0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: 14.05.2024 Warszawa , Aleje Ujazdowskie 1 / 3 . Kancelaria Prezesa Rady Ministrow . Premier Donald Tusk podczas konferencji prasowej po posiedzeniu rzadu . Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.pl14.05.2024 Warszawa ...

W ostatnim tygodniu pojawiło się wiele sprzecznych informacji, dotyczących wznowienia działań komisji badającej w Polsce wpływy rosyjskie i białoruskie. Wiadomo było jedynie, że ma ona ruszyć jak najszybciej. Jednak politycy koalicji rządowej mieli odmienne opinii na temat sposobu jej działania. OKO.press ustaliło, że pod koniec tygodnia udało się wypracować kompromisowe rozwiązanie. Nowa komisja, a właściwie zespół ma powstać już w następnym tygodniu i natychmiast rozpocznie prace.

Potrzeba pilnego rozpoczęcia śledztwa nad wpływami rosyjskimi i białoruskimi w Polsce pojawiła się po ucieczce na Białoruś polskiego sędziego Tomasza Szmydta. Dotychczasowe ustalenia wskazują, że

Szmydt współpracował ze wschodnimi (na pewno białoruskimi, być może tez rosyjskimi) służbami jeszcze podczas pobytu w Polsce.

Nie wiadomo jednak, od kiedy był z nimi w kontakcie, jakie przekazał informacje. Szybkiego ustalenia wymaga także to, czy w jego polskim otoczeniu znajdowały się inne osoby, na które wpływali agenci z Białorusi czy z Rosji.

Przeczytaj także:

Pierwszy pomysł: nowelizacja

Jednak koncepcje, kto i jak ma badać rosyjskie wpływy, zmieniały się niemal codziennie. Najpierw premier Donald Tusk zapowiedział, że rozpoczęto prace nad znowelizowaniem ustawy powołującej komisję ds. badania wpływów rosyjskich. Chodziło o to, by przepisy były zgodne z Konstytucją.

Ustawa z 14 kwietnia 2023 roku, powszechnie określana jako lex Tusk, powstała bowiem za rządów Prawa i Sprawiedliwości i obarczona była licznymi wadami prawnymi. Według niej komisję powoływał parlament, ale jej siedziba znajdowała się w kancelarii premiera. Jej członkowie byli niemal wyjęci spod prawa, ponieważ nie ponosili odpowiedzialności karnej za swoje decyzje. Uprawnienia, które im nadano, czyniły z nich prokuratorów i sędziów jednocześnie.

Po wyborach Sejm odwołał wszystkich członków komisji. Ale ustawa została. Pierwszym pomysłem było więc dostosowanie przepisów do Konstytucji i powołanie nowych członków. Projektem nowelizacji zajmowało się Kolegium ds. Służb Specjalnych. Po jego posiedzeniu 10 maja minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak poinformował, że kolegium przyjęło założenia do nowelizacji ustawy. Projekt miał zostać przyjęty przez Radę Ministrów 21 maja, a potem trafić do Sejmu. Siemoniak już wtedy podkreślał, że po zmianach w komisji zasiadać będą eksperci, a nie politycy.

Hołownia przeciwny

Jednak 13 maja marszałek Sejmu i lider Polski 2050 Szymon Hołownia stwierdził, że nie zgadza się na powołanie komisji. „To zły pomysł. Od ścigania szpiegów są służby, nie komisje sejmowe. (…) Polacy nie potrzebują kolejnego kłótliwego politycznego teatru: potrzebują skutecznych służb i posłów, którzy skupią się na tworzeniu dobrego prawa” – napisał na Twitterze.

Zrzut ekranu wpisu Szymona Hołowni
Zrzut ekranu

W tym czasie w Sejmie leżał już projekt zgłoszony przez posłów Polski 2050 Szymona Hołowni o uchyleniu Ustawy o Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich. 7 maja projekt skierowano do pierwszego czytania w Sejmie.

W odpowiedzi Donald Tusk ogłosił, że i tak powoła komisję, tyle że rządową. Szczegółów nie podał, te wciąż są wypracowywane. Jak jednak ustaliło OKO.press,

najbardziej prawdopodobna jest dziś wersja, że w następnym tygodniu niemal jednocześnie podjęte będą działania w Sejmie i w rządzie.

Podwójne uderzenie

Po pierwsze: Już na najbliższym posiedzeniu Sejm zajmie się projektem Polski 2050 i zgodnie z propozycją tej partii uchyli ustawę powołującą komisję. W ten sposób skończy się sejmowy żywot tego ciała. Jednocześnie zrealizowany zostanie postulat marszałka Sejmu, by nie robić „politycznego teatru” w parlamencie. Nie wiadomo, czy na uchylenie ustawy zgodzi się prezydent Duda, ale ostatecznie nie będzie to miało większego znaczenia. A to ze względu na widoczny poniżej punkt drugi.

Po drugie: w rządzie podpisane zostanie zarządzenie lub rozporządzenie, powołujące specjalny zespół przy Ministerstwie Sprawiedliwości.

W tej chwili nad jego treścią pracuje Rządowe Centrum Legislacyjne. Zarządzenia nie musi zatwierdzać cała Rada Ministrów, co skraca czas procedowania projektu. Nie będzie się nim zajmował także Sejm ani prezydent.

Niezależnie od losów ustawy powołany przez rząd zespół będzie analizował wpływy rosyjskie i białoruskie w Polsce. Mają w nim zasiąść eksperci, a nie politycy, tak jak zapowiadał Siemoniak. Wskażą ich ministerstwa, być może także służby specjalne. Jednak nadzór nad całością sprawować będzie resort kierowany przez Adama Bodnara.

Eksperci muszą mieć swobodę działania

Rządowe umocowanie zespołu z jednej strony ograniczy jego niezależność – zespół będzie pracował pod nadzorem ministra. Poprzednia, pisowska komisja odpowiadała przed Sejmem, miała więc znacznie silniejszy mandat. Tyle że już w momencie jej powoływania było jasne, że jest ona związana z Prawem i Sprawiedliwością, a cel jej działania to uderzenie w ówczesną opozycję, zwłaszcza w Donalda Tuska. Z obiektywnym badaniem rosyjskich wpływów nie miało to nic wspólnego.

Jednak z drugiej strony takie rozwiązanie umożliwi szybsze rozpoczęcie prac, na czym bardzo zależy premierowi. Pojawia się jednak pytanie,

czy eksperci pracujący w zespole będą mieli zagwarantowaną swobodę działania, niezależną od uwarunkowań politycznych?

Trzeba przecież choćby teoretycznie brać pod uwagę, że analizując wpływy, trafią na kogoś z otoczenia obecnych władz. Czy będą mieli wówczas możliwość przeprowadzenia rzetelnego śledztwa?

Wiele zależy od zapisów w zarządzeniu, którego jeszcze nie ma. Powinny znaleźć się w nim gwarancje podobne do tych, jakie mają prokuratorzy, by ograniczyć wpływy polityczne na prace zespołu. O niezależność ekspertów powinien zadbać także minister sprawiedliwości.

Raport za dwa miesiące?

Tusk chce, by raport zespołu powstał w ciągu dwóch miesięcy. Dlatego zgłoszenia kandydatów do zespołu ruszą od razu po wydaniu zarządzenia. Eksperci po powołaniu zaczną pracę jak najszybciej. W raporcie mają się znaleźć informacje, „kto, gdzie, dlaczego i za ile podlegał takim wpływom. Kto wykonywał zlecenia z Rosji i Białorusi” – wymieniał premier. I dodał: „I przede wszystkim kto podejmował decyzję o ukręcaniu tych spraw”.

Zarówno Tusk, jak i minister Tomasz Siemoniak informowali już wcześniej, że

część postępowań dotyczących powiązań z Rosją i Białorusią była za czasów PiS blokowana.

Zarówno prokuratorzy, jak i funkcjonariusze służb prawdopodobnie dostawali polecenia, by nie zajmować się przynajmniej niektórymi sprawami, które mogłyby stawiać w niekorzystnym świetle polityków Zjednoczonej Prawicy lub osoby z nimi związane. Teraz opinia publiczna ma się dowiedzieć, kto o tym decydował.

Współpraca Mariusz Jałoszewski

;

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze