0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Tomasz Stanczak / Agencja Wyborcza.plTomasz Stanczak / Ag...

Ceny gazu na największej europejskiej giełdzie tego surowca - hubie TTF w Holandii - 1 listopada spadły poniżej poziomów z pierwszego dnia rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Za 1 megawat (MW) tego paliwa trzeba było zapłacić 116 euro. Cena dotyczyła dostaw w grudniu tego roku. Takiej stawki nie widzieliśmy od połowy stycznia. Wtedy ceny gazu zaczęły rosnąć, by w sierpniu osiągnąć rekordowy poziom niemal 349 euro za MWh. Od końcówki sierpnia, mimo przykręconych przez Putina kurków, gaz konsekwentnie tanieje. Zaznaczmy przy tym, że 116 euro za MW nadal jest bardzo wysoką ceną - jeszcze rok temu stawki na TTF nie przekraczały 50 euro za megawat.

Babie lato zbiło ceny gazu

Mimo to możemy nieco odetchnąć - jesteśmy bardzo daleko od astronomicznych stawek notowanych w lecie. To dobra informacja dla skupującego gaz w hurcie przemysłu. Cenowe rekordy przydusiły przede wszystkim europejską produkcję chemiczną, w Polsce wymuszając ograniczenie produkcji w zakładach azotowych. Groziło to katastrofą na rynku nawozów i brakami dwutlenku węgla, używanego między innymi w branży opakowaniowej. W ostatniej kolejności wysokie ceny gazu uderzają w indywidualnych odbiorców, wpływając na długoterminowe taryfy dużych dostawców tego paliwa.

Przeczytaj także:

Cenowe spadki można łatwo wytłumaczyć wyjątkowo ciepłym początkiem sezonu grzewczego. Dobrze docieplone budynki przez większość października mogły wręcz obyć się bez żadnego ogrzewania. W prosty sposób przekłada się to na koszt megawata - bo niższe zapotrzebowanie to niższe ceny.

"Mamy mniej więcej trzykrotny spadek cen gazu w stosunku do sierpnia. To oczywiście jest związane z pogodą i obniżonym zużyciem w sektorze ciepłowniczym" - potwierdza Robert Tomaszewski, analityk think-tanku Polityka Insight. - "W skali całej UE mamy również magazyny wypełnione w około 95 proc. Zamówione dostawy skroplonego gazu LNG czekają na rozładunek na przykład w portach w Hiszpanii. Nie ma gdzie magazynować tego surowca. Należy jednak pamiętać, że jeszcze na początku 2021 roku ceny sięgały 16-20 euro za megawatogodzinę, a przed nami nieuchronny spadek temperatur."

Rząd „na chwilę obecną" spokojny

W rządowych szeregach słychać jednak jedynie urzędowy optymizm. Zaniepokojonych ryzykiem niedoboru gazu uspokajała między innymi wiceministra klimatu i środowiska, Anna Łukaszewska-Trzeciakowska. "Prognozując zużycie gazu ziemnego w sezonie zimowym 2022/23, uwzględniając wstępne szacunki dotyczące zużycia gazu ziemnego w I i II kwartale 2022, to zużycie będzie zauważalnie niższe ze względu na jego cenę i wykorzystywanie w przemyśle. I w związku z tym, na chwilę obecną nie widzimy żadnego ryzyka co do tego, żeby prognozowane zapotrzebowanie nie zostało pokryte" - mówiła Łukaszewska-Trzeciakowska podczas posiedzenia sejmowej komisji ds. energii.

Rządowi oficjele chwalą się maksymalnym zapełnieniem polskich magazynów gazu o łącznej pojemności 3,2 mld metrów sześciennych (około 15 proc. rocznego zapotrzebowania). W końcu możemy też liczyć na dostawy z norweskiego szelfu kontynentalnego za pomocą działającego już rurociągu Baltic Pipe. Pod koniec października do Polski dotarły pierwsze dostawy gazu, mimo że zapowiedzi mówiły o ich starcie już na początku października. Opóźnienie wynikło z potrzeby remontu duńskiego terminala odbiorczego Nybro. Według duńskiego regulatora sieci przesyłowych do Polski dziennie wpływa po 6 mln metrów sześciennych surowca.

Połączenie łagodnej aury z uruchomieniem Baltic Pipe może więc uspokajać. Poleganie na pogodzie jest jednak krótkowzroczne. Prognozy na pierwsze tygodnie listopada pokazują spadki temperatur i przymrozki. Grudzień według danych IMGW ma szansę zmieścić się w termicznej normie. Możliwe więc, że spokój na rynku gazu potrwa chwilowo. Może się okazać, że surowiec - nawet, jeśli go nie braknie - znowu zaskoczy ceną. Jeśli nie tej zimy, to kolejnej.

Przyszłoroczna zima dzisiejszym problemem

Ostrzega przed tym Międzynarodowa Agencja Energetyczna. "Dla konsumentów gazu nadchodząca zima na półkuli północnej zapowiada się na niebezpieczny moment i czas próby solidarności UE – a zima 2023-24 może być jeszcze cięższa" - ostrzegają przedstawiciele Agencji, którym wtóruje Robert Tomaszewski.

"Optymizm w średnim terminie jest zwodniczy, bo przy założeniu dotyczącym łagodnej zimy w tym roku nadal stoimy przed perspektywą dużych problemów w przyszłym" - zauważa ekspert. - "Po zimie najprawdopodobniej nie będziemy już mogli wypełnić magazynów rosyjskim surowcem, który nie wróci do Europy. W tym roku wypełniliśmy je przy wydatnej pomocy surowca ze wschodu, który przez całe pierwsze półrocze płynął do Europy normalnie, choć z wyjątkami. Polska została od niego odcięta przecież już w kwietniu. W przyszłym roku nie będziemy mieć komfortu dostaw ze wschodu, a konkurencja o gaz na rynku LNG będzie rosnąć" - twierdzi Tomaszewski.

Sytuację może dodatkowo utrudnić wysoki popyt w Chinach, których gospodarka w nadchodzących miesiącach może mocno się odbić. Ostrzega przed tym zarówno Tomaszewski, jak i eksperci Międzynarodowej Agencji Energii. "Konkurencja o dostępne ładunki będzie (...) ostra, ponieważ chiński popyt na import ponownie wzrośnie" - piszą w swoim raporcie analitycy Agencji.

"Pekin sygnalizuje, że nie będzie zainteresowany reeksportem dostaw do Europy. W grę wchodzi albo konsumpcja, albo magazynowanie surowca w Chinach" - dodaje Tomaszewski.

Ceny gazu ograniczone unijnym sufitem?

W tej sytuacji nieco ulgi może przynieść świadomość, że gazu w sezonie grzewczym 2022/23 najpewniej nie zabraknie, choć kwestią otwartą są wzrosty cen w momentach największego zapotrzebowania. Zdaniem Tomaszewskiego mimo to oddalamy się od czarnych scenariuszy niedoborów, okresów przestoju gazochłonnych gałęzi gospodarki i reglamentowania surowca dla indywidualnych odbiorców. Jeszcze kilka miesięcy temu nie można było ich wykluczyć.

"Prawdopodobieństwo wystąpienia problemów podażowych w Polsce i Europie tej zimy jest już bardzo niskie. Uwaga polityków powinna skupiać się na kolejnym sezonie grzewczym. Musimy zastanawiać się nad mechanizmami zatrzymującymi wzrost kosztów zakupu gazu, w tym nad ustaleniem maksymalnych pułapów cenowych" - mówi ekspert Polityki Insight.

Na unijnym forum ważą się losy propozycji dotyczących ograniczenia cen. Wydaje się, że europejscy liderzy są bliscy wypracowania wspólnego rozwiązania, nad którym pod koniec listopada będą debatować ministrowie krajów członkowskich odpowiedni do spraw energii. Sprawę jak najszybciej chce wyjaśnić czeski rząd - Praga do końca roku sprawuje unijną prezydencję, a propozycja cenowego limitu na stole znalazła się już we wrześniu.

Najlepsze byłoby wprowadzenie jednolitego rozwiązania za jednogłośną zgodą wszystkich krajów członkowskich, jednak w przypadku przeciągających się na grudzień negocjacji Czesi nie wykluczają również głosowania większością kwalifikowaną. Do tej pory hamulcowymi w tej kwestii są Niemcy, Belgowie i Holendrzy. To ostatnie państwo zarabia na sprzedaży gazu poprzez hub TTF. Berlin i Bruksela obawiają się z kolei wystrzału popytu na gaz objęty unijną przeceną. W takim scenariuszu surowca w pewnym momencie może zwyczajnie zabraknąć, ostrzega Tomaszewski.

Cenowy limit potrzebny. Ale z głową

"Jeśli wprowadzalibyśmy mechanizm odgórnego ograniczania cen, to musi za tym iść również ograniczenie popytu na gaz. Przy ustaleniu ceny maksymalnej rynek dostanie sygnał, by kontraktować więcej surowca, którego może nam fizycznie zabraknąć" - mówi nam ekspert.- "To pułapka modelu iberyjskiego, wprowadzonego przez Hiszpanię i Portugalię, które ustaliły maksymalną cenę gazu dla energetyki. Gazu nie zabrakło, bo Hiszpania ma bardzo dobrze rozbudowane terminale LNG. Znacznie jednak wzrosło zużycie. UE jako całość nie może pozwolić sobie na szybki wzrost popytu, którego nie zrekompensujemy ani importem, ani zwiększoną produkcją".

Na razie unijni liderzy dyskutują nad tak zwanym "korytarzem cenowym", czyli wyznaczeniem zarówno minimalnej, jak i maksymalnej ceny surowca. Według Tomaszewskiego coraz bardziej prawdopodobne jest umożliwienie wspólnych zakupów gazu przez przedsiębiorstwa z różnych krajów. To kolejny pomysł na zbicie cen, do którego przyłączyć się mogą również państwa uczestniczące w programie Partnerstwa Wschodniego. Chodzi o Ukrainę, Gruzję, Mołdawię oraz znajdujące się poza UE państwa zachodnich Bałkanów.

"Unia najprawdopodobniej zgodzi się na wspólne zakupy, ograniczone do pewnej części importu – tak by wypełnić 15 proc. pojemności magazynów państw wspólnoty" - ocenia ekspert.

Podsumowując: kolejne miesiące nie powinny przynieść przerw w dostawach gazu, jest jednak za wcześnie na przyzwyczajanie się do spadków cen na rynku hurtowym. Gazowy szantaż Putina nie działa tak skutecznie, jak jeszcze przed kilkoma miesiącami. Nadal jednak jesteśmy zakładnikami pogody.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze