Kiedy opadł już kurz emocji powyborczych i zakończyły się rozważania nad sposobem przekazania władzy, czas zastanowić się, jaka będzie Brazylia po 1 stycznia 2023 roku, gdy władzę obejmie prezydent Lula da Silva, i jaki może to mieć wpływ na świat
Na zdjęciu: Lula da Silva, brazylijski prezydent-elekt, i jego żona Rosangela „Janja" da Silva, podczas wieczoru wyborczego w Sao Paulo, po wygranej w wyborach prezydenckich 30 października 2022.
Przypomnijmy: w niedzielę 30 października 2022 roku bardzo niewielką przewagą głosów wybory w Brazylii wygrał Luiz Inácio Lula da Silva. Sprawował on już dwukrotnie w latach 2003-2010 urząd prezydenta. Jego przeciwnikiem był kontrowersyjny ultraprawicowy polityk Jair Bolsonaro, który wsławił się m.in. doprowadzeniem do dramatycznej sytuacji zdrowotnej w kraju w czasie pandemii Covid-19. Był też odpowiedzialny za wzrost poziomu wylesiania Amazonii oraz powrót głodu w Brazylii. Więcej o każdym z polityków pisaliśmy w OKO.press cztery tygodnie temu:
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie
Jednym z najistotniejszych wyzwań, do których odniósł się Lula da Silva w swoim pierwszym przemówieniu po ogłoszeniu wyników wyborów, był głęboki podział polityczny kraju. Jest tak w istocie. Jair Bolsonaro otrzymał tylko 1.8 proc. głosów mniej niż zwycięzca.
Wielu jego zwolenników natychmiast rozpoczęło protest, nie zgadzając się z wynikiem. Popierający go kierowcy ciężarówek zablokowali autostrady w 16 stanach, uniemożliwiając transport, podróże i interwencje służb, m.in. w stanie Goiás nie dostarczono serca do transplantacji.
Prawie połowa Brazylijczyków, którzy oddali głos na Bolsonaro, wyznaje konserwatywne wartości. Wielu z nich należy do kościołów ewangelikalnych, a lewica jawi im się jako największy wróg. I do nich właśnie Lula skierował swoje słowa w pierwszym przemówieniu, mówiąc:
„Nie ma dwóch Brazylii. Jesteśmy jednym krajem, jednym ludem, wielkim narodem”.
Czy uda mu się zjednoczyć tak bardzo podzielony kraj? Na pewno nie będzie to zadanie łatwe. Mimo że zgodnie z prawem Lula jest niewinny, dla połowy kraju to złodziej, który popełniał przestępstwa korupcyjne, a 46 proc. Brazylijczyków deklaruje, że nigdy by na niego nie zagłosowało.
Drugim istotnym aspektem, który może znacznie utrudnić pracę prezydenta i jego rządu jest skład Kongresu. 2 października Brazylijczycy wybrali bowiem nowych reprezentantów Izby Deputowanych i jedną trzecią senatorów. 50 proc. Izby Deputowanych i 44 proc. Senatu to reprezentanci o prawicowych poglądach. Walka toczyć się będzie o tzw. centrum. Czy uda się ich przekonać do głosowania za projektami rządowymi i na jak długo, zależy od zdolności negocjacyjnych Luli.
Będzie to wymagało kompromisów i tworzenia koalicji, także z niektórymi politykami prawicowymi. Mogą one zmieniać pierwotnie ambitne plany i przedsięwzięcia Partii Pracujących, czyli zaplecza prezydenta.
Koalicje i bloki mogą być niestabilne, a opozycja będzie robić wszystko, by pracę Luli utrudnić.
Wydaje się, że liderem opozycji może stać się Nikolas Ferreira, wybrany największą liczbą głosów w kraju. Poparło go 1,4 mln osób w São Paulo. Ma 26 lat, poglądy prawicowe i wywodzi się z partii Jaira Bolsonaro. Jego celem jest walka z „ideologią lewicową i gender”, a ogromną popularność zawdzięcza mediom społecznościowym, za pomocą których trafia do młodych Brazylijczyków.
Istotne jest także to, że w brazylijskim Kongresie liczy się nie tylko przynależność partyjna, ale także ideologiczna. Dlatego mówi się o poszczególnych „ławkach". Po najnowszych wyborach widać, że aż 41 proc. posłów należy do „ławki antyśrodowiskowej". Silna jest także ławka tzw. ruralistas, reprezentująca wielkich przedsiębiorców rolnych, których interesy najlepiej reprezentował Bolsonaro, m.in.ułatwiając wylesianie Amazonii. Oraz ławka biblijna, tworzona przez posłów, związanych z kościołami ewangelikalnymi.
Rząd Luli da Silvy będzie więc musiał poradzić sobie nie tylko z podzieloną Brazylią, ale także ze spolaryzowanym Kongresem.
Popularność Luli da Silvy ma wiele źródeł, ale chyba najważniejszym z nich jest fakt, że był to pierwszy prezydent kraju, który na tak szeroką skalę wprowadził programy społeczne. Ponad 36 milionom ludzi pomógł wyjść z ubóstwa. Jego polityka, którą kontynuowała jego następczyni, Dilma Rousseff, doprowadziła do skreślenia Brazylii ze światowej mapy głodu w 2014 roku.
Jest więc oczywiste, że Lula będzie próbował ten sukces powtórzyć w 2022 roku, kiedy znów w tym dwustumilionowym kraju ponad 33 miliony osób głoduje, a 113 na 100 tys. dzieci do 14. roku życia jest hospitalizowanych z powodu niedożywienia. Kolejne 93 miliony osób odżywia się w sposób niewystarczający pod względem ilości lub jakości.
Głód pozostaje paradoksem w kraju, będącym trzecim największym producentem żywności na świecie.
Głód i niedożywienie to oczywiście w dużej mierze efekt pandemii, bezrobocia i prekaryzacji zatrudnienia, czyli wzrostu liczby osób wykonujących nieformalne prace za niskie wynagrodzenie. Ale rząd Bolsonaro znacznie ograniczył także programy gwarantujące obiady w szkołach oraz zmniejszył dofinansowanie i rolę organów zajmujących się polityką żywieniową.
W 2019 roku Bolsonaro zlikwidował Radę Bezpieczeństwa Żywieniowego, organ składający się z ekspertów i przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego. Był on odpowiedzialny za doradztwo w zakresie tworzenia, wdrażania i monitorowania polityk publicznych skoncentrowanych na prawie człowieka do żywności. Rada należała do najważniejszych instytucji. współtworzących politykę państwa w tym zakresie od 2003 roku.
Lula da Silva w pierwszym przemówieniu ogłosił, że walka z głodem będzie „zobowiązaniem numer jeden” jego rządu. Jak planuje to zrobić? Kilkoma sposobami.
Polityka ekonomiczna przyszłego prezydenta Brazylii opiera się na ideach ekonomicznych keynesizmu. Chodzi o kreowanie nowych miejsc pracy dobrej jakości poprzez inwestycje publiczne w przemysł morski, naftowy i gazowy. Ma to pomóc w zwiększaniu wewnętrznej konsumpcji. To właśnie dzięki programom społecznym, które zwiększyły wewnętrzną konsumpcję w latach światowego kryzysu gospodarczego, Brazylia cieszyła się rosnącym PKB i coraz korzystniejszymi wskaźnikami społecznymi.
Jednak pewne wątpliwości może budzić rozbudowywanie tych sektorów gospodarki, które mają dla Brazylii kluczowe znaczenie ze względu na ogromne zasoby (ropa naftowa), ale negatywnie przyczyniają się do zmian klimatu.
Ogromne emocje świata od kilku lat wzbudzała rosnąca wycinka lasów Amazonii. Prezydent Jair Bolsonaro reprezentował interesy latyfundystów, którym zależy na pozyskiwaniu nowych terenów, coraz większe było więc przyzwolenie na deforestację.
W debacie prezydenckiej Jair Bolsonaro zarzucił Luli, że w pierwszych latach jego rządów wycinano więcej lasów, niż obecnie. W sensie nominalnym tak właśnie było, ale wynikało to z faktu, że lasy Amazonii sukcesywnie wycinano od lat 70. XX wieku.
Tym, co różni obie prezydentury, jest dążenie do zmniejszenia wycinki. Za czasów Luli i Dilmy (do 2015 roku) poziom wycinki zmniejszał się z każdym rokiem, za rządów Bolsonaro (od 2018 roku) było odwrotnie, co pokazuje poniższa grafika. W czasie dwóch kadencji Luli deforestacja zmniejszyła się o 67 proc.
Trzeba jednak dodać, że wobec polityk środowiskowych w czasach Luli da Silvy pojawiało się wiele zarzutów. Przede wszystkim był to czas znacznego wzrostu gospodarczego i prymatu gospodarki nad innymi dziedzinami życia. Rozwój wymagał industrializacji i łączył się z rosnącym popytem na energię.
Główny gospodarczy Program Przyspieszenia Wzrostu PAC (Programa de Aceleração do Crescimento) opierał się na ekspansji gruntów rolnych i w wielu przypadkach powodował utratę bioróżnorodności. Z powodu nieadekwatnej polityki w Amazonii, w 2008 roku z rządu odeszła ministra środowiska Marina Silva, stając się jednocześnie na lata wrogiem Luli i Partii Pracujących.
Lula da Silva mówił wtedy, że „ludzie są ważniejsi niż drzewa”. Wiele wskazuje jednak na to, że sporo się zmieniło. W swoim przemówieniu w wieczór wyborczy wspomniał, że
„Stojące drzewo jest warte więcej niż tony pozyskanego drewna dla szybkiego, lukratywnego zysku”.
Ogłosił także, że marzy o zerowej deforestacji, co wydaje się planem zdecydowanie dalekosiężnym. W grupie osób, które stały w tym dniu obok prezydenta-elekta była Marina Silva, która wróciła ze swoim poparciem, uzyskawszy zapewnienie, że Lula da Silva będzie razem z nią tworzył politykę klimatyczną, szczególnie wobec Amazonii.
Lula planuje także powołanie międzynarodowej koalicji, mającej pomóc w osiąganiu proklimatycznych celów. Jego pierwszą decyzją, jeszcze jako prezydenta-elekta jest wizyta na Szczycie Klimatycznym COP27 w Egipcie. E oficjalnej delegacji z Brazylii nie będzie Jaira Bolsonaro.
Brazylia jest już dzisiaj na innym etapie rozwoju. Wiele wskazuje, że Lula zmienił swoje podejście do kwestii związanej z Amazonią. I choć już w czasie jego pierwszej kadencji wylesianie znacznie się zmniejszyło, to teraz polityki proklimatyczne będą jednym z priorytetów rządu. Pozostaje też mieć nadzieję, że Kongres tych ambitnych planów nie będzie blokować.
Wydaje się, że tym, co wzbudza najwięcej emocji w naszym regionie, jest polityka międzynarodowa, w szczególności stosunek Luli do Rosji i Ukrainy. Prezydent nie wypowiada się często na ten temat i choć potępił wojnę (czego nie zrobił Jair Bolsonaro) to udzielił także bardzo kontrowersyjnego wywiadu dla „Time’a”. Powiedział w nim, że:
„Putin nie powinien napadać na Ukrainę. Ale nie tylko Putin jest winny. USA i UE są także winne. Jaki był powód inwazji na Ukrainę? NATO? USA i UE powinny powiedzieć Ukraina nie zostanie przyjęta do NATO. To rozwiązałoby problem”.
W ustach polityka, który tak bardzo ceni niezależność państw i sprzeciwia się imperialistycznym interwencjom w innych krajach, ta wypowiedź może być szokująca. Podejście to łatwiej zrozumieć, jeśli spojrzeć na nie z perspektywy najnowszej historii Brazylii, jak i całego regionu, nękanego dyktaturami wojskowymi, które rozwijały się ze wsparciem USA. Warto też uwzględnić indywidualną historię Luli, który był wówczas represjonowanym opozycjonistą.
Pokolenie Luli jest szczególnie wyczulone na obecność NATO i USA w światowej polityce, nawet tam, gdzie problem leży zupełnie gdzie indziej. Politycy ci zdecydowanie bardziej obawiają się imperializmu amerykańskiego, bo go dobrze znają. Lula da Silva nie jest w tym odosobniony. Globalne Południe zupełnie inaczej postrzega wojnę rosyjsko-ukraińską.
Zrozumienie tych okoliczności pozwala lepiej pojąć podkreślanie roli dialogu w rozwiązaniu tego konfliktu i szukanie winnych tam, gdzie ich nie ma – zarówno w wypowiedziach Luli, jak i pochodzącego z Argentyny papieża Franciszka. Nawet jeśli się z tym nie zgadzamy. Warto dodać, że politycy młodszej generacji w Ameryce Południowej już inaczej postrzegają te kwestie.
Jakie konsekwencje dla toczącej się obok naszej granicy wojny może mieć postawa Luli da Silvy? Prawdopodobnie niewielkie, ponieważ jest on także politykiem pragmatycznym, który wie, że Zachodu w ten sposób nie przekona. Nie będzie tworzył żadnych antynatowskich koalicji. Lula podkreślał, że głównym sojusznikiem Brazylii powinna zostać Europa. Będzie jednak prawdopodobnie dalej zachęcał do dialogu. I raczej – jak duża część Globalnego Południa – nie zgodzi się na gospodarczą i polityczną izolację Rosji.
Z punktu widzenia polityki międzynarodowej, Lula da Silva będzie miał znacznie większy wpływ na odbudowywanie pozycji Brazylii jako regionalnego mocarstwa. Tym, co wydaje się również bardzo ważne jest rola Brazylii we wspieraniu państw rozwijających się, szczególnie afrykańskich. Był to jeden z niewielu aspektów polityki międzynarodowej, o której prezydent-elekt wspomniał w swoim pierwszym wystąpieniu.
W czasach rządów Luli Brazylia była liderem współpracy na rzecz rozwoju i przekazywania innym krajom, nie tylko portugalskojęzycznym, zarówno doświadczeń w skutecznej walce z biedą i głodem, jak i potrzebnych do tego technologii. Takie podejście jest istotne z punktu widzenia szans na bardziej zrównoważony rozwój na kontynencie.
Prawdopodobnie po raz kolejny Brazylia spróbuje wybić się na pośrednika pomiędzy Globalną Północą a Południem. Ze swojej ambiwalentnej pozycji, kiedyś biorcy, a teraz dawcy pomocy, rości sobie rolę międzynarodowego przywódcy interesów Południa.
Dyplomacja brazylijska za czasów rządów Partii Pracujących podkreślała, że kraje uprzemysłowione nie zawsze rozumieją perspektywę krajów Południa. Zbyt często stawiają warunki pomocy, które są niemożliwe albo bardzo trudne do realizacji, często nawet nie konsultując celów z zainteresowanymi. Brazylia może więc odzyskać swoją pozycję lidera regionalnego, który traktuje państwa rozwijające się w sposób partnerski, a nie protekcjonalny. Jest to szczególnie ważne teraz, gdy tak często mówimy o rozwoju zrównoważonym.
Nowo wybrany prezydent Brazylii jest w dużej mierze odwrotnością swojego poprzednika. To jeden z powodów, dla których wybory te wzbudziły aż tak duże emocje i dla którego Brazylia jest dziś podzielona. Analizując możliwe scenariusze po 1 stycznia 2023 roku możemy być pewni, że polityka społeczna stanie się znów istotnym elementem w rządzeniu krajem. Zwłaszcza wobec wyzwań związanych z głodem i ubóstwem.
Brazylia dołączyła do innych państw regionu, gdzie władzę przejmie polityk lewicowy. Lula to zwolennik raczej interwencjonizmu państwa niż wiary, że wolny rynek jest najlepszym regulatorem. Plany rozwoju gospodarczego mogą budzić pewne kontrowersje środowiskowe. Jednak bez wątpienia radykalnie odmieni się polityka związana z wylesianiem Amazonii. Pozwoli to światu – w sposób dosłowny i metaforyczny – odetchnąć z ulgą.
Brazylia dalej będzie też budować swoją pozycję lidera regionu i współpracę z Globalnym Południem.
Ale jest jeszcze jeden istotny aspekt tej zmiany. Wspomniała o nim konserwatywna senatorka Simone Tebet, która zajęła trzecie miejsce w wyborach prezydenckich, a w drugiej turze, mimo odmiennych poglądów na wiele spraw – mocno popierała Lulę, wierząc, że to jedyny kandydat, który obroni demokrację. Stwierdziła ona, że zagrożenie „bolsonarismo” związane jest nie tylko z polityką, z którą część Brazylijczyków się nie zgadza. Dużo większym zagrożeniem jej zdaniem było dalsze przyzwalanie na kłamstwa, fake newsy, niesprawiedliwe ataki, brak szacunku wobec inności i mowę nienawiści na co dzień, co „zmieniłoby duszę i charakter Brazylijczyków”.
Lula da Silva daje nadzieję, że do negatywnej zmiany nie dojdzie.
pracuje w Katedrze Ubezpieczenia Społecznego SGH, zajmuje się systemem emerytalnym i inwestycjami funduszy emerytalnych oraz polityką społeczno-ekonomiczną Brazylii w ramach Fundacji Terra Brasilis
pracuje w Katedrze Ubezpieczenia Społecznego SGH, zajmuje się systemem emerytalnym i inwestycjami funduszy emerytalnych oraz polityką społeczno-ekonomiczną Brazylii w ramach Fundacji Terra Brasilis
Komentarze