Chiński minister spraw zagranicznych Wang Yi (na zdjęciu) podkreśla, że stanowisko Chin w sprawie wojny w Ukrainie jest "jasne" i „spójne”. To prawda: jest w sposób jasny i spójny mętne. O chińskim dylemacie pisze dr hab. Michał Lubina* z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ
Chiny opowiadają się za suwerennością i poszanowaniem integralności terytorialnej wszystkich państw. Wspierają działania rosyjskie, by rozwiązać kwestii ukraińskiej na drodze negocjacji. Rozumieją rosyjskie obawy. Potępiają „zimnowojenną mentalność”. Wzywają do deeskalacji i negocjacji.
Komunikaty płynące z Pekinu wprawiają w zakłopotanie: wychodzi z nich, że Chiny są za, a nawet przeciw rosyjskiej wojnie w Ukrainie. Taki jest właśnie cel tych oświadczeń. W dyplomacji, szczególnie dyplomacji chińskiej, słowa służą do tego, by ukryć, a nie opisać rzeczywistość.
Postawa chińska jest celowo mętna, pełna dwuznaczności i ambiwalencji. Każdy znajdzie w niej potwierdzenie swojego spojrzenia na Państwo Środka. Zwolennicy tezy o sojuszu rosyjsko-chińskim z łatwością odnajdą prorosyjskie fragmenty, podobnie jak ci, którzy uważają, że Pekin dystansuje się od rosyjskiej agresji na Ukrainę. Ta kakofonia głosów i interpretacji jest korzystna dla Państwa Środka, bo bardziej zaciemnia, niż rozjaśnia. Wprowadza zamieszanie, ułatwiając zmylenie świata co do intencji Pekinu. Oddając to porównaniem literackim: „niezgodność krytyków ze sobą dowodzi zgodności artysty ze sobą” pisał Oscar Wilde. Chiny potwierdziły tę maksymę na poziomie polityki międzynarodowej.
Chiny prezentują zasadniczo dwie, nachodzące na siebie i częściowo sprzeczne (z naszej, nie ich, perspektywy) narracje. Z jednej strony mamy kierowane do wewnątrz słowa rzeczników chińskiego MSZ-tu, Zhao Lijiana i Hua Chunying. Stąd bierze się nienazywanie inwazji wojną, lecz jak chce Rosja „operacją specjalną”. Niemówienie Ukraina tylko „kwestia ukraińska” (wukelan wenti). A przede wszystkim nieustanne oskarżanie Stanów Zjednoczonych.
To Waszyngton miał popchnąć Rosję do tych działań poprzez rozszerzenie NATO. USA sprowokowały Rosję, duszą ją sankcjami i wspierają Ukrainę bronią. Wszystko to zła Ameryka!
Ta chińska odmiana whataboutismu dominuje również w kontrolowanych przez partię mediach. Nie informują one dokładnie o sytuacji na froncie, o przekształcaniu się tej inwazji w wojnę pozycyjną. Raczej przemilczają rosyjskie zbrodnie wojenne, w tym bombardowania szpitali, szkół i cywilnych domów. Za to opisują exodus uchodźców z Ukrainy, rosnące ceny żywności i ropy na świecie. Przekazują dalej również niektóre rosyjskie teorie spiskowe - jak chociażby tę o rzekomych ukraińskich laboratoriach broni biologicznej.
Najważniejszą cechą oficjalnej narracji chińskiej jest pokazywanie Stanów Zjednoczonych jako arcy-szwarccharakteru: jeśli istnieje główne spojrzenie chińskie, to jest nim antyamerykańskość. Przez pryzmat niechęci do USA Chińczycy patrzą na wojnę. Ich prorosyjskość nie tyle jest sympatią do Moskwy per se, ile empatią wobec kogoś mierzącego się z tym samym przeciwnikiem, czyli Stanami.
Ukraina w tym spojrzeniu zostaje zredukowana do bezwolnego przedmiotu amerykańsko-rosyjskiej wojny zastępczej, biernej ofiary wielkiej konfrontacji mocarstw.
Bazując na popularnym komentarzu w mediach społecznościowych Maria Repnikowa i Mendy Zhou opisały chińskie spojrzenie na Ukrainy, jak na byłą żonę Rosji, która źle traktowała dwójkę wspólnych dzieci (Donieck i Ługańsk), flirtowała z USA i marzyła o wejściu do NATO, ale dostała kosza. Ta mizoginia istotnie nasuwa porównania z niesławną parafrazą filmowego tekstu „ścierpisz moja piękna” Putina.
Wyraźnie odczuwalna prorosyjskość nie jest jednak obrazem pełnym. Najwyżsi rangą przywódcy chińscy: przewodniczący ChRL Xi Jinping, minister spraw zagranicznych Wang Yi czy człowiek Xi od polityki zagranicznej, dyrektor komisji spraw zagranicznych KPCh Yang Jiechi, wypowiadają się w sposób znacznie bardziej stonowany i niejednoznaczny. Apelują o pokój, negocjacje, deeskalację. Do tego dochodzą głosy kierowane do prasy międzynarodowej o tym, że Chiny nie wiedziały o inwazji (a gdyby wiedziały, toby powstrzymały). Albo, że „doszło do sytuacji, jakiej Chiny nie chcą widzieć”.
Obraz uzupełnia formalna neutralność.
Chiny wstrzymały się od głosu zarówno w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, jak i w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ. Ich neutralność jest wyraźnie promoskiewska, a być może nawet jest ukrytą prorosyjskością. Jednak Chiny nie stawiają kropki nad „i”. W razie czego będą mogły się wycofać rakiem.
Nasuwa to porównania do roku 1991 i puczu Janajewa. ChRL wyraźnie sympatyzował ze spiskowcami. Twardogłowe kierownictwo KPCh, mające krew na rękach po masakrze na Tiananmen było o krok od ogłoszenia uznania przewrotu, co bardzo skomplikowałoby późniejsze relacje z Jelcynem. Wówczas Deng Xiaoping, chińska wersja „zwykłego posła”, wezwał „bez żadnego trybu” przywódców do siebie do domu na herbatę. Przypomniał im ważną część swej „doktryny 28 znaków”: „obserwować na chłodno” (leng jing guan cha). Czyli: nie robić nerwowych, pochopnych ruchów. Chiny wstrzymały się więc z ogłoszeniem uznania puczystów. Dzięki temu po klęsce Janajewa nie musiały pluć sobie w brodę. Po kilku latach relacje Chin z Rosją Jelcyna rozkwitły.
Wiele wody upłynęło w Jangcy przez te trzy dekady. Xi Jinping odrzucił część „doktryny 28 znaków”, stał się bardziej asertywny, na powrót zideologizował państwo, wyraźnie polubił Putina. Jednak pewne rzeczy za Murem się nie zmieniają. Mętność i ambiwalencja chińskich oświadczeń kupują Państwu Środka czas. Mówiąc chińskim porównaniem, mogą one „siedzieć na górze, obserwując walczące tygrysy” (zuo shan guan hu dou).
W chińskim komunikatach powtarza się, że Chiny nie są zadowolone z obecnej sytuacji. To również prawda, choć rzecz nie w tym, o czym byśmy intuicyjnie pomyśleli. Bynajmniej nie chodzi o rosyjskie zbrodnie wojenne, bombardowanie domów i szpitali położniczych – to rosyjskie barbarzyństwo prywatnie budzi chiński niesmak, publicznie jednak nie będą za to krytykować Moskwy – lecz o kierunek, w jakim zmierza wojna, i szerzej – świat.
Wszystko wskazuje na to, że Chiny albo zakładały blef Putina albo spodziewały się rosyjskiego Blitzkriegu, słabej ukraińskiej obrony i łagodnego stanowiska podzielonego Zachodu.
Powtórki z 2014 roku na większą skalę. A jednak Kijów, Charków ani Odessa nie padły, Ukraińcy bronią się mężnie, armia rosyjska (od dwóch dekad szkoląca i zbrojąca chińską) kompromituje się, zaś Zachód nałożył na Rosję silne sankcje. Miarą zaskoczenia Chin - słabo znających Ukrainę, często bazujących w swoich opracowaniach na rosyjskich paternalistycznych, kolonialnych narracjach - był brak ewakuacji własnych obywateli, którzy utknęli w zaatakowanym kraju. To właśnie o ich losie, a nie o żadnych mediacjach, rozmawiał chiński minister spraw zagranicznych Wang Yi ze swoim ukraińskim odpowiednikiem, Dmytro Kulebą.
Najgorsze z perspektywy Pekinu jest zjednoczenie Zachodu. Chińskie spojrzenie na świat zdominowane jest przez poczucie zagrożenia ze strony Stanów Zjednoczonych. To USA mają prowadzić „nową politykę powstrzymywania” Chin, by uniemożliwić im powrót na należne, centralne miejsce. Chińczycy zakładają, że najbliższe dekady upłyną pod znakiem trudnej rywalizacji połączonej z elementami współpracy ze Stanami.
USA słabną, ale wciąż militarnie są silniejsze, mogą bardzo zaszkodzić Chinom, za wcześnie na otwartą walkę z nimi.
Dlatego Xi Jinping nazwał czekający Państwo Środka trudny czas „nowym Długim Marszem”, wprost nawiązując do pełnego wyrzeczeń początku drogi KPCh po władzę w latach 30-tych XX w. Dlatego z perspektywy Pekinu tak ważne jest wyłuskanie Europy (z jej technologiami, rynkiem i siłą polityczną) z ramion USA, naderwanie więzi atlantyckich, rozwodnienie, lepiej zniszczenie pojęcia Zachód (w tych działaniach Chiny funkcjonują w tandemie z Rosją). Samotne Stany Zjednoczone nigdy nie zdołają powstrzymać Chin; cały Zachód – już tak.
Zjednoczenie Zachodu przy okazji wojny na Ukrainie to bardzo zła wiadomość dla Chin. Zrobią wszystko, by jedność okazała się chwilowa (temu m.in. służyło spotkanie Xi Jinpinga z Macronem i Scholtzem; temu służą medialne wrzutki nawołujące do końca wojny). By Europa Zachodnia jak najszybciej wróciła do business as usual z Rosją i znów mogła marzyć o autonomii strategicznej. Jeśli jednak Rosja ugrzęźnie na Ukrainie, a trwająca obecnie w świecie zachodnim derusyfikacja okaże się zjawiskiem trwałym, to Chiny staną przed fatalnym wyborem.
Przed Chinami stanie wówczas wybór między dwoma złymi rozwiązaniami. Zejść z góry i wspomóc rosyjskiego tygrysa, rzucić mu gospodarcze koło ratunkowe. Ale jednocześnie otrzymać ciosy w postaci zachodnich sankcji wtórnych. Byłoby to bolesne gospodarczo dla Chin, a Państwo Środka nie lubi strat. Albo pozostać na górze, czyli niechętnie dołączyć do sankcji, lecz obserwować jak poraniony rosyjski tygrys coraz bardziej słabnie, zmierzając ku nieuchronnemu końcowi. Chiny straciłyby wtedy wspólnika w procesie podminowywaniu Zachodu, zostałyby osamotnione w Eurazji, bo izolowana Rosja stałaby się w najlepszym wypadku wielkim Iranem, a w najgorszym wielką Koreą Północną.
Za Murem toczy się intensywna debata co robić, docierają do nas tylko jej odpryski, a tak naprawdę o decyzji chińskiej przesądzą losy wojny w Ukrainie i dalszej reakcji Zachodu. Dopóki to się nie wyklaruje, Chiny będą czekać.
Starać się zmniejszać straty, nie być zmuszone podejmować wyboru. Próbować wspierać Rosję tak, by nie oberwać sankcjami, lawirować i zwlekać do ostatniego momentu.
Będą jak najdłużej zachować dwuznaczne stanowisko, czemu ich mętne oświadczenia świetnie służą. Minister Wang Yi pytany o ocenę sytuacji na Ukrainie, odparł, „jak mówi chińskie powiedzenie, »potrzeba więcej niż jeden mroźny dzień, by zamrozić lód na głębokość trzech stóp«”. Sytuacja na Ukrainie stała się tym czym się stała z powodu wielu skomplikowanych przyczyn”.
No i wszystko jasne, prawda?
*Dr hab. Michał Lubina jest profesorem nadzwyczajnym w Instytucie Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego, zajmuje się stosunkami rosyjsko-chińskimi i Birmą. Jest autorem ośmiu książek, w tym naukowego bestsellera „Niedźwiedź w cieniu smoka. Rosja-Chiny” oraz jej anglojęzycznej wersji „Russia and China. A Political Marriage of Convenience”.
Komentarze