66 miliardów euro - tyle jeszcze rok temu warte były unijne towary przewiezione do Rosji w naczepach ciężarówek. W interesach nie przeszkodziły dziurawe sankcje. Handel z agresorem ma ograniczyć nowy pomysł Komisji Europejskiej. Analizujemy skutki
Polska zamknie przejścia graniczne dla TIR-ów i pociągów jadących w kierunku Białorusi i Rosji - stwierdził w poniedziałek 4 kwietnia Mustafa Najem, ukraiński wiceminister infrastruktury. Informacje podawane przez Kijów mówiły o wspólnej blokadzie transportu cargo wprowadzonej razem z państwami bałtyckimi.
We wtorek okazało się, że pomysł może dotyczyć całej Unii Europejskiej. Ursula von der Leyen zaproponowała, by zamknięcie Unii dla niektórych ciężarówek i statków z Rosji znalazło się w nowym, piątym pakiecie sankcji wobec Kremla. O cofnięciu zezwoleń na przewozy we Wspólnocie dla niektórych firm spedycyjnych mogliby zadecydować wspólnie ministrowie ds. transportu unijnych krajów. Trudno na razie powiedzieć, jaki byłby zakres tego ograniczenia. Na liście najnowszych sankcji znalazło się też ogólnounijne embargo na rosyjski węgiel, surowe drewno, alkohol i cement, a także zakaz wpływania rosyjskich statków do portów Wspólnoty.
Zablokowanie ruchu ciężarówek na wschód zgadzałoby się z postulatami protestujących, którzy w marcu blokowali przejazd na polsko-białoruskim przejściu w Kukurykach.
Przez blokadę zorganizowaną przez grupę Euromaidan-Warszawa kolejka TIR-ów czekających na odprawę sięgnęła 40 kilometrów. Lokalne władze po starciach aktywistów z osobami podającymi się za właścicieli firm spedycyjnych nie zezwoliły na kontynuowanie protestu. W poniedziałek protestujący pojawili się niedaleko Świecka, gdzie blokowali ruch na autostradzie A2 przy polsko-niemieckiej granicy.
"Ponad 100 000 rosyjskich żołnierzy zabija Ukraińców każdego dnia, większość Rosjan popiera zbrodnie, a Niemcy nadal handlują z Rosją. To jest przecież wspieranie rosyjskiej gospodarki i de facto sponsorowanie wojny. Za niemieckie pieniądze Rosja kupuje i produkuje bomby, rakiety i wszelką broń, którą później używa do zabijania niewinnych Ukraińców, kobiet i dzieci" - cytowała aktywistów „Gazeta Lubuska".
Jednostronne wprowadzenie blokady do tej pory wydawało się mało prawdopodobne — szczególnie, że mogłoby również wpłynąć na tranzyt towarów w dalekowschodnich kierunkach. Ucierpieliby w ten sposób nie tylko właściciele polskich firm transportowych, ale i eksporterzy z całej Unii Europejskiej.
Kondycję handlu pomiędzy UE (w tym Polską) a Rosją mocno nadwyrężyły dotychczasowe sankcje. Nadal mówimy jednak o dużych liczbach.
"Do Rosji z UE w 2021 roku dotarły towary o wartości 66 miliardów euro - i to jedynie ciężarówkami. To równowartość jednej czwartej całego polskiego eksportu" - mówi OKO.press Łukasz Ambroziak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
W osiągnięciu takiego wyniku nie przeszkodziły europejskie sankcje. Jeszcze przed 24 lutego 2022 roku obejmowały one między innymi zakaz importu towarów z zajętego przez Rosję w 2014 roku Krymu, zablokowanie europejskich inwestycji na półwyspie krymskim, oraz embargo na eksport technologii energetycznych, wojskowych i sprzętu przeznaczonego do wydobycia ropy.
Ograniczyły również dostęp do europejskiego rynku pięciu największym rosyjskim bankom, uderzyły w kilku bliskich Kremlowi oligarchów.
Rosja starała się nie pozostać dłużna. Wyjątkowo głośna była sprawa blokady nałożonej między innymi na rolników i sadowników. Rosja wprowadziła tak zwane "embargo na jabłka" w sierpniu 2014 roku.
Kreml zablokował import mięsa i jego produktów, ryb, skorupiaków, owoców i warzyw, mleka i produktów mlecznych oraz artykułów spożywcze na bazie tłuszczów roślinnych.
Dlaczego więc w Polsce o działaniach Rosji mówiło się przede wszystkim w kontekście jabłek? Embargo sprzed ośmiu lat szczególnie mocno uderzało w polskich sadowników, których dochody w dużym stopniu zależały od dostaw na rosyjski rynek.
"Tych najbardziej nastawionych na klientów rosyjskich może nawet zrujnować, zanim doczekają się unijnej rekompensaty. Zwłaszcza producentów jabłek. Aż 70 proc. wywożonych za granicę jabłek jechało bowiem do Rosji. Tak dużego nadmiaru owoców nie da się sprzedać w kraju, chociaż ich ceny z pewnością mocno spadną" - pisała w "Polityce" Joanna Solska.
Dlatego w 2014 roku popularne było hasło "Jedz jabłka, na złość Putinowi". Kosze z jabłkami i butelki z sokami wyciśniętymi z tych owoców demonstracyjnie ozdabiały nawet stoły w kancelarii ówczesnego premiera Donalda Tuska.
Według analizy Ośrodka Studiów Wschodnich sprzed ośmiu lat embargo było dla Rosji strzałem w stopę. Rozwiązanie, wprowadzone bez okresu przejściowego, uderzyło po kieszeni Rosjan.
"Ceny produktów mlecznych i ryb podrożały tylko w ciągu ostatniego tygodnia o 5–6 proc.. Ceny mięsa w sklepach wzrosły o 10–22 proc., a niektórych produktów mięsnych nawet o 40 proc. W najbliższych tygodniach należy oczekiwać dalszego wzrostu cen, którego nie będą w stanie powstrzymać żadne kontrole ani odgórne nakazy i zakazy władz" - pisał Ośrodek 20 sierpnia 2014 roku.
Po ośmiu latach o problemach sadowników mówi się o wiele mniej, jednak embargo nadal działa. Co więcej, wojna w Ukrainie przerwała łańcuchy dostaw do krajów takich jak Mongolia czy Kazachstan.
"Tym, co nas ratuje, jest w miarę dobra cena na jabłka przemysłowe. Z drugiej strony od początku tego roku panuje bardzo duża stagnacja w sprzedaży jabłek deserowych – zarówno na rynku krajowym, jak i w eksporcie" - mówił agencji Newseria Witold Boguta, prezes Krajowego Związku Grup Producentów Owoców i Warzyw.
Możliwe więc, że doczekamy się powrotu akcji jedzenia jabłek na złość rosyjskiemu prezydentowi.
Może się więc wydawać, że nasza wymiana handlowa z Rosją już przed wybuchem wojny była znacząco ograniczona. Nie znaczy to, że zupełnie stanęła.
Według danych GUS-u za 2020 rok Rosja zajmuje czwarte miejsce na liście największych eksporterów do Polski. W ogromnej części wynikało to z importu surowców mineralnych, którego wartość przekroczyła 7 miliardów euro.
Lista importowanych towarów jest jednak o wiele dłuższa - od żywności po chemikalia. Jedynie styczniu 2022 roku sprowadziliśmy z Rosji towary o wartości ponad 1,6 mld euro - wynika z danych Eurostatu. Eksport do tego kraju w drugim miesiącu roku sięgnął ponad 640 milionów euro.
Dane dotyczące całej Unii Europejskiej również nie pokazują handlowego paraliżu w stosunkach z Rosją. W 2021 roku do UE trafiły z Rosji towary o wartości 158 miliardów euro, eksport z Unii wyniósł około 85 mld euro.
"Produkty objęte zakazem wywozu z Rosji stanowiły w 2020 r. zaledwie 2,6 proc. unijnego importu z tego państwa" - czytamy w analizie Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
"W ciężarówkach wyjeżdżających w stronę Rosji znajdują się maszyny, leki, kosmetyki, tworzywa sztuczne, aparatura precyzyjna czy żywność, przetwory spożywcze. Z Polski do Rosji wyjeżdżają wyroby piekarnicze, ciastkarskie, wyroby czekoladowe. Rosja jest też ważnym odbiorcą frytek mrożonych z Polski - w 2021 roku około jednej czwartej wartości eksportu tego produktu trafiało do Rosji. Zamknięcie granic dla ruchu towarowego uderzy w te branże" - wymienia Łukasz Ambroziak z PIE.
A co z importem?
"Dominowały w nim węglowodory, ale sprowadzaliśmy też np. półprodukty ze stali i żeliwa." - mówi Paweł Wojciechowski, były minister finansów, ekspert Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego. - "Bez zablokowania importu węgla, gazu i ropy wartość importu towarów z Rosji w tym roku przy obecnych cenach i porównywalnym wolumenie jak w roku ubiegłym przekroczyłaby 100-120 miliardów złotych."
Sytuacji znacząco nie zmieni również rosyjskie embargo z początku marca nałożone jako odpowiedź na sankcje Zachodu. Kreml zablokował eksport na ponad 200 produktów. Do UE nie dotrą między innymi maszyny rolnicze wraz z częściami zamiennymi, sprzęt telekomunikacyjny, samochody, tabor szynowy oraz pozostałe środki transportu i wyroby z drewna.
"Zakazem objęto towary o wartości przywozu do UE równej w 2020 r. ponad 2,5 mld USD. Było to jednak zaledwie 0,12 proc. całego unijnego importu zewnętrznego" - piszą autorzy analizy PIE, dodając, że rosyjskie kontrsankcje najmocniej odczują gospodarki krajów nadbałtyckich i Finlandii.
Problemy będzie mieć również branża meblarska. Wartość wyrobów z drewna wywożonych z Rosji do UE sięgnęła w 2020 roku równowartości 458 mln dolarów. Sytuację producentów mebli, ale i sprzedawców drewna i biomasy na opał pogarsza też unijne embargo na drewno z Białorusi.
Eksport tego surowca stanowił o 25 procent całego białoruskiego eksportu. Według danych z bazy UN Comtrade w zeszłym roku Polska sprowadziła z Białorusi surowiec o wartości 257 mln dolarów.
Liczby na pierwszy rzut oka mogą robić wrażenie, jednak
wpływ rosyjskich ograniczeń na polsko-rosyjską wymianę handlową i naszą sytuacji gospodarczą jest marginalny.
"Udział produktów objętych rosyjskimi kontrsankcjami w polskim imporcie z Rosji w 2020 r. był niższy niż dla UE i wyniósł 1,4 proc. Wartość importu tych towarów była równa 162 mln USD. Większe znaczenie dla polskiego importu miały tylko trzy grupy produktów. W 2020 r. z Rosji pochodziło 8,1 proc. pozaunijnych dostaw do Polski taboru szynowego, 3,7 proc. wyrobów z drewna oraz 1,8 proc. sprzętu i aparatury precyzyjnej" - piszą eksperci PIE.
"Polska wymiana handlowa z Rosją może spaść już niedługo poniżej jednego procenta naszych obrotów handlowych. Ale wszystko zależy od przebiegu wojny i dalszych sankcji oraz od tego, jak szybko firmy paliwowo-energetyczne zmienią kierunki importu surowców" - ocenia Paweł Wojciechowski.
Obustronne sankcje — nawet ograniczone — mają już wpływ na rosyjską gospodarkę. Kreml od kilku lat wydaje miliardy na zastąpienie ściąganych z Zachodu towarów rodzimymi zamiennikami. Na politykę "substytucji importu" od 2015 do 2020 roku Moskwa wyłożyła równowartość około 45 miliardów dolarów - wylicza Ośrodek Studiów Wschodnich.
Kreml wspiera powstawanie zamienników dla zachodnich technologii i towarów w sektorach: farmaceutycznym, energetycznym, maszynowym, chemicznym, telekomunikacyjnym, transporcie czy w IT.
Wiąże się to również z wymaganiami nakładanymi na publiczne instytucje. Niektóre z nich są trudne do wypełnienia - zauważą Wiśniewska. Z rosyjskich rozwiązań informatycznych muszą korzystać urzędy, na rodzimej produkcji urządzeniach i lekach powinna opierać się publiczna służba zdrowia.
Rządowi nie udaje się jednak doprowadzić do samowystarczalności Federacji Rosyjskiej. "W przypadku sektora rolno-spożywczego rządowe założenia udało się zrealizować w zasadzie jedynie w odniesieniu do produkcji mięsa, podczas gdy krajowe uprawy owoców i warzyw, a także wytwórczość mleka nadal są niewystarczające" - przytacza ekspertka OSW, Iwona Wiśniewska.
Rosję ratują w tej sytuacji dostawy z Ameryki Południowej czy Chin.
Nie lepiej jest w przypadku przemysłu farmaceutycznego. Udaje się mu pokryć jedynie 30 proc. rosyjskiego zapotrzebowania na leki (wzrost z 25 proc. w 2014 roku). "Doskonałym przykładem ograniczeń rozwoju rodzimej wytwórczości są problemy dotyczące wdrażania masowej produkcji rosyjskiej szczepionki przeciw COVID-19, gdzie jedną z głównych barier stanowi deficyt maszyn i urządzeń oraz surowca" - twierdzi Wiśniewska.
Jednocześnie Kremlowi udało się osiągnąć pewne sukcesy. Swoją produkcję w Rosji zwiększają koncerny motoryzacyjne, takie jak Volkswagen, KIA czy Renault. Zapewnia im to możliwość pozostania na tamtejszym rynku - bo oferują produkty powstałe i przeznaczone na sprzedaż na rosyjskim rynku.
Ograniczenie lub zablokowanie transportu towarowego do Rosji z pewnością wpłynie na i tak trudną sytuację gospodarczą tego kraju.
Nadal nie jest jednak jasne, w jaki sposób Komisja Europejska chce wprowadzić blokadę TIR-ów wyjeżdżających na wschód. Szczegółów dowiemy się pewnie po konsultacjach z przedstawicielami państw członkowskich. To oni mogą zdecydować o odebraniu licencji niektórym przewoźnikom.
Na razie trudno powiedzieć, czy uwzględnią wszystkie firmy wożące towary do Rosji i na Białoruś, czy jedynie te zarejestrowane w tych krajach.
Możliwe jest też całkowite zamknięcie ruchu cargo na wschód - choć na razie o takim rozwiązaniu nikt głośno nie mówi. Byłoby ono bolesne dla europejskich gospodarek i zakłóciłoby nasze stosunki z Chinami - twierdzi Łukasz Ambroziak.
"Gdyby te transporty nie jeździły, to automatycznie wstrzymujemy też import drogą kołową. Poza tym spora część dostaw z Chin jest realizowana w ten sposób. Wartość tej części wymiany handlowej z Pekinem wynosiła w 2021 roku 50 miliardów euro. To mniej, niż w przypadku transportu morskiego, którym do UE dotarły towary o wartości 300 mld euro, ale też 2,5 raza więcej, niż w przypadku kolei. Jednocześnie trzeba pamiętać o kolejowym terminalu w Małaszewiczach, który obsługuje dostawy towarów z Chin. Jego unieruchomienie wiązałoby się z dużymi zakłóceniami w handlu".
Małaszewicze to rzeczywiście ważny punkt na szlaku handlowym z Unii do Chin. Zdolność przeładunkowa sięga 120 tys. kontenerów, a ma wzrosnąć do ponad 230 tys. PKP Cargo zachwala otwarty w 2010 roku obiekt, nazywając go “bramą z Chin do Unii Europejskiej”.
"Od początku wojny widać dwie płaszczyzny spojrzenia na sytuację: polityczno-humanitarną i ekonomiczną. Wiele krajów robi interesy z Rosją. Z eksportem związane są korzyści dla przedsiębiorstw z poszczególnych krajów. Dlatego spodziewam się, że całkowitej blokady transportu towarowego z UE nie będzie" - podsumowuje Ambroziak.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze