Nadleśnictwo złożyło wniosek o odstrzał bobrów, a RDOŚ wydał zgodę. „Pod przykrywką chronienia zbiorników Nadleśnictwo chce zmniejszyć »szkody w drzewostanie«” – ocenia dr Andrzej Czech. Decyzję tym razem wstrzymano, ale takich pochopnych zgód na odstrzał bobrów jest więcej
Stowarzyszenie Nasz Bóbr dotarło do informacji, że Nadleśnictwa Staszów wystąpiło o odstrzał 120 bobrów i niszczenie tam oraz żeremi. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Kielcach wyraziła na to zgodę – leśnicy dostali dwa lata na wykonanie decyzji, od 2025 do 2027 roku. Bóbr jest gatunkiem częściowo chronionym i w jego przypadku, od ochrony gatunkowej można odstąpić w uzasadnionych przypadkach, o ile otrzyma się aprobatę RDOŚ.
Teoretycznie wnioski o tzw. derogacje powinny zawierać dość przekonujące uzasadnienie. Eksperci zajmujący się bobrami uważają jednak, że argumenty Nadleśnictwa Staszowa były nieprzekonujące i absurdalne. Okazuje się, że według Nadleśnictwa działalność bobrów ma zagrozić efektom programu współfinansowanego przez Unię Europejską pod nazwą „Kompleksowy projekt adaptacji lasów i leśnictwa do zmian klimatu – mała retencja oraz przeciwdziałanie erozji wodnej na terenach nizinnych”. Koszt jego realizacji został oszacowany na 246 495 660,08 złotych.
Tymczasem bobry są zwierzętami, które pomagają retencjonować wodę, spowalniać jej spływ i podnosić poziom. Robią to za darmo.
Na szczęście dla bobrów z Nadleśnictwa Staszów po medialnej burzy wokół decyzji nastąpił zwrot. Stowarzyszenie Nasz Bóbr ogłosiło sukces w tej sprawie: „Presja ma sens. Dzięki zaangażowaniu społeczeństwa, mediów i organizacji pozarządowych Nadleśnictwo Staszów wycofało się z planu zabicia 120 bobrów i niszczenia ich siedlisk!”. Z kolei samo Nadleśnictwo na swojej stronie oświadczyło, że w związku z kontrowersjami „odstępuje od wykonania działań objętych decyzjami i nie planuje podejmowania czynności ingerujących w siedliska bobra europejskiego”. Zapowiada również, że poszuka alternatywnych rozwiązań i deklaruje „pełną otwartość na dialog z organizacjami pozarządowymi, mieszkańcami oraz organami ochrony środowiska”.
Problem – w całej Polsce – jednak pozostaje.
Nasz Bóbr wydał w 2024 roku raport „Nie jest dobrze, bobrze”, który analizuje zgody wydawane przez RDOŚ w Polsce w związku z derogacjami dotyczącymi ochrony gatunkowej tych gryzoni. Wynikało z niego m.in., że w pierwszej połowie 2023 roku tylko 3 proc. wniosków dostało odmowną decyzję. RDOŚ, zgadzając się na niszczenie tam czy odstrzał, nawet nie jedzie na miejsce – jedynie 4 proc. decyzji poprzedzono oględzinami.
„Od czasu jego publikacji, Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska opracowała dokument z rekomendacjami dla regionalnych dyrektorów ochrony środowiska w sprawie prowadzenia postępowań o wydawanie zezwoleń na odstępstwa od zakazów wobec bobra europejskiego, w tym również na zabijanie” – wyjaśnia Głodowski. – "Dokument był omawiany na naradzie w Lublinie z udziałem RDOŚ i konserwatorów przyrody. Dyrektorzy zobowiązali się do stosowania nowych wytycznych. Miał to być koniec nieprawidłowości. Tak się nie stało. Od grudnia ubiegłego roku do końca kwietnia 2025 roku RDOŚ opublikował ponad 400 zgód na odstępstwa. 250 z nich dotyczyło niszczenia tam i siedlisk.
Ponad 130 derogacji dotyczyło odstrzału, co oznacza zabicie 1433 bobrów.
53 z nich nie określały liczby bobrów, które można zabić. Moim zdaniem regionalne dyrekcje nadal forsują stare podejście, jakby rekomendacje GDOŚ nigdy nie powstały. Wyjątkiem na mapie Polski był jedynie RDOŚ w Białymstoku. Wydano tam jedynie niewielką liczbę decyzji dotyczących usunięcia tam. Nikt do bobrów nie musiał strzelać” – wyjaśnia.
Sprawa z Nadleśnictwa Staszów pokazuje jak w soczewce podejście do bobrów. Leśnicy tak tłumaczyli, dlaczego wnioskują o odstrzał: „decyzja o złożeniu wniosków do RDOŚ Kielce podyktowana została głównie zagrożeniem zniszczenia zbiorników retencyjnych wybudowanych ze środków UE i związanym z tym zagrożeniem dla zdrowia i bezpieczeństwa powszechnego ludzi i mienia”.
W dalszej części komunikatu Lasy Państwowe (LP) napisały: „Działalność zwierząt powoduje uszkodzenie budowli hydrotechnicznych (tj. zbiorników wodnych, zastawek i namulników) i hamuje przepływ wody w urządzeniach hydrotechnicznych małej retencji przez niszczenie brzegów, zatykanie ich gałęziami i ziemią nie pozwalając na swobodną filtrację oraz przepływ wody do zbiorników retencyjnych".
Doktor Andrzej Czech, ekspert zajmujący się od lat bobrami, komentuje: „Moim zdaniem sprawa ma drugie i prawdziwsze dno: pod przykrywką chronienia zbiorników Nadleśnictwo chce zmniejszyć »szkody w drzewostanie«”. Jak wskazuje, w uzasadnieniu decyzji RDOŚ, wydanej na wniosek Nadleśnictwa, napisano: „Celem wykonania wnioskowanych czynności jest ograniczenie szkód powodowanych przez bobra europejskiego w drzewostanach i uprawach leśnych”.
„Dopiero na drugim miejscu jest mowa o zabezpieczeniu »urządzeń hydrotechnicznych«. Zapewne takie zapisy były we wniosku. Wskazuje na to również niewspółmiernie duża liczba – 120 bobrów – do odstrzału w wielu wydzieleniach niezwiązanych ze zbiornikami małej retencji. To raczej wskazuje na chęć redukcji populacji chronionego gatunku, co jest zakazane” – mówi dr Czech.
Zdaniem eksperta, coś zawiodło na etapie planowania i wykonawstwa tych zbiorników.
„Bóbr nie spada z nieba. Nie jest gatunkiem obcym, jest obecny w środowisku od lat, wiadomo, co robi i należy zawsze liczyć się z jego pojawieniem i obecnością. Zwłaszcza w sąsiedztwie cieków i zbiorników wodnych. Skoro leśnicy wydali aż tyle pieniędzy podatnika, to mogli też zabezpieczyć zbiorniki retencyjne przed bobrami. Są na to proste sposoby, jak chociażby zabezpieczenie siatkami, czy przygotowanie się do udrażniania przepływu wody w miejscach, gdzie swoją działalność prowadziły bobry. Sięganie po odstrzał, ale i po niszczenie tam i żeremi jest kontrskuteczne. W miejsce zabitych zwierząt pojawią się nowe i problem będzie się powtarzał” – komentuje.
Andrzeja Czecha nie przekonuje też tłumaczenie urzędników RDOŚ. W Radiu Kielce Lech Buchholz, zastępca regionalnego dyrektora ochrony środowiska, stwierdził: „Wszystko, co myśmy wykonali, zrobiliśmy zgodnie z prawem i rekomendacją Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Natomiast nie powinno być procedury wydawania zgody na tak długi okres, bo przez trzy lata dużo się może zmienić”.
Rodzi się jednak pytanie, czy pracownicy RDOŚ wykonali wizję lokalną przed wydaniem decyzji, czy też opierali się tylko na wniosku nadleśnictwa. Jeśli tylko na wniosku, który zawiera sztampowe, szczątkowe i arbitralne dane, to oznacza, że decyzja jest wadliwa – wskazuje dr Czech. „Łatwo nam przychodzi pozbywanie się ważnego sojusznika. Zbyt łatwo” – ocenia.
Z argumentacją obu decyzji wydanych przez RDOŚ nie zgadza się Roman Głodowski ze Stowarzyszenia Nasz Bóbr. „W decyzji RDOŚ dotyczącej zgody na niszczenie tam i żeremi jest informacja o tym, że w ocenie wnioskodawcy działania alternatywne polegające na umieszczeniu rur przelewowych nie mają przesłanek ekonomicznych ze względu zbyt dużą ilość tam. Jeśli zestawimy to z kosztami budowy zbiorników, to są naprawdę niewielkie koszty. Możliwe do wykonania. Niestety RDOŚ ani przez chwilę nie zastanowił się nad tym, że takie alternatywy istnieją” – mówi.
Głodowski dodaje, że kilka osób w Stowarzyszeniu na bieżąco przegląda wszystkie derogacje i wnioski. Odkrycie z Nadleśnictwa Staszów było jednym z najbardziej szokujących. "Najpierw okazało się, że jest wniosek, potem, że jest już derogacja, a chwilę później dotarliśmy do decyzji o niszczeniu tam i żeremi. Od razu postanowiliśmy działać, ale nie doczekaliśmy się jeszcze odpowiedzi.
Dobrze, że o sprawie zrobiło się głośno i wstrzymano się z wykonaniem tej decyzji.
Tłumaczenie, że bóbr zagraża infrastrukturze krytycznej – m.in. zbiornikom retencyjnym i liniom energetycznym – i trzeba zabić 120 zwierząt, w żaden sposób się nie broni. Bo są sposoby na poradzenie sobie z tymi gryzoniami. I to obowiązkiem RDOŚ powinno być ich wskazanie".
Stowarzyszenie Nasz Bóbr deklaruje chęć wsparcia w poszukaniu alternatywnych rozwiązań. Głodowski zapowiada, że wyśle w tej sprawie oficjalne pismo. „Jesteśmy gotowi te miejsca obejrzeć, wskazać efektywne ekonomicznie rozwiązania i pomóc w zabezpieczeniu najbardziej krytycznych punktów. Dysponujemy dużym doświadczeniem i w ramach naszej statutowej działalności pomożemy pogodzić leśników z bobrami. Pamiętajmy, że bobry pełnią ważną funkcję w ochronie przeciwpożarowej lasów, a jednocześnie utrzymują wyższy stan wód, co w dobie okresów suszy, bezśnieżnych zim, jest ostatnim sposobem na ratowanie się przed skutkami niekorzystnych dla świata przyrody i ludzi zjawisk”.
Jak dodaje, gruntownej rewizji wymaga również podejście RDOŚ. Wiele drastycznych decyzji na poziomie województwa, które skazują bobry na odstrzał, nie powinno być podejmowanych. „Wciąż nie jest dobrze, bobrze” – kwituje Głodowski.
Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych, „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej" i "Borsuk. Władca ciemności. Biografia nieautoryzowana".
Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych, „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej" i "Borsuk. Władca ciemności. Biografia nieautoryzowana".