0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Piero Cruciatti / AFPPiero Cruciatti / AF...

Podobno Angela Merkel powiedziała do niego podczas jednego ze spotkań na szczycie: „Silvio, czy choć raz mógłbyś zabrać głos w sprawie, na której się znasz?„ Nie wiemy, co odpowiedział, ale na pewno miał na to niewygodne pytanie odpowiedź, która przynajmniej jemu bardzo się spodobała. W końcu mówimy o człowieku, którego sposobem na automotywację było poranne patrzenie w lustro przy goleniu i mówienie sobie: „Jesteś wielki”.

Miał żyć wiecznie, a zmarł na zdiagnozowaną kilka miesięcy temu białaczkę. Może problem był w tym, że jego osobisty lekarz Umberto Scapagnini zmarł 10 lat temu w młodzieńczym wieku 71 lat. Tak więc albo Silvio został odcięty od życiodajnych kuracji, albo słabo one działały, skoro szewc odszedł bez butów. W każdym razie pan doktor, który serwował swojemu pacjentowi tajemniczy „eliksir życia„, twierdził, że Berlusconi jest „technicznie nieśmiertelny” i „może się kochać sześć razy w tygodniu" (dlaczego nie siedem?).

Trzykrotny premier Włoch przejdzie więc do historii jako gospodarz „bunga-bunga",

czyli orgii organizowanych w swoich licznych rezydencjach, w tym z udziałem nieletniej marokańskiej prostytutki. Do historii przejdzie również fakt, że nie zdyskwalifikowało go to na zawsze z polityki. Geniusz Silvia Berlusconiego polegał bowiem na tym, że wyczuł, na co można sobie pozwolić w starej dobrej Europie po upadku muru berlińskiego – i bez wątpienia należy mu się tytuł prekursora XXI-wiecznego demokratycznego populizmu.

Zanim jednak 26 stycznia 1993 roku telewizyjny magnat ogłosi swój akces do polityki, mamy historię jak z „Sukcesji". Z góry przepraszam, bo nawiązania do zakończonego właśnie serialu pojawią się na pewno w wielu opublikowanych dziś tekstach, ale trudno się powstrzymać. Berlusconi to taki włoski Logan Roy, tylko ze śródziemnomorską radością życia. A i z sukcesją poradził sobie chyba dobrze, zostawiając stery swojego telewizyjnego królestwa w rękach córki z pierwszego małżeństwa, Mariny.

Przeczytaj także:

Komuniści u bram, a Berlusconi uczy się sprzedawać

Syn urzędnika bankowego z Mediolanu, urodził się 29 września 1936 roku tamże. Nie mógł więc nie pamiętać Duce i jego żałosnego końca – a jednak był pierwszym, który wyciągnął rękę do (co prawda wtedy już nawróconych na drogę demokracji) postfaszystów i zaprosił ich do swojego rządu.

Karierę zaczynał jako wokalista na statkach wycieczkowych i od tej pory miał czarować przy pomocy swojego aksamitnego głosu kolejne pokolenia pań – gospodyń domowych słuchających w jego wykonaniu neapolitańskich pieśni o miłości, widzek swoich telewizji śniadaniowych i wyborczyń jego partii Forza Italia. Co było dla panów? Niestety bunga-bunga – jak każdy żołnierz nosi buławę w plecaku, tak każdy może sobie pomarzyć o 20 młodych pięknościach jednej nocy i o karierze od zera do miliardera.

Przecież wszystko, czego Silvio się dotknie, zamienia się w złoto: kupił AC Milan, i klub zdobywa osiem razy mistrzostwo Włoch, raz Puchar Włoch, siedem razy Superpuchar Włoch (czego jeszcze nie wymyślą, żeby zarobić na kibicach), pięć razy tryumfuje w Lidze Mistrzów UEFA, dwa razy w Pucharze Interkontynentalnymi, pięć razy w Superpucharze Europy UEFA i raz w Klubowych Mistrzostwach Świata. Tak jak był prekursorem populizmu, tak stał się również jednym z prekursorów nowoczesnego futbolu jako igraszki w rękach multimiliarderów. To z jego dziedzictwa korzystają dziś inwestujący w futbol szejkowie.

Umberto Eco tak jeszcze tłumaczył fenomen jego niesłabnącej popularności: „Tego elektoratu nie interesuje, że Berlusconi założyłby sędziom kaganiec, bo ideę sprawiedliwości łączy on z ingerencją we własne prywatne sprawy.

Ten elektorat naiwnie twierdzi, że bogaty premier nie będzie kradł".

Berlusconi umiał też umiejętnie utrzymywać swój elektorat w strachu przed komunistami, wszczepionym mu przez kilkadziesiąt lat zimnej wojny, kiedy potężną Włoską Partię Komunistyczną rzeczywiście trzymała z dala od władzy motywacja antykomunistycznych wyborców i cichy pakt państw NATO. I w nadziei na uczynienie Włoch krajem mlekiem i miodem płynącym, dzięki zmniejszeniu podatków i pozbyciu się biurokracji (obiecujący to samo Polakom – bo Polki jakoś mniej zainteresowane – Sławomir Mentzen nie ma jednak ani talentów biznesowych Silvia, ani jego siły przekonywania).

No i przede wszystkim Berlusconi umiał sprzedawać. Był Wielkim Sprzedawcą, Komiwojażerem De Luxe. Najpierw, w latach 60. i 70., jako deweloper osiedli dla klasy średniej w Mediolanie. Potem, w latach 80., jako właściciel trzech ogólnowłoskich sieci telewizyjnych. Nie wiadomo, skąd wziął pieniądze na pierwszą inwestycję w nieruchomości – może i od sycylijskiej mafii, ale żaden sąd nigdy mu tego nie udowodnił. Wiadomo za to, że jego bliskim przyjacielem, świadkiem na drugim ślubie i ojcem chrzestnym jednego z dzieci jest socjalistyczny premier Bettino Craxi. I że tenże Craxi w 1984 roku podpisuje dekret wyjmujący sieci Berlusconiego z zakazu nadawania na terytorium całego kraju przez prywatnych nadawców, a potem parlament legalizuje ten wygodny przede wszystkim dla niego stan.

Stary świat się wali, a Berlusconi recykluje gruzy

Na początku lat 90. to wszystko się sypie – najpierw Związek Radziecki, a potem Włochy. Nie trzeba już trzymać komunistów z dala od władzy za wszelką cenę, przymykając oczy na związki polityki z biznesem czy z mafią, na instytucjonalną korupcję. Upada skompromitowana Chrześcijańska Demokracja i Włoska Partia Socjalistyczna Craxiego, patrona naszego bohatera. On sam może czuć się zagrożony, bo antykorupcyjni sędziowie prędzej czy później zainteresują się również jego przyjaźniami.

I wpada na genialny pomysł: przecież ma władzę wielką jak Logan Roy. Ma rząd dusz, choć już nie polityków zabiegających o jego względy. A czym różni się polityka od innych rodzajów biznesu? Tu również trzeba sprzedać towar – w tym wypadku samego siebie.

Wielki Sprzedawca i jego błyskawicznie powołana do życia partia Forza Italia wygrywa wybory w 1993 roku. Do rządu doprasza szowinistyczną Ligę Północną i postfaszystów – czyli polityków, którzy nie mieli szanse na władze w dawnym układzie sił między innymi dlatego, że dalece przekraczali granice demokratycznej poprawności.

Demokratyczny populizm XXI wieku zaczyna nabierać kształtu.

Po pierwsze, spolaryzuje społeczeństwo: albo jesteś za Forza Italia i jego akolitami, albo przeciw (My stoimy tu, a oni tam, gdzie kiedyś stało ZOMO). Po drugie, przesunie okno Overtona dopuszczalności politycznego dyskursu (Mariusz Kamiński będzie udowadniał na konferencji prasowej, że migranci próbujący się przedostać przez granicę to terroryści i zoofile). Po trzecie, umocni postmodernistyczny dyskurs, w którym prawdą jest to i tylko to, co mówią „nasi" politycy... Po czwarte wreszcie, co wynika z wszystkich poprzednich, zrelatywizuje najważniejszy filar demokratycznego porządku – praworządność (nie będziemy drukować wyroków Trybunału Konstytucyjnego i co nam zrobicie).

Zdania w nawiasach nie zaplątały mi się z innego tekstu o rządach Zjednoczonej Prawicy. Berlusconi był pierwszy, ale w następnych dekadach znalazł w Europie wielu naśladowców (choć te zapożyczenia przyszły do nas również przez trumpowskie Stany Zjednoczone).

Czy gdyby mógł, doprowadziłby do erozji demokratycznego porządku w stronę taką, jak na przykład na Węgrzech? Pewnie nie i pewnie nawet by tego nie chciał. Włochy to jednak kraj, który po faszyzmie ma alergię na politykę silnej ręki, a i wbudowane bezpieczniki instytucjonalne. A komuś takiemu jak on bardziej zależało, żeby Włosi ulegali sile jego perswazji niż perswazji jego siły (choć zdecydowanie był zafascynowany Putinem, ale o tym później).

Przystawki rosną w siłę, a Berlusconi przypomina sobie, że kocha Władimira

W każdym razie: mimo niezliczonych procesów i wyroku sądowego za oszustwa podatkowe Berlusconi jeszcze długo mógł, za Eltonem Johnem, śpiewać „I'm still standing" – ciągle jeszcze stoję mocno na nogach. Choć w międzyczasie okrzepły partie, które w 1993 roku wyciągnął z politycznego niebytu, czyli Liga (już bez Północna) Mattea Salviniego i następcy postfaszystowskiego Sojuszu Narodowego, Bracia Włosi obecnej premierki Giorgii Meloni, a jego Forza Italia już dawno nie gra w koalicji pierwszych skrzypiec.

Ale mimo rzeczywiście niezwykłej witalności i coraz młodszych narzeczonych (obecna, deputowana Forza Italia, to rocznik 1990) coraz starszy, coraz bardziej zbotoksowany i coraz bardziej sfrustrowany polityczną drugą ławką Silvio Berlusconi nawet dla Włochów stawał się chyba coraz bardziej groteskowy. A kiedy wydawałoby się, że na forum międzynarodowym już mało co mogłoby mu zaszkodzić, krytyczne wypowiedzi pod adresem Ukrainy przypomniały wszystkim jego wieloletnią zażyłość z Władimirem Władimirowiczem Putinem.

Włocha fascynowało, że Rosjanin ma realną władzę, Rosjanin pewnie przyjeżdżał po nauki, jak tak genialnie sprzedawać swój polityczny towar.

Już po wybuchu pełnoskalowej wojny Berlusconi chwalił się, że Putin to jeden z jego pięciu najbliższych przyjaciół. No cóż, poszukiwany przez Trybunał w Hadze za zbrodnie wojenne rosyjski przywódca raczej na pewno nie pojawi się na jego pogrzebie. Ciekawe zresztą, kto z międzynarodowego politycznego olimpu pożegna trzykrotnego premiera Włoch – i czy on naprawdę myślał, że będzie żyć wiecznie, czy też zaplanował własne pożegnanie tak, że znowu będziemy zbierać szczękę z podłogi.

Na zdjęciu: Silvio Berlusconi macha do swoich zwolenników opuszczając szpital San Raffaele w Mediolanie po leczeniu w związku z wykrytą białaczką, 19 maja 2023 roku.

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze