0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Lukasz Krajewski / Agencja GazetaLukasz Krajewski / A...

Według danych GUS z grudnia 2019 w Polsce mieszka ponad sześć milionów krów – to więcej niż liczba mieszkańców Mazowsza, najludniejszego polskiego województwa. Tylko w 2017 roku w rzeźniach zabiliśmy ich dwa miliony.

Parlament proceduje nowelizację ustawy o ochronie zwierząt, która zawiera m.in. zakaz hodowli zwierząt na futra oraz ograniczenie uboju rytualnego. To doskonała okazja, by po raz kolejny zaznaczyć, że niedola zwierząt w Polsce ma charakter systemowy. Przypominamy teksty OKO.press mówiące o różnych wymiarach zwierzęcego cierpienia.

Jeżeli krowy są hodowane na mięso, zazwyczaj giną przed ukończeniem drugiego roku życia. Krowy mleczne żyją dłużej, ale tylko tak długo, jak trwa ich maksymalna „wydajność”. Także i one po kilku latach trafią pod nóż, kompletnie wycieńczone. Los polskich krów możemy poprawić rezygnując z konsumpcji mięsa i nabiału, ograniczając je lub, w ostateczności, wybierając produkty z certyfikowanych hodowli ekologicznych.

Przeczytaj także:

Nieszczęśliwe życie

Przede wszystkim bydło przeznaczone na mięso żyje krótko. Zabija się je zwykle między pierwszym a drugim rokiem życia, choć w naturze gatunek ten może dożyć nawet 25 lat. Bydło w wieku powyżej 2 lat (z wyłączeniem krów hodowanych na mleko) stanowi zaledwie 5,2 proc. całej 6-milionowej populacji.

W trakcie krótkiego życia krowy przeznaczone na mięso mogą trafić do jednego z trzech rodzajów opasu (tuczenia). To opas:

  • intensywny (alkierzowy) polega na trzymaniu ich w zamknięciu, by zmaksymalizować przyrost masy ciała;
  • półintensywny (pastwiskowo-alkierzowy) – jest najpopularniejszy i zakłada jeden sezon ciepły spędzony na pastwisku;
  • ekstensywny – dwa sezony na pastwisku.

Krowy w systemach alkierzowych mogą być trzymane na uwięzi albo mieć możliwość przemieszczania się wewnątrz obory. W systemie pastwiskowo-alkierzowym krowy wypasa się od wiosny do jesieni, a zimą trzyma w zamknięciu.

Na rzeź przeznacza się także cielęta. W ich przypadku stosuje się opas intensywny, polegający na trzymaniu ich w osobnych, ciasnych boksach. Zabijane są w wieku 4-6 miesięcy.

W przypadku występującej coraz rzadziej hodowli na tzw. białe mięso, cielętom podaje się wyłącznie pokarm mlekozastępczy o niskiej zawartości żelaza, by wpędzić je w anemię.

U bydła w wieku kilku tygodni popularnym zabiegiem jest dekornizacja, polegająca na usunięciu zawiązków rogów. Zabieg ten ma ograniczyć agresję w stadzie, a hodowcom pozwolić zminimalizować straty.

Rogi wypalane są przy pomocy dekornizatora lub żrących związków chemicznych. Mogą też być usuwane chirurgicznie (nożem), choć ze względu na duże unerwienie i ukrwienie rogów, jest to metoda najbardziej krwawa.

Nieludzki ubój

W zależności od rodzaju opasu, krowy przybierają na wadze ok. 1 kg dziennie. Zabijane są zwykle w wieku 12-18 miesięcy, gdy ważą mniej więcej 400-500 kg.

Choć ubój zwierząt gospodarskich powinien być „humanitarny”, rzeczywistość typowej rzeźni ma z humanitaryzmem niewiele wspólnego.

Prawo nakazuje ogłuszyć zwierzę przed jego uśmierceniem. Powinno się to robić w wydzielonym pomieszczeniu, często zdarza się, że ten warunek nie jest przestrzegany. A krowy oczekujące na śmierć widzą, co dzieje się z ich poprzedniczkami.

„Przed ubojem do minimum powinno się ograniczać stres, zwierzę powinno być we właściwy sposób przetransportowane, nie powinno się stosować przemocy ani narażać go na widok uboju. Różnie z tym bywa, zwłaszcza w rzeźniach przemysłowych, gdzie chodzi o zabicie jak największej liczby zwierząt w jak najkrótszym czasie. Dochodzi do różnych niewłaściwych praktyk, niewłaściwego ogłuszania czy nawet znęcania się”

– mówiła OKO.press Marta Gregorczyk z Compassion Polska.

Unieruchomionej krowie przystawia się do głowy pistolet. Wystrzeliwany z niego pod ciśnieniem bolec uderza zwierzę w czaszkę. Nieprzytomna krowa podwieszana jest za nogę głową w dół – wtedy podrzyna się jej gardło, by spuścić 20 litrów krwi. Nie w każdym przypadku ogłuszenie działa jednak prawidłowo i zdarza się, że krowa jest wciąż przytomna, gdy serce przez kilka minut wypompowuje krew.

W Polsce dopuszczalny jest też ubój rytualny – zarówno na potrzeby lokalnych społeczności wyznaniowych, jak i na eksport. Zwierzęta zabijane są wówczas bez wcześniejszego ogłuszenia, poprzez podcięcie gardła i wykrwawienie. Dla krów oznacza to ogromne cierpienie.

Hodowla cierpienia

Dłuższe życie niekoniecznie jednak znaczy lepsze. W przypadku krów mlecznych hodowla z dostępem do pastwiska stanowi prawdziwą rzadkość. Standardem jest intensywny chów przemysłowy, w którym krowy spędzają w zamknięciu niemal całe życie.

„Hodowle ekologiczne się zdarzają, ale to margines. W hodowli intensywnej, przemysłowej, krowy trzymane są w ogromnych oborach, w których nie ma trawy tylko np. betonowa posadzka. W zasadzie ich egzystencja sprowadza się do tego, że jedzą i są dojone. Nie wypasa się ich, by ograniczyć ich zapotrzebowanie kaloryczne, by energia była zużywana przez ich organizmy do produkcji mleka”

– mówiła Marta Gregorczyk.

Szybko pojawiają się problemy zdrowotne: odwapnienie kości, problemy z racicami, zapalenia wymion. Gdy wydajność krów w produkcji mleka spada i koszty utrzymania ich przy życiu stają się dla hodowcy za wysokie, wyruszają do rzeźni. Zwykle jest to po ok. 6-7 latach od urodzenia.

„Takie krowy wyglądają już wówczas jak kości pokryte skórą, są maksymalnie wyeksploatowane. Nie opłaca się ich trzymać, bo nie są w stanie produkować takiej ilości mleka, jak wcześniej. Ich mięso nie nadaje się do spożycia przez ludzi. Produkuje się z nich karmę dla zwierząt domowych”

– tłumaczyła Marta Gregorczyk.

To m.in. takie krowy w stanie wycieńczenia były tematem reportażu „Superwizjera” TVN o polskich rzeźniach robiących mięsny biznes na uboju chorych zwierząt.

„Na materiałach z nagrań mogliśmy zaobserwować, że te zwierzęta nie miały siły, by przejść parę kroków, stanąć na własnych nogach, były wyciągane na siłę. Dlatego nazywane są »leżakami«” – dodała Gregorczyk.

Skąd się bierze mleko

Żeby krowa w ogóle miała mleko, musi zajść w ciążę i urodzić młode. Gdy osiągnie dojrzałość płciową w wieku 1,5 roku do 2 lat, jest przez hodowcę regularnie zapładniana – zwykle raz do roku, bo ciąża krowy trwa dziewięć miesięcy. Rolnicy uznają, że krowa jest gotowa na kolejną inseminację już 6-7 tygodni po porodzie.

Nasienie pobrane od buhaja wprowadza się do dróg rodnych za pomocą specjalnego pistoletu – inseminatora. By mieć pewność, że dojdzie do zapłodnienia, podczas inseminacji hodowca wkłada rękę w odbyt krowy, by przytrzymać macicę we właściwym miejscu.

„To odbywa się co roku i trwa do momentu, gdy wydajność, czyli ilość produkowanego mleka nie spada. Bo każdy poród i potem dojenie jest bardzo wyczerpujące dla krów”

– mówiła OKO.press Marta Gregorczyk.

Samo dojenie w najpopularniejszej hodowli przemysłowej odbywa się mechanicznie – przy pomocy elektrycznej dojarki. W efekcie ciągłego dojenia krowy często chorują na zapalenie wymienia.

Choroba występuje u 20-50 proc. z nich i jest „najczęstszą przyczyną strat ekonomicznych” wśród producentów mleka. W mleku chorej krowy ilość komórek somatycznych – czyli ropy – przekracza dopuszczalną normę 400 tys./ml, co sprawia, że nie nadaje się ono do konsumpcji.

Zapalenie w ostrej postaci wymaga od hodowcy podania zwierzęciu antybiotyków, które i tak są nadużywane w przemysłowym chowie zwierząt.

Cielę, czyli produkt uboczny

„Mówienie, że krowa »daje mleko« jest już wypaczone. Krowa ma mleko tak jak każda inna samica ssaka – kiedy zachodzi w ciążę i ma młode. Tak samo działają organizmy innych zwierząt – ludzi, koni, kotów, jeży” – tłumaczyła Gregorczyk.

Ponieważ jednak mleko krowy ma trafić do ludzi, po porodzie cielę rozdzielane jest z matką bardzo szybko.

„W zależności od hodowli dzieje się to jeszcze tego samego dnia lub do kilku dni po porodzie. W hodowli przemysłowej ma to miejsce jak najszybciej. Także po to, by nie zdążyła wykształcić się więź. Krowy bardzo cierpią, gdy odbiera im się dzieci – jak większość samic w takiej sytuacji” – mówiła aktywistka.

Cielęta nazywane są „produktami ubocznymi” przy produkcji mleka. To zwłaszcza młode samce, które nie mogą w przyszłości zastąpić krów mlecznych.

„Ponieważ pochodzą z rasy, która nie jest typowo mięsna, są zbędne. Jeśli nie zostaną zabite tuż po urodzeniu, przeznacza się je na cielęcinę – trafiają na rzeź po upływie kilku tygodni lub miesięcy. Zwykle nie hoduje się ich dłużej, bo to się nie opłaca, nie osiągną takiej wagi jak bydło mięsne” – podkreślała Gregorczyk.

;
Na zdjęciu Maria Pankowska
Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.

Komentarze