- Wojna będzie trwała, bo jej kontynuowanie stało się fundamentalne dla przetrwania reżimu rosyjskiego – mówi Nathalie Tocci, dyrektorka włoskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i była doradczyni Wysokich Przedstawicieli UE Federiki Mogherini i Josepa Borrella.
Szymon Opryszek, OKO.press: W artykule dla „Foreign Affairs”, który ukazał się 12 grudnia, zastanawia się Pani: „Czy Europa zdoła uniknąć pułapki Trumpa?”. I dalej pisze Pani, że Europa musi podjąć kroki w celu przywrócenia sprawczości tam, gdzie jeszcze jest to możliwe. Czy rozmowy pokojowe z udziałem europejskich przywódców w Berlinie to krok w tym kierunku?
Nathalie Tocci, dyrektorka włoskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych: Nie uważam, by ustalenia z Berlina faktycznie przybliżyły nas do porozumienia pokojowego. Sądzę, że europejskim politykom chodzi bardziej o to, żeby zapewnić lub spróbować zapewnić prezydenta Donalda Trumpa, że powinien być z nami, a nie wycofywać się z kwestii Ukrainy. Zamiast wtykać mu dwa palce w oczy, sprawić, żeby poczuł, że robi coś pożytecznego i ważnego.
Politycy zachodni mówią o optymizmie i o tym, że „pokój jest blisko jak nigdy”. Miałaby powstać kierowana przez Europę i wspierana przez USA wojskowa misja „chętnych krajów” działająca także na terytorium Ukrainy. Jest też zgoda co do gwarancji bezpieczeństwa oraz powstania mechanizmu monitorowania i weryfikacji zawieszenia broni.
Europejczycy przywódcy spisali punkty porozumienia na papierze, złożyli podpisy, ale czy one rzeczywiście coś znaczą w praktyce? To wszystko są kroki szeroko Europy w takim kierunku, żebyśmy nie zostali na Ukrainie sami. Biorąc pod uwagę, że Stany Zjednoczone nie udzielają już Ukrainie pomocy wojskowej, z wyjątkiem wsparcia wywiadowczego, istnieje takie realne zagrożenie. Ukraińcy muszą polegać głównie na Europejczykach. To w pewnym sensie „wygrana” Putina.
Powtórzę: nie sądzę, żebyśmy zbliżali się do porozumienia pokojowego, albo nazwijmy to trwałym porozumieniem, w jakiejkolwiek formie.
Bo wiemy przecież, że Rosja i tak te ustalenia odrzuci. Z prostego powodu: nie zamierza kończyć tej wojny.
Trzy czwarte Ukraińców byłaby przeciwna „planowi pokojowemu”, gdyby miało dojść do wycofania wojsk z Donbasu. Ale Ukraina przystaje na niektóre niekorzystne dla siebie punkty – ale w zamian domaga się gwarancji bezpieczeństwa od sojuszników i pomoc w odbudowie kraju po zniszczeniach czteroletniej wojny.
Tyle że przecież Ukraina też zna Władimira Putina. I wie, że pokoju nie będzie. Rosja nie zaakceptuje tego, co jest w tym porozumieniu. Dyskutujemy mocno o tym wszystkim, a gdzieś w tle jest pytanie do Europy, które brzmi: „Co zrobimy, gdy wojna będzie trwała?”. Czy dzięki temu, że europejskie wsparcie dla Ukrainy będzie kontynuowane, to pewnego dnia Rosja zmieni swoje kalkulacje?
A zmieni?
Ten moment jeszcze nie nadszedł. Przynajmniej tak wygląda dziś sytuacja. Wojna będzie trwała. Powiedziałabym wręcz, że kontynuowanie wojny stało się fundamentalne dla przetrwania reżimu rosyjskiego.
Czytam w „Politico”, że władze USA wywierają „bezprecedensową presję” na Unię Europejską, aby uniemożliwić Ukrainie otrzymanie „pożyczki reparacyjnej” z zamrożonych rosyjskich aktywów.
Europa wręcz musi zdecydować się na wykorzystanie pieniędzy z zamrożonych rosyjskich aktywów. Przecież tak dużo, zależy od tego, czy uda się znaleźć pieniądze na dalsze wspieranie Ukrainy w kontekście, w którym wojna się nie kończy.
Dla mnie sprawa aktywów to prawdziwy papierek lakmusowy bezradności UE.
Gdybym miała postawić zakład, powiedziałbym, że jako Europa znajdziemy porozumienie w kwestii aktywów. Ale nie na sto procent. Co najwyżej, daję nieco ponad 50 procent na to, że to się może udać. Na pewno istnieją sposoby na złagodzenie obaw, które szczególnie żywi Belgia. Będzie ciekawie zobaczyć, co zrobi mój kraj, ponieważ premierce Giorgi Meloni udało się oszukać wszystkich, w pewnym sensie udawała proukraińską. Przez jakiś czas to działało, ale prawda jest taka, że Meloni jest głównie protrumpowska. Mam nadzieję, że w tej sytuacji stanie po stronie Europy.
Wrócmy do Rosji. Wiemy, że celem Putina, co mówił już w 2021 roku, jest wizja, zgodnie z którą NATO miałoby się wycofać do granic sprzed 1999 roku, a przyjęci ćwierć wieku temu członkowie NATO mieliby przestać się zbroić. Z perspektywy Polski wygląda to bardzo groźnie.
Oczywiście. Ale zwróćmy też uwagę, że minęło jedenaście lat wojny, a Rosja nie była w stanie zająć całego Donbasu. Nie mówię tego, by bagatelizować zagrożenie.
Uważam, że zagrożenie jest bardzo realne, ale nie sądzę, żeby Rosja była bliska urzeczywistnienia swojej wizji odbudowy imperium.
Jako Europa musimy kontynuować nasze zbrojenia wojskowe w obecnym tempie. A Rosja raczej nie będzie szczególnie silniejsza militarnie w dłuższej perspektywie.
Problemy, z którymi się borykamy w UE i NATO polegają na tym, że nie jesteśmy odpowiednio przygotowani do radzenia sobie z zaistniałą sytuacją. Jest „koalicja chętnych”, powstają nowe pomysły, ale żyjemy w rzeczywistości, w której z jednej strony istnieje zagrożenie ze strony Rosji, a z drugiej Stany Zjednoczone wycofują się z Europy. Kiedy słuchamy Trumpa i czytamy amerykańską strategię bezpieczeństwa, to wydaje się to całkiem prawdopodobne. Właściwie, biorę to za pewnik.
W strategii można przeczytać, że za 20 lat Europa nie będzie już miała „żadnego znaczenia” jako sojusznik USA w NATO.
Europa musi zaakceptować, że USA się odcina od spraw Europy i powstaje nowy układ geopolityczny na świecie. Wydaje się, że Stany są zainteresowane utrzymywaniem dobrych relacji z Moskwą, do pewnego stopnia, również z Pekinem, a więc w pewnym sensie z mocarstwami, które postrzegają siebie jako imperia. I teraz ruch należy do nas, by zadbać o nasze miejsce w tym układzie.
Ale to nie może być nadal słaba i zdezintegrowana UE. Europa musi podjąć kroki w celu przywrócenia sprawczości tam, gdzie jeszcze jest to możliwe.
Musi zawalczyć o swoją suwerenność.
Bezpieczeństwo
Władimir Putin
Donald Trump
Wołodymyr Zełenski
Berlin
Donald Trump
Georgia Meloni
negocjacje pokojowe
rozmowy pokojowe
Reporter, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu i Szkoły Ekopoetyki. Pisze na temat praw człowieka, kryzysu klimatycznego i migracji. Za cykl reportaży „Moja zbrodnia, to mój paszport” nagrodzony w 2021 roku Piórem Nadziei Amnesty International. Jako reporter pracował w Afryce, na Kaukazie i Ameryce Łacińskiej. Autor książki reporterskiej „Woda. Historia pewnego porwania”, (Wydawnictwo Poznańskie, 2023). Wspólnie z Marią Hawranek wydał książki „Tańczymy już tylko w Zaduszki” (Wydawnictwo Znak, 2016) oraz „Wyhoduj sobie wolność” (Wydawnictwo Czarne, 2018). Mieszka w Krakowie.
Reporter, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu i Szkoły Ekopoetyki. Pisze na temat praw człowieka, kryzysu klimatycznego i migracji. Za cykl reportaży „Moja zbrodnia, to mój paszport” nagrodzony w 2021 roku Piórem Nadziei Amnesty International. Jako reporter pracował w Afryce, na Kaukazie i Ameryce Łacińskiej. Autor książki reporterskiej „Woda. Historia pewnego porwania”, (Wydawnictwo Poznańskie, 2023). Wspólnie z Marią Hawranek wydał książki „Tańczymy już tylko w Zaduszki” (Wydawnictwo Znak, 2016) oraz „Wyhoduj sobie wolność” (Wydawnictwo Czarne, 2018). Mieszka w Krakowie.
Komentarze