0:00
0:00

0:00

Wolałabym, żeby ten tekst nie powstał. Lepiej byłoby, gdyby jedzenie mięsa nie było tak powszechne, a ubojnie lepiej kontrolowane. Żeby świnie rozładowywane z ciężarówek nie były poddawane dodatkowym torturom.

Niestety, to nie jest pierwsza taka historia w Polsce. Aktywiści organizacji prozwierzęcych mówili mi, że jeszcze nie było śledztwa, które nie wykazałoby nieprawidłowości. W każdej skontrolowanej ubojni byli świadkami nieludzkiego traktowania zwierząt.

Po materiale dotyczącym zakładów Pamso w Pabianicach, który zrobiliśmy z Maćkiem Piaseckim, Główny Lekarz Weterynarii zarządził kontrole w ubojniach w całej Polsce. Również w Pamso. Sama firma deklaruje, że zrezygnowała z elektrycznych poganiaczy, zmniejszyła liczbę przewożonych świń i przeprowadziła szkolenia dla pracowników. To oczywiście nie uratuje wiezionych na rzeź zwierząt. Ale jeśli dzięki temu artykułowi i pracy Fundacji Viva uda się uratować przed cierpieniem choć jedno zwierzę, to jest to sukces.

Poprosiliśmy autorów/autorki OKO.press, by wybrali jeden swój tekst lub podcast opublikowany w 2021 roku - najważniejszy, najtrudniejszy, najbardziej poruszający lub po prostu - we własnej ocenie - najlepszy.

Tekst o Pamso spowodował, że w redakcji postanowiliśmy stworzyć cykl dotyczący przemysłowej hodowli zwierząt "Rzeźnia". Przez kilka tygodni opisywaliśmy historie świń, norek, lisów, kur, krów i kaczek. Zwierząt, które zasługują, żeby przestać traktować je jak kotlety, pasztety i futra.

Tekst Katarzyny Kojzar i Maćka Piaseckiego został opublikowany 15 czerwca 2021 roku.

"Nikt nie reaguje"

Żeby dojść do najlepszego punktu obserwacyjnego, trzeba przedrzeć się przez gęste krzaki. Dociera się do płotu, wiosną porośniętego bluszczem. Ale jesienią i zimą widać przez niego wszystko jak na dłoni. To stąd aktywiści Fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva! obserwowali rozładunek świń w ubojni Pamso w Pabianicach (woj. łódzkie) - czyli ten moment, kiedy zwierzęta wychodzą z ciężarówki i są prowadzone do rzeźni.

Na nagraniu, które powstało po 17 wyjazdach aktywistów do Pabianic, widać, jak świnie są:

  • dźgane prętem,
  • uderzane poganiaczem,
  • rażone prądem w głowę,
  • kopane.
Widać, jak zwierzę przewraca się na ziemię po wielokrotnym rażeniu prądem, a potem jest ciągnięte za nogę przez rampę w stronę ubojni.

„To nie są jednostkowe sytuacje, to są zachowania, na które nikt na terenie zakładu nie reaguje” – mówi Łukasz Musiał, koordynator kampanii Stopklatka w Fundacji Viva!

Przeczytaj także:

Piąte śledztwo

Pamso jest w Łódzkiem bardzo znanym producentem mięsa. Na swojej stronie internetowej chwali się 105-letnią tradycją i tym, że wędlinami z Pabianic zajadał się nawet marszałek Piłsudski. Firma zatrudnia ponad 600 osób, ma trzy hurtownie i 50 sklepów, w których można kupić mięsne wyroby – nie tylko w województwie łódzkim, ale również na Mazowszu i w Wielkopolsce.

Aktywiści Vivy wybrali pabianickie zakłady zupełnie przypadkowo. Mają za sobą już cztery takie śledztwa: w Dobrej (woj. wielkopolskie), Szczecinie, Przechlewie (woj. pomorskie) i Witkowie (woj. zachodniopomorskie). Wszystkie sprawy trafiły do prokuratury. W sprawie Witkowa zapadł już nawet przełomowy wyrok: dwóch oskarżonych zostało skazanych na pięć miesięcy pozbawienia wolności.

„Pamso wybraliśmy losowo. Jest naszym piątym śledztwem. I jak się okazało, kolejnym, w którym pokazujemy nieprawidłowości” – mówi Karolina Czechowska, koordynatorka kampanii Zostań Wege w Vivie. Spotykamy się Łodzi, żeby razem pojechać do Pabianic. Na miejscu jest nie tylko ubojnia, ale też sklep firmowy i wyremontowany w środku biurowiec. Przed nim samochody ze specjalnymi rejestracjami z nazwą zakładu.

Krzyk zwierząt i paniczna ucieczka

Trafiamy akurat na rozładunek zwierząt. Dla osoby nieprzyzwyczajonej do przebywania w pobliżu ubojni, dźwięk, który stamtąd dochodzi, jest trudny do wytrzymania. Kwiczenie świń słyszymy wyraźniej, kiedy obchodzimy ogromne zakłady dookoła i docieramy w okolice ubojni.

Jeszcze trudniej jest słuchać krzyku świń na nagraniach Vivy. To materiał zbierany przez kilka miesięcy, od października 2020 do kwietnia tego roku. Widać na nim, jak pracownicy zakładu i zewnętrznej firmy przewozowej dźgają i uderzają metalowym prętem świnie, próbując wygonić je z ciężarówki. W ruch idą też elektryczne poganiacze, które, zgodnie z przepisami, mogą być używane tylko w razie konieczności i wyłącznie w zad.

Na filmie widać, jak świnie są rażone prądem w przypadkowe miejsca, w głowę, uszy, ryj i okolice oczu. Dostają nie jeden impuls, a kilka, raz za razem. Po każdym dotknięciu elektrycznym poganiaczem, coraz głośniej kwiczą i są coraz bardziej zdezorientowane.

Jedna ze świń, kiedy nie chciała iść dalej po rażeniu prądem i użyciu poganiacza, dostaje kilka silnych kopnięć. Kiedy leży osłabiona, pracownik firmy transportowej razem z pracownikiem ubojni wleką ją łańcuchem za nogę.

„To niedopuszczalne. Taka świnia powinna zostać zbadana przez lekarza weterynarii i on powinien podjąć decyzję o uśmierceniu zwierzęcia na miejscu” – tłumaczy Łukasz Musiał z Vivy.

Aktywiści zarejestrowali również, jak jedna ze świń zeskakuje z rampy i próbuje uciec. Czwórka pracowników zagania ją, używając poganiaczy elektrycznych. Pręty i poganiacze to najczęściej używany przy rozładunku sprzęt. Pracownicy wciskają je przez niewielkie otwory na pace ciężarówki, na oślep uderzając zwierzęta. Świnie nie mają przestrzeni przed sobą i za sobą. Nie mogą przed uderzeniami uciec.

Przestraszone i obolałe zwierzęta wydają przerażający krzyk.

„Odnoszę wrażenie, że dla pracowników ubojni te zwierzęta już nie są żywymi, czującymi istotami, a jedynie produktem spożywczym. Kotletem, kiełbasą, kośćmi” –mówi w rozmowie z OKO.press adwokatka Katarzyna Topczewska, pełnomocniczka Fundacji Viva. „Te nagrania pokazują, jak bardzo pracownicy ubojni pozbawieni są empatii i szacunku do zwierząt. Takie traktowanie jest sprzeczne nie tylko z polską ustawą, która zabrania zadawania zwierzętom bólu oraz cierpień, ale także z licznymi unijnymi aktami prawnymi” – dodaje.

W ustawie o ochronie zwierząt czytamy, że „przez znęcanie się nad zwierzętami należy rozumieć zadawanie albo świadome dopuszczanie do zadawania bólu lub cierpień, a w szczególności:

4) bicie zwierząt przedmiotami twardymi i ostrymi lub zaopatrzonymi w urządzenia obliczone na sprawianie specjalnego bólu, bicie po głowie, dolnej części brzucha, dolnych częściach kończyn;

(…)

6) transport zwierząt, w tym zwierząt hodowlanych, rzeźnych i przewożonych na targowiska, przenoszenie lub przepędzanie zwierząt w sposób powodujący ich zbędne cierpienie i stres”.

Według unijnych przepisów zakazane jest m.in. uderzanie i kopanie zwierząt, wykręcanie i łamanie ogonów, a także stosowanie poganiaczy z ostrymi końcami. Przy użyciu elektrycznych poganiaczy, impulsy nie powinny być dłuższe niż sekundę i nie mogą być powtarzane.

„To, że zwierzęta zaraz zostaną zabite na mięso, w żaden sposób nie uzasadnia ani tym bardziej nie tłumaczy pastwienia się nad nimi. Wyobraźmy sobie reakcje społeczne, gdyby na tych nagraniach zamiast świń były psy lub koty. A przecież ich cierpienie w takiej sytuacji byłoby dokładnie takie samo" – mówi Katarzyna Topczewska.

0,5 proc. pracowników złamało prawo

Kiedy dzwonimy do Pamso z pytaniem o możliwość rozmowy, słyszymy odmowę. „Osoba, która mogłaby z państwem porozmawiać, nie będzie miała czasu” – ucina sekretarka. Po przyjeździe na miejsce okazuje się jednak, że Pamso znajdzie dla nas chwilę.

Pokazujemy czwórce pracowników – którzy nie przedstawiają się z nazwiska – film nakręcony przez Vivę. „To nie powinno mieć miejsca” – mówi jeden z nich. „Podpisaliśmy z naszymi dostawcami umowy, ustalając kary za takie zachowania. Jak widać, nie zadziałały” – dodaje.

Jak tłumaczy nasz rozmówca, na terenie zakładu jest monitoring, pracownicy ubojni powinni też kontrolować, czy podczas rozładunku nie dochodzi do łamania przepisów. „Nic niepokojącego nie zauważyliśmy, nikt nam niczego nie zgłosił” – słyszymy od przedstawicieli Pamso. Mówią też, że dobre traktowanie zwierząt jest ich priorytetem.

Następnego dnia dostajemy oficjalne stanowisko przedsiębiorstwa.

„Jesteśmy poruszeni materiałem filmowym, pokazującym nieprawidłowe zachowania wobec zwierząt na terenie naszego Zakładu, zaprezentowanym wczoraj przez przedstawicieli Redakcji OKO.press” – piszą w nim. W oświadczeniu pojawiają się również pretensje do aktywistów Vivy: „Zgodnie z obowiązującym prawem o jakichkolwiek nieprawidłowościach powinniśmy być powiadamiani na bieżąco, by bezzwłocznie wprowadzać działania naprawcze – brak takich informacji na czas to działanie na szkodę zwierząt i ludzi”.

Prezes zarządu Pamso Bartłomiej Apanowicz i Agnieszka Król, pełnomocnik ds. systemu zarządzania jakością, którzy podpisali się pod oświadczeniem, dokonali również szacunków: prezentowane sytuacje mają stanowić 0,03 proc. liczby zwierząt dostarczonych do firmy i 1,8 proc. dostaw realizowanych w ciągu ostatniego pół roku.

Jak piszą przedstawiciele firmy, udało im się zidentyfikować dwóch pracowników zewnętrznej firmy. To oni mają być odpowiedzialni za większość zarejestrowanych zachowań. 10 czerwca, czyli w dniu naszej wizyty w zakładzie, zawieszono umowę z tym dostawcą. 20 proc. sytuacji ma być winą pracowników Pamso - dwójki kierowców-konwojentów i magazyniera. To – tu dalsze wyliczenia – 0,5 proc. wszystkich pracowników firmy. Przedstawiciele przedsiębiorstwa informują, że cała trójka została odsunięta od pracy ze zwierzętami.

„To się dzieje na terenie zakładu, więc tłumaczenie, że to tylko wina dostawcy, jest nie na miejscu. Powinny być kontrole, odpowiedni monitoring, lekarz weterynarii” – mówi Łukasz Musiał z Fundacji Viva!

Jego zdaniem nawet jeśli w zakładzie jest monitoring, to albo nie obejmuje rampy, albo nikt nie sprawdza nagrań. „Te zabezpieczenia po prostu nie działają” – podkreśla Łukasz.

Dobrostan zwierząt bez politycznych barw

Razem z aktywistami spacerujemy wokół zakładów. W pewnym momencie, przy centrum dystrybucji, czuć silny zapach wędliny. Kawałek dalej, przez bramę, obserwujemy, jak ciężarówka jest myta po rozładunku. „To, co udało się nagrać naszym aktywistom śledczym, to tylko ułamek tego, co przeżywają zwierzęta. Tylko kilka metrów ich drogi. A wcześniej przecież jest jeszcze hodowla, transport, a po rozładunku rzeźnia. Te zwierzęta przechodzą gehennę” – mówi Łukasz.

Jak zaznacza, Viva od lat zachęca do diety roślinnej. „Uważamy, że przemysłowa produkcja mięsa jest w tych czasach niepotrzebna. Jest wiele alternatyw, którymi można zastąpić wędliny i kotlety” – tłumaczy Łukasz. Aktywiści wiedzą jednak, że to wciąż myślenie życzeniowe. Ale, jak mówią, skoro już mięso trzeba produkować, trzeba zadbać, żeby jak najbardziej zminimalizować cierpienie zwierząt.

„Zmiany w przepisach są konieczne, niezależnie od tego, kto akurat jest w rządzie i jakie ma poglądy. Na razie żaden z rządów nie wykazał się inicjatywą” – mówi Karolina Czechowska z Vivy. „To samo dotyczy prokuratury – niezależnie, kto nią zarządza, sprawy dotyczące znęcania się nad zwierzętami są odkładane na bok. Bardzo często są umarzane i dopiero po naszych odwołaniach trafiają do sądów” – dodaje.

Jakie zmiany są potrzebne? Przede wszystkim skuteczny monitoring, z którego nagrania będą dostępne dla organów ścigania i dla organizacji prozwierzęcych. Viva stworzyła nawet petycję, w której domaga się takiego obowiązku dla właścicieli ubojni.

„Były już minister rolnictwa Jan Ardanowski obiecywał monitoring w ubojniach. Na obietnicach się skończyło” – mówi Karolina.

Drugim postulatem jest skuteczniejszy nadzór weterynaryjny nad ubojniami, prowadzony przez niezależne służby powiatowe i wojewódzkie.

„Ubojnie też same zatrudniają lekarzy weterynarii, którzy mają pilnować całego procesu produkcji. Ale bardzo często nie wykonują swoich obowiązków. W sprawie rzeźni Agryf (dziś Animex) w Szczecinie, gdzie ujawniliśmy szereg nieprawidłowości, prokurator postawił zarzuty znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem 12 osobom, w tym dwóm lekarzom weterynarii” – relacjonuje Łukasz Musiał.

Jak ocenia, powiatowe kontrole też są nieskuteczne. Często nie wykazują, że na terenie zakładu łamane są przepisy. „A naszym aktywistom udaje się je dokumentować. Nie zgłaszamy się z materiałem do ubojni, bo z naszego doświadczenia wynika, że to nie przynosi skutku. Dowody dostarczamy bezpośrednio organom ścigania” – dodaje Karolina Czechowska.

Powiatowa kontrola nie stwierdziła nieprawidłowości

Fundacja Viva 8 czerwca złożyła zawiadomienie do prokuratury w sprawie znęcania się nad zwierzętami w Pamso. Zapytaliśmy w Powiatowym Inspektoracie Weterynarii, czy w ubojni były prowadzone kontrole. Zastępczyni powiatowego lekarza weterynarii Jolanta Małkus informuje w mailu do OKO.press, że w tym roku kontrolowano zakład tylko raz – 10 lutego.

Nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze