Ceny biletów będą niższe - zapowiada premier, a media donoszą o planie dopłaty do działalności PKP Intercity. Jednocześnie rządzącym dostaje się za brak konkurencji na polskich torach. Minister Adamczyk twierdzi, że zagraniczne firmy mogą u nas jeździć, ale tego nie chcą. Ma rację?
Kryzysu wokół kolei ciąg dalszy. Po podwyżce cen biletów trwa on zarówno w PKP Intercity, jak i w rządzie. Rządzący twierdzą, że mogą podratować budżet przewoźnika, ale jedynie wtedy, jeśli ten się zepnie i ograniczy koszty - podają media. W tym samym czasie trwa przepychanka pomiędzy polskimi politykami a zagranicznymi przewoźnikami, którzy chcieliby działać w Polsce jak najswobodniej. Według rządu mają taką możliwość, ale z niej nie korzystają. Zagraniczni kolejarze punktują jednak tę narrację i pokazują, na które połączenia nie mogą wyjechać - choć by chcieli.
"Dziennik Gazeta Prawna" we wtorek doniósł o ofercie pomocy rządu dla PKP Intercity. Międzymiastowy przewoźnik otrzymałby od 200 do 300 mln złotych, ale jedynie w zamian za cięcia. Według "DGP" kilkunastoprocentowe podwyżki na kolei zaskoczyły rządzących, łącznie z nadzorującym kolej resortem infrastruktury. Na udzielenie tak dużej pomocy musi zgodzić się Komisja Europejska, która w takich sytuacjach stoi na straży równowagi konkurencyjnej we Wspólnocie.
W tej sytuacji przepadłyby propozycje przedstawicieli opozycji, którzy mieli własne pomysły na obniżenie cen biletów. Według Lewicy pomogłoby obniżenie VAT-u na bilety do stawki zera procent i obniżenie kwot, które przewoźnicy płacą za dostęp do torów. Podstawową zaletą takiego planu byłyby korzyści dla wszystkich przewoźników, nie tylko wożącego na dalekie dystanse PKP Intercity. Propozycję obniżki VAT-u odrzucił jednak rzecznik rządu Piotr Müller.
Według "DGP" sprawa obniżki cen biletów powinna rozstrzygnąć się jeszcze w tym miesiącu. Wszystko wskazuje na to, że rząd wreszcie docenił wagę tematu, o którym we wtorek wypowiedział się premier Mateusz Morawiecki.
"Będę domagał się od kierownictwa Ministerstwa Infrastruktury zdecydowanych działań oszczędnościowych we wszystkich spółkach PKP, po to, aby doprowadzić do jak najniższych cen biletów" - mówił 24 stycznia szef rządu. Nie sprecyzował jednocześnie, do jakich poziomów mają zejść ceny: "Na ile będą niższe - dzisiaj tego nie przesądzam. Ta decyzja zapadnie po dyskusji z kierownictwem ministerstwa."
Tak czy inaczej rządowi oficjele nadal nie zmieniają tonu swoich wypowiedzi na temat cenowego kryzysu. Według tej opowieści to spółki kolejowe kształtują ceny i to one powinny uporać się z wywołanym przez siebie kryzysem. Rzecznik Müller w zeszłym tygodniu mówił, że do obniżenia cen powinny doprowadzić "działania organizacyjne" w spółkach. Rządzący mimo medialnych doniesień milczą za to o potencjalnym wsparciu publicznym dla kolei.
W tym samym czasie eksperci i komentatorzy kolejowej rzeczywistości przypominają inny pomysł na uzdrowienie polskiego rynku. Ceny mogłoby zbić wpuszczenie na tory konkurencji dla państwowego przewoźnika dalekobieżnego. Tak jest w Czechach, gdzie można korzystać z bogatej oferty trzech przewoźników - państwowych Českich dráh oraz prywatnych - Leo Expressu i RegioJeta.
W 5 lat po wejściu tego ostatniego przewoźnika na rynek liczba pociągów pomiędzy Pragą a Ostrawą wzrosła ponad trzykrotnie.
Wzrost odnotowano z 11 do aż 35 par składów, czyli łącznie 70 pociągów w obu kierunkach. Dziś na 350 kilometrowej trasie pomiędzy stolicą i trzecim co do wielkości miastem Czech kursuje 30 par pociągów. Ceny biletów kupowanych z kilkutygodniowym wyprzedzeniem startują w przeliczeniu od 17 złotych.
Radim Jančura, prezes RegioJeta, tak mówił OKO.press:
"Ceny biletów Pendolino są wysokie i nieadekwatne wobec jakości usługi. Więcej połączeń oznaczałoby niższe koszty dla pasażera. W Czechach po pojawieniu się prywatnych przewoźników wyraźnie wzrosła jakość oferowanych przewozów.
Państwowe České dráhy wyraźnie przez ostatnie 11 lat się poprawiły. Ten sam mechanizm zadziałałby w PKP Intercity.
W ten sposób wspólnie przekonalibyśmy do pociągów więcej ludzi, a przychody wszystkich obecnych na rynku przedsiębiorstw byłyby wyższe".
RegioJet chciałby wozić polskich pasażerów po najpopularniejszych trasach w naszym kraju. Na razie robi to na trasie Praga-Gdynia oraz Przemyśl-Praga i przygotowuje się do wypuszczenia swoich składów na trasę Warszawa-Kraków.
Przedstawiciele RegioJeta i LeoExpressu (który również jest zainteresowany częstszymi kursami po polskich torach) zarzucają polskiej stronie faworyzowanie PKP Intercity. Jak często sugerują, przyznający dostęp do torów Urząd Transportu Kolejowego nie chce złamać monopolu państwowej firmy.
Zwróciła na to uwagę posłanka Lewicy Paulina Matysiak:
"Dlaczego wciąż nie ma zgody na wejście na polski rynek dla przewoźników innych niż PKP Intercity? Czeski RegioJet chciał uruchamiać 21 nowych połączeń w Polsce, Urząd Transportu Kolejowego zatwierdził natomiast 16 proc. zgłoszonej oferty. Brak konkurencji w segmencie międzymiastowym oznacza dla Polaków wyższe ceny biletów, z czym mamy do czynienia obecnie" - pytała ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka.
"Dlaczego nie otwieramy polskiej kolei na przewoźników zagranicznych? Poddaję te fakty do namysłu: W 2021 roku Urząd Transportu Kolejowego zezwolił na przewozy w relacji Warszawa – Ostenda, przyznana została koncesja, a przewoźnik wnioskujący z tej możliwości nie skorzystał (…). W 2019 roku UTK zezwolił na uruchamianie pociągów Praga – Terespol. Ponownie nie skorzystano z tego uprawnienia" - odpowiedział Adamczyk.
W 2021 roku Urząd Transportu Kolejowego zezwolił na przewozy w relacji Warszaw –Ostenda, przewoźnik z tej możliwości nie skorzystał. W 2019 roku UTK zezwolił na uruchamianie pociągów Praga–Terespol. Ponownie nie skorzystano z tego uprawnienia
Oba te przypadki zbadał Rynek Kolejowy. Branżowy portal zwrócił uwagę na to, że w uruchomieniu połączenia Praga-Terespol przeszkodziła pandemia, a po wybuchu wojny w Ukrainie ruch z białoruskiej granicy do polskich miast i Pragi "jest zerowy". Dlatego Leo Express nie skorzystał z przyznanego mu dostępu. RegioJet mówi z kolei wprost, że kursowanie z Warszawy do Brukseli i Ostendy na razie nie jest opłacalne. Po drodze ze współpracy przy projekcie wycofała się spółka European Sleeper, która skupiła się na połączeniach nocnych z Niemiec.
Te dwa przypadki nie powinny przesłaniać całej listy połączeń krajowych, na których uruchomienie w ostatnich latach UTK nie wyraził zgody. Zwraca na to uwagę ALLRAIL, organizacja branżowa zrzeszająca europejskich przewoźników prywatnych. Jej członkowie postanowili wymienić relacje zamknięte dla konkurencji po odmownych decyzjach lub długotrwałym procedowaniu wniosków, przez co plany przewoźników zdążyły się zdezaktualizować.
Jak wygląda kolejowa lista wstydu?
Urzędnicy mają więc narzędzie, dzięki któremu na torach mogłoby zrobić się tłoczniej i taniej, ale z niego nie korzystają. Choć oczywiście otwarcie dostępu do polskich połączeń dla zagranicznych przewoźników nie sprawi, że ceny biletów spadną z dnia na dzień. Wchodzący na nasz rynek przewoźnicy przed wyjazdem na trasy musieliby dostosować swoje oferty i rozkłady do polskich warunków.
Byłoby to jednak systemowe rozwiązanie, które dodatkowo zmobilizowałoby naszych kolejarzy do pracy nad poprawą warunków w ich pociągach. Na razie zamiast taniej i dostępnej kolei mamy nerwowe ruchy rządu, który najwyraźniej nie może pozwolić sobie na drogie połączenia w roku wyborczym.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze