Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że Sejm skutecznie unieważnił wybór trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego, wybranych w poprzedniej kadencji. Większość prawników uważa, że posłowie PiS nie mieli prawa unieważniać tej decyzji. Skąd zatem ten wyłom ze strony NSA?
Jak wynika z dzisiejszej publikacji „Dziennika Gazety Prawnej”, Naczelny Sąd Administracyjny uznał unieważnienie wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego metodą faktów dokonanych.
Jedną z osób wybranych do Trybunału za rządów PO-PSL był prof. Roman Hauser, wcześniej sędzia NSA. Gdy prezydent Andrzej Duda nie odebrał od niego ślubowania, podobnie jak dwaj pozostali sędziowie, znalazł się w stanie zawieszenia. Ale, jak się okazuje, niedawno wrócił do orzekania w NSA. Zgodnie z prawem nie może być równocześnie sędzią TK. Rzeczniczka sądu, sędzia Małgorzata Jaśkowska, pytana przez dziennikarkę „DGP”, czy wobec tego prof. Hauser zrzekł się oficjalnie stanowiska w Trybunale, odpowiedziała, że nie. Dlaczego?
„Sejm RP uchwałą z dnia 25 listopada 2015 r. (…) stwierdził, że uchwała Sejmu RP z dnia 8 października 2015 r., w sprawie wyboru sędziego Trybunału Konstytucyjnego dot. Romana Hausera (…) jest pozbawiona mocy prawnej – wyjaśniła sędzia Jaśkowska.
Innymi słowy: NSA nie widział potrzeby, by prof. Hauser zrzekał się funkcji w Trybunale, bo od listopada 2015 - decyzją Sejmu - nie pełnił tej funkcji.
A skoro on nie jest sędzią Trybunału, nie są nimi - według interpretacji NSA - również pozostali dwaj profesorowie wybrani w poprzedniej kadencji. To z kolei oznaczałoby, że sędziowie wybrani przez PiS nie są „dublerami”, lecz pełnoprawnymi sędziami TK.
Taka interpretacja jest sprzeczna z opinią większości prawników. W wypowiedziach dla „DGP” i innych mediów mówili oni dzisiaj, że są zaskoczeni „strusią polityką” NSA. A nie powinni być.
Gdy w ostatnich tygodniach tysiące Polaków wychodziły na ulice w obronie Konstytucji i niezależności sądów, a środowiska prawnicze apelowały o powstrzymanie niszczenia wymiaru sprawiedliwości – Naczelny Sąd Administracyjny milczał.
Stanowiska w sprawie „reform” wprowadzanych przez PiS wydawały Sąd Najwyższy, Krajowa Rada Sądownictwa, poszczególne sądy, wydziały prawa wielu uczelni, samorządy i organizacje prawnicze. NSA był wielkim nieobecnym.
Wielkim – bo jego status jest porównywalny ze statusem Sądu Najwyższego.
NSA i sądy administracyjne to setki sędziów, którzy na co dzień orzekają w bardzo ważnych dla obywateli sprawach. Kontrolują legalność decyzji urzędników samorządowych i państwowych oraz z instytucji publicznych. Orzekają w sprawach sporów obywateli z urzędami o podatki, reprywatyzację, nieruchomości, zezwolenia na budowę, cła, prawo lokalne, czy finansowanie leczenia przez NFZ.
Naczelny Sąd Administracyjny, tak jak Sąd Najwyższy jest wymieniony w Konstytucji i ma taką samą, wysoką rangę w strukturze wymiaru sprawiedliwości.
Ale w ciągu ostatnich dwóch tygodni trudno szukać jakiejkolwiek wypowiedzi tego sądu na temat tego co chciał zrobić PiS z wymiarem sprawiedliwości przepychając nocami przez parlament ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa, o Sądzie Najwyższym i ustroju sądów powszechnych (tylko tę ostatnią podpisał prezydent).
Taki głos wsparcia - ze strony sędziów NSA i prezesa Marka Zirk-Sadowskiego - dla Sądu Najwyższego, który PiS chciał rozwiązać i obsadzić swoimi nominantami byłby bardzo ważny.
Od czasu gdy PiS przejął władzę jesienią 2015 roku i przejął kontrolę nad Trybunałem Konstytucyjnym, na stronie NSA opublikowano tylko trzy komunikaty odnoszące się do zawłaszczania wymiaru sprawiedliwości przez polityków.
27 kwietnia 2016 roku Kolegium NSA podjęło uchwałę, w której apelowało o poszanowanie niezależności sądów i Trybunałów. Przypomnijmy. Był to gorący okres ataku PiS na Trybunał Konstytucyjny i stopniowe przejmowanie kontroli nad nim. W tym czasie Sąd Najwyższy i niemal całe środowisko prawnicze broniło niezależności TK. Prezes SN Małgorzata Gersdorf, w związku z obroną TK i sądów, została uznana za jednego z wrogów prawicy i na niej skupiły się ataki po zakończeniu kadencji prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego.
Na stronie internetowej NSA jest też opinia w sprawie projektu ustawy o KRS. NSA ocenił go jako „kolejną próbę modyfikacji statusu konstytucyjnego organu stojącego na straży niezawisłości sędziów i niezależności sądów”.
Jest tam też informacja, że 8 maja 2017 roku Zgromadzenie Ogólne NSA poparło ideę Kongresu Prawników Polskich i zaapelowało do „przedstawicieli władzy ustawodawczej i wykonawczej, przede wszystkim do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, o rzetelną analizę opinii i uwag wyrażanych przez organy władzy sądowniczej oraz przez wszystkie środowiska prawnicze i obywateli na temat zmian przygotowywanych w wymiarze sprawiedliwości”. Zgromadzenie zauważyło, że „zmiany prowadzące do podważenia konstytucyjnie umocowanej niezależności sądów, będącej podstawową gwarancją niezawisłego orzekania przez sędziów, stanowią zagrożenie dla wolności i praw określonych w Konstytucji RP. Wolności i prawa tworzą fundament demokratycznego państwa prawnego, o które walczyły pokolenia polskich obywateli”.
W tym czasie NSA zdobyło się jedynie na jedną uchwałę, mocno wyważoną, w której też apelowało do polityków, by zaprzestali ataków na SN zwrotami typu „grupa kolesi”. Biuro prasowe NSA potwierdza, że nic więcej nie ma.
Na stronie internetowej NSA próżno szukać jakiejkolwiek wzmianki o projekcie PiS dotyczącym SN. Nie ma też nic o ustawie o sądach, na mocy której minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro już od sierpnia będzie mógł odwołać wszystkich prezesów sądów rejonowych, okręgowych i apelacyjnych.
Dlaczego tak ważny sąd milczał w okresie, gdy ważyły się losy sądownictwa w Polsce, w tym los SN? Z rozmów OKO.press z osobami, które znają kulisy NSA – chcą zostać anonimowe – wyłania się taki obraz. W czasie gdy tysiące Polaków demonstrowały na ulicy, wielu sędziów mówiło, że coś trzeba zrobić. Ale zabrakło przywódcy, który pociągnąłby to dalej. Sędziowie byli na urlopach, a trzeba było działać szybko. W ostatni poniedziałek miało zabrać się Kolegium NSA, ale akurat tego dnia prezydent Andrzej Duda zawetował dwie z trzech ustaw PiS o sądach i żadnego stanowiska nie przyjęto. Był też pogląd, że trzeba przeczekać, że „może nas to nie dotknie”. Że NSA ma się wypowiadać w wyrokach lub opiniach do ustaw. Są głosy, „że na razie nie zdaliśmy egzaminu, może na jesieni coś będzie [jak wrócą nowe projekty o KRS i SN - red]”.
Zachowawcze stanowisko NSA może się jednak na nim zemścić. Bo jeśli sądy administracyjne zaczną kontrolować decyzje obecnej władzy na których PiS będzie zależało i zapadną wyroki nie pomyśli partii, to może zacząć się też atak na sądownictwo administracyjne. A te sądy podobnie SN, można szybko spacyfikować, bo wystarczy zmienić w Sejmie ustawę.
Czy inni sędziowie – zwłaszcza jak PiS uda się przeprowadzić czystki w sądach powszechnych i w SN – będą bronić wtedy NSA?
Obecny prezes NSA prof. Marek Zirk-Sadowski jest nie tylko prawnikiem, ale też filozofem. Na początku lat 90. był wykładowcą w Łodzi. W NSA orzeka od 1994 roku. Wiceprezesem tego sądu jest od 2004 roku. Na prezesa powołał go w lutym 2016 roku. Prezydent Andrzej Duda, w miejsce Romana Hausera, który został wybrany w poprzedniej kadencji na sędziego TK, ale prezydent Duda nie przyjął od niego ślubowania. Zirk-Sadowski jest też redaktorem naczelnym czasopisma „Archiwum Filozofii Prawa i Filozofii Społecznej”. Jak czytamy w jego notce biograficznej na stronie NSA „przedmiotem jego zainteresowań naukowych jest analityczna teoria prawa, hermeneutyczna filozofia prawa, filozofia prawa wspólnotowego i teoria integracji, teoria wykładni prawa administracyjnego”.
Prezes NSA przemawiał przed wakacjami na Zgromadzeniu Ogólnym Sędziów SN. Już wtedy było wiadomo, że to ostatnie takie Zgromadzenie, że PiS zaraz uderzy w SN. Płomienne przemówienia w obronie niezależności wymiaru sprawiedliwości wygłosili wtedy Rzecznik Praw Obywatelskich, wiceprezes TK Stanisław Biernat i sędzia SN w stanie spoczynku Józef Musioł.
Prezes NSA poprowadził czysto prawnicze rozważania. Nie wspomniał o zagrożeniach dla niezależności sądów, o których mówili inni mówcy.
NSA powinien zdobyć się na głos w obronie sądów choćby z jednego powodu. PiS w atakach na sądy powołuje się m.in. na argument, że pozwoliły one na dziką reprywatyzację. A to właśnie NSA miał duży wpływ na to jak reprywatyzacja wyglądała w poprzednich latach. W swoich orzeczeniach pozwoliło na zwrot niemal wszystkiego. Dopuściło też handel roszczeniami (roszczenie o zwrot nieruchomości uznano za prawo majątkowe, które można sprzedać) i odzyskiwanie gruntów przez kupców roszczeń. NSA nie dopuszczało też lokatorów do udziału w sprawach o zwroty, na prawach strony. Sądy administracyjne przyjęły bardzo korzystną linię wobec byłych właścicieli i ich następców prawnych, w tym kupców roszczeń z prostego powodu. Kolejne rządy nie uchwaliły ustawy reprywatyzacyjnej, więc sądy szeroko uchyliły drzwi do zwrotów w ramach tzw. reprywatyzacji sądowej. Na tym tle w ostatnich kilku latach zaczęło iskrzyć na linii NSA – Sąd Najwyższy, bo prezes SN zaczęła się krytycznie wypowiadać o orzecznictwie sądów administracyjnych dotyczącym reprywatyzacji.
Sąd Najwyższy w swoich orzeczeniach zaczął przymykać furtkę reprywatyzacyjną orzekając np. że handlarz roszczeń nie ma prawa domagać się odszkodowania od miasta Warszawy za tzw. utracone korzyści.
Współpraca Daniel Flis
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze