"Wojna" z Łukaszenką, o której mówią politycy, nie przeszkadza polskim przedsiębiorcom w prowadzeniu interesów z białoruskimi partnerami. Handel kwitnie w branżach nieobjętych sankcjami. Blokada eksportu i importu do UE mogłaby zrujnować gospodarkę naszych sąsiadów
„Szkoda, że oni mają tam Łukaszenkę” - mówi mi jeden z przedsiębiorców handlujących z naszymi wschodnimi sąsiadami. Działa w granicach prawa, poza branżami objętymi sankcjami. Handel z Białorusinami co prawda nie jest tak pewny ani stabilny, jak w przypadku partnerów z Unii Europejskiej. Działają w innym otoczeniu prawnym, a Unia w każdej chwili może zaostrzyć sankcje. Jednak dla przedsiębiorców to zwykły, prywatny biznes, z którego za Bugiem utrzymuje się wielu ludzi – mimo że ich kraj według deklaracji polskich polityków prowadzi z nami wojnę.
Czy polityczny i dyplomatyczny kryzys wokół reżimu Łukaszenki przeszkadza Białorusi w rozwoju gospodarczym? Mniej, niż można by się spodziewać — przynajmniej na razie. Wzrost gospodarczy w trzech pierwszych kwartałach 2021 roku wyniósł tam 2,7 proc.
Mimo międzynarodowej blokady handlowej głównym motorem wzrostu był eksport, wart 28 miliardów dolarów. Odbicie wobec pandemicznego 2020 roku wyniosło aż 28 proc. Według ekspertów taki efekt dało odsunięcie w czasie efektów niektórych z unijnych sankcji. Kraje wspólnoty na podstawie starych umów nadal mogą handlować między innymi z objętą ograniczeniami białoruską branżą naftową.
„Restrykcje te zakazują unijnym importerom podpisywania nowych umów handlowych, ale nie dotyczą kontraktów zawartych wcześniej, a ich realizacja – przynajmniej do końca roku, gdy większość z nich wygaśnie – będzie wciąż istotnym czynnikiem podnoszącym poziom eksportu” - czytamy w analizie Ośrodka Studiów Wschodnich.
Lista sprowadzanych do Unii towarów jest jednak dłuższa i nie kończy się na paliwach.
Wspólnota jest drugim pod względem wielkości importerem białoruskich towarów. Obrót w handlu z UE w 2020 roku wyniósł 11 miliardów dolarów, a wartość towarów dostarczonych do UE – 5 miliardów (dane białoruskiego urzędu statystycznego Belstat). Unię wyprzedza jedynie Rosja.
Wyczerpujących informacji na temat wymiany handlowej z sąsiadami zza Buga dostarcza polski Główny Urząd Statystyczny. Potwierdzają one, że mimo bojowych deklaracji rządzących nasze stosunki gospodarcze z Białorusią mają się nieźle. Dane dostarcza „Rocznik Statystyczny Handlu Zagranicznego”. W 2020 roku wartość importu do Polski wyniosła ponad 4,5 mld złotych, a eksportu z Polski – 7,1 mld.
"To my jesteśmy ważniejsi dla Białorusi, niż Białoruś dla nas. Jesteśmy w czołówce jej partnerów handlowych, z kolei Białoruś w zestawieniu naszej wymiany handlowej jest dopiero w trzeciej dziesiątce" – zauważa Kamil Kłysiński, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.
Mimo to w Polsce są branże, które mocno zależą od dostaw z Białorusi. W niektórych przypadkach można wręcz powiedzieć, że biznes kwitnie. Sankcje nie dotyczą między innymi branży drzewnej, która stanowi około 25 proc. białoruskiego eksportu.
Białoruskie drewno chętnie kupują polskie firmy. Według danych z bazy UN Comtrade w zeszłym roku Polska sprowadziła z Białorusi surowiec o wartości 257 milionów dolarów. Naszych przedsiębiorców kusi cena, którą w przypadku surowca pozyskanego w Polsce mają z kolei windować zamówienia z zagranicy.
Protestuje przeciwko temu między innymi Polska Izba Gospodarcza Przemysłu Drzewnego, która 15 października zorganizowała pikietę przed Kancelarią Premiera. Powodem była decyzja rządzących o zmianie systemu sprzedaży drewna. 30 proc. całego surowca będzie dostępne na aukcjach, w których brać udział mogą podmioty bez historii zakupów od Lasów Państwowych. Zdaniem polskich przedsiębiorców ma to faworyzować płacących więcej zamawiających z zagranicy, którzy po zakupy do Polski wybiorą się po raz pierwszy.
Wśród specjalistów obserwujących polsko-białoruskie stosunki gospodarcze mówi się również o „słynnym białoruskim cemencie”. Na jego znaczenie dla polskiego sektora budowlanego zwraca uwagę między innymi Kamil Kłysiński.
„Import cementu jest ważny dla rynku budowlanego, który przeżywa boom. Ten surowiec jest potrzebny i branża odczułaby jego brak. Z drugiej strony skorzystałyby na takiej sytuacji polskie firmy, które narzekają na konkurencję ze wschodu. Białorusini stosują dumping, mają o wiele niższe ceny, bo koszty wytworzenia cementu nie są obarczone na przykład opłatą od emisji dwutlenku węgla” - komentuje ekspert OSW.
Polska handluje z Białorusią również między innymi paliwami (import: prawie pół miliarda złotych, eksport: zaledwie 3,9 mln), żywymi zwierzętami (import: 117 mln, eksport: 921 mln), towarami przemysłowymi (import: 1,5 mld, eksport: 1,4 mld) czy chemikaliami (import: 706 mln, eksport: prawie 1,2 mld). Na kontaktach z Mińskiem dobrze wychodzi również przemysł maszynowy, który do Białorusi sprzedaje towary za 1,6 miliarda złotych przy stosunkowo niewielkim, wartym około 5,8 mln złotych imporcie.
Zablokowanie importu nie jest jedynym narzędziem nacisku na Łukaszenkę, którego może użyć Polska. Coraz więcej mówi się o zamknięciu ruchu tranzytu kolei towarowej przez granicę z Białorusią. Przez Bug przejeżdżają pociągi wiozące towary między innymi z Chin. Minister spraw wewnętrznych Mariusz Kamiński przyznaje, że dopuszcza możliwość zamknięcia przejścia kolejowego w Kuźnicy. Na razie chodzi o względy bezpieczeństwa. Rząd domaga się od Białorusi uspokojenia sytuacji na granicy, w innym przypadku „Polska w obawie o bezpieczeństwo odbywającego się tam ruchu kolejowego i ryzyka związanej z tym katastrofy, wstrzyma ruch pociągów przez kuźnickie przejście graniczne” - czytamy w apelu Kamińskiego do białoruskich pograniczników.
Do Białorusi w obawie o swoje zdrowie i życie nie chcą wjeżdżać również sami kolejarze. Związek Zawodowy Maszynistów zwrócił się do rządu i władz odpowiedzialnej za ruch towarowy spółki PKP Cargo o „pilną interwencję i zaniechanie realizacji przewozów przez granicę z Białorusią”.
Bezpieczeństwo maszynistów nie jest jednak jedynym argumentem przemawiającym za zablokowaniem ruchu na przygranicznych torach. W radiowej “Trójce” zwrócił na to uwagę poseł Adrian Zandberg z Lewicy Razem. Polityk na antenie Polskiego Radia mówił między innymi o Rosji, która zapewne nie będzie chciała uspokojenia sytuacji na granicy z Białorusią.
“Ale jest drugi kraj, który ma istotny wpływ na to, co zrobi Białoruś. Tym krajem są Chiny. Otóż Polska ma w ręku od wielu miesięcy potężną kartę przetargową. [Zamknięcie przejścia kolejowego] nie w Kuźnicy, tylko w Małaszewiczach” - zauważał jeden z liderów sejmowej Lewicy.
W przygranicznych Małaszewiczach niedaleko Terespola znajduje się duży kolejowy terminal towarowy. Skomplikowaną plątaniną torów przejeżdżają pociągi z i do Białorusi. W wielu ciągniętych przez lokomotywy kontenerach przewożone są towary z Państwa Środka.
Tylko w pierwszym półroczu 2021 roku przez Białoruś przejechało 380 tys. kontenerów z Chin. Zdolność przeładunkowa samych Małaszewicz sięga 120 tys. kontenerów, a ma wzrosnąć do ponad 230 tys. PKP Cargo zachwala otwarty w 2010 roku terminal, nazywając go “bramą z Chin do Unii Europejskiej”.
Według branżowego portalu Railfreight.com przynajmniej połowa chińskich towarów dostaje się do Unii Europejskiej torami. Chińczycy nie mogliby więc patrzeć na zamknięcie Małaszewicz z założonymi rękami. Eksporterzy z Państwa Środka już teraz mówią o niepokoju.
“Jeśli nie będziemy mogli korzystać z trasy przez Mińsk, będziemy musieli rozważyć tranzyt przez Litwę lub Ukrainę, co wydłużyłoby drogę. To nie jest dobre wyjście” - komentował w dla chińskiego portalu Global Times Xu Yuanyuan z zajmującej się tranzytem do UE firmy Shaanxi Further Strategy Supply Chain Management.
Problem w tym, że wcześniej kolejową blokadą kraje UE straszył nas sam Łukaszenka. W lipcu dyktator zagroził zablokowaniem tranzytu niemieckich kontenerów przez Białoruś. “Niech wysyłają swoje towary do Chin i Rosji przez Finlandię albo Ukrainę” - mówił cytowany przez agencję Reutera białoruski prezydent.
Polska jest bardzo ważnym, ale nie jedynym partnerem handlowym dla Białorusi. Nie do przecenienia dla Mińska są kontakty biznesowe z Litwą, która dla Białorusi jest oknem na świat. Ogromne pieniądze wyciskają z nich litewskie koleje, które zarabiają na tranzycie paliwa (0,5 mln ton w 2020 roku) i nawozów mineralnych (2,5 mln ton) do Kaliningradu. „Dochód z usług transportowych wszystkich towarów białoruskich [w 2020 roku – przyp.aut,] sięgnął 400 mln euro” - czytamy w opracowaniu Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego z września 2021.
Jego autorzy zwracają też uwagę na zyski bałtyckiego portu w Kłajpedzie, skąd w świat wypływają białoruskie lub transportowane przez Białoruś towary. W morze wypływają one głównie z Terminala Materiałów Sypkich, należącego do pochodzącego z ukraińskiego Ługańska miliardera Igora Udowickiego oraz spółki Biełaruskalij - specjalizującego się w produkcji nawozów potasowych państwowego przedsiębiorstwa z Białorusi. W 2020 roku terminal wygenerował 15,9 mln euro zysku. Nic dziwnego, że posiadający 70 proc. akcji tej części litewskiego portu Udowickij ostro skrytykował unijne sankcje nałożone na Mińsk.
„W najbliższym czasie dziesiątki tysięcy osób mogą stracić miejsca pracy (…). Sankcje wobec tranzytu białoruskiego, to sankcje wymierzone głównie w gospodarkę litewską, nie zapominając oczywiście o Łotwie, bowiem wszystkich innych krajów Unii Europejskiej nie będą one dotyczyły” - grzmiał biznesmen cytowany przez naukowców z UW.
Rzeczywiście, również Łotwa może ucierpieć na dalszych sankcjach nakładanych na reżim Łukaszenki. Nadbałtycki kraj sprowadził w 2020 roku towary o wartości 309,9 mln dolarów. Eksport sięgnął równowartości 87 mln dolarów (informacje Ambasady Republiki Białorusi w Rydze). Niepokojem na zaostrzający się konflikt UE z Mińskiem zareagowała między innymi Łotewska Federacja Przemysłu Drzewnego. Według jej przedstawicieli banki utrudniają wysyłanie i odbieranie przelewów z białoruskich kont. Wpływa to na duże komplikacje dla branży, która zza południowej granicy ściąga drewno o wartości 177 mln euro.
„Mimo że nie ma żadnych formalnych restrykcji dotyczących białoruskich banków” - mówi cytowana przez łotewskie radio publiczne Iveta Strupkāja z Łotewskiej Agencji Inwestycji i Rozwoju- „Łotewskie banki (…) są ostrożne, co w tej chwili odczuwamy”.
Zdaniem Kamila Kłysińskiego kraje graniczące z Białorusią nadal będą prowadzić z nią handel. Całkowite jego zablokowanie jest według niego ostatecznością, choć mogłoby być bardzo skuteczną bronią.
„Rzecznik rządu Piotr Muller wspominał, że możliwości zablokowania ruchu towarowego z Białorusią nie należałoby wykluczać. Na pewno jednak jest to rozwiązanie radykalne, które byłoby odpowiedzią na bezprecedensowe działanie strony białoruskiej” - ocenia specjalista OSW.
Ekspert zaznacza, że całkowita blokada handlu UE z Białorusią mogłaby szybko powalić gospodarkę naszego sąsiada na kolana. Zamknięcie polskiej granicy nie da porównywalnego efektu, choć z pewnością będzie dla Łukaszenki dużym problemem.
Mińsk również ma swoją „broń atomową”, po którą jednak trudno będzie mu sięgnąć. Chodzi o zablokowanie dostaw gazu, który dociera do Unii przez Białoruś gazociągiem jamalskim. Taki scenariusz może jednak zagrozić sojuszowi Łukaszenki z Putinem. Prezydent Rosji już zapowiedział, że nie bierze takiej opcji pod uwagę, a zakręcenie kurka z gazem w Białorusi oznaczałoby złamanie kontraktu pomiędzy oboma państwami.
„Rosja dzielnie wspiera Białoruś i wmawia nam, że musimy rozmawiać z Łukaszenką - choć nie ma to sensu, on na tym etapie nie jest adekwatnym partnerem do dyskusji na temat kryzysu na granicy” - komentuje Kłysiński. Według niego zablokowanie dostaw gazu spowodowałoby trzęsienie ziemi pomiędzy Białorusią a Rosją. Ta druga nie mogłaby zrekompensować wynikających z tego strat dzięki dostawom nowym, biegnącym przez Bałtyk gazociągiem Nord Stream 2. „Dużo czasu minie, zanim ten gazociąg będzie pompował tyle gazu, ile Rosjanie by chcieli sprzedać. Jamał wciąż jest istotny, i przy obecnych cenach gazu Rosja straciłaby poważny dochód.”
Krucha przyjaźń Mińska z Moskwą może więc przesądzić o możliwości wprowadzenia kolejnych sankcji. Już w poniedziałek (15.11) Unia Europejska zdecydowała o nałożeniu ich na 200 osób i kilkanaście firm, które mają być zaangażowane w ściąganie uchodźców do Białorusi. Dalszych restrykcji – w tym zamknięcia granicy dla handlu – nie można wykluczyć.
„Jeszcze niedawno mieliśmy sytuację stabilnie-krytyczną. Była presja migracyjna, jednak próby przekroczeń granicy były rozproszone, nie było eskalacji napięcia, tak dużego zaangażowania białoruskich sił wojskowych. Teraz Białorusini sami proszą się o takie działania” - podsumowuje Kamil Kłysiński.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze