0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: FOT. RAFAŁ MICHAŁOWSKI / Agencja Wyborcza.plFOT. RAFAŁ MICHAŁOWS...

Państwowy gigant energetyczny chce zarżnąć kurę znoszącą złote jaja – tak można streścić zarzuty związkowców z kopalni Lubelskiego Węgla Bogdanka wobec większościowego udziałowca ze spółki Enea.

Kopalnia pod Łęczną jest jedynym zakładem wydobywającym węgiel w Polsce, który może chwalić się zyskami. Mimo to jego przyszłość jest niepewna, a pracownicy drżą o posady. Enea w najbliższych latach ma drastycznie zmniejszyć zapotrzebowanie na surowiec do swoich elektrowni, gdzie trafia większość wydobycia z Bogdanki. Dlatego w ciągu pięciu lat, do 2030 roku, pracę mogłoby stracić 1700 osób z 8-tysięcznej załogi.

Jak twierdzą górnicy, w takiej sytuacji kopalnia pożegna się z zyskami, a wreszcie pójdzie na dno. Jeden ze związkowych liderów w czwartek 16 stycznia 2025 rozpoczął głodówkę, a pracownicy domagają się negocjacji z przedstawicielami ministerstw i kierownictwa Enei.

Wydobycie spadło, ale Bogdanka nadal może zarabiać

„Chcemy głośno i dobitnie wyrazić nasz gniew na brak jakiejkolwiek dbałości o dobro naszej firmy i jej pracowników” – piszą członkowie Związku Zawodowego „Przeróbka” w swoim oświadczeniu.

„Grupie Kapitałowej Enea zarzucamy działanie na szkodę naszej spółki, próbę wrogiego podporządkowania sobie LWB, co ma zatwierdzić już najbliższe walne zgromadzenie akcjonariuszy. Są to działania zmierzające do całkowitego wykorzystania i wypompowania pieniędzy z LWB i w efekcie do likwidacji kopalni, kiedy zostanie już całkowicie wyeksploatowana ekonomicznie” – przekonują górnicy.

Do działalności branży górniczej w 2024 roku budżet państwa dopłacił 7 mld złotych. W Bogdance nie było to jednak do tej pory konieczne. Branżowe media rozpisywały się o tym, jak „najlepsza polska kopalnia zarabia miliony”.

2024 rok przyniósł stratę, która nie wynikała jednak jedynie ze spadku wydobycia i sprzedaży węgla. Zarząd zaktualizował wartość aktywów spółki – w tym infrastruktury czy maszyn służących do wydobycia. Ta spada ze względu na odwrót gospodarki od węgla. Bogdanka po trzech kwartałach zeszłego roku zarobiła aż 540 mln złotych, musiała jednak odjąć od tej kwoty 945 mln.

Enea i rząd milczą

Może to być zapowiedź trudniejszych czasów dla zakładu, który już w 2023 roku zanotował duży spadek wydobycia – o milion ton, a więc o aż 17 proc. To jeden z trzech najwyższych spadków wśród polskich kopalń. Kolejny rok przyniósł mniejsze zamówienia od Enei – o niemal milion ton.

Enea, właściciel 65 proc. akcji Lubelskiego Węgla, obiecała, że będzie szukał nabywców surowca z Bogdanki poza swoimi elektrowniami.

„Jednocześnie należy pamiętać zarówno o występujących obecnie niesprzyjających warunkach rynkowych, wynikających z nadpodaży miałów energetycznych w Polsce, jak i sytuacji wojennej na rynku ukraińskim, która wpływa bezpośrednio na ukraińską infrastrukturę krytyczną i stabilność dostaw na potrzeby tego rynku” – informował zarząd Grupy Kapitałowej Enea, której elektrownie spalają 85 proc. węgla z Bogdanki.

„W międzyczasie Enea przyjęła strategię, która zakłada, że do 2030 roku zmniejszy się odbiór węgla z Bogdanki o połowę. Jeśli jest zmniejszenie wydobycia, to muszą być redukcje w zatrudnieniu” – mówi nam związkowiec z kopalni Bogdanka, Jarosław Niemiec.

Niemiec w czwartek miał rozpocząć głodówkę. Według niego nadszedł czas na drastyczne kroki, bo ani większościowy udziałowiec, ani przedstawiciele resortów odpowiedzialnych za działalność Bogdanki nie chcą rozmawiać z górnikami.

„10 września mieliśmy taką dużą pikietę przed Ministerstwem Aktywów Państwowych. Wtedy wiceminister Kropiwnicki przyjął delegację z petycją, zapowiedział rozmowy w tym gronie najpóźniej w październiku zeszłego roku. Mamy styczeń i nie dostaliśmy nawet terminu rozmów. To jest niepoważne” – opisuje sytuację Niemiec.

Gdzie po pracę jak nie do kopalni?

Jarosław Niemiec obawia się, że w ciągu kilku lat wydobycie z Bogdanki tąpnie. Związkowcy twierdzą, że w 2035 roku wyniesie ono zaledwie 2 mln ton. Poprzednio plany wobec Bogdanki zakładały wydobycie w latach 30. na poziomie powyżej 9 mln ton na rok.

„Żeby pozostać na powierzchni, musimy wypracować 8 mln ton na rok. Bez tego nie będzie zysku i utrzymania zatrudnienia. Jesteśmy w stanie wydobywać 10 mln ton rocznie i wypracowywać zysk 600 mln złotych” – mówi Niemiec.

Związkowiec twierdzi, że razem z kopalnią zwiną się również inne miejsca pracy.

„Jesteśmy pod tym względem monokulturą, nie ma u nas alternatywy wobec rozwoju opartego na działalności kopalni. Znikną sklepy, usługi, zacznie się emigracja z regionu” – mówi nam pracownik Bogdanki.

"Nie musimy przypominać, że Bogdanka to największa spółka na Lubelszczyźnie, największy pracodawca dzielący się swoimi efektami z lokalną społecznością (darowizny, sponsoring kultury i sportu). Trudno jest w naszym regionie znaleźć alternatywne miejsca pracy” – napisały we wspólnym wystąpieniu cztery związki zawodowe: Związek Zawodowy Górników w Polsce, „Solidarność”, „Kadra” i „Przeróbka”.

Węgiel w głębokim odwrocie

Górnicy muszą jednak przygotować się na trudniejsze czasy, a odejście od węgla będzie szybsze, niż przewidywała to umowa społeczna, podpisana jeszcze za czasów rządów PiS. Wtedy związkowcy zgodzili się, by ostatnia tona surowca została wydobyta w Polsce w 2049 roku. Do tego momentu stopniowo miały być wyłączane kolejne kopalnie. Terminy wyznaczone w umowie nie wytrzymują jednak zderzenia z rzeczywistością.

„Oczekiwaniem związków zawodowych było to, by kopalnie mogły wydobyć cały węgiel, który jest dostępny w otwartych już pokładach. To było spojrzenie podażowe, abstrahujące od tego, ile można sprzedać tego węgla na rynku, jaki będzie popyt na ten węgiel. To podejście z gruntu błędne zaprzecza elementarnym prawom ekonomii. Przecież zapotrzebowanie na węgiel spada, a ten importowany ma wyższą jakość i niższą cenę” – ocenił w rozmowie z OKO.press dr Jan Rączka z Fundacji Instrat.

Jego zdaniem rząd okazał się wtedy „anemicznym negocjatorem”. Zjednoczona Prawica zakładała, że wolumen energii z węgla do 2040 roku utrzyma się na niezmiennym poziomie.

„Prognozowano wysokie zapotrzebowanie na energię, które miało wynikać choćby z bardzo szybkiego wzrostu liczby samochodów elektrycznych. A popyt na energię w ostatnich latach, nawet w ostatniej dekadzie, w gruncie rzeczy wzrasta powoli”.

Koalicja 15 października odkryła swoje plany wobec węgla w Krajowym Planie Energii i Klimatu. Wynika z niego, że w 2030 roku 32,6 proc. zużywanej energii będzie pochodzić z odnawialnych źródeł. To duże przyspieszenie – w poprzednim KPEiK z 2019 roku zakładano, że w 2030 roku z OZE pochodzić będzie 21–23 proc. energii.

Przeczytaj także:

Bogdanka niepotrzebna?

Można więc powiedzieć, że wydobycie węgla dla energetyki z Bogdanki po 2030 roku nadal będzie możliwe, a przy utrzymaniu węglowych elektrowni mogłoby być również opłacalne. Problem w tym, że węgiel się zwija, a na bardzo dużą część z surowca nie będzie nabywcy.

Odwrót od tego paliwa, przynajmniej w porównaniu z planami poprzedniego rządu, idzie w ekspresowym tempie. Kilka lat temu rządowy plan na energetykę do 2040 roku (PEP 2040) mówił o wydobyciu około 50 mln ton węgla kamiennego na 2024 rok. Według wyliczeń Fundacji Instrat zamiast tego przemysł górniczy przez cały poprzedni rok wydobył zaledwie 33,6 mln ton.

Rośnie za to wykorzystanie OZE, a Enea nie jest w tym przypadku wyjątkiem. W 2023 roku produkcja z odnawialnych źródeł w spółce wzrosła o 17 proc. w stosunku do poprzedniego roku. Węgiel w najbliższych latach będzie wypychany z rynku również przez gaz. Elektrownie przystosowane do jego zużycia w przyszłości będą mogły działać na wodór. Ten w przypadku wytworzenia z udziałem energii z odnawialnych źródeł może być paliwem bezemisyjnym.

"Powodem spadku udziału węgla kamiennego w energetyce są coraz większe moce odnawialnych źródeł energii oraz nowe jednostki gazowe. Chodzi choćby o Elektrownię PGE Gryfino Dolna Odra, gdzie w ostatnich miesiącach uruchomiono 2 nowe bloki na gaz ziemny o łącznej mocy 1366 MW. Te moce gazowe są konkurencyjne cenowo i dobrze współpracujące z fotowoltaiką oraz farmami wiatrowymi – będą szybko wypychać węgiel z rynku” – mówił nam Jan Rączka.

Enea również planuje zwiększać moce gazowe. Nowy blok elektrowni Enei w Kozienicach działający na to paliwo ma ruszyć w 2030 roku. „Węgiel jest wypierany z miksu energetycznego. To się dzieje szybciej, niż pokazywały dotychczasowe prognozy. Musimy węgiel zastąpić gazem i OZE” – mówił prezes spółki Grzegorz Kinelski, przedstawiając plany nowej inwestycji.

Szefostwo kopalni Bogdanka grozi konsekwencjami

Zapytaliśmy kierownictwo Grupy Enea o plany wobec Bogdanki i możliwość negocjacji ze związkowcami. Przyszłość kopalni nie jest jeszcze przesądzona, ale polityka całej grupy idzie w stronę niższej emisji CO2.

„Nie oznacza to, że Grupa z dnia na dzień przestanie zużywać węgiel do produkcji. Bezpieczeństwo energetyczne opiera się na miksie wytwarzania. Dlatego Enea, jako odpowiedzialny uczestnik i podmiot transformacji energetycznej, dostrzega konieczność kontynuacji pracy sprawnych aktywów węglowych w kolejnych latach. Bloki energetyczne w Kozienicach będą stopniowo zmieniać swoją rolę, stanowiąc w dużej mierze w przyszłości rezerwę strategiczną dla systemu. W 2035 roku nadal będzie pracować największa jednostka wytwórcza w Grupie – blok B11. Projekty „zazielenienia” bloków węglowych poniżej 550 kg CO na wytworzoną megawatogodzinę będą oznaczały, że nadal do produkcji będzie potrzebna zarówno biomasa, jak i węgiel” – odpowiada nam Berenika Ratajczak z Enei, która odpiera też zarzuty o brak dialogu z kierownictwem spółki:

„W ciągu ubiegłego roku spotkań z udziałem przedstawicieli wszystkich Związków Zawodowych reprezentowanych w Grupie Enea z przedstawicielami Enei SA było ponad dziesięć, w tym cztery z samym zarządem Enei SA. Oprócz tego odbywają się regularne, liczone w dziesiątkach, oficjalne spotkania Strony Społecznej ze swoimi bezpośrednimi pracodawcami, czyli zarządami spółek z Grupy Enea”.

Kierownictwo Lubelskiego Węgla na razie jednak zaprotestowało przeciwko głodówce swojego pracownika. W piśmie, które skierowało do Związku Zawodowego „Przeróbka” wskazuje, że strajk powinien być poprzedzony sporem zbiorowym, a związkowcy do tej pory nie weszli na tę ścieżkę. Szefostwo Bogdanki zagroziło, że w razie kontynuowania strajku złoży zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez swojego pracownika.

Związkowiec: powiat łęczyński jak Wałbrzych i Detroit

Jarosław Niemiec mimo to jest pełen obaw, choć zdaje sobie sprawę z postępu transformacji energetycznej. Ostrzega jednak przed konsekwencjami rezygnacji z krajowych źródeł węgla.

„To będzie zrujnowanie polskiej kopalni, a węgiel i tak będziemy musieli doraźnie sprowadzać z zagranicy. To mija się z celem ekologicznym, bo ten węgiel kupowany jest z takich rejonów, gdzie wydobywa się metodą odkrywkową z potężnymi szkodami w ekosystemie” – zauważa związkowiec.

W poprzednich latach, po rezygnacji z węgla z Rosji, Polska sięgała między innymi po dostawy z Kolumbii. – „Przez działanie Enei możemy podzielić los innych przemysłowych monokultur. Powiat Łęczyński będzie jak Wałbrzych albo Detroit”.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze