0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jacek Marczewski / Agencja Wyborcza.plJacek Marczewski / A...

Najważniejsze tezy listu, który szef URE skierował 6 czerwca 2022 do ministry klimatu i środowiska Anny Moskwy, do wiadomości premiera Mateusza Morawieckiego, ministra aktywów państwowych Jacka Sasina, Piotra Naimskiego — pełnomocnika rządu ds. Strategicznej Infrastruktury Energetycznej oraz Tomasza Chróstnego — prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, to:

  • taryfy dla energii elektrycznej dla gospodarstw domowych mogą w 2023 roku wzrosnąć o co najmniej 180 proc.;
  • rząd powinien podjąć kroki, by chronić obywateli przed "nieakceptowalnym" poziomem cen wynikającym z "nieracjonalnych" marż producentów energii;
  • rozwiązaniem może być opodatkowanie rosnących zysków z produkcji prądu i przekierowanie tych pieniędzy na działania osłonowe.

Do zadań URE należy czuwanie nad rynkiem energii elektrycznej, paliw i gazu. Prezes URE co roku zatwierdza taryfy na sprzedaż energii dla tzw. sprzedawców z urzędu, czyli kontrolowanych przez państwo spółek Energa, Enea, PGE i Tauron. To te spółki sprzedają energię elektryczną do większości gospodarstw domowych.

12 lipca w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" prezes URE Rafał Gawin mówił, że w 2023 roku spodziewa się "co najmniej kilkudziesięcioprocentowych podwyżek cen energii elektrycznej w zatwierdzanych taryfach".

W skierowanym do rządu piśmie, do którego dotarliśmy, przedstawił jednak szczegółowe i znacznie bardziej przygnębiające prognozy. Z pisma Gawina wynika, że najbardziej prawdopodobny scenariusz to ten, w którym taryfy wzrosną o co najmniej 180 proc.

Co taki wzrost taryf oznaczałby dla zwykłego Kowalskiego? Koszt energii elektrycznej stanowi około połowy rachunku w gospodarstwie domowych - reszta to koszt dostarczenia energii. Jak po naszych pytaniach wyjaśnia rzeczniczka URE,

"przy założeniu wzrostu ceny prądu np. o 180 proc., rachunek odbiorcy (przy niezmienionej jego części dystrybucyjnej) wzrósłby zatem o ok. 90 proc."

O tak wysokich podwyżkach nikt nie mówił dotąd publicznie. Czy rząd zdoła im zapobiec albo przynajmniej złagodzić ich skutki?

Cztery scenariusze podwyżek

Prezes Gawin tłumaczy, że wysokość zatwierdzanych przez URE taryf musi odzwierciedlać ceny na rynku hurtowym, czyli Towarowej Giełdzie Energii (TGE). Te zaś są dziś horrendalnie wysokie.

Jak podkreśla Gawin, pozostałe do sprzedaży w 2022 roku 70 TWh prądu może zostać zakontraktowanych po cenach 1200 zł za MWh. W związku z tym uśredniona cena, którą URE przyjmie za wyznacznik taryf na 2023 rok, wyniesie ok. 975 zł/MWh. Obecne taryfy uwzględniają cenę 348 zł/MWh. URE ustala wysokość taryf na podstawie wewnętrznego algorytmu, którego mechanizm działania pozostaje nieznany.

Prezes URE maluje cztery scenariusze wzrostu taryf dla końcowych odbiorców energii elektrycznej w 2023 roku:

  • jeżeli ceny prądu notowane na TGE (1200 zł/MWh w czerwcu) utrzymają się oraz przy cenie węgla kamiennego dla energetyki na poziomie 40 zł/GJ (gigadżul, używana zamiast tony jednostka energii wytworzonej z węgla), wzrost taryfy w części dotyczącej energii elektrycznej (bez dystrybucji) może wynieść 180 proc., a marża wytwórców tej energii wyniesie 187 zł/MWh (bez przychodów z rynku mocy);
  • w celu uzyskania marży na poziomie 32 zł/MWh cena pozostałego do sprzedaży w 2022 roku wolumenu energii musiałaby spaść do poziomu 945 zł/MWh. Wciąż jednak, przy cenie węgla na poziomie 40 zł/GJ oznaczałoby to, że taryfa wzrosłaby o 135 proc.
  • w celu uzyskania marży na poziomie do 32 zł/MWh, przy cenie pozostałego do zakontraktowania wolumenu na 2022 rok na poziomie 653 zł/MHw oraz cenie węgla kamiennego dla energetyki na poziomie 22 zł/GJ, wzrost taryfy wyniósłby 82,5 proc.
  • nawet biorąc pod uwagę wyłącznie sytuację teraźniejszą i ceny już sprzedanej na TGE energii w pierwszych kwartałach 2022 - 575 zł/ MWh - przyszłoroczne taryfy musiałyby wzrosnąć o ok. 65 proc., a marże ze sprzedaży wynieść 95 zł/MWh.

W analizie nie przewidziano możliwości dalszego wzrostu cen energii na rynku hurtowym, co powoli staje się faktem. Jeśli taki trend się utrzyma - przy braku jakiejkolwiek interwencji ze strony rządu - ceny prądu dla konsumentów mogą wzrosnąć jeszcze bardziej.

Nie wiadomo też, jaka będzie ostateczna cena węgla dla energetyki 2023 roku. Kwotę 40 zł/GJ prezes URE szacuje na podstawie nowych kontraktów na zakup węgla dla sektora ciepłownictwa, gdzie cena stała - jak podkreśla Gawin - przekracza już 40 zł/GJ. Podwyżek cen mogą spodziewać się również elektrownie, które na razie korzystają z niskich, preferencyjnych stawek.

Przeczytaj także:

Winni giganci energii?

Skąd ten skok w hurtowych cenach prądu?

Z pisma prezesa URE wynika, że jest on nieproporcjonalny do kosztów ponoszonych przez producentów energii wynikających z rosnącej ceny węgla kamiennego oraz ceny uprawnień do emisji CO2. Zwłaszcza że ceny emisji kształtują się "na wysokim, ale stabilnym poziomie 90 EUR/tonę". Poziom 90 euro za tonę uprawnienia do emisji rzeczywiście przekroczyły na chwilę maju i w czerwcu. Obecnie ich cena to ok. 85 euro za tonę.

Prezes URE sugeruje, że coś niedobrego dzieje się z samym hurtowym rynkiem energii.

"Pomimo planowanego istotnego wzrostu cen węgla kamiennego poziom cen wynikający z kontraktów zawieranych na rynku generuje bardzo wysokie marże pierwszego pokrycia u wytwórców energii elektrycznej z trzech największych energetycznych grup kapitałowych z udziałem właścicielskim Skarbu Państwa" - pisze Gawin. Prezesowi najpewniej chodzi o PGE, Tauron i Eneę.

"Uzyskiwane przez ww. wytwórców prawdopodobne marże w roku 2023 mogą być kilkakrotnie wyższe niż marże racjonalne, wynikające z danych historycznych"

- dodaje.

I podkreśla, że kontrolowane przez państwo spółki, które mają bardzo duży udział w obrocie energią elektryczną, jednocześnie same kształtują ceny na rynku energii. "Zasadne wydaje się przeprowadzenie badania, czy do niespotykanego dotychczas poziomu cen energii elektrycznej w ww. kontraktach nie dochodzi w wyniku wykorzystywania siły rynkowej przez przedsiębiorców".

"Podobna sytuacja w zakresie siły rynkowej może występować również na rynku węgla" - wskazuje Gawin.

"Niezrozumiała społecznie będzie sytuacja, w której taryfy dla energii elektrycznej i ciepła dla odbiorców końcowych wzrosną w bezprecedensowy sposób, a jednocześnie sektory górnictwa i energetyki będą wykazywały niespotykane dotychczas dodatnie wyniki ze swych działalności" - ostrzega prezes URE.

Jak ochronić końcowych odbiorców

W swoim liście Gawin zaznacza, że administracja publiczna powinna podjąć "wszelkie możliwe kroki", by zapobiec "tak drastycznemu wzrostowi cen". Albo spróbować ochronić końcowych odbiorców przed skutkami podwyżek. Cena energii zatwierdzona w taryfach stanowi ok. 50 proc. rachunków za prąd.

Prezes URE sugeruje zatem by rząd:

  • zlecił radom nadzorczym państwowych gigantów energetycznych analizę ich "polityki handlowej" oraz "zbadanie, czy poziom uzyskanych przez te spółki marż jest uzasadniony";
  • rozważył wprowadzenie maksymalnej ceny węgla kamiennego dla sprzedaży przez krajowych producentów;
  • rozważył opodatkowanie "nadmiernych zysków ze sprzedaży energii elektrycznej", by przeciwdziałać wykorzystywaniu przez nich siły rynkowej;
  • pieniądze z ew. opodatkowania przeznaczył na działania osłonowe dla końcowych odbiorców prądu i ciepła.

Gawin proponuje także, by prezes UOKiK zbadał, czy przedsiębiorstwa działające na rynku energii elektrycznej nie nadużywają pozycji dominującej na tym rynku "celem uzyskania nierynkowych marż".

Zapytaliśmy przedstawicieli rządu, jakie działania podjęli od momentu wpływu pisma. Resort Finansów poinformował nas jedynie, że przed wzrostem cen obywateli ma chronić przedłużona niedawno do końca października tarcza antyinflacyjna. Tarcza zakłada m.in. obniżkę VAT i akcyzy na energię elektryczną. Ale choć tarcza może pomóc nieco obniżyć rachunki, nie ma bezpośredniego wpływu na hurtowe ceny energii.

Podczas spotkania z wyborcami w Rypinie w sobotę 9 lipca, premier Morawiecki powiedział, że rząd "wypracowuje mechanizm" w ramach którego spółki energetyczne podzielą się wyższymi zyskami z obywatelami. Jak na razie nie usłyszeliśmy jednak żadnych konkretów.

Wzrosty marż wysokie, ale tak działa rynek?

Obserwatorzy rynku energetycznego także są zaskoczeni wysokimi cenami energii na rynku hurtowym. Nikt nie mówi jednak wprost o manipulacji i celowej grze na zwyżki stawek za megawatogodzinę.

Z analizy think tanku Forum Energii wynika, że marże spółek energetycznych rzeczywiście są rekordowo wysokie. W comiesięcznym podsumowaniu rynku eksperci wyliczają tzw. clean dark spread (CDS), czyli wskaźnik skorelowany z zyskiem wytwórcy. Szacuje się go na podstawie różnicy ceny energii elektrycznej oraz szacowanych kosztów zmiennych związanych z produkcją (paliwa i uprawnienia do emisji). Nie jest to jednak czysty zarobek - w rzeczywistości konieczne jest jeszcze uwzględnienie kosztów transportu, kosztów operacyjnych, poniesionych i planowanych kosztów inwestycyjnych itp. Daje jednak ogląd na to, jak wyglądają zyski spółek energetycznych.

W maju 2022 CDS wyniósł 614,4 zł/MWh. Rok temu w maju było to 20 zł.

Wysoki poziom marż utrzymuje się mimo bardzo niskiej ceny węgla, który służy wytwórcom energii do jej produkcji. Cena jest niska, bo giganci do tej pory korzystają ze stałej ceny z podpisanych lata temu kontraktów. Określają one koszt zakupu tony na poziomie 300-400 złotych.

Te same kontrakty jeszcze do niedawna, gdy węgiel był dużo tańszy, wydawały się niekorzystne. Obecnie cena węgla dla energetyki poza kontraktem to ponad 2 tysiące złotych za tonę. Indywidualny odbiorca, kupujący węgiel do ogrzewania swojego domu, może zapłacić nawet do 3 tysięcy zł.

Przy niskich wobec rynkowej rzeczywistości cenach węgla sprzedawcy energii mogliby obniżyć swoje marże — przynajmniej do czasu aktualizacji cenników, na które najpewniej będą naciskać spółki wydobywcze. Mogliby, ale raczej tego nie zrobią.

”Marże wytwórców energii są wysokie, bo cena surowca jest niska, a koszt sprzedaży energii w hurcie podbija międzynarodowy handel” - zauważa Bernard Swoczyna, analityk rynku energetycznego z Fundacji Instrat. Mówiąc wprost: koszt wytworzenia jest dziś polski, a cena energii zachodnia.

"Branża energetyczna będzie broniła się tym, że nie może funkcjonować w oderwaniu od tych warunków. Mocne obniżki marż mogłyby wpędzić nas w pułapkę — konkurencyjny cenowo prąd na wolnym rynku trafiałby zagranicę, na przykład do Niemiec czy Czech. Ceny prądu w Europie zachodniej są bardzo wysokie - to nawet 400-450 euro za megawatogodzinę - i nadal będą istotnie wpływać na ceny na naszym rynku” - wyjaśnia Swoczyna.

W takiej sytuacji moglibyśmy też wpaść w błędne koło, bo wysoki zagraniczny popyt na naszą energię znów podbiłby jej cenę.

Za mało energii z polskich elektrowni

Dodatkowym problemem są niedobory prądu na rynku. Kolejne bloki węglowe są wyłączane awaryjnie lub zgłaszane do remontu.

Właśnie dlatego 4 lipca cena megawatogodziny na TGE osiągnęła rekordową cenę niemal 2,5 tysiąca złotych. Czyli ponad dwa razy więcej, niż wtedy, gdy swój ostrzegawczy list pisał do rządu prezes URE. Zakłócenia odnotowano w Elektrowni Jaworzno i Elektrowni Kozienice. Właściciel tej pierwszej, czyli państwowa Enea wyjaśniała w Rzeczpospolitej, że bloki są wyłączane z konieczności oszczędności brakującego na rynku węgla i przez potrzebne naprawy.

Ale nie tylko brak węgla może wyłączyć węglową elektrownię. Instalacje te, w odróżnieniu od odnawialnych źródeł energii, wymagają chłodzenia. To problem w czasie upałów, gdy woda w zbiornikach i rzekach i tak jest ciepła, a przepuszczenie jej przez elektrownię jeszcze podwyższa temperaturę. W tej sytuacji niemożliwy bywa jej ponowny zrzut do źródła - bo miałoby to szkodliwy wpływ na wodne organizmy.

Gdy nie można pobierać energii z polskich elektrowni, musimy dokupować ją za granicą na rynku bilansującym — rzecz jasna drożej.

Wzrosty cen pewne. Niewiadomą jest ich skala

Sprzedawcy energii niedawno poprosili Urząd Regulacji Energetyki o korektę cenników. To dość wyjątkowa sytuacja, bo ceny zazwyczaj idą w górę od nowego roku. Na razie sprzedawcy proszą o kilkuprocentową, najwyżej 6-procentową korektę na niekorzyść odbiorców, obowiązującą do końca roku. Łatwo przewidzieć, że podwyżki w kolejnych miesiącach będą o wiele bardziej bolesne.

”W przypadku gospodarstw domowych, które mają regulowaną przez URE cenę prądu, Urząd przygląda się uzasadnionym kosztom ponoszonym przez elektrownie” - wyjaśnia Swoczyna. „Po takiej ocenie zatwierdza taryfy. Energia dla gospodarstw domowych do tej pory była sprzedawana być może bez wielkiego zysku, ale i bez wielkiej straty. Obstawiam, że tym razem też tak będzie: rząd nie pozwoli podwyższyć taryf za energię o 180 procent (przed czym — przypomnijmy — ostrzega w liście prezes URE - przyp. OKO.press) w roku wyborczym” - ocenia analityk Instratu.

Jego zdaniem mimo to możliwe są duże skoki cenowe — o nawet 50 proc.

Nawet jeżeli rząd faktycznie zabezpieczy gospodarstwa domowe przed większym wstrząsem, nie będzie to miało wpływu na taryfy dla większych odbiorców, którzy powinni rozliczać się po cenach giełdowych. To m.in. firmy, jednostki samorządu, szpitale, szkoły czy przedszkola.

Można spodziewać się jednak, że w przypadku drastycznych zwyżek cen i one będą mogły liczyć na ulgowe traktowanie. Tak właśnie było w przypadku kosztów zakupu gazu. Na początku roku rząd objął niższą taryfą gazową między innymi placówki oświatowe, obiekty ochrony zdrowia, spółdzielnie mieszkaniowe czy ochotnicze straże pożarne.

Niewykluczone, że powtórzy ten krok w stosunku do taryf prądowych. Czy tym razem — inaczej niż w przypadku "gazowego koła ratunkowego" - jakieś ulgi obejmą także przedsiębiorstwa? Kontekst gospodarczy może skłaniać rząd do takich ruchów — skokowy wzrost cen prądu dla firm może zostać przerzucony na konsumentów i w efekcie napędzić inflację.

"Ekstraordynaryjna" sytuacja rynkowa

Prognozy dotyczące hurtowych cen na przyszły rok wyglądają blado. 15 lipca zakupu cena megawatogodziny do wykorzystania w 2023 wyniosła 1,6 tys. zł.

Na razie URE zapowiada, że będzie dalej przyglądać się poczynaniom spółek energetycznych. W odpowiedzi na nasze pytania Urząd potwierdza, że przesłał uwagi dotyczące hurtowego rynku z rządowym oficjelom i wysokim rangą urzędnikom.

”Mając dostęp do aktualnych danych rynkowych dokonujemy również analiz, którymi – w miarę potrzeb – dzielimy się z innymi, właściwymi w danych tematach organami państwa. Podobnie było i tym razem. Obserwując ekstraordynaryjną sytuację na rynku hurtowym podzieliliśmy się obserwacjami i spostrzeżeniami Urzędu z wymienionymi przez Panią podmiotami” - mówi OKO.press Agnieszka Głośniewska z biura prasowego URE.

Trudno jednoznacznie wykazać, że wysokie ceny energii w hurcie wynikają jedynie z rynkowych manipulacji. Z pewnością jednak państwo powinno przyglądać się zyskom spółek energetycznych. Sytuacja, w której obywatel zaciska zęby, a państwowa spółka zbija kokosy zdecydowanie może być "niezrozumiała społecznie". W roku wyborczym będzie to szczególnie ważne.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Na zdjęciu Maria Pankowska
Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.

Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze