Rząd zapowiada, że wprowadzi embargo na węgiel z Rosji, nie czekając na Unię. To dobra decyzja, ale przyszła zima nie będzie łatwa - węgla z Rosji nie da się zastąpić węglem z polskich kopalń. Problem dotyczy małych ciepłowni i domów jednorodzinnych. Sprawdzamy, co da się zrobić
Rząd zdecydował o wprowadzeniu embarga na węgiel z Rosji - stwierdził we wtorek (29 marca) rzecznik rządu Piotr Müller. “Rada Europejska jest wstrzemięźliwa w sprawie kolejnych sankcji, dlatego my decydujemy się na swoje, dodatkowe działania” - mówił przedstawiciel Rady Ministrów. W ten sposób obóz władzy zmienia narrację. Do tej pory nie chciał decydować się na taki krok w pojedynkę i czekał na decyzję całej Unii Europejskiej.
“Sankcje wprowadza się nie po to, żeby to był strzał na wiwat” - oceniał w rozmowie z TVP wiceminister spraw zagranicznych Szymon Szynkowski vel Sęk. - “Liczy się tu pewien efekt skali, muszą tę decyzję podjąć wszyscy”.
We wtorek okazało się, że Polska może wyjść przed szereg, a stosowne zapisy znajdą się w projekcie większej ustawy dotyczącej polskich sankcji wymierzonych w kremlowski reżim. Może to położyć kres importowi węgla z Federacji Rosyjskiej, który sprowadzaliśmy do tej pory tonami — choć wypowiedzi niektórych polityków mogą sugerować, że dawno z tym skończyliśmy.
Chodzi między innymi o wypowiedź Pawła Szrota z Kancelarii Prezydenta. W poniedziałkowym (28 marca) "Poranku Tok FM" powiedział on, że "węgla z Rosji już nie sprowadzamy".
Wypowiedź Szrota byłaby prawdziwa, jeśli odnosiłaby się jedynie do polskiego państwa i spółek zależnych od Skarbu Państwa. Potwierdza to Polski Instytut Ekonomiczny, opierając się na danych z Eurostatu.
Energetyka zawodowa nie jest uzależniona od surowca z Rosji (udział sektora w zakupie surowca jest znikomy, w styczniu-wrześniu 2021 roku wynosił ok. 0 procent).
- czytamy w opracowaniu PIE.
W radiowej Trójce powtórzył to wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń. "Polskie spółki, które zapewniają nam dzisiaj energię elektryczną, mają własne źródła surowców" - mówił polityk Prawa i Sprawiedliwości.
Jakie to źródła? Elektrownie zasilane węglem brunatnym biorą surowiec z kopalni znajdujących się w pobliżu — tak jest na przykład w Bełchatowie czy Turowie. W 2020 roku za pomocą tego paliwa wyprodukowaliśmy 24,5 proc. całej swojej energii elektrycznej, nie zużywając przy tej okazji węgla z Rosji. Taki import byłby zresztą niepraktyczny i nieopłacalny — wilgotny węgiel brunatny przy transporcie na duże odległości zbija się i traci wilgotność, a zimą zamarza. Dlatego według rządowych danych nie sprowadzamy go wcale.
A co z węglem kamiennym, stanowiącym o około 45 proc. całego miksu energetycznego Polski? Tego państwo i państwowe spółki też praktycznie nie importuje - wynika z informacji ministerstwa aktywów państwowych.
W sumie 99,7 proc. całego przepalanego w energetyce węgla pochodzi jedynie z polskich kopalń.
"Import węgla nie wzrósł mimo zwiększonego zapotrzebowania na energię elektryczną, które wynikało z eksportu energii do państw sąsiednich. Na skutek oparcia energetyki na gazie odczuwały one gwałtowny wzrost cen energii wynikający z rosyjskich manipulacji na rynku gazu" - chwali się resort.
Nie można zatem potwierdzić prawdziwości słów marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego, za które według polityków Zjednoczonej Prawicy powinien zapłacić swoim stanowiskiem. "Rząd importuje rosyjski węgiel" - stwierdził polityk Koalicji Obywatelskiej podczas wystąpienia skierowanego do deputowanych Rady Najwyższej Ukrainy.
Rząd importuje rosyjski węgiel.
Z dużą dozą pewności można powiedzieć, że ani rząd, ani żadna ze spółek zależnych od państwa nie sprowadza w tej chwili surowca z Rosji. Nie znaczy to jednak, że nie mamy z nim poważnego problemu.
Według koalicji organizacji ekologicznych Europe Beyond Coal do państw Unii Europejskiej od początku wojny w Ukrainie z Rosji trafił węgiel o wartości ponad pół miliarda euro (stan na popołudnie 28 marca), polskie podmioty zeszłym roku zapłaciły za ten surowiec ponad 1,4 miliarda euro - podaje Europe Beyond Coal za Eurostatem i UN Comtrade, agendą ONZ zajmującą się handlem międzynarodowym.
Z kolei dane Głównego Urzędu Statystycznego za 2020 rok wskazują, że prawie 17 proc. spalanego w Polsce węgla pochodzi z Rosji (9,4 z 62,4 mln ton całkowitego zużycia).
Nie da się wykluczyć, że część z tego surowca pochodziło z okupowanych terenów Donbasu. Z ustaleń ukraińskiego portalu LIGA.net wynika, że Rosja w 2017 i 2018 roku wysyłała surowiec ze wschodu Ukrainy do 19 państw. Do Polski trafiło 0,33 mln ton paliwa z obszaru zajętego przez agresora — twierdzą dziennikarze, powołując się na źródła w jednej z ukraińskich spółek energetycznych.
Proceder sprowadzania antracytu z okupowanego Donbasu do Polski i innych krajów był wielokrotnie opisywany przez Karolinę Bacę-Pogorzelską i Michała Potockiego w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
Gdzie trafia ten węgiel, skoro nie zużywamy go w swoich elektrowniach? Według oficjalnych danych kupują go przede wszystkim niewielkie ciepłownie i klienci indywidualni. Oznacza to, że węgiel w domowych kotłowniach w dużej części pochodzi właśnie z rosyjskich dostaw. Dane GUS pokazują, że to tam trafia około 60 proc. rosyjskich dostaw.
"W zeszłym roku do Polski zaimportowano ogółem 12,55 mln ton węgla kamiennego. Głównie na potrzeby prywatne. Import taki jest faktem od wielu lat" - wyjaśnia ministerstwo aktywów państwowych.
"Sprowadzają go firmy prywatne, które sprzedają go klientom indywidualnym, a częściowo ciepłowniom. To jest oczywiście prawda. Po części ten węgiel pochodził również z Rosji" - wyjaśniał Artur Soboń w Trójce.
Premier Mateusz Morawiecki od początku wojny w Ukrainie wzywa do nałożenia unijnego embarga na rosyjskie surowce — a w pierwszej kolejności właśnie na węgiel. Do tej pory nie udało się przekonać do tego liderów państw członkowskich, dlatego rząd zdecydował się działać w pojedynkę. Nie wiadomo na razie, w jaki sposób wprowadzone zostanie polskie embargo. Szybkie odcięcie się od węgla z Rosji nie jest niemożliwe, jednak musi sprawić nam trudności — o czym pisaliśmy już w OKO.press.
Dziury powstałej w rynku po rezygnacji z rosyjskiego węgla nie zapełniłyby na pewno dostawy z polskich kopalni — przekonywał Rafał Zasuń z serwisu WysokieNapięcie.pl. Po wprowadzeniu embarga surowca zabraknie między innymi w ciepłowniach, które potrzebują dobrej jakości surowca o niskiej zawartości siarki. W polskich złożach jest go niewiele. „Od stycznia do września 2021 roku ciepłownie zużyły 1 mln ton importowanego węgla, niemal wyłącznie rosyjskiego” - czytamy w analizie Zasunia.
Co więc zrobić, by nie wysyłać pieniędzy do Rosji i nie zamarznąć? Można na przykład nawiązać kontakty z innymi krajami sprzedającymi węgiel. Na początku marca premier Morawiecki rozmawiał na ten temat ze swoim odpowiednikiem z Australii, Scottem Morrisonem. W 2020 roku jego kraj wysłał w świat węgiel o wartości 36 miliardów amerykańskich dolarów — głównie do krajów Azji. Polska za australijski surowiec zapłaciła równowartość 144 milionów USD - wynika z danych Observatory of Economic Compexity.
"Szef polskiego rządu zwrócił się do premiera Australii o pomoc w dywersyfikacji źródeł energii – w tym dostaw węgla. Wiąże się to z zabezpieczeniem polskich obywateli m.in. w zakresie ciepłownictwa. Polska chce jak najszybciej zaprzestać importu nośników energii z Rosji. Zgodnie z traktatami unijnymi sankcje gospodarcze są wyłączną kompetencją Unii Europejskiej. Dlatego polski premier zabiega o ich przyjęcie na poziomie UE" - czytamy na stronie Kancelarii Premiera.
Rozmowa szefów rządów nie przełożyła się jednak do tej pory na żadne konkrety. Dlatego nadal nie wiadomo, w jaki sposób moglibyśmy uzupełnić braki w zaopatrzeniu po wprowadzeniu ewentualnego węglowego embarga. Nie słychać też nic o rozmowach o dostawach z innych kierunków - na przykład z Kolumbii czy USA.
"Węgiel z innego źródła niż rosyjskie byłby też przede wszystkim droższy" - zauważa Paweł Czyżak, analityk z think-tanku Ember. Wpływają na to chociażby koszty transportu i samego surowca. Ceny tego z Australii biją rekordy — na początku roku kosztował około 200, a pod koniec marca przekracza 330 USD za tonę. - "To wpływa na zagrożenie ubóstwem energetycznym, które już teraz występuje. Ceny węgla i bez ograniczeń idą w górę"
Rzeczywiście, jeszcze we wrześniu 2021 za tonę dobrej jakości "ekogroszku" trzeba było zapłacić około 1000 złotych. Pod koniec marca zakup takiej samej ilości tego paliwa to 1600-1800 zł.
"Trzeba natychmiast przyspieszyć program Czyste Powietrze i skierować w pierwszej kolejności środki do osób, które nie mogłyby pozwolić sobie nawet na ten rosyjski węgiel. Dobrym pomysłem byłoby przekierowanie środków przede wszystkim na pompy ciepła" - przekonuje Czyżak, odnosząc się do państwowego programu wymiany pieców węglowych na bardziej ekologiczne źródła ogrzewania. Już teraz oferuje on dofinansowania do pomp ciepła. Według Czyżaka warto jednak zwiększyć fundusze na te urządzenia.
"Ich montaż jest łatwy, zajmuje kilka dni. Gdyby była wola polityczna, moglibyśmy wymienić w ten sposób wiele tysięcy źródeł ciepła jeszcze przed startem następnego sezonu grzewczego".
Pompy ciepła mają podstawową zaletę — nie zużywają gazu ani węgla. Ciepło pobierają z otoczenia. Mają też jedną zasadniczą wadę — są drogie (kosztują nawet od 35 do 60 tys. zł), a do działania potrzebują energii elektrycznej. Dlatego na masową akcję montażu pomp potrzebowalibyśmy potężnych środków, a ich użycie przy rosnących cenach energii może nadal być kosztowne (choć według branżowych organizacji nadal dużo tańsze niż ogrzewanie gazem).
Rząd mógłby połączyć przeformatowanie programu Czyste Powietrze z inwestycjami w tanie, odnawialne źródła energii. Na razie nie słychać jednak o przyspieszeniu w nowelizacji przepisów blokujących rozwój farm wiatrowych na lądzie, o których pisaliśmy już w OKO.press. Od początku kwietnia znika też możliwość wyjątkowo korzystnego rozliczenia z energii dostarczanej przez indywidualną fotowoltaikę (system opustów).
Przyspieszenie w rozwoju fotowoltaiki może przynieść wprowadzenie przepisów o tak zwanym "prosumencie wirtualnym". Dzięki nim można będzie wspólnie z innymi osobami korzystać z prądu wyprodukowanego przez panele znajdujące się poza naszym miejscem zamieszkania. Rozwiązanie to, przegłosowane już przez parlament, w życie wejdzie jednak dopiero od 2024 roku - choć na przykład na Litwie działa od 2019 roku. Nie ma na razie informacji o możliwym przyspieszeniu jego wprowadzenia.
"Odcinając się od rosyjskiego węgla natychmiastowo, nie możemy uniknąć negatywnych skutków społecznych. By je ograniczyć, należałoby podejść do tego w sposób zaplanowany i kontrolowany. Obawiam się niestety gwałtownych ruchów ze strony rządu" - mówi Czyżak.
Państwowe spółki i sam rząd nie kupują więc rosyjskiego węgla, a propozycja embarga wprowadzonego samodzielnie zasługuje na pochwałę. Jednocześnie brakuje konkretów dotyczących alternatywnych kierunków masowego importu i dodatkowego wsparcia dla alternatywnych sposobów ogrzewania. Oby się pojawiły - inaczej w następną zimę wielu z nas będzie marznąć.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze