Część działaczy SLD chce wymusić na Włodzimierzu Czarzastym rezygnację z funkcji przewodniczącego partii. Czy im się uda? Ale w tym konflikcie nie chodzi tylko o Czarzastego. Na stole jest zjednoczenie lewicy. Sprawdzamy, co się dzieje na lewicy
Przed sobotnim zarządem krajowym Nowej Lewicy emocje są wielkie, a podziały nieoczywiste. „Jeśli ktoś nas oszuka, to użyjemy broni atomowej i stare SLD nas popamięta" - mówi OKO.press Krzysztof Gawkowski z Wiosny. „W sobotę może się skończyć projekt Zjednoczonej Lewicy" - ostrzega polityk SLD.
Jednak inni politycy Sojuszu mówią nam, że zjednoczenie Lewicy wcale nie jest zagrożone. Bo chodzi im nie o torpedowanie procesu jednoczenia, ale o pozbawienie Włodzimierza Czarzastego funkcji przewodniczącego. „Najlepiej by było, gdyby się podał do dymisji. To by rozwiązało wszystkie problemy" - mówi jeden z posłów-buntowników.
Jakie problemy? O co w tym wszystkim chodzi?
Kryzys narastał od miesięcy. Choć skupia się wokół fotela przewodniczącego SLD i osoby Czarzastego, stawek w tej grze jest więcej: konstrukcja Nowej Lewicy, jej strategia na przyszłość i stosunki z resztą opozycji. Trzy główne płaszczyzny konfliktu opisujemy poniżej.
Zacznijmy jednak od tego, co wydarzy się w sobotę i o co chodzi z dwoma frakcjami.
W południe 17 lipca 2021 zbierze się zarząd krajowy Nowej Lewicy (czyli do niedawna: SLD). Ma podjąć jedną kluczową decyzję: powołać dwie frakcje w ramach partii. Brzmi dziwnie?
To efekt decyzji o połączeniu Wiosny i SLD. Jesienią 2021 mają one stworzyć jedną nową partię. A żeby zapewnić reprezentację obu starym partiom, wymyślono formalny zabieg: w partii powstaną frakcje (jedna złożona z członków Wiosny, a druga - SLD). Każda z nich będzie miała równy udział we władzach partii, a przede wszystkim: każda frakcja będzie miała współprzewodniczącego partii.
W statucie nie ma mowy o tym, ile frakcji ma powstać. Zaraz wyjaśnimy, dlaczego to ważne.
W jaki sposób powstaną te frakcje? Najpierw 500 członków musi się podpisać pod deklaracją, że chcą je powołać, a potem zarząd krajowy większością 3/4 musi zatwierdzić każdą z tych frakcji. I ten ostatni krok ma się dokonać w sobotę.
Tyle że część działaczy SLD zamierza storpedować tę procedurę. Chcą doprowadzić do tego, żeby żadna z dwóch frakcji, pod którymi zebrano podpisy, nie zdobyła poparcia 3/4 i w związku z tym nie została powołana.
To ma być karta przetargowa w negocjacjach z Czarzastym: nie zgodzimy się na powołanie żadnej frakcji, dopóki nie ustąpisz.
Zapowiada się wojna nerwów.
Co się stanie, jeśli dojdzie do pata? Jeden z naszych rozmówców uważa, że konsekwencje mogą być katastrofalne dla Nowej Lewicy. Według niego frakcje muszą zostać powołane do końca lipca, a jeśli to się nie stanie, do partii wejdzie komisarz. Inny polityk twierdzi, że ostateczny termin to właśnie 17 lipca, ale zarząd komisaryczny partii nie grozi.
„Będziemy siedzieć choćby do poniedziałku, aż się dogadamy. Dziennikarze będą nam donosić kanapki" - żartuje.
Co zrobi Czarzasty?
„Nie ustąpi. Na 99,9 procent nie ustąpi" - jest przekonany polityk Lewicy.
W piątek wieczorem według naszych informacji ani Czarzasty, ani jego przeciwnicy nie mogli być pewni czterech lub pięciu głosów w 25-osobowym zarządzie.
Wśród buntowników są też inne pomysły: powołać nie dwie, ale jedną lub trzy, a nawet pięć frakcji. Dlaczego aż tyle? Bo tylko jedna z nich byłaby frakcją Wiosny, a pozostałe obsadziliby ludzie SLD - w ten sposób mieliby większy wpływ na przyszłą partię. To by było złamanie umowy między Czarzastym a Wiosną.
Krytyków Czarzastego zebrał wokół siebie Tomasz Trela - były wiceprezydent Łodzi, obecnie poseł. To on ma być kandydatem na konkurencyjnego wobec Czarzastego przewodniczącego frakcji SLD. Wśród buntowników są między innymi: Marek Balt, Robert Kwiatkowski, Karolina Pawliczak, Andrzej Rozenek, Joanna Senyszyn, Sebastian Wierzbicki.
Czego poza formalnościami dotyczy cały ten konflikt? Spojrzenie na niego z trzech perspektyw, pozwala zobaczyć w miarę pełny obraz.
Wielu członków SLD ma po prostu dość obecnego przewodniczącego.
„Zarządza partią autokratycznie" - powtarza się we wszystkich rozmowach z krytykami przewodniczącego SLD. Zarzucają mu, że kieruje SLD jednoosobowo, stworzył wokół siebie „dwór", a pomija statutowe ciała partii. Nie konsultuje decyzji, częściej rozmawia z Biedroniem i Zandbergiem niż z własnym zarządem.
„Niedawno ci sami ludzie mówili, że to bez sensu, żeby spotykać się co tydzień" - odpowiada polityk SLD sympatyzujący z Czarzastym.
Jednej zasługi mu nie odmawiają: jak nikt zaangażował się w jednoczenie Lewicy w 2019 roku. Mediował między działaczami własnej partii a Wiosną i (zwłaszcza) Razem. Wyciszał konflikty, wymyślał formalne tricki, by zarejestrować listy (zresztą korzystne dla niego, bo to Czarzasty dzieli pieniądze z partyjnej subwencji).
Postawił też na nogi samo SLD. „Kiedy przejmował partię po Millerze i Gawkowskim, była poobijana, zadłużona. Uporządkował finanse, wsiadał w samochód, objeździł całe struktury” - opowiada jeden z członków zarządu. Ale zaraz dodaje: „Obiecywał złote góry. Mówił, że za dwa lata będziemy współrządzić. Na współrządzenie się nie zanosi, chyba że z PiS” – drwi.
„Skończył się miesiąc miodowy Czarzastego" - ocenia osoba współpracująca z opozycją i zorientowana w sytuacji na Lewicy. Aura zjednoczyciela przestała działać.
Czarzasty ma też pozwalać na zbyt wiele członkom Wiosny i Razem. Czyli na co? Chodzi i o kwestie programowe (Lewica ma się przechylać za bardzo w stronę Razem), i wizerunkowe (w mediach „brylują" politycy od Biedronia i posłanki od Zandberga - twierdzą).
Jest arogancki (jak w rozmowie z wicemarszałkinią Senatu Gabrielą Morawską-Stanecką) i nie dotrzymuje słowa („Raz oszuka tego, raz innego, raz Kosiniaka-Kamysza, raz Budkę”) - to kolejne zarzuty.
„Czarzasty nie ma pomysłu na partię” - uważa jeden ze stronników Tomasza Treli. Kiedy Platforma Obywatelska traciła poparcie, jej zwolennicy szukali pocieszenia u Szymona Hołowni, a nie na Lewicy. „Przestaliśmy być dla nich partią drugiego wyboru. Straciliśmy być może jedyną szansę, żeby przejąć wyborców PO".
Kontruje zwolennik Czarzastego: „Włodek myśli parę lat do przodu". I chce stworzyć demokratyczną ofertę dla części obecnych wyborców PiS.
Jedni zarzucają obecnemu przewodniczącemu brak strategii, drudzy twierdzą, że właśnie myśli strategicznie.
„Zasadniczy problem nazywa się wiarygodność" - stwierdza polityk SLD.
Kością niezgody są negocjacje z premierem Morawieckim dotyczące poparcia dla Funduszu Odbudowy. „Odebrałem 200 telefonów od działaczy: «Co wyście zrobili?»” Krytycy Czarzastego uważają, że wmanewrował Lewicę w sytuację, której nie rozumieją ani członkowie partii, ani wyborcy, a Lewica straciła na niej w sondażach. Jego zwolennicy - że poinformował o negocjacjach wtedy, kiedy się o nich dowiedział (dwa dni wcześniej), były one elementem szerszego planu budowania samodzielności Lewicy, a sondaże pozostają na średnim poziomie 8 proc.
„Mówimy, że walczymy z PiS-em, a siedzimy z Morawieckim" - denerwuje się jeden z członków zarządu. Inny polityk SLD: „Nie miał mandatu, żeby po kryjomu siadać do rozmów z PiS-em".
Czarzastego broni inny członek zarządu: „W marcu zarząd zobowiązał nas do poparcia KPO i stawiania warunków. Przy jednym głosie wstrzymującym się. Nie negocjowaliśmy umowy koalicyjnej z PiS-em".
Drugi wymiar konfliktu to podział wpływów w tworzącej się Nowej Lewicy. W grudniu 2019 SLD i Wiosna zdecydowały, że połączą się w jedną partię. Robert Biedroń zapowiadał, że będzie to „nowoczesny związek partnerski w polskiej polityce". Na razie wyszło tak jak ze związkami partnerskimi w Polsce.
Partnerstwo miało polegać na tym, że partie dzielą się po równo reprezentacją w ciałach statutowych na szczeblu krajowym i wojewódzkim: dwóch/dwie/dwoje przewodniczących, połowa członków zarządów.
Tyle że SLD ma (według własnych deklaracji) około 30 tysięcy członków, a Wiosna - tysiąc. Część polityków SLD stwierdziła, że w takim układzie Sojusz dostaje za mało, a Wiosna - za dużo. „Nikt nie kwestionuje idei połączenia, ale nie chodzi o to, żeby robić to na siłę, nie szanując interesów własnej formacji" - mówi polityk SLD.
Czarzasty postawił na odmłodzenie lewicy. Zdawał sobie sprawę, że opieranie się wyłącznie na „nostalgicznym" elektoracie może nie wystarczyć, by wprowadzić SLD do Sejmu. Ale samo podkreślanie przywiązanie do osiągnięć PRL nie wystarczyło, by dowartościować starszych działaczy. I dziś idą po swoje.
„Cieszymy się z młodych wyborców, ale to jest najmniej stabilny elektorat. Chcemy zadbać o nasz elektorat, o starszych członków partii" - przyznaje jeden z buntowników.
Paradoksem jest, że przeciwko Czarzastemu występują politycy tzw. starego SLD. Romuald Ajchler, Wiesław Buż, Wiesław Szczepański czy Joanna Senyszyn. Choć są też młodsi, jak Andrzej Rozenek, Sebastian Wierzbicki czy przewodzący buntowi Tomasz Trela.
Wiosna stawia sprawę jasno: umowa ma być dotrzymana. Jeśli SLD powoła więcej frakcji lub nie powoła żadnej, będzie to koniec współpracy. „Założymy nową partię" - deklaruje Krzysztof Gawkowski.
Są wśród naszych rozmówców tacy, którzy uważają, że to najważniejszy wymiar konfliktu.
Partie opozycyjne już dziś działają w trybie przedwyborczym i chociaż publicznie ich liderzy powtarzają: „na rozmowy o wspólnych listach przyjdzie czas", w gabinetach rozrysowują zyski i straty z różnych wariantów. Czy ma powstać jedna wspólna lista całej opozycji? Czy dwa bloki? A może więcej niż dwa?
Pod przywództwem Czarzastego Lewica stawiałaby na większą własną autonomię. Lewica Treli - na bliższą współpracę z Platformą Obywatelską.
„Nikt nie mówi, że mamy wchodzić w koalicję z PO. Ale nie mają prawa mówić, że na pewno w to nie wejdziemy” - mówi polityk SLD z obozu buntowników. Inny: „Koalicja z PO to pieśń przyszłości, ale Czarzasty już spalił mosty".
O ile Czarzasty jest gwarantem współpracy na Lewicy, o tyle Trela miałby gwarantować dobre stosunki z Platformą. Jako wiceprezydent Łodzi blisko współpracował z Hanną Zdanowską z PO.
„Lewica Treli nie będzie się niczym różnić od Platformy. To będzie koniec lewicy na polskiej scenie politycznej. On nie gwarantuje, że nie skręcimy np. w stronę podatku liniowego" - mówi polityk Lewicy.
Zarówno w „obozie Czarzastego", jak i w „obozie Treli" są zgodni: przeciągający się konflikt będzie szkodził Lewicy. „Chodzi o to, żeby minimalizować straty. Nie zniszczyć Lewicy i z trudem wywalczonej jedności".
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze