0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Mateusz Mirys/OKO.pressMateusz Mirys/OKO.pr...

Ewa Koza, OKO.press: „Gdybyś był na moim miejscu – chory terminalnie, połamany, w bólu, który rozrywa duszę – czy chciałbyś mieć prawo, by zakończyć to wszystko, zanim staniesz się tylko ciałem do przewijania pampersa?” – pytała pani Eliza.

Jak często słyszy pan od pacjentek z zaawansowaną chorobą nowotworową, że chcą odejść, że nie boją się śmierci, ale procesu umierania? Bo, jak napisała pani Eliza, nie jest on duchową podróżą, ale rozkładem, bezradnym czekaniem w bólu na śmierć.

Dr Maciej Jędrzejko*: Sytuacje, w których jest tak źle, że pacjentki proszą o śmierć, w mojej praktyce zdarzają się bardzo rzadko. Dwa, może trzy razy w roku. Pracuję w oddziale ginekologii onkologicznej, zajmujemy się głównie zabiegami operacyjnymi, więc nasze pacjentki są jeszcze w dość dobrym stanie. Czasem zostają na dłużej, jeśli pojawią się powikłania, ale proces umierania odbywa się najczęściej w domu lub w hospicjum.

Pani Eliza była pod pana opieką przez cały okres choroby?

Pani Eliza była pod pana opieką przez cały okres choroby?

Nie. Ja ją u niej zdiagnozowałem, później była leczona przez onkologów w Gliwicach. Przez jakiś czas przyjeżdżała do mnie na rutynowe kontrole ginekologiczne, wtedy dużo rozmawialiśmy. Potem zniknęła. Odezwała się dopiero na kilka dni przed śmiercią, wysłała list. Poprosiła, żebym go opublikował, żebym – jak to ujęła – wykrzyczał to, czego ona nie zdąży już powiedzieć. To był dla mnie wstrząs, musiałem złapać równowagę, zanim udostępniłem go w mediach społecznościowych. W międzyczasie pisaliśmy do siebie. Zapytałem, czy mogę coś dla niej zrobić? A ona zapytała wprost, czy jestem w stanie zadziałać tak, żeby ktoś do niej przyjechał i pomógł jej godnie odejść? Odpowiedziałem, że nie mam takich możliwości, że trzeba rozmawiać z lekarzami medycyny paliatywnej.

Przeczytaj także:

Długo walczyła, miała męża i dwie córki, sześcio- i ośmiolatkę, ona naprawdę chciała żyć. Była prawniczką, potem nagle stała się pacjentką. Miała 44 lata, za późno wysłano ją na badania i postawiono rozpoznanie. Niestety, jej ginekolog zbagatelizował sprawę, mimo że znalazła guzka i zgłosiła mu to. On zaufał swoim palcom, uznał, że jest za młoda na raka. A wystarczyło zrobić USG.

;
Na zdjęciu Ewa Koza
Ewa Koza

Ekonomistka, psycholożka biznesu, redaktorka – związana z mediami od 2013 roku. Pisze o aspektach zdrowotnych i społecznych, z naciskiem na prawa człowieka, prawa kobiet, zdrowie psychiczne osób małoletnich i wszelkie przejawy przemocy w relacjach skośnych, tak prywatnych, jak i zawodowych.

Komentarze