0:000:00

0:00

“Wszyscy widzą, jak jest, a nie jest dobrze. Nie potrzeba do tego sondaży” - stwierdził Marcin Mastalerek w poniedziałek 24 lutego w rozmowie z Konradem Piaseckim w TVN24. Miał na myśli kampanię wyborczą Andrzeja Dudy.

Mastalerek pięć lat temu był rzecznikiem sztabu Dudy i jednym z architektów jego zwycięskiej kampanii wyborczej. Jak sam podkreśla - jedyną osobą oprócz przyszłego prezydenta, która od początku wierzyła w wygraną.

Jak pisała w "Wyborczej" Agata Kondzińska, karierę polityczną Mastalerka w PiS zastopował osobiście prezes partii Jarosław Kaczyński, któremu nie podobały się maniery młodego polityka. "Najpierw nie dał mu miejsca na liście wyborczej, potem wydał zakaz zatrudniania Mastalerka w kancelariach premiera i prezydenta" - pisała dziennikarka.

Dziś Mastalerek jest poza partią i poza polityką.

Kampania zmierza w złym kierunku

Jednak były sztabowiec Dudy śledzi uważnie kampanię wyborczą. Działania strategów prezydenta ocenia bardzo surowo:

“Moim zdaniem początek kampanii jest porażką”.

Według Mastalerka niepowodzenia sztabu Dudy widać gołym okiem. Również sondaże potwierdzają, że kampania zmierza w kierunku niekorzystnym dla prezydenta.

Według badania Ipsos dla OKO.press przeprowadzonym 20-22 lutego, Andrzej Duda w II turze statystycznie remisuje z trójką kontrkandydatów: Małgorzatą Kidawą-Błońską, Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i Szymonem Hołownią. Wszyscy troje cieszą się poparciem o zaledwie 2 punkty procentowe niższym niż Duda.

Przeczytaj także:

Z kolei według telefonicznego sondażu firmy o nazwie United Surveys dla “Dziennika Gazety Prawnej” i RMF FM Kidawę-Błońską i Dudę w II turze dzieliłoby aż 8 punktów procentowych (42 do 50 proc. dla Dudy). Za to w pojedynku z Kosiniakiem-Kamyszem Duda - jak twierdzą media - przegrałby o 2 punkty procentowe (44 do 46 proc. dla Kosiniaka), ale różnica 2 pkt proc. oznacza statystyczny remis.

Szkolne błędy konwencji Dudy

Co mogło w tym czasie zaszkodzić Dudzie? Mastalerek krytykował w TVN między innymi jego konwencję z 15 lutego:

“Słyszałem, że to największa od 30 lat konwencja wyborcza. Nie można tak zawyżać oczekiwań"

- mówił. I dodawał: "To są szkolne, podstawowe błędy. A później konwencja, która nie ma żadnego pomysłu ani ciągu dalszego. W mediach skończyła się dzień po. (...) Pokazała, że nie ma pomysłu na tę kampanię” - wymieniał Mastalerek.

Jego diagnoza pokrywa się z wrażeniami, jakie mieliśmy bezpośrednio po obejrzeniu konwencji w warszawskiej hali Expo. Michał Danielewski pisał wtedy w OKO.press:

“Przez dwie godziny słuchaliśmy wspomnień z kampanii 2015 roku, nawiązań do dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego i martyrologicznych opowieści o skutecznej walce z »operacją, która miała sparaliżować nasz plan«. Odkurzono nawet zawołanie z rywalizacji z Bronisławem Komorowskim – »Damy radę!«. O przyszłości i planach Dudy nie dowiedzieliśmy się zbyt wiele. Nie było nowych obietnic.

Po co Andrzej Duda ma być głową państwa przez następne pięć lat? Po konwencji tego nie wiadomo. Argument za reelekcją prezydenta był jeden: wybierzcie mnie, żeby było tak, jak jest”.

Co mówił jeszcze były sztabowiec prezydenta?

  • Praktycznie wykluczył wygraną Andrzeja Dudy już 10 maja: "Założyłem się, że prezydent wygra w I turze. I obserwując początek kampanii, jestem zaniepokojony, bo widzę, że przegrywam zakład.
  • Uderzył - bez wymieniania nazwisk - w Annę Plakwicz i Piotra Matczuka ze spółki Solvere, odpowiedzialnej m.in. za słynną kampanię "Sprawiedliwe sądy" (to ta o sędziach kradnących kiełbasę). Oboje zostali teraz wydelegowani przez PiS do obsługi kampanii Andrzeja Dudy. Mastalerek stwierdził z przekąsem, że kampanię robią prezydentowi "ludzie, którzy w 2015 roku ustawiali mikrofony i kadry".
  • Skrytykował również poprzednie kampanie PiS: "Samorządowa była robiona jak prezydencka, europejska jak parlamentarna, a dziś kampania prezydencka również wygląda tak, jakby PiS startowało w wyborach parlamentarnych. Otóż wybory 10 maja są wyborami prezydenckimi".

Odpowiedzialność za dwa miliardy

Mastalerek przyznał też, że Dudzie szkodzi sprawa 2 miliardów złotych, które Sejm przeznaczył na media publiczne, choć Senat proponował przekazanie ich na niedofinansowaną onkologię.

“Nie wiem, jak to się stało, że kilka dni po ogłoszeniu daty wyborów głosowana jest w Sejmie ustawa o przeznaczeniu 2 mld na telewizję publiczną. Bardzo przepraszam, ale ktoś za to odpowiada” - punktował były sztabowiec prezydenta.

Trudno powiedzieć, w jakim stopniu ustawa o “dwóch miliardach na TVP” oraz środkowy palec Joanny Lichockiej pokazany opozycji w trakcie debaty nad nią wpłynęły na popularność Dudy. Z pewnością jednak ten temat przykrył wszelkie inne newsy, w tym m.in. ogłoszenie składu sztabu prezydenta. Według analizy Anny Mierzyńskiej dla OKO.press informacja o geście Lichockiej była jednym z najpopularniejszych tematów politycznych w mediach społecznościowych w ostatnim roku.

Sztab Dudy został zepchnięty do głębokiej defensywy. Jego szefowa - wydelegowana przez Porozumienie Jarosława Gowina - Jolanta Turczynowicz-Kieryłło tak mocno chciała zapewnić, że prezydent nie ma żadnego związku z hejtem, że popadła w kolejną skrajność. Jej wypowiedź o “wolności słowa, która może prowadzić do zagrożeń interesów ważnych z perspektywy państwa” wywołała falę krytyki.

„To, co mówi pani Kieryłło, przeczy temu, co twierdzą organy międzynarodowe, w tym Trybunał Praw Człowieka, i nasza konstytucja” - komentowała jej słowa dla OKO.press Dominika Bychawska-Siniarska, prawniczka i dyrektorka Obserwatorium Wolności Mediów w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Duda w pułapce

Choć środkowy palec nie należał do Dudy i to nie on uchwalał miliardy na TVP, będzie musiał jednak wziąć za te działania odpowiedzialność. Na jego biurku leży feralna ustawa. Opozycji udało się skutecznie narzucić narrację, według której jeśli prezydent ją podpisze, podpisze się zarazem pod gestem Lichockiej, propagandą Jacka Kurskiego i pogardą dla pacjentów onkologicznych.

Według nieoficjalnych źródeł “Wyborczej” Duda planuje przerzucić odpowiedzialność na Trybunał Konstytucyjny, ale to może być ucieczka z deszczu pod rynnę. Prezesura Julii Przyłębskiej mocno nadszarpnęła autorytet TK.

Źródło: CBOS

Według cytowanego wyżej sondażu United Surveys 15 proc. ankietowanych chce, by prezydent nie podpisał ustawy i skierował ją do TK, a kolejne 3 proc., by zrobił to po jej podpisaniu. Aż 47 proc. chce weta.

Dla opozycji skierowanie ustawy dwumiliardowej do TK będzie idealną okazją do przypomnienia, że przejęcie TK przez PiS rozpoczęło się od odmowy zaprzysiężenia przez Dudę trzech prawidłowo wybranych sędziów Trybunału.

Próba ugaszenia jednego pożaru może więc wzniecić kolejny.

;

Udostępnij:

Daniel Flis

Dziennikarz OKO.press. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Wcześniej pisał dla "Gazety Wyborczej". Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze