0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.plGrzegorz Celejewski ...

Około 3 tysięcy złotych trzeba zapłacić za tonę ekogroszku w workach. Nazywane tak paliwo — w rzeczywistości to drobny węgiel, nazwa nie ma oczywiście nic wspólnego z ekologią — trafia do pieców w milionach polskich gospodarstw. To skokowy wzrost — jeszcze w zeszłym roku nie przekraczały 2 tys. złotych za tonę. O tym, że sytuacja na detalicznym rynku węgla zaczyna wymykać się spod kontroli, mówią m.in. górniczy związkowcy.

Odpowiedzialna za wydobycie Polska Grupa Górnicza (PGG) tonę ekogroszku w swoich składach wycenia na zaledwie ok. 900 złotych. Jak alarmują członkowie górniczej „Solidarności 80”, węgiel ze stacjonarnych punktów przy kopalniach znika błyskawicznie. PGG prowadzi również sprzedaż internetową, jednak strona bywa przeciążona. Gdy już się załaduje, zazwyczaj pokazuje komunikat o braku towaru.

Ceny węgla oderwane od rzeczywistości?

Dlatego węgiel najłatwiej kupić u pośredników. Ich marże według związkowców nie mają nic wspólnego z sytuacją rynkową.

”Cały zysk przechwytywany jest przez pośredników, co powoduje oburzenie odbiorców indywidualnych, którzy muszą płacić za węgiel trzykrotnie drożej, niż sprzedaje go PGG. Oprócz tego węgiel jest niedostępny, a odbiorcy indywidualni nie mogą go kupić” - grzmią górnicy w swoim oświadczeniu. I straszą: jeśli tak dalej pójdzie, ceny węgla sięgną nawet 4-5 tys. złotych za tonę. Domagają się też łatwego dostępu do węgla dla pracowników kopalń — powinni mieć do niego prawo ze względu na górniczy deputat.

Rozwiązaniem mogłoby być skierowanie większej ilości węgla do internetowego sklepu PGG. Ale tego zrobić się nie da, twierdzą władze górniczego giganta. Całe dzienne wydobycie idzie od razu na sprzedaż, z czego 60 proc. do sklepu on-line.

„Obecnie sklep internetowy sprzedaje 60 proc. dziennej produkcji i jest to 34 razy więcej niż w tym samym okresie roku ubiegłego. Od początku roku sklep obsłużył ponad 60 tys. klientów, do których skierowane zostało ponad 232 tys. ton węgla. Każdego dnia sklep sprzedaje ok. 6 tys. ton węgla opałowego w cenach producenta. Sklep działa poprawnie, wykonując każdego dnia ponad 1,5 tys. transakcji. Niemniej jednak chętnych na zakup jest obecnie wielokrotnie więcej niż dostępnego węgla opałowego dla gospodarstw domowych. Spółka zapewnia, że tym kanałem dystrybucji będzie prowadzić ciągłą sprzedaż węgla” - twierdzi PGG w komunikacie prasowym.

Przeczytaj także:

Sprzedawcy: winne embargo, ratunkiem zerowy VAT

A więc może jednak chodzi o chciwość detalistów? Drobniejsi sprzedawcy i pośrednicy jednak się bronią, mówiąc o dramatycznej sytuacji na rynku dla wszystkich jego uczestników. Węgiel jest drogi, bo jest go za mało. A jest go za mało, bo zablokowaliśmy import z Rosji. Tak wyjaśniają sytuację członkowie Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla i Federacji Autoryzowanych Sprzedawców Polskiej Grupy Górniczej. Jak piszą, embargo — mimo że słuszne — może finansowo zatopić wiele osób nadal ogrzewające swoje domy węglem.

Doszła do tego polityka zmniejszania wydobycia (za co według sprzedawców odpowiada Bruksela) i pozostający na wysokim poziomie popyt. Jak argumentują, właśnie dlatego trzeba było sprowadzać węgiel z Rosji.

W 2020 roku stanowił on ponad 17 proc. całego jego zużycia w Polsce — wynika z danych GUS.

Większość trafiała do prywatnych sprzedawców, a potem do polskich domów. W liście do premiera sprzedawcy twierdzą, że — zakładając niezmieniony popyt w stosunku do 2021 - w tym roku zabraknie 11 mln ton surowca, z czego mniej więcej 6 mln ton zabraknie w energetyce i 5 mln ton sektorze komunalno-bytowym.

„Szczerze kibicujemy krajowym producentom węgla, jednak nie sądzimy, aby wydobycie do końca 2022 roku miało być dużo wyższe niż w roku poprzednim” - piszą autorzy listu.

Węgiel polski, rosyjski, albo niskiej jakości

Jak więc zapełnić wyrwę po rosyjskim imporcie? Nadziei można szukać w surowcu z Kazachstanu. Rynkowi gracze już teraz spodziewają się jednak wprowadzenia kremlowskiej blokady na kolejowy tranzyt węgla. Dlatego stawianie na Kazachstan jest ryzykowne. Pozostaje więc droga morska. Zdaniem autorów listu uda się nią sprowadzić około 4 mln ton, a dotychczasowy import od początku roku wyniósł około 2 mln ton. To wciąż o wiele za mało, by zapełnić lukę, o której piszą sygnatariusze listu do premiera. Do tego spora część węgla trafi do elektrowni.

”Nawet jeżeli do sektora komunalno-bytowego trafi jakaś część węgla z importu – będzie on gorszej niż węgiel rosyjski jakości: z USA – zasiarczony, z RPA – wysokopopiołowy, z Indonezji – za miękki, z Australii – tam są węgle o szeroki spektrum parametrów, ale koszty frachtu z Australii są bardzo wysokie. Pozostaje więc Kolumbia – tam węgiel już kupują traderzy z całej Europy, licytując coraz to wyższe ceny” - wyliczają członkowie organizacji podpisanych pod apelem. Jak sugerują, embargo bardzo zaboli polskich odbiorców, a mniej rosyjski przemysł wydobywczy.

Ich zdaniem, ratunkiem w tej sytuacji ma być zerowa stawka VAT na węgiel i zwiększenie dostaw dobrej jakości węgla do prywatnych nabywców.

Z perspektywy pośredników te postulaty mają ekonomiczny sens, ale czy na pewno ich spełnienie byłoby dobre dla nas wszystkich? Mniejszego VAT-u na węgiel chciał Senat w swoich poprawkach do "tarczy antyinflacyjnej" - nie zgodziła się na to sejmowa większość. W tej chwili w cenie 3 tys. zł za tonę w handlu detalicznym ok. 560 zł stanowi podatek VAT. Jednak w OKO.press wielokrotnie pisaliśmy, że obniżanie podatków pośrednich to problematyczny sposób walki z drożyzną. Powodów jest kilka, ale w przypadku węgla warto podkreślić dwa. Po pierwsze, państwo zrobiłoby prezent także tym, którzy niespecjalnie tego potrzebują. Po drugie, przy tak niestabilnych cenach nie ma gwarancji, że uzyskana w ten sposób obniżka cen szybko nie wypełniłaby się marżami pośredników. Dla ograniczenia negatywnych skutków drożejących paliw lepszym rozwiązaniem byłyby np. bony energetyczne dla potrzebujących.

Trudno jednak wykluczyć, że rząd podchwyci pomysł zerowego VAT-u na węgiel, gdy kwestia cen węgla będzie się stawać dotkliwsza wraz ze zbliżającą się zimą.

Większe wydobycie nie pokryje luki

Kolejną opcją jest zwiększenie wydobycia w polskich kopalniach. Szefostwo PGG wielokrotnie powtarzało, że nie ma znaczących możliwości zwiększenia przerobu. Ostatnie wiadomości mówią o maksymalnie milionie ton dodatkowego węgla do końca roku. To również o wiele za mało, by zapełnić lukę po rosyjskich dostawach.

Nad możliwością zwiększenia wydobycia zastanawiał się minister aktywów państwowych Jacek Sasin. Jednocześnie przestrzegł, że nie będzie z tym łatwo, ale w końcu węgla nie powinno braknąć.

”Nie jestem jasnowidzem, bo żyjemy w świecie, w którym pewne procesy, które wydawało się, że są procesami przewidywalnymi, nie są dzisiaj przewidywalne. Ale dzisiaj mogę powiedzieć, że wydaje mi się, że nie zabraknie węgla” - mówił Sasin na antenie Radia Plus. Przestrzegł też, że zwiększenie wydobycia będzie groziło odejściem od obecnego harmonogramu wyłączeń kopalni i koniecznością wygaszenia niektórych z nich wcześniej, niż zakłada plan. Według niego węgiel mamy wydobywać aż do 2049 roku.

Gaz coraz droższy - ale może nie przebić ceny węgla

Na razie nikt z rządu otwarcie nie mówi o tym, że węgla dla wszystkich chętnych może nie starczyć. Jednak nawet jeśli go nie zabraknie, to z pewnością będzie dalej drożał i trudno powiedzieć, kiedy dotrze do cenowego sufitu.

Może się okazać, że w czasie najbliższego sezonu grzewczego cenowo konkurencyjny wobec niego będzie nawet gaz.

W niektórych przypadkach już teraz wychodzi taniej — przekonują analitycy Polskiej Organizacji Rozwoju Technologii Pomp Ciepła (PORT PC). Jej członkowie przygotowali aktualizowaną tabelę przedstawiającą koszt użycia różnych metod ogrzewania. Piece węglowe, zależnie od ich sprawności, zużyją rocznie paliwo za ponad 12 lub ponad 15 tys. złotych. W wyliczeniach członkowie PORT PC wzięli pod uwagę dom o powierzchni 160 metrów kwadratowych i ceny węgla z drugiego kwartału tego roku. Te ostatnie pewnością więc ulegną jeszcze zmianie. Bardziej stabilne są odgórnie regulowane taryfy gazowe, które zmienić się mają dopiero w połowie grudnia. Według obecnego cennika roczny koszt ogrzewania kotłem gazowym o wysokiej sprawności wyniósłby około 9 550 zł.

ceny węgla

”Rzeczywiście okazuje się, że ogrzewanie kotłem węglowym staje się nieopłacalne. Mamy jednak zapowiedzi wzrostów cen gazu. Będziemy mieć gaz z gazociągu Baltic Pipe łączącego nas z szelfem norweskim i skroplony z Kataru. Bez wątpienia będzie drożej” - mówi OKO.press Piotr Siergiej z Polskiego Alarmu Smogowego.

Sprzedawcy pomp ciepła korzystają na cenowym chaosie

Najlepiej pod względem kosztów eksploatacji wypadają pompy ciepła, ostatnio coraz popularniejsze w rządowym programie dotacji Czyste Powietrze. Nic dziwnego, że trzeba do nich dopłacać — samo ogrzewanie tymi urządzeniami jest tanie, jednak na zakup działającego podobnie do klimatyzatora czy lodówki sprzętu trzeba zarezerwować od kilkunastu do nawet ponad 50 tys. złotych (w zależności od technologii). Maksymalna dotacja w ramach programu wymiany starych, węglowych pieców może z kolei wynieść do 18 tys. złotych. Według rządowego pełnomocnika ds. Czystego Powietrza, wzrost popytu na pompy ciepła wynika z cenowego chaosu na rynku paliw kopalnych.

„Po pierwsze, sytuacja z zatrzymaniem przyłączy gazu skierowała uwagę klientów na pompy ciepła. Drugim aspektem są ceny gazu i ogólna sytuacja w związku z agresją Rosji na Ukrainę. To łączy się z polityką gazowego szantażu Władimira Putina. Wiele osób zaczęło szukać bardziej złożonego, ale ostatecznie tańszego rozwiązania, jakim jest pompa ciepła” - mówił Orzeł portalowi Smoglab.

W kwietniu po dotację na pompę ciepła w ramach Czystego Powietrza zgłosiło się niemal 5,9 tys. osób. To prawie połowa wszystkich wniosków. O dotację na kocioł gazowy zawnioskowało prawie dwa razy mniej osób.

Pompy ciepła pod koniec marca na naszych łamach zachwalał Paweł Czyżak z think-tanku Ember:

„Ich montaż jest łatwy, zajmuje kilka dni. Gdyby była wola polityczna, moglibyśmy wymienić w ten sposób wiele tysięcy źródeł ciepła jeszcze przed startem następnego sezonu grzewczego” - twierdził ekspert.

Jak najszybciej docieplać

Jednak to nie w pompach ciepła ratunku wypatruje Piotr Siergiej z PAS. Według niego w pierwszej kolejności należy postawić na dostępność dotacji do ocieplenia domów i wymiany instalacji. Koszty w tym przypadku mogą iść w dziesiątki tysięcy złotych, a Czyste Powietrze nie jest w tym przypadku wystarczającą pomocą.

„Dopłaty są na niskim poziomie, a stawki, które bierze pod uwagę program, pochodzą z 2018 roku. Koszty poszły do góry — tylko przez ostatni rok o 50 proc. Indeksowanie tych dopłat to konieczność. Najtańsze ogrzewanie to takie, które nie jest potrzebne. Ocieplając dom, zaoszczędzimy na obecnym i kolejnych sezonach grzewczych” - mówi Siergiej.

Nie widać szybkiej recepty na rosnące ceny węgla

Na razie jednak rząd raczej stoi z boku i się przygląda. To niebezpieczne, bo zbliża się lato i tradycyjny okres gromadzenia zapasów węgla na najbliższy sezon. Przed jesienią trudno będzie wymienić miliony węglowych pieców na pompy ciepła. Wyzwaniem będzie też błyskawiczna akcja ocieplania budynków. Na przeszkodzie stoi nie tylko brak funduszy, ale i luka kadrowa w budownictwie, która pod koniec maja miała wynosić około 150 tys. wakatów.

Z kolei zerowy VAT na węgiel stoi w sprzeczności z unijną polityką klimatyczną i może spotkać się z krytyką Brukseli. Jak pisaliśmy wyżej, jego wprowadzenie nie musi też spowodować trwałych spadków cen, co widać na przykładzie obłożonego dziś zerowym podatkiem od towarów i usług paliwa. W końcu węgla będzie brakować, a niektórzy sprzedawcy i tak boleśnie podwyższą marże. Szybkie i proste do wprowadzenia rozwiązania — a niestety głównie po takie sięga polski rząd — zwyczajnie więc nie istnieją. Pozostaje mu liczyć na łagodną zimę.

;
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze