podjęcia wobec nas działań inwigilacyjnych wykraczających poza otwarte źródła. To nie był przypadek.

To skąd wiedzieli?

Sam chciałbym wiedzieć. Mamy oczywiście swoje podejrzenia. Nie od dziś wiadomo, że osoby aktywistyczne coraz częściej stają się ofiarami podsłuchów czy infekowania urządzeń.

Kiedykolwiek udało się je wykryć?

Na tym etapie to tylko podejrzenia, ale jesteśmy coraz bardziej świadomi tego, co robimy. Ta sytuacja – paradoksalnie - ukazała nam wyraźniej przestrzeń, do której mogą dostać się służby. Nie jest to więc już tylko nieokreślone prawdopodobieństwo jak do tej pory.

Macie jakieś wcześniejsze podobne doświadczenia?

Mieliśmy w Krakowie, kiedy grupa aktywistów krakowskich planowała przeprowadzić akcję pod Wawelem. Też nie zdążyli, właściwie wyszli z samochodu i od razu ich tajniacy złapali, nic nie zdążyli zrobić, też wtedy było widać, że oni wiedzieli, o co chodzi. To nie było przypadkiem, że akurat mieli pecha. Policjanci wiedzieli kogo szukają.

Dopuszczacie myśl, że sprawa jest dużo prostsza? Że np. ktoś zadzwonił do rodziców mówiąc „mamo, idę na akcję o tej godzinie, w tym miejscu będę” – a mama się wystraszyła, zadzwoniła na policję?

Nie, takiej opcji nie rozważamy w ogóle. Jednak przykładamy wagę do bezpieczeństwa operacyjnego. Na pewno zdarzały się pewne zaniedbania, rzeczy, które można by zrobić lepiej, ale akurat przy organizacji akcji naprawdę przykładaliśmy do tego dużą wagę, staraliśmy się konsultować większość rzeczy bez obecności telefonów, komunikować się tylko z wybranymi osobami, przy użyciu określonych kanałów.

Podejrzewacie, że ktoś wśród was jest policyjnym informatorem – a może to jest paranoiczne myślenie, które rozbija ruch? Jak to traktujecie?

To faktycznie może być rozbijające. Aby tego uniknąć, warto zdać sobie sprawę z tego, że każdy duży ruch społeczny – w tym również nasz – posiada wewnątrz informatorów i warto ich obecność założyć od samego początku. To może być przykre, ale z drugiej strony jest to po prostu kolejny stopień „dojrzewania” ruchu.

Ta świadomość może być również konsolidująca i motywująca – paranoję i strach zostawmy zatem władzy.

Zmieńmy perspektywę. Przed Policją stoją konkretne zadania ochrony porządku i bezpieczeństwa, ma do tego od 30 lat demokratyczny mandat. A wasze działania często destabilizują życie w mieście.

To akcje nieposłuszeństwa obywatelskiego. Działamy bez przemocy. Jesteśmy w większości młodymi ludźmi, po prostu martwimy się o swoją przyszłość, o przyszłość innych, o przyszłość planety, chcemy Ziemi, na której się da żyć, bez katastrof naturalnych, nieustannych konfliktów o podstawowe zasoby, bez chaosu, bez migracji masowej klimatycznej z miejsc, w których się nie będzie dało żyć.

Policja chroni tak naprawdę korporacje, przeznacza na to naprawdę duże środki.

Chroni rząd i tych, którzy są odpowiedzialności za katastrofę klimatyczną i uniemożliwia nam jakiekolwiek działanie, robiąc wszystko żeby zdusić jakikolwiek protest, jakikolwiek sprzeciw w zarodku, jakikolwiek opór.

Gdybyś był komendantem policji, który niezależnie od poglądów ma wyznaczone zadania, co byś zrobił na jego miejscu? Kazał policjantom stać i patrzeć, jak wylewacie farbę na drzwi Orlenu?

Na szczęście nie muszę i nie chciałbym być na jego miejscu.

Świadomość, że jesteście obserwowani, wywołuje mrożący efekt? Ludzie się boją, chcą opuszczać wasz ruch?

Myślę, że wręcz przeciwnie. Na pewno ta sytuacja była frustrująca dla wszystkich zaangażowanych, ale się nie poddajemy. Biorąc udział w naszym ruchu wszyscy zdają sobie sprawę, że akcje nieposłuszeństwa obywatelskiego są związane z pewnego rodzaju represjami, targaniem po sądach, aresztowaniem na 48 godzin. Nie każda akcja musi się powieść.

Zniechęcenie, poczucie rezygnacji szybko miną i wrócimy z tego silniejsi, bardziej zmotywowani. Część osób wspomina o wrażeniu, że skoro policja przeznacza takie środki na na uniemożliwianie nam działania, to znaczy, że nas się w pewien sposób boją: tego, co powiemy, co możemy zrobić.

To jest akurat bardzo motywujące, dzięki temu chce nam się działać jeszcze bardziej. Ciekawe zatem, czy w swoim planowaniu służby założyły właśnie taki efekt?

;

Udostępnij:

Maciek Piasecki

Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.

Komentarze