0:000:00

0:00

Do zamachu na byłego premiera Japonii doszło 8 lipca ok. 11:30 czasu lokalnego (ok. 04:30 polskiego czasu) w mieście Nara, pierwszej cesarskiej stolicy położonej w południowo-zachodniej części największej japońskiej wyspy Honsiu, w pobliżu Kioto, Osaki i Kobe. Shinzo Abe wygłaszał tam przemówienie na wiecu politycznym przed zaplanowanymi na 10 lipca wyborami do Izby Radców, japońskiego odpowiednika Senatu.

Zamachowiec zaszedł byłego premiera od tyłu i oddał dwa strzały: jeden trafił polityka w szyję, drugi w klatkę piersiową, w okolice serca. 67-letniego Abego w stanie krytycznym przetransportowano do szpitala w Narze. Mimo prób reanimacji zmarł z powodu znacznego upływu krwi.

Policja zdążyła już zatrzymać napastnika - to 41-letni mieszkaniec Nary Tetsuya Yamagami, były żołnierz. Japońska telewizja publiczna NHK podała, że Yamagami spokojnie odpowiadał na pytania funkcjonariuszy i przyznał, że chciał zabić byłego premiera, bo "miał do niego żal". Pistolet, z którego strzelał, najpewniej złożył własnoręcznie. W jego mieszkaniu policja znalazła kolejne sztuki broni.

Zabójstwo Abego to szok dla Japończyków i Japonek. Nie tylko dlatego, że zginął jeden z najważniejszych - o ile nie najważniejszy - japoński polityk XXI wieku. Niedowierzanie budzi sam fakt, że w środku dnia i w miejscu publicznym doszło tam do zabójstwa z użyciem broni palnej.

Japońskie prawo zakazuje posiadania broni na prywatny użytek. Ubieganie się o zezwolenie to długotrwały i skomplikowany proces, wymagający m.in. zaliczenia testów psychologicznych. W badaniach Instytutu Metryki i Oceny Zdrowia Uniwersytetu Waszyngtońskiego Japonia miała niemal najniższy roczny odsetek zabójstw z użyciem broni palnej na 100 tys. mieszkańców - 0,02. Np. w USA wyniósł on 4,2 zabójstwa, w Polsce - 0,08.

Rzadkością są także fizyczne ataki na polityków. Po raz ostatni do zabójstwa tego typu doszło w 1960 roku: 17-letni prawicowy działacz przebił wówczas mieczem lidera socjalistów Inejiro Asanumę. W 1978 roku mężczyzna, który zamierzał zabić nożem premiera Masayoshiego Ohirę, został zatrzymany przez ochroniarzy.

W OKO.press przypominamy sylwetkę Shinzo Abego.

Konserwatysta od pokoleń

Osoby, które na co dzień nie śledzą wydarzeń w Japonii, mogą być zaskoczone, że Abe nie jest już premierem. Funkcję tę pełnił dwukrotnie: najpierw w latach 2006-2007, a następnie 2012-2020, co czyni go najdłużej urzędującym szefem rządu w historii kraju. Ze stanowiska ustąpił latem 2020 nie w wyniku przegranych wyborów, a z powodów zdrowotnych.

Pochodził z rodziny od pokoleń związanej z polityką. Jego dziadek ze strony matki, Nobosuke Kishii, w latach 50. uczestniczył w powstaniu konserwatywnej Partii Liberalno-Demokratycznej (LDP) i został z jej ramienia premierem w latach 1957-1960. Jego ojciec był wieloletnim posłem LDP, pełnił funkcje ministra handlu zagranicznego i przemysłu, a także ministra spraw zagranicznych.

Abe junior podzielał polityczne poglądy przodków - jeszcze w latach 80. rozpoczął pracę w strukturach partii. Szefem LDP został w 2003 roku. Potem - w wieku 52 lat - najmłodszym w historii premierem.

Był politycznym jastrzębiem. Latami zabiegał m.in. o reinterpretację pacyfistycznej konstytucji Japonii tak, by pozwolić na zwiększenie zbrojeń i "proaktywny pacyfizm". Dopiął swego w 2015 roku, za aprobatą Amerykanów, mimo protestów parlamentarnej opozycji. Japońskie Siły Samoobrony mogą dziś uczestniczyć w zagranicznych misjach i bronić sojuszników, a także należących do nich arsenałów.

Przeczytaj także:

Kontrowersje budziły skrajnie prawicowe poglądy Abego. Nie raz zdarzyło mu się odwiedzić tokijską świątynię Yasukuni, czyli miejsce pielgrzymek japońskich nacjonalistów. Świątynia poświęcona jest m.in. żołnierzom poległym podczas II wojny światowej, kiedy to Japonia była jednym z państw osi obok hitlerowskich Niemiec i faszystowskich Włoch. I okupantem m.in. w Korei, Chinach, dzisiejszym Wietnamie, Mjanmie, Malezji, na Filipinach i w Indonezji.

Za czasów Abego znacznie ochłodziły się relacje Japonii z najbliższymi sąsiadami - Chinami i Koreą Południową, które nerwowo reagowały na przejawy historycznego rewizjonizmu płynące z Tokio.

Abe wielokrotnie ostrzegał przed strategicznym zagrożeniem, jakie niesie ekspansja Chin. Nie udało mu się także rozwiązać sporu terytorialnego z Rosją o północny archipelag Kuryli (rozmowy pokojowe toczą się od dziesięcioleci). W polityce zagranicznej stawiał na stosunki z Indiami, USA, Australią. W 2016 roku jako jeden z pierwszych spotkał się ze świeżo wybranym prezydentem Donaldem Trumpem.

Niejasny bilans "abenomiki"

Abe zasłynął przede wszystkim jako twórca "abenomiki" (ang. abenomics), czyli doktryny gospodarczej, która miała wyrwać Japonię z wieloletniej stagnacji. Japonia nigdy do końca nie podniosła się po wybuchu bańki na rynku nieruchomości na początku lat 90. Potem w wyspy mocno uderzył azjatycki kryzys finansowy z 1997 roku, a następnie światowy kryzys z roku 2008. Kurczyło się PKB, szybko spadały też płace.

W pierwotnej wersji abenomika była oparta na trzech "strzałach": luzowaniu polityki pieniężnej, elastycznej polityce podatkowej i reformach. W 2013 roku rząd Abego zainicjował pakiet inwestycji wart 116 mld dolarów. Celem była ucieczka z pułapki deflacyjnej i podniesienie poziomu inflacji do 2 proc.

Ale jak wskazuje brytyjski historyk i profesor na Uniwersytecie Columbia Adam Tooze, już w 2014 roku ten sam rząd podniósł podatek konsumpcyjny, de facto rezygnując z polityki fiskalnych zachęt i... powodując kolejną recesję.

Działania Abego skoncentrowały się wokół polityki pieniężnej. W imię rozbudzania gospodarki w 2016 roku Narodowy Bank Japonii wprowadził ujemne stopy procentowe. Do dziś stopy dla inwestycji krótkoterminowych wynoszą w Japonii -0,1 proc., dla długoterminowych 0 proc., a NBJ wciąż skupuje obligacje. To wyjątek na skalę światową, bo podnoszenie stóp i walka z inflacją są dziś powszechne.

Eksperci wskazują, że abenomika nie była spektakularnym sukcesem przez niechęć rządu Abego do głębokich reform rynku pracy i walki o równość płci. Choć za jego rządów zatrudnienie Japonek rosło, a dziś pracuje ich więcej niż np. Amerykanek, japońskie społeczeństwo pozostaje głęboko patriarchalne. Rosną także nierówności. M.in. dlatego Adam Tooze abenomikę nazywa "niejednoznacznym eksperymentem modernizacyjnym".

Czy po śmierci byłego premiera i pod naciskiem światowych trendów Japonia zmieni pieniężny paradygmat? Następca Abego Fumio Kishida zapewniał, że pozostanie wierny abenomice. Eksperci wskazują, że światowa presja może jednak zmusić go do zmian.

Kto wygra niedzielne wybory?

Zamach na Shinzo Abego komentowali dziś niemal wszyscy światowi przywódcy.

"Zmarł wspaniały człowiek, wielki demokrata i zwolennik wielostronnego światowego porządku. To brutalne i tchórzliwe morderstwo jest szokiem dla całego świata" - napisała na Twitterze przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.

"Jestem głęboko zszokowany ohydnym atakiem, którego ofiarą padł Shinzo Abe. Wysyłam wsparcie rodzinie i najbliższym wielkiego premiera. Francja stoi murem za japońskim społeczeństwem" - to wpis prezydenta Francji Emmanuela Macrona.

"Zabójstwo Shinzo Abego bardzo mnie zasmuciło. Wysyłam wyrazy współczucia dla jego rodziny, mojego kolegi Fumio Kishidy i naszych japońskich przyjaciół" - pisze kanclerz Niemiec Olaf Scholz.

"Jestem w szoku po otrzymaniu informacji o zamachu na Shinzo Abego. Moje myśli są z rodziną naszego japońskiego przyjaciela, który zawsze okazywał Polsce wiele sympatii. Niech spoczywa w pokoju" - zatwittował Mateusz Morawiecki.

W wywiadzie, którego udzielił wkrótce po ogłoszeniu śmierci Abego, premier Kishida podkreślił, że do zamachu doszło w przeddzień wyborów, które są podstawą demokracji.

"Żałuję, że w taki sposób straciliśmy wielkiego polityka, który kochał ten kraj, był zawsze o krok do przodu i pozostawił po sobie wielkie osiągnięcia w różnych dziedzinach, aby utorować drogę dla przyszłości Japonii" - powiedział Kishida.

Wybory do izby wyższej japońskiego parlamentu mają odbyć się w niedzielę zgodnie z pierwotnym planem. W sondażach wyraźnie dominuje rządząca wciąż partia byłego premiera - konserwatywna LDP.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze