Posiadacze pieców na węgiel na podstawie wpisu do państwowej bazy będą mogli zgłosić się po tańsze paliwo z rządową dopłatą. W wielu gminach w Polsce nie działa jednak ani kij, ani marchewka. Do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków (CEEB) w niektórych z nich wpisało się poniżej 20 proc. mieszkańców. Osobom, które nie zgłoszą się do rejestru, grożą kary – 500 zł mandatu lub 5 tys. złotych grzywny, jeśli sprawa trafi do sądu w przypadku jego nieprzyjęcia. Można się zgłosić jedynie do 30 czerwca.
Rejestrujemy piec – tak samo jak samochód
Czasu było dużo – bo rząd CEEB wprowadził już rok temu. Ówczesna wiceministra rozwoju Anna Kornecka wyjaśniała, że właściciele istniejących już budynków jednorodzinnych mają 12 miesięcy na zarejestrowanie swojego źródła ogrzewania.
– Bardzo zależy nam, by stworzyć jednolitą, wielopoziomową strategię walki z zanieczyszczeniem powietrza. I temu służyć ma właśnie Centralna Ewidencja Emisyjności Budynków – mówiła Kornecka dodając, że właściciele nowych budynków na wpis mają tylko 14 dni od uruchomienia swojego urządzenia grzewczego.
Po co to wszystko? Rząd twierdzi, że dane pozwolą łatwiej walczyć ze smogiem.
Wiadomo, że do jego powstawania przyczyniają się przede wszystkim niskiej klasy piece węglowe. Do gmin, gdzie jest ich najwięcej, można więc skierować największą pomoc i najmocniej zadbać o edukację mieszkańców. Tam, gdzie więcej jest pomp ciepła i kotłów gazowych interwencja jest mniej potrzebna.
”Do tej pory opieraliśmy się na modelach statystycznych. Tymczasem posiadamy wiedzę na temat tego, jakie samochody jeżdżą po naszych ulicach w ramach CEPiKu (Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców – przyp. Aut.) i taką samą wiedzę powinniśmy posiadać na temat źródeł ogrzewania. Dzięki temu możemy w jeszcze bardziej efektywny sposób adresować pomoc związaną z wymianą kotłów pozaklasowych” – mówił pełniący funkcję rządowego pełnomocnika do spraw programu dotacyjnego Czyste Powietrze Bartłomiej Orzeł.
Białe plamy na mapie CEEB
Na trzy dni przed zamknięciem rejestracji dla właścicieli istniejących budynków w gminie Moszczenica (małopolskie) deklarację wypełniło zaledwie 19 procent mieszkańców, którzy mają taki obowiązek. Według danych zgromadzonych przez GUNB we wtorkowy poranek niewiele lepiej było między innymi w podkarpackiej Rakszawie, mazowieckim Zwoleniu czy opolskim Popielowie. To niewielkie gminy, gdzie liczba „punktów adresowych”, czyli budynków, które powinny znaleźć się w ewidencji, nie przekracza 10 tysięcy.
Dane z największych miast jednak wcale nie zawyżają średniej. We wtorkowe przedpołudnie na czele rankingu obejmującego gminy liczące powyżej 50 tys. mieszkańców znajduje się Kraków. Rejestr objął tam do tego czasu 53 proc. budynków. Kolejne miejsca przypadają Warszawie (51 proc.), Poznaniowi (50 proc.) i Wrocławiowi (48 proc.).
Do wieczora 27 czerwca w systemie wciąż brakowało około pół miliona z 6 milionów deklaracji. Właściciele i zarządcy budynków zgłaszają je na ostatnią chwilę – jeszcze na początku czerwca CEEB zebrał około 4,2 mln deklaracji.
Nie warto ściemniać, urzędnicy i tak wszystko sprawdzą
To nie pierwszy taki przypadek. W zeszłym roku nie paliliśmy się do uczestnictwa w spisie powszechnym. Na dwa tygodnie przed jego zakończeniem Głównemu Urzędowi Statystycznemu brakowało danych przynajmniej 6 mln osób. W 2021 roku po raz pierwszy można było „spisać się” samodzielnie, za pomocą internetowego formularza.
Z czego wynika więc niechęć do rządowych ewidencji? Może chodzić o nieufność. Rządzący obiecują, że baza danych o źródłach ogrzewania powstaje dla naszego wspólnego dobra. Właściciele tych najbardziej nieekologicznych pieców mogą jednak poczuć się niepewnie – szczególnie, że nie warto oszukiwać. Do domów i tak zapukają sprawdzający prawdziwość deklaracji urzędnicy.
„Anonimowy kopciuch” od teraz w CEEB
”Centralna Ewidencja Emisyjności Budynków to będzie taki CEPiK dla źródeł ciepła. Daje to szansę, że w końcu kopciuchy przestaną być anonimowe” – oceniał w rozmowie z portalem Smoglab Andrzej Guła z Polskiego Alarmu Smogowego (PAS). Jednocześnie podkreślał, że CEEB nie będzie służył do karania czarnych owiec. Do tej pory z różnym skutkiem sporządzaniem podobnych spisów źródeł ciepła próbowały zajmować samorządy. Mieszkańców nie można było jednak zmusić do zarejestrowania swojego urządzenia grzewczego.
”Problem w tym, że samorządy nie do końca wiedziały, jak z takim wyzwaniem sobie poradzić: inwentaryzację zlecano prywatnym podmiotom, wydawano na to w Polsce miliony złotych, a praktyce często inwentaryzacje były niepełne, ponieważ ankieterzy nie byli wpuszczani do domów. Informacje były także zbierane według różnych wzorów, więc niemożliwym byłoby dziś zebranie tych danych we wspólnej bazie” – podkreślał Guła.
Bez takiej bazy polityka antysmogowa kulała. Dziś władze będą miały wgląd w to, czy osoby korzystające z antysmogowej dotacji na gaz lub pompę ciepła nie wróciły do starego, mniej ekologicznego sposobu ogrzewania. Do takich informacji zyskują dostęp gminni urzędnicy – zwykli mieszkańcy mają wgląd jedynie do własnej deklaracji. „Nie wyobrażam sobie prowadzenia tak dużego programu modernizacji budynków, jakim jest Czyste Powietrze, bez kontroli nad źródłami ciepła” – oceniał aktywista.
Była kampania żarówkowa – zabrakło na promocję ewidencji?
Niechętnych do wpisania się do bazy raczej nie zachęciła duża kampania reklamowa dotycząca ewidencji źródeł ciepła. Po prostu jej nie było. Główny Urząd Nadzoru Budowlanego oparł się na dystrybucji ulotek i plakatów w urzędach czy spółdzielniach mieszkaniowych. Sporym sukcesem okazał się podchwycony przez wiele mediów ranking gmin zbierający zarówno te najlepsze, jak i te pozostające w tyle. Powstał też film promocyjny i zakładka zbierająca najczęściej pojawiające się pytania nurtujące zarządców i właścicieli nieruchomości (FAQ).
Czego zabrakło? Przede wszystkim dużej akcji promocyjnej w mediach.
GUNB przyznaje, że do tej pory opierał się na współpracy z samorządami, a na duże kampanie przyjdzie czas w nadchodzących latach. Szkoda, że spisowi źródeł ciepła nie poświęcono akcji skalą przypominającej „kampanię żarówkową”. Na początku roku billboardy z wykresem w formie przypominającej swoim kształtem żarówkę zalały Polskę.
Wykres miał pokazywać udział kosztów narzuconych przez Unię Europejską w kwocie rachunków za prąd. W OKO.press pisaliśmy, jak finansowana z publicznych środków kampania manipuluje faktami.
Towarzystwo Gospodarcze Polskie Elektrownie, skupiające państwowe przedsiębiorstwa wytwarzające w Polsce prąd, wydało na nie ponad 12 milionów złotych. W niektórych miejscach wielkoformatowe plakaty wiszą do dziś. Informacji o CEEB w takiej formie wyraźnie brakuje.
Dla spisanych tańszy węgiel. Ale nie wystarczy go dla wszystkich
Być może na ostatniej prostej zadziała inna zachęta. Rząd obiecuje tani węgiel dla właścicieli pieców na to paliwo, którzy wpiszą się do ewidencji. W niektórych składach tona ma kosztować zaledwie 966 złotych – zaledwie, bo pod koniec czerwca stawki w punktach sprzedaży dochodzą do około trzech tysięcy. Właściciele składów, którzy zdecydują się na sprzedaż poniżej rynkowych cen mogą liczyć na państwową rekompensatę – 1073 złote (pierwotnie miało to być 750 zł).
Trudno powiedzieć na razie, ilu przedsiębiorców zdecyduje się na takie warunki. W końcu za tonę otrzymają nieco powyżej 2 tys. złotych. To wciąż mniej, niż wynoszą rynkowe ceny. Wsparcia może też nie starczyć dla wszystkich – kwota przeznaczona na program to 3 mld złotych, a każda zarejestrowana w CEEB osoba spalająca węgiel będzie mogła kupić w preferencyjnej cenie 3 tony węgla. Skorzysta więc maksymalnie ok. 930 tys. gospodarstw. Do tej pory w CEEB widnieje ponad 2,3 mln budynków ogrzewanych „węglem i paliwami węglopochodnymi”. Dopłaty mają ruszyć w sierpniu, przez parlament musi jeszcze przejść ustawa wprowadzająca system rekompensat.
Pod koniec akcji zbierania deklaracji w powodzeniu spisu do CEEB pomogą pewnie media, coraz częściej informujące o karach za brak wpisu. Zobaczymy też, do czego władza wykorzysta informacje dotyczące ogrzewania w polskich domach – pozostaje mieć nadzieję, że pozwolą lepiej wydawać pieniądze z rządowych programów.
Przede wszystkim bardzo wielu właścicieli domów nadal nie wie o tym obowiązku. W sprawie śmieci dostałam pismo z gminy odnośnie nowych stawek. Dlaczego nie zostały wysłane do właścicieli domów odpowiednie deklaracje dotyczące sposobu ogrzewania? Nie ma obowiązku czytać gazet czy oglądać telewizji. Skąd niby przeciętny człowiek miał się dowiedzieć o takim obowiązku?
Nie czytam gazet ani tv nie oglądam, a o tym słyszałem setki razy przez ostatni rok. By o tym obowiązku nie słyszeć trzeba by się chyba zaszyć w borach tucholskich i stamtąd nie wychodzić od ubiegłego roku.
Jeżeli jest nakładany nowy obowiązek, za którego niespełnienie grozi kara, to poważne państwo wysyła przypomnienie drogą urzędowa, czyli pocztą, a poważne i nowoczesne państwo może też wysłać maila. Co jeżeli ktoś mieszka za granicą, i przyjeżdża tylko raz na kilka miesięcy do kraju? Jeżeli nie dostanie listu, to nie dowie się o tym w ogóle. Zresztą wystarczy że ktoś jest młody, czyli przeważnie nie ogląda telewizji, a na smartfonie przegląda przeważnie Facebooka, Messengera i Instagrama, a nie czyta portali z bieżącymi newsami, co jest w sumie słuszne, bo tam też głównie polityczny ściek i sensacje o dziecku które wypadło z okna. To skąd ma wiedzieć? Jak dla mnie ta cała sytuacja wymownie świadczy o państwie z dykty, co już wcześniej było w sumie widać przy okazji Nowego Ładu, lub Spisu Powszechnego, (który w formularzu internetowym w nieuczciwy sposób nakłaniał do ujawniania informacji o innych domownikach, łącznie z takimi wrażliwymi danymi jak numer PESEL, mimo że nie ma takiego obowiązku ustawowego, jest obowiązek podania jedynie liczby domowników. Był sposób żeby legalnie tego nie podać, ale formularz był umyślnie opisany w taki sposób, żeby osoba wypełniająca miała wrażenie, że jeżeli nie poda danych dany tych innych domowników, to formularz nie będzie wypełniony poprawnie, mimo że mogła tak zrobić, więc celowo tutaj dokonano manipulacji by wymusić dane, których podania nie wymagała ustawa o spisie powszechnym – widać, gdzie PiSowcy mają prawo). Co najśmieszniejsze to PiSowcy wcześniej najgłośniej krzyczeli o państwie z dykty, a teraz je realizują.
Nie, nie trzeba by.
Nie ja jeden zapewne zgodzę się z Haliną.
Co jeszcze ciekawsze, w mojej gminie urzędnicy nie dostali żadnych szerszych informacji nt tej akcji.