0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto w domenie publicznejFoto w domenie publi...

10 grudnia 2023 roku minęło 120 lat od chwili, gdy Maria Skłodowska-Curie odebrała swoją pierwszą Nagrodę Nobla – w dziedzinie fizyki, za badania nad zjawiskiem radioaktywności.

Wyróżnienie to przyznawano od 1901 roku, a na początek uhonorowano Wilhelma Roentgena za odkrycie promieni, które nazwano jego imieniem. Nagrodę w 1903 roku przyznano Polce i jej mężowi Pierre’owi, aczkolwiek po sporych kontrowersjach.

Sama wśród mężczyzn

Początkowo zamierzano nagrodzić tylko pana Curie, ponieważ konserwatywnym decydentom nie mieściło się w głowie, by uhonorować kobietę.

Pierre stanowczo domagał się jednak, by uwzględnić też jego żonę. „Pragnąłbym, żebyśmy byli uhonorowani razem tak, jak razem pracowaliśmy. Pani Curie badała promieniotwórcze własności soli uranu i toru oraz minerałów radioaktywnych.

To ona podjęła trud chemicznego badania nowych pierwiastków i przeprowadziła wszystkie niezbędne frakcjonowania, by wyizolować rad, a także ustaliła masę atomową tego metalu. Brała również udział w badaniach nad promieniowaniem i odkryciu radioaktywności indukowanej” – przekonywał.

Na pociechę dla konserwatystów – dla których kobiety z natury rzeczy nie miały głowy do nauki, a Maria była tylko „panią Piotrową Curie” – pozostał fakt, że mężczyźni zachowali jednak liczebną przewagę. W 1903 roku Nobla z fizyki dostali bowiem nie tylko Maria i Pierre, ale także francuski badacz Henri Becquerel za samo odkrycie zjawiska promieniotwórczości.

To były czasy szybkiego postępu w nauce, ale uprzedzenia mijały dużo wolniej. Dlatego, gdy w 1911 roku Skłodowska-Curie miała otrzymać następną Nagrodę Nobla – tym razem w dziedzinie chemii, za odkrycie dwóch pierwiastków: radu i polonu – pojawiły się kolejne kontrowersje.

Polka zaczynała swoje prace razem z mężem, który niestety zginął tragicznie w wypadku w roku 1906. Maria została więc wdową z dwójką dzieci, Ireną i Ewą, aczkolwiek nie zamierzała wieść życia samotniczego.

Przeczytaj także:

Romans z Langevinem

Kiedy decydowały się losy jej drugiego Nobla, ujawniono, że połączył ją krótki romans z żonatym francuskim fizykiem Paulem Langevinem. Reporterzy zarzucali gazety depeszami o skandalu: obca kobieta, cudzoziemka, rozbiła małżeństwo 5 lat młodszego, szanowanego naukowca, mającego czwórkę dzieci.

Dowodem były pikantne listy, które dostarczyła prasie zazdrosna żona Francuza. Na rozbudzonej fali nienawiści sugerowano, że Maria jest z pochodzenia Żydówką, co w ksenofobicznej Francji pamiętającej jeszcze aferę Dreyfussa działało na opinię publiczną jak płachta na byka.

A jednak Maria otrzymała Nagrodę Nobla i odebrała ją w Sztokholmie, wbrew prośbie władz szwedzkiej Królewskiej Akademii Nauk. Naciskały one Polkę, by nie pojawiała się na uroczystości wręczenia wyróżnień i nie zamieniła jej w – jak oceniały – skandal, rzutujący na honor, szacunek i opinię Akademii.

Maria odpisała, że nie widzi związku między swoją pracą naukową a sytuacjami z życia prywatnego, za które jest atakowana. Odebrała nagrodę. Zaś na dyplomie nie była już podpisana „Marie Curie”, lecz „Marie Sklodowska Curie”.

Do Szwecji pojechała razem z 14-letnią Ireną. Młodsza Ewa napisała po latach: „W podróży do Sztokholmu towarzyszy Marii siostra i starsza córka. Dziewczynka bierze udział we wspaniałej uroczystości, którą zobaczy jeszcze raz, w dwadzieścia cztery lata potem: gdy w tejże sali jej będą wręczać tę samą nagrodę”.

Lecz to daleka przyszłość, której Maria nie dożyje. Umrze rok przed Noblem z chemii dla Ireny. Według biografów lekarz uznał niemal za cud, że Skłodowska-Curie dożyła aż 67 lat, zaś za powód zgonu podał „złośliwą anemię aplastyczną”.

Zabiła ją radioaktywność?

Sugerował także, że w szpiku kostnym zmarłej widać zmiany „spowodowane długoletnim wpływem promieniowania”. Czy podwójną noblistkę zabiły jej prace laboratoryjne nad radioaktywnością?

Pierre and Maria Skłodowska-Curie około 1904 roku w swoim laboratorium przy urządzeniu wykrywającym jonizację powietrze wskutek radioaktywności próbek oczyszczonej rudy, co doprowadziło do odkrycia przez nich radu. Autor zdjęcia nieznany. Fotografia w domenie publicznej

Zaślepiająca moc radu

Zestawmy fakty. Kiedy Maria i Pierre prowadzili badania nad promieniotwórczością, byli pionierami w tej dziedzinie. Nie znali zagrożeń z tym się wiążących. Ich znajomy badacz, Henri Becquerel, przypadkiem poparzył się, gdy włożył fiolkę promieniotwórczych soli baru do kieszeni kamizelki.

Pierre, zamiast być zaniepokojonym, wystawił własne ramię na działanie radu. W efekcie nabawił się oparzeń. Dlatego w przyszłości zalecił transportowanie radu w grubym ołowianym pojemniku. Skupiał się jednak na dobroczynnym wykorzystaniu odkrycia: rad zaczęto bowiem stosować w tzw. curioterapii – innowacyjnym leczeniu raka piersi. Tak narodziła się radioterapia nowotworów.

Maria też była pasjonatką i wierzyła w naukę. „Jedna z naszych rozrywek w owym czasie – to przychodzenie do pracowni wieczorem. Dostrzegaliśmy wtedy ze wszystkich stron słabo mieniące się zarysy szkieł i torebek, w których mieściły się nasze preparaty. Był to widok naprawdę cudowny i zawsze dla nas nowy. Żarzące się rurki wyglądały jak nikle, czarodziejskie światełka” – wspominała.

W biografii „Geniusz i obsesja. Wewnętrzny świat Marii Curie” Barbara Goldsmith przypomina, że czasem z córką Ireną „przenosiły rad czy polon z jednego naczynia do drugiego, zasysając tę substancję przez pipetkę”.

Dopiero w 1921 roku podwójna noblistka napisała, że wywołanie promieniowaniem radioaktywnym zapalenie skóry może być śmiertelnie niebezpieczne. Widać to było po kłopotach zdrowotnych jej studentów.

Stan zdrowia Marii pogarszał się latami, ale nie chciała poddawać się badaniom krwi. Lekarze sugerowali powikłania po gruźlicy (na tę chorobę zmarła matka Skłodowskiej), wskazywali na niewydolność wątroby i nerek.

Maria była blada, brakowało jej energii, doskwierały jej szumy w uszach, prawie straciła wzrok. Miała bóle głowy, gorączki, dreszcze.

Notatki Marii były tak skażone radioaktywnie, że najbardziej promieniotwórcze odkażano dwa lata. Aż do 1999 roku badacze, którzy chcieli się z nimi zapoznać, zobowiązani byli podpisać odpowiednie oświadczenie medyczne. Nawet ciało Skłodowskiej-Curie pochowano w ołowianej trumnie.

Dodatkowym argumentem zdającym się wskazywać na związek między śmiercią Marii a prowadzonymi badaniami laboratoryjnymi, jest los jej córki i następczyni Ireny. Zmarła na białaczkę w 1956 roku, kilka miesięcy przed 59. urodzinami.

Czy to nie przesądza sprawy? A jednak badacze uważają, że decydujący wpływ na zdrowie Skłodowskiej miała nie jej praca z radem i polonem w laboratorium, lecz... służba podczas I wojny światowej.

Dla dobra przybranej ojczyzny

Kiedy w 1914 roku doszło do zamachu na arcyksięcia Ferdynanda Habsburga w Sarajewie, a kolejne państwa wypowiadały sobie wojnę, nikt nie podejrzewał, jak krwawy i długi będzie to konflikt. W wielu krajach panowała wręcz euforia, gasnąca dopiero z tysiącami martwych i okaleczonych żołnierzy.

Skłodowska nie obserwowała tego bezczynnie. „Nie mogąc służyć nieszczęsnej mej ojczyźnie, skąpanej we krwi po przeszło 100 latach cierpień, postanowiłam oddać wszystkie siły mojej ojczyźnie przybranej” – pisała do Paula Langevina.

Po pierwsze, przewiozła z Paryża do Bordeaux bezcenną próbkę radu, znajdującą się w Instytucie Radowym, a zagrożoną przejęciem przez Niemców.

Po drugie, wykorzystała swoją wiedzę i wynalazek laureata pierwszej Nagrody Nobla z dziedziny fizyki – Roentgena. Maria zajęła się organizowaniem polowych stacji, w których prześwietlano rannych żołnierzy. Towarzyszyła jej Irena.

Zachowało się m.in. ich wspólne zdjęcie w szpitalu polowym w belgijskim Hoogstade w 1915 roku. „Irena bardzo wcześnie zapragnęła pójść w ślady rodziców i poświęcić się pracy badawczej. W 1914 roku rozpoczęła studia na Wydziale Nauk Ścisłych Uniwersytetu Paryskiego (...).

Prześwietlenia rentgenowskie na froncie

W czasie I wojny światowej wstąpiła do służby radiologicznej francuskiego Czerwonego Krzyża – zorganizowanej notabene przez jej matkę. Ukończyła kurs pielęgniarstwa i radiologii, by móc samodzielnie zajmować się wykonywaniem prześwietleń i lokalizacją odłamków pocisków w ciałach rannych.

Debunking

Maria Skłodowska-Curie umierała ciężko chora. Ewidentnie cierpiała na chorobę popromienną. To skutek jej badań nad radioaktywnością.
Zdaniem współczesnych specjalistów to setki godzin prześwietleń rentgenowskich rannych żołnierzy podczas I wojny światowej, które wykonywała Maria Skłodowska-Curie, spowodowały u niej chorobę popromienną

Nierzadko wykonywała swoje obowiązki w pobliżu linii frontu, jednak największym dla niej zagrożeniem były urządzenia rentgenowskie i nieustanne wystawienie na działanie szkodliwego promieniowania. Z czasem zajmowała się nie tylko obsługą i rozpowszechnianiem nowej technologii, ale także szkoliła personel szpitali polowych jak prawidłowo używać sprzętu” – pisała Elwira Starczewska w artykule „Maria Skłodowska-Curie i jej genialna rodzina”.

Humanitarnej służbie na froncie I wojny światowej Maria poświęciła wiele własnych pieniędzy z Nagrody Nobla i mnóstwo zdrowia. Pierwszy żołnierz, którego przebadała z Ireną, miał kulę w przedramieniu, lecz bywały przypadki dużo bardziej skomplikowane.

Podczas hekatomby I wojny światowej szybkie diagnozy ratowały życie ludzkie, a z punktu widzenia wojskowych przyspieszały ewentualny powrót żołnierzy na front. Poza założeniem ponad dwustu stacji radiologicznych i przeszkoleniem ich obsługi (która tylko w latach 1917-1918 wykona ponad milion zdjęć rentgenowskich) Maria uruchomiła także mobilne pogotowie rentgenowskie.

Udało jej się zdobyć dwadzieścia samochodów, które wyposażyła w aparaty Roentgena. Nie przypadkiem zachowało się zdjęcie Skłodowskiej-Curie w szoferce takiego auta. W 1916 roku zrobiła prawo jazdy, jako jedna z pierwszych kobiet, by móc siąść za kierownicą takiego samochodu mogącego dotrzeć do rejonów frontu odległych od stacji radiologicznych.

Maria Skłodowska-Curie za kierownicą ambulansu rentgenowskiego, 1913 r. Fot. domena publiczna.

I nie przypadkiem francuscy żołnierze nazwali te furgonetki „małymi Curie” (les petites Curie). Maria i nastoletnia Irena wykonały prześwietlenia setkom rannych.

„Z relacji z tamtego okresu wynika, że badanie pojedynczego żołnierza trwało około pół godziny. Łatwo sobie wyobrazić jaką dawkę promieniowania otrzymywał w tym czasie pacjent. Przy czym on otrzymywał ją zapewne jednorazowo, a osoby obsługujące aparat – wielokrotnie.

Zdaniem współczesnych specjalistów to właśnie ta praca doprowadziła do choroby popromiennej Marii, a nie jej badania nad promieniotwórczością.

Zwłaszcza że Irena też zmarła na białaczkę, mimo że w swojej późniejszej pracy nad promieniotwórczością używała już ekranów i fartuchów ochronnych” – stwierdziła w 2011 roku w rozmowie z PAP ówczesna dyrektorka Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie Małgorzata Sobieszczak-Marciniak.

Z tą opinią zgadza się wielu naukowców, m.in. prof. Andrzej Kułakowski, chirurg onkolog i założyciel Towarzystwa Marii Skłodowskiej-Curie w Hołdzie.

Jego zdaniem, Maria pracowała ze zbyt niewielkimi ilościami radu, by wywołały u niej później chorobę popromienną. Co innego dziesiątki, jeśli nie setki godzin spędzonych przy prymitywnych jeszcze aparatach rentgenowskich. To bez wątpienia musiało wywrzeć wpływ na zdrowie Marii i Ireny.

Zapłaciły wielką cenę za bycie pionierkami i za szlachetny ludzki poryw serca.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).

Udostępnij:

Adam Węgłowski

Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.

Komentarze