Rząd postanowił odmrozić gospodarkę odważniej niż na przykład Austria i Czechy. Zapewnia nas przy tym, że palący problem wybuchu potężnego ogniska epidemii na Śląsku bierze na siebie. No to trzymamy za słowo - ale cały kraj bardzo ucierpi, jeśli wirus wymknie się spod kontroli
Na środowej - 13 maja - konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że:
od poniedziałku 18 maja
od poniedziałku 25 maja
od poniedziałku 1 czerwca:
Premier, a także występujący po nim minister zdrowia Łukasz Szumowski, podkreślali, że gdyby nie ognisko koronawirusa w kopalniach na Górnym Śląsku, Polska byłaby już w bardzo dobrej sytuacji, jeśli chodzi o walkę z epidemią. Zdementował jednak pogłoski, że województwo śląskie otoczy się kordonem sanitarnym, albo wyłączy z kolejnego etapu znoszenia obostrzeń.
„Należy się pomoc mieszkańcom województwa i ta pomoc tam płynie, i będzie płynąć coraz szerzej, by jak najszybciej wyłapać i ograniczyć zakażenia. To dla nas podstawowe zadanie" - powiedział Morawiecki.
Wtórował mu Szumowski: „Gdyby nie te zakażenia w kopalniach, to krzywa zachorowań na Śląsku byłaby podobna do reszty kraju".
W śląskich powiatach najbardziej zagrożonych koronawirusem od piątku 8 maja trwają badania przesiewowe - górników pięciu zakażonych kopalń oraz ich kontaktów i rodzin. To one przyniosły tak rekordowy wynik wtorkowych pozytywnych testów - 595, o ponad 40 proc. więcej niż średnia krajowa z ostatnich dni.
Na poniższym wykresie widać, że rzeczywiście dynamika wzrostu nowych przypadków w województwie śląskim jest bardzo odmienna od tego, co dzieje się w reszcie kraju - tu od 9 kwietnia maleje liczba nowych przypadków, która we wtorek 12 maja osiągnęła poziom z 23 marca, czyli z pierwszej fazy epidemii.
"W niektórych województwach, jak podlaskie, epidemia wygasa samoistnie, nie trzeba do tego nawet ministra" – mówi OKO.press Andrzej Sośnierz, poseł Porozumienia i były szef NFZ, czyniąc aluzję do prawie codziennych ostatnio wizyt warszawskich polityków na zagrożonym Śląsku.
Jednak ostrożniejsi od nas są Czesi - tam liczba nowych przypadków zaczęła spadać wcześniej niż u nas, 27 marca, a dopiero 11 maja otworzyli ogródki restauracji czy hospod oraz salony fryzjerskie i kosmetyczne. No i Czesi nie mają dynamicznego ogniska koronawirusa, jak nasze kopalnie.
Austria planuje otworzyć restauracje i bary 15 maja. Tam także liczba nowych przypadków zaczęła spadać jeszcze pod koniec marca, a od 18 kwietnia dobowy przyrost nowych przypadków nie przekracza stu.
Ponowne otwarcie restauracji i barów, a także m.in. salonów fryzjerskich zapowiadają również Włochy, ale dopiero od 1 czerwca. Włosi są jednak w innej sytuacji, mimo że tam dobowy przyrost nowych przypadków najwyższy był 21 marca, wciąż jest tam 80 tys. aktywnych przypadków koronawirusa.
Tak naprawdę kluczowy jest tu wskaźnik reprodukcji R, który pokazuje, ile osób zaraża średnio jeden nosiciel wirusa. Wyliczając go, bierze się pod uwagę wiele czynników - m.in. liczbę i dynamikę wykrytych przypadków, estymację ilości osób bez objawów. Minister Szumowski zapewniał na wtorkowej konferencji prasowej, że poza województwem śląskim spadł on poniżej jednego, czyli epidemia wygasa, choć nie podał dokładnej wartości wskaźnika.
Cieszyć tym, że życie powoli wraca do normy, ale też trochę obawiać. W Polsce wyraźnie widać, że z powodu mało klarownych rządowych instrukcji - najpierw zamknięto lasy i parki, potem szybko się z tego wycofano, najpierw minister zdrowia lekceważył maseczki, potem kazał nosić je wszystkim - panuje dezorientacja co do tego, czy wirus jest naprawdę niebezpieczny.
Nakaz noszenia maseczek jest coraz rzadziej egzekwowany - ludzie albo odsłaniają sobie nos, albo w ogóle ich nie noszą. Nie każdy także zachowuje odpowiedni dystans od innych.
Jednym z często podnoszonych argumentów za zniesieniem lockdownu jest to, że Szwecja wprowadziła bardzo luźne ograniczenia, a nie dzieją się tam rzeczy tak straszne jak w Hiszpanii czy we Włoszech, a teraz w Wielkiej Brytanii.
Abstrahując od tego, że Szwecja ma o wiele więcej zgonów na milion mieszkańców niż inne kraje skandynawskie, to tam władze i administracja cieszą się wysokim poziomem społecznego zaufania.
Jeśli główny epidemiolog kraju powie, że trzeba się dystansować i myć ręce, to zdecydowana większość będzie to robić.
My jesteśmy niestety na drugim biegunie, jeśli chodzi o zaufanie, więc obawa, że Polacy będą się czuć coraz swobodniej i lekceważyć sanitarny reżim, jest niestety całkiem uzasadniona.
Poziom zaufania do danych podawanych przez rząd zbadał Ipsos na zlecenie OKO.press. Wyniki? Tylko co czwarty Polak uważa, że dane o zakażeniach i śmiertelności oddają prawdziwą skalę epidemii.
Większość badanych jest zdania, że za mało testujemy, by wiedzieć, gdzie na krzywej znajduje się Polska (47 proc.).
Aż 17 proc. badanych jest przekonanych, że rząd umyślnie fałszuje dane.
Odpowiedzi pokazują również pęknięcie w polskim społeczeństwie. Zaufanie do rządu mają wyborcy PiS, ale nie wszyscy. 58 proc. uważa, że oficjalne dane wiernie oddają przebieg epidemii.
Zasadne wydaje się również pytanie, czy tak szybkie i radykalne znoszenie obostrzeń nie jest motywowane politycznie. W kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich obóz władzy ma interes w tym, by przekonywać wyborców, że sytuacja w Polsce szybko wraca do normalności. Z drugiej strony to również olbrzymie ryzyko polityczne: jeśli okaże się, że restrykcje zostały zniesione zbyt szybko, z nową falą zachorowań będziemy mieli do czynienia za ok. dwa tygodnie, w szczycie kampanii przed wyborami, które PiS chce przeprowadzić 28 czerwca.
Przede wszystkim trzeba trzymać kciuki, żeby naprawdę udało się opanować koronawirusa na Górnym Śląsku. Rząd zapowiada wykonanie tam nawet 50 tys. testów i odizolowanie wszystkich przypadków. Trudno jednak zrozumieć, dlaczego przy tak wielkich dysproporcjach pomiędzy regionami nie opóźnił poluzowywania restrykcji przynajmniej w najbardziej dotkniętych powiatach. SARS-CoV-2 jest naprawdę bardzo zjadliwą bestią.
Zdrowie
Mateusz Morawiecki
Łukasz Szumowski
Ministerstwo Zdrowia
Rząd Mateusza Morawieckiego
koronawirus
Śląsk
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze