Chiny zwiększają wydobycie węgla i budują 100 elektrowni węglowych. Jak się to ma do neutralności klimatycznej, którą chcą osiągnąć w 2060 roku? Uda się, czy to mrzonki? Odpowiedź nie jest taka oczywista
Nie jest tajemnicą, że Chiny zwiększają wydobycie węgla. W ubiegłym roku wzrosło w tym kraju o 9 procent. Więcej węgla też sprowadzają, w 2021 roku import z Rosji wzrósł o 20 procent w porównaniu do poprzedniego.
Częściowo to efekt otwierania gospodarki po pandemii koronawirusa. Częściowo jednak przemyślana polityka energetyczna. Pod koniec lutego ukazał się raport “Global Energy Monitor”.
Wynika zeń, że w ubiegłym 2022 roku chińskie władze udzieliły zezwolenia na otwarcie elektrowni węglowych o łącznej mocy 106 GW (gigawatów). To mniej więcej około stu nowych elektrowni. Dla porównania łączna moc wszystkich elektrowni w Polsce to 60 GW.
Czy to oznacza, że gdy większość świata ogranicza emisje dwutlenku węgla, Chiny zupełnie się tym nie przejmują? A to już wcale tak oczywiste nie jest.
Pekin podtrzymuje deklaracje osiągnięcia neutralności emisyjnej. Chińskie emisje dwutlenku węgla mają rosnąc do 2030 roku. Potem mają zacząć szybko spadać, a trzydzieści lat później spaść do zera. Czy to ma szanse się udać?
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Elektrownie węglowe w Chinach wytworzyły w ubiegłym roku 69 procent energii elektrycznej. Był to rok wyjątkowy, bo kraj zmagał się z trwającą miesiącami, rekordową falą upałów i wywołaną nimi suszą, co ograniczyło moc elektrowni wodnych. W roku 2021 z węgla pochodziło w Chinach 67,4 proc. energii elektrycznej, czyli nieco ponad dwie trzecie.
Dla porównania w Polsce ze spalania węgla pochodzi znacznie więcej, bo aż cztery piąte. We wrześniu 2022 roku z jego spalania pochodziło ponad 80 procent energii. (Dominował węgiel kamienny – 51,27 proc. i węgiel brunatny – 28,72 proc. Farmy wiatrowe miały 8,08 proc. wkładu w produkcję energii, a inne źródła odnawialne 6,78 proc. Dane za “Rynek Elektryczny”).
Wypadamy więc pod tym względem znacznie gorzej od Chin.
Paradoksalnie budowa nowych elektrowni węglowych nie oznacza, że Chiny od węgla nie odchodzą. To dlatego, że budują też dużo nowych elektrowni ogółem – a węglowe stanowią mniejszość.
Jak podaje CNN, w ubiegłym roku w Chinach uruchomiono elektrownie słoneczne i wiatrowe o łącznej mocy 126 GW (co stanowi 2 procent zapotrzebowania na moc w całym kraju). To znacznie więcej niż moc uruchomionych w ubiegłym roku elektrowni węglowych (108 GW).
Według chińskich źródeł z instalacji wodnych, słonecznych i wiatrowych w Chinach pochodzi już prawie jedna trzecia (31,6 procent) energii elektrycznej. Przypomnijmy, że w Polsce to 14,86 procent (sumuję cytowane wyżej dane dotyczące energii wiatrowej i z “innych źródeł odnawialnych), czyli dwa razy mniej.
W Chinach powstaje 100 nowych elektrowni węglowych. To zagrożenie dla osiągnięcia neutralności emisyjnej przez jedną z największych gospodarek świata.
Jeśli chodzi o emisje dwutlenku węgla na głowę mieszkańca, Polska też wypada słabiej od Chin. W 2021 roku na jednego obywatela naszego kraju przypadło 8,58 tony tego gazu. W Chinach zaś było to 8,05 tony CO2 (dane za “Our World in Data).
Wszystko wskazuje na to, że Chinom z łatwością uda się założony przez nie cel, by jedna trzecia energii była zielona do 2025 roku. Tymczasem obecny polski rząd deklaruje, że do 2030 roku udział OZE, czyli odnawialnych źródeł energii, wyniesie 23 proc. Do tego roku średnia dla wszystkich krajów Unii Europejskiej ma wynieść 40 proc.
Europa chce osiągnąć neutralność klimatyczną, czyli zero emisji dwutlenku węgla, do 2050 roku. Chiny dekadę później. Czy to się uda? Trudno jest być prorokiem, ale są na to spore szanse. Wiele wskazuje na to, że uda się i Unii, i Chinom.
Po pierwsze, zapotrzebowanie na energię na świecie stale rośnie. (Wyjątkami były lata 1980-1982, gdy nastał kryzys gospodarczy, również kryzysowe lata 2008-2009 oraz rok 2020, gdy zużycie energii ograniczyła pandemia i lockdowny).
Nie inaczej jest w Chinach, stąd budowa nowych elektrowni. Dlaczego aż tyle z nich jest węglowych? Wygląda na to, że chińskie władze przestraszyły się kilku rzeczy.
Pierwszą jest cena gazu, która po rosyjskim ataku na Ukrainę znacząco wzrosła. Przez to elektrownie opalane gazem stały się drogie w eksploatacji, węglowe - tańsze, wyjaśnia NPR.
Drugą jest niespotykana dotąd fala upałów, która nawiedziła kraj w zeszłym roku. Zwiększyła też zapotrzebowanie na prąd, bo Chińczycy częściej zaczęli włączać (i kupować) klimatyzatory. Upały wywołały też w wielu prowincjach suszę. A to zmniejszyło ilość energii wytwarzanej przez elektrownie wodne.
Trzecią jest polityka. Chiny nigdy nie potępiły rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jeśli zaczną dostarczać Rosji uzbrojenie, muszą liczyć się z tym, że obejmą je zachodnie sankcje. A to zahamowałoby rozwój energetyki odnawialnej - część technologii do budowy instalacji wiatrowych czy słonecznych Chiny importują.
Stąd budowa aż tylu elektrowni węglowych w Kraju Środka w ubiegłym roku. Przypomnijmy jednak, że elektrowni wodnych, wiatrowych i słonecznych zbudowano więcej niż węglowych.
Chiny od dekad są największym producentem dwutlenku węgla na świecie. W 2021 roku odpowiadały za niemal jedną trzecią (31 procent) całych światowych emisji. Drugim co do wielkości producentem tego cieplarnianego gazu są Stany Zjednoczone (13,5 procent), trzecim Indie (7,3 procent), czwartym zaś Rosja (4,7 procent), podaje „Statista”.
Jednak jeśli liczyć wszystkie kraje Unii Europejskiej łącznie, to właśnie one zajmują trzecie miejsce, produkując łącznie 9 procent światowych emisji dwutlenku węgla.
Trzeba pamiętać, że Chiny to najludniejszy kraj na świecie, w którym mieszka niemal półtora miliarda ludzi. W przeliczeniu na głowę mieszkańca sprawa emisji dwutlenku węgla wygląda inaczej. Dobrze widać to na mapie „Our World in Data”, która pokazuje różnice.
Statystyczny obywatel Australii odpowiada za emisję 15 ton dwutlenku węgla rocznie. Niewiele mniej mieszkaniec Stanów Zjednoczonych (14,84 tony) czy Kanady (14,3 tony). Rosja również produkuje go dużo, bo 12 ton na głowę.
W tym zestawieniu Polska z 8,58 tony na głowę mieszkańca wypada niemal na ekologiczną i zieloną. Jednak w Chinach przypada jeszcze mniej dwutlenku węgla na osobę 8,05 tony. To niewiele mniej niż w Niemczech, gdzie jest to 8,09 tony.
Tak, Polska, Niemcy i Chiny to ta sama liga, w okolicach ośmiu ton na głowę.
Średnia dla Unii Europejskiej to nieco ponad 6 ton. Największa w tym zasługa Szwecji i Portugalii (poniżej 4 ton) oraz Francji i Hiszpanii (poniżej pięciu ton dwutlenku węgla na mieszkańca rocznie).
Tyle statystyki. Żeby zatrzymać wzrost ocieplenia klimatu na poziomie 1,5 stopnia (to granica uznawana przez naukowców za względnie bezpieczną) przed 2050 rokiem, musimy zmniejszyć emisje dwutlenku węgla do zera. Oznacza to, że do połowy wieku żaden kraj nie powinien już spalać węgla, ropy ani gazu.
Tak wynika z raportu opartego na latach naukowych analiz, ogłoszonego przez Międzyrządowy Panel do Spraw Zmian Klimatu (IPCC) w 2021 roku (link do pełnej wersji oraz do podsumowania).
Nie jest przecież tak, że „na głowę” produkujemy tyle samo. Jeden lot samolotem na inny kontynent to tyle emisji, ile produkuje przeciętne gospodarstwo domowe przez cały rok. Za większość emisji odpowiada przemysł, energetyka i budownictwo. Ograniczanie naszych indywidualnych wyborów – w Chinach czy Polsce – ma mniejsze znaczenie niż decyzje rządów i nawyki najbogatszych.
Czy uda się Chinom zejść do zera emisji w 37 lat? Międzynarodowa Agencja Energii dwa lata temu, w 2021 roku, opublikowała dokładną receptę na ograniczenie emisji dwutlenku węgla do zera w ciągu najbliższych trzydziestu lat. Raport zatytułowany jest po prostu „Net Zero By 2050”, czyli „Zero Emisji Netto do 2050 roku”. Nie ma w nim nic, czego przy politycznej woli nie dałoby się zrobić.
Chiny, według deklaracji, chcą to zrobić dekadę później. I raczej nie ma powodu sądzić, by miało się to nie udać.
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Komentarze