0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilu.: Iga KucharskaIlu.: Iga Kucharska

Po wpisaniu “jak być szczęśliwym” w wyszukiwarkach przewija się kilka sposobów. Wiele z nich badali także naukowcy.

Najpopularniejsze w wyszukiwarce i badane „sposoby na szczęście” to kontakty międzyludzkie, wysiłek fizyczny, kontakt z naturą, praktykowanie wdzięczności oraz właśnie praktyka mindfulness i medytacja.

Sprawdzili to badacze z kanadyjskiego University of British Columbia. Ale czy to wszystko działa? Również postanowili się temu przyjrzeć.

Najpierw wyjaśnijmy jednak, czym jest mindfulness.

Myślami tu i teraz

To praktyka nieco podobna do medytacji (choć jednak od niej różna). Polega na skupieniu uwagi na wewnętrznych i zewnętrznych bodźcach docierających do nas w danej chwili, “tu i teraz”. Jest istotnym elementem niektórych buddyjskich tradycji medytacyjnych.

Moda na mindfulness sięga jeszcze lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, czyli epoki hipisów i fascynacji kulturami Wschodu. Wtedy zaczęto badać, czy skupianie uwagi na “tu i teraz” może jakoś poprawić zdrowie. W ciągu kilku dekad pojawiło się wiele naukowych prac, które dowodziły, że mindfulness może zmniejszyć gonitwę myśli i niepokój (co może mieć korzystny wpływ w zaburzeniach lękowych i depresyjnych), a nawet osłabić ból fizyczny.

Technika medytacji mindfulness zyskała popularność jednak głównie jako metoda zarządzania emocjami. Pozwala rzekomo się wyciszyć i je opanować, co pomaga zredukować stres.

Praktykowanie wdzięczności polega z kolei na przypominaniu (na przykład zapisywaniu sobie) tego, za co jesteśmy wdzięczni.

Przeczytaj także:

Niewiele jest solidnych badań nad szczęściem

Kanadyjscy naukowcy wzięli pod lupę ponad pięćset różnych naukowych badań dowodzących pozytywnego wpływu wspomnianych sposobów na poziom zadowolenia z życia.

Okazało się, że z ponad pięciuset badań niewiele (zaledwie 57) spełniała standardy naukowe, donoszą badacze w “Nature Human Behaviour”. 95 procent badań prowadzono na przykład na zbyt małej grupie uczestników.

Badacze znaleźli kilkanaście badań dotyczących związku wysiłku fizycznego i szczęścia. Były wśród nich dowodzące na przykład tego, że czujemy się lepiej nawet po pojedynczym i krótkim wysiłku. I były to badania porównujące zadowolenie po wysiłku z zadowoleniem podczas siedzenia w ciszy lub oglądania nudnego filmu dokumentalnego. Nie wygląda to na szczególnie dobrze zaplanowane badanie naukowe.

Konkludują więc, że nie ma zbyt wielu solidnych naukowych dowodów na to, że wysiłek fizyczny, mindfulness i medytacja czynią szczęśliwszym. Nieco lepiej wypadły prace dotyczące kontaktów społecznych i wdzięczności.

Nie jest to powód, dla którego powinniśmy uznać, że poranny jogging, spacer po lesie, czy mindfulness nie zwiększą naszego zadowolenia z życia – komentują badacze.

Owszem, akurat nam mogą pomóc. Jednak nie ma solidnych naukowych dowodów na to, że pomagają większości osób.

Co jest solidnym badaniem?

Żeby badane naukowe było uznane za solidne, powinno być prowadzone na grupie większej niż 45 osób. Przed rozpoczęciem naukowcy powinni też zarejestrować plan swojego badania. Po co?

W małej próbie (grupie badanych) zawsze może się zdarzyć, że pozytywny (zgodny z zakładaną przez badaczy tezą) wynik eksperymentu pojawi się przypadkiem. O przypadek znacznie trudniej, gdy bada się większą próbę – im większą, tym lepiej. Najcenniejsze są badania prowadzone nawet nie na setkach, lecz tysiącach osób. Te prowadzone na kilku do pięćdziesięciu są w zasadzie niewiele warte.

Z kolei rejestracja planu badania służy temu, by badacze nie dopasowywali swojej tezy do wyników badania. Oraz odwrotnie – nie wybierali takich wyników, które do ich tezy pasują.

Tymczasem aż 475 z 532 badań “nad szczęściem” nie miało wystarczająco dużej grupy badanych albo nie było wstępnie zarejestrowanych. Z badań dotyczących skuteczności mindfulness i medytacji tych dwóch warunków nie spełniało żadne.

Czy wysiłek fizyczny uszczęśliwia? Niekoniecznie

Z 57 badań, które były prowadzone na wystarczająco dużej grupie osób, najwięcej dotyczyło wpływu wysiłku fizycznego. Jednak wśród nich niewiele było badań wcześniej zarejestrowanych, co też podważa ich naukową wiarygodność.

Tylko cztery analizowane badania (z pięciuset!) były wcześniej zarejestrowane i prowadzone na dużej liczbie badanych. Dotyczyły kontaktów społecznych i praktykowania wdzięczności. Na te dwa sposoby są więc solidniejsze naukowe dowody – ale nadal bardzo nieliczne.

Innymi słowy, nie ma wielu solidnych dowodów na to, co rzeczywiście uszczęśliwia. Są głównie poszlaki. Nawet jeśli liczne, to z naukowego punktu widzenia bardzo słabe.

Dlaczego tak kiepsko jest z jakością badań?

Badacze z University of Virginia od 2011 roku prowadzili „Reproducibility Project” – projekt mający na celu odtworzenie (z tymi samymi wynikami) badań naukowych z dziedziny psychologii. Powtórzyli sto badań, których wyniki opublikowano wcześniej. W 60 przypadkach nie uzyskali takiego samego rezultatu jak w opublikowanych wcześniej badaniach, o czym donieśli w „Science” w 2015 roku.

Jak to możliwe? Wynik badania może być dziełem czystego przypadku. Powodem może być też źle skonstruowane badanie (zwłaszcza zbyt mała próba badanych). Nieprawidłowa może być też analiza statystyczna wyników.

Często na wynik wpływa po prostu manipulacja autora badań, który przedstawił tylko korzystne wyniki eksperymentu. To ostatnie – naciąganie danych – zdarza się głównie dlatego, że środowisko naukowe chętniej premiuje badania, w których “coś wyszło” niż takie, które pokazują brak efektu.

[Nie zawsze jest to jednak wynik “naciągany” świadomie. W psychologii znany jest efekt Rosenthala, nazywany “efektem oczekiwań eksperymentatora”. Polega na tym, że wyniki badań bywają zgodne z oczekiwaniami badacza. Jeśli dwa identyczne eksperymenty przeprowadza dwóch badaczy, którzy mają sprzeczne oczekiwania, wyniki tych identycznych eksperymentów bywają sprzeczne – bo są zgodne z oczekiwaniami eksperymentatora.]

Takich niewiele wartych badań naukowych nawet w medycynie może być nawet więcej niż połowa, ostrzegał statystyk John Ioannidis już w 2005 roku. Gorzej pod tym względem wypadały nauki społeczne: ekonomia, socjologia i właśnie psychologia.

Stąd też i wprowadzany od połowy ubiegłej dekady wymóg liczby uczestników i rejestracji założeń przed rozpoczęciem badania. Pierwszy pozwala zmniejszyć prawdopodobieństwo, że wynik badania jest dziełem przypadku (lub złej analizy statystycznej). Drugi – że autor badania będzie naciągał dane, by udowodnić swoją tezę.

Jednak takie wymogi wprowadzano w naukach społecznych od mniej więcej dekady. A badania prowadzono od kilku dekad.

Zieleń jednak uszczęśliwia

Jest jedno duże badanie dotyczące szczęścia. W 2014 roku brytyjscy naukowcy zbadali na ponad 10 tysiącach osób, że jest coś, co sprawia, że ludzie są bardziej zadowoleni z życia. Jest to przeprowadzka w pobliże parku lub lasu – donosili w “Psychological Science”.

To nie jest specjalnie zaskakujące odkrycie (chyba każdy woli mieć za oknem zieleń niż ruchliwą ulicę). Zaskakujące było to, że wzrost poziomu zadowolenia z życia po przeprowadzce w pobliże zieleni jest trwały – utrzymuje się przez wiele lat. Inne czynniki podwyższające poziom zadowolenia z życia (takie jak podwyżka, awans, a nawet wygrana na loterii), szybko się “zużywają”. Ich efekt trwa kilka miesięcy do pół roku.

Jest więc solidny naukowy dowód, że kontakt z naturą uszczęśliwia (przynajmniej jeden).

A może każdemu co innego?

Reasumując. Co do kontaktów społecznych i praktykowania wdzięczności naukowe dowody są solidne, ale jest ich niewiele. Jeśli chodzi o wysiłek fizyczny czy mindfulness – solidnych naukowych dowodów nie ma (są tylko słabe).

Jest jeden zasadniczy wniosek płynący z analizy ponad 500 badań nad “sposobami na szczęśliwe życie”. Nie miejmy poczucia winy, jeśli spacery po lesie albo jogging nas nie uszczęśliwiają.

Nie musi przecież istnieć jedna uniwersalna recepta na szczęście. Ożywione kontakty społeczne raczej nie uszczęśliwią introwertyków, samotne wędrówki po górach nie będą pasować ekstrawertykom.

Może każdy musi znaleźć własny sposób na szczęśliwe życie.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Michał Rolecki
Michał Rolecki

Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press

Komentarze