Brytyjskie PKB w marcu spadło o 5,8 proc., przewidywane dane kwietniowe mają być jeszcze gorsze. W Polsce wielkie zniesienie obostrzeń nastąpi 18 maja. Rząd zapewnia, że sytuacja na Śląsku jest pod kontrolą, choć liczba zakażeń rośnie tam lawinowo
Premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Łukasz Szumowski na środowej konferencji (13 maja) ogłosili zniesienie części obostrzeń związanych z epidemią. Od 18 maja zostaną otwarte salony fryzjerskie oraz restauracje i kawiarnie. Od 25 maja m.in. na zajęcia opiekuńcze do szkół będą mogli wrócić uczniowie klas I-III (ale nie będą musieli). Od 1 czerwca konsultacje indywidualne w szkole będą mogli odbywać wszyscy uczniowie.
Czy to bezpieczne? Nasi sąsiedzi otwierają się dużo ostrożniej. Np. Czesi otworzyli ogródki restauracji i salony fryzjerskie nieco wcześniej, bo 11 maja, ale u nich liczba nowych przypadków zaczęła spadać już 27 marca. No i Czesi nie mają dynamicznego ogniska koronawirusa, w Polsce sytuacja na Śląsku jest bardzo niepokojąca (więcej o niej w dalszej części raportu).
Szczegóły kolejnej fazy otwarcia kraju opisaliśmy tutaj.
Na tej samej konferencji minister Szumowski i premier Morawiecki podkreślali, że gdyby nie ognisko koronawirusa w kopalniach na Górnym Śląsku, Polska byłaby już w bardzo dobrej sytuacji. „Gdyby nie te zakażenia w kopalniach, to krzywa zachorowań na Śląsku byłaby podobna do reszty kraju” - stwierdził minister zdrowia.
Z jednej strony - to prawda, z drugiej - logika rządu jest dość pokrętna. Wynika z niej, że gdyby nie było zakażonych, nie byłoby... zakażonych. Tymczasem śląskie zakażenia kolejny dzień z rzędu rosną w bardzo szybkim tempie i nie ma gwarancji, że ogniska z kopalń nie przeniosą się na resztę regionu, a później na resztę kraju.
W całej Polsce odnotowano w środę 13 maja 322 przypadki nowych zachorowań. 167 zakażeń (52 proc.) stwierdzono na Śląsku. 23 osoby zmarły. Po wczorajszym rekordowym wyniku 556 zachorowań to powrót do stanu sprzed dwóch dni. To także nieco mniejszy wynik niż średnia dla kwietnia (341), ale za to wyższy niż dla pierwszej dekady maja (309).
Dziś wieczorem sytuacja według informacji ministerstwa zdrowia wyglądała zatem następująco:
Rośnie więc liczba osób, które wyzdrowiały (zielony pasek), ale jak za chwilę pokażemy, wciąż nowych przypadków jest więcej. Zgony na COVID-19 (czarny pasek na wykresie poniżej) stanowią 5 proc. wszystkich przypadków zakażeń. To więcej niż m.in. w Czechach (3,4 proc.), w Niemczech (4,4), w Norwegii (2,7 proc.), w Austrii (3,9 proc.).
Wciąż rośnie też liczba aktywnych przypadków. Dzisiaj przybyło 21. Przypominamy, że to kluczowa dana przy analizie postępów i dynamiki epidemii. Jeśli na wykresie poniżej w kolejnych dniach liczba aktywnych przypadków będzie regularnie spadać, będzie można powiedzieć, że jesteśmy na dobrej drodze, by powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa w Polsce. Póki co, to ciągle pieśń przyszłości.
13 maja ministerstwo poinformowało, że wykonano 20,3 tys. testów. Pierwszy raz od początku epidemii liczba przebadanych próbek osiągnęła poziom od dawna zapowiadany przez rząd. To dobra wiadomość. Druga jest taka, że masowo testujemy na Śląsku, by wyłapać i odizolować zakażonych w obecnym epicentrum epidemii. Jeśli się uda, mieszkańcy regionu unikną mocniejszych obostrzeń, jeśli nie - rząd stanie w obliczu trudnych decyzji.
Liczba testów na milion w Polsce wzrosła do prawie 13 tys., ale to wciąż mało w porównaniu z innymi krajami UE. Większość krajów wyprzedza w rankingu liczby testów. Za nami są: Węgry, Grecja, Chorwacja i Bułgaria.
11 maja ministerstwo podało też nową informację: ile testów wykonano do tej pory w poszczególnych województwach:
Zdecydowanie wyróżnia się mazowieckie, które przez wiele tygodni było na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o liczbę przypadków na milion mieszkańców, ale prawdopodobnie w najbliższych dniach najwięcej testów zostanie zrobionych w woj. śląskim - obecnym epicentrum epidemii.
Jak pisaliśmy, wirus prawdopodobnie szerzy się poprzez małżeństwa pielęgniarek i górników. “Gdyby cyklicznie badano personel medyczny, mogłoby do tego nie dojść” - mówił OKO.press lekarz ze Śląska. Ślązacy są przekonani, że do epidemii w kopalniach musiało prędzej czy później dojść. Dla rządu opanowanie górniczego koronawirusa to ważna próba. Od tego będzie zależeć, czy my wszyscy będziemy mogli pożegnać się z restrykcjami, przynajmniej na jakiś czas. Podczas gdy reszta kraju oddycha już trochę spokojniej, krzywa zachorowań na Górnym Śląsku nie zmienia kierunku.
O wadze problemu świadczy, że w przypadku Śląska rząd zdecydował się na działania, których od początku epidemii jeszcze w Polsce nie przeprowadzano. Od piątku 8 maja do środy 13 maja w utworzonych przy szpitalach i kopalniach punktach górnicy mogą się przebadać na obecność wirusa. Te masowe badania, do których wytypowano 15 tys. pracowników kopalń, były największym jak do tej pory programem profilaktycznych testów przesiewowych na SARS-CoV-2.
Premier zdementował jednak pogłoski, że województwo śląskie otoczy się kordonem sanitarnym, albo wyłączy z kolejnego etapu znoszenia obostrzeń.
A tak oto wygląda dynamika nowych dziennych zakażeń na Śląsku i w reszcie Polski:
W czterech województwach nie zarejestrowano dziś żadnych przypadków. To kujawsko-pomorskie, podlaskie, podkarpackie i lubuskie. W pozostałych poza śląskim, dolnośląskim i mazowieckim występowało co najwyżej kilkanaście przypadków.
Komisja Europejska usiłuje skoordynować otwieranie granic pomiędzy krajami członkowskimi i pomóc branży turystycznej, bardzo dotkniętej przez epidemię. Wzywa, by powrócić do zasad strefy Schengen, ale w samolotach i pociągach ma zostać wprowadzony wymóg zachowania dystansu i noszenia maseczek. Komisja chce również, by za odwołane loty linie lotnicze oferowały vouchery ważne co najmniej przez rok.
Zanim jednak będziemy mogli myśleć o podróżach, czas na codzienny przegląd sytuacji pandemicznej na świecie. Gdy wieczorem wrzucaliśmy ten tekst do sieci, wyglądała ona następująco:
O podróżach i ratowaniu branży turystycznej myślą już poszczególne kraje, porozumiewając się z sąsiadami. I tak:
Podczas trwania pandemii nie powinno się wyrzucać z kraju nielegalnych imigrantów. To duże zagrożenie dla ich zdrowia – uważa Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji, koalicja organizacji pozarządowych i międzynarodowych agencji działająca pod agendą ONZ.
„Przymusowe powroty intensyfikują zagrożenia dla zdrowia publicznego migrantów, urzędników, personelu służby zdrowia, pracowników socjalnych, społeczności obu krajów. Dodatkowo obciążają kraje, do których odsyła się migrantów, a system ochrony zdrowia wielu z nich jest już na granicy wydajności. " - pisze IOM w swoim oświadczeniu. Zwraca również uwagę na to, że powracający często są stygmatyzowani i dyskryminowani w kraju pochodzenia.
Nielegalnych emigrantów odsyłają wciąż m.in. Stany Zjednoczone.
Anthony S. Fauci, czołowy amerykański ekspert w walce z koronawirusem, powiedział przed komisją amerykańskiego Senatu, że jeśli USA nie przygotują się odpowiednio do znoszenia restrykcji „ryzykujemy nawrot epidemii" i że ten proces „może wymknąć się spod kontroli". Zdaniem dr Fauciego może to również spowodować, że gospodarka ucierpi jeszcze bardziej niż przez lockdown.
Fauci, który izoluje się w domu po kontakcie z osobą zakażoną, nie pierwszy raz ma zupełnie inne zdanie niż amerykański prezydent, dążący do jak najszybszego otwarcia gospodarki.
Tymczasem według amerykańskiej NBC News epidemia zaczyna silny wzrost w stanach, które stanowią zaplecze Donalda Trumpa i do tej pory pozostawały na uboczu zainteresowań koronawirusa. Największe wzrosty miały miejsca w Nashville w stanie Tennessee, Des Moines w Iowa, Amarillo w Teksasie, a także w Wisconsin, Kansas i Kentucky. W Central City w tym ostatnim stanie w ciągu tygodnia liczba przypadków wzrosła o 650 proc. Republikanie wygrywają tam od 2004 roku, a w ostatnich wyborach Trump zdobył 72 proc. głosów.
Wiele z nowych ognisk koronawirusa, jak pisze Reuters, znajduje się w stanach, które niechętnie wprowadzały lockdown albo szybko go zniosły idąc za sugestiami Trumpa.
Stany Zjednoczone mają już 1,4 mln zarejestrowanych przypadków SARS-CoV-2, zmarło tam z jego powodu co najmniej 84 tys. osób.
Brytyjczycy, którzy nie mogą wykonywać swojej pracy w domu, powrócili w środę do biur i zakładów pracy. Był to manewr konieczny, gdyż według oficjalnych danych brytyjskie PKB w marcu spadło o 5,8 proc. w stosunku do marca zeszłego roku, przewidywane dane kwietniowe mają być jeszcze gorsze. Premier Boris Johnson został jednak skrytykowany za niekoherentny plan powrotu do normalności - ludzie zostali zachęceni do powrotu do pracy, ale zaleca się im, by nie używali transportu publicznego. Nieczynne są również żłobki, przedszkola i szkoły.
To pierwszy etap bardzo powolnego zdejmowania ograniczeń w kontaktach międzyludzkich w kraju, który ma największą ilość zgonów na COVID-19 w Europie - razem z doliczonymi przez Narodowe Biuro Statystyki prawdopodobnymi zgonami jest to już ponad 40 tys. Wśród tych 40 tys. - 275 to pracownicy służby zdrowia i domów opieki.
Szkocja, Walia i Irlandia Północna na razie nie zdecydowały się na poluzowanie restrykcji.
Od poniedziałku 18 maja Belgowie będą mogli wreszcie się ostrzyc, zaprowadzić dzieci do szkoły i cieszyć się sztuką - we wtorek 12 maja rząd ogłosił drugą falę znoszenia obostrzeń. W pierwszej otworzono część sklepów, teraz mowa jest o szkołach podstawowych i średnich - ale tylko dla wybranych roczników. Można organizować również wesela i pogrzeby do 30 gości. Otworzone zostaną też targowiska.
Belgia została szczególnie dotknięta koronawirusem - ma największą w Europie (nie licząc mikroskopijnych państw) ilość zgonów na milion mieszkańców - 763. Jest tak m.in. dlatego, że Belgowie skrupulatnie zapisują do statystyk wszystkie zgony osób z COVID-19 i podejrzane o COVID-19. Razem w Belgii zmarło już 8,8 tys. osób, wyłapano 53,9 tys. przypadków SARS-CoV-2.
Duże wzburzenie na Filipinach wzbudziło zdjęcie z imprezy, która urządził szef policji w Manili, gen. Debold Sinas. Nie dość, że jego podwładni urządzili mu przyjęcie niespodziankę, łamiąc zasady dystansowania się i zakaz zgromadzeń, to jeszcze pochwalili się tym na oficjalnym Facebookowym profilu manilskiej policji.
Filipiny mają już 11,6 tys. przypadków koronawirusa, zmarły 772 osoby.
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Komentarze