0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

Projekt przygotowany przez resort Zbigniewa Ziobry to konstytucyjny skandal, którego jedynym celem jest podporządkowanie PiS instytucji strzegącej niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Rada ma zostać podzielona na dwie izby, sędziów do niej wybierać będą politycy, a na domiar złego dokładnie wbrew konstytucji, która stanowi, że kadencja sędziów Krajowej Rady Sądownictwa ma trwać cztery lata, Ziobro zamierza wygasić trwającą obecnie kadencję sędziów zapisami zwykłej ustawy. To ostatnie kwestionuje nawet prezydent Duda, zazwyczaj lojalny wobec rządu.

Ziobro wie lepiej niż Lech Kaczyński

O zablokowaniu zmian [w sądownictwie] zdecydowało utworzenie Krajowej Rady Sądownictwa (...) która okazała się mostem transferowym mentalności i patologii elit peerelowskich do III RP.

Tygodnik "wSieci",17 kwietnia 2017

Sprawdziliśmy

Bzdura. Przeciwnego zdania był również Lech Kaczyński.

Zbigniew Ziobro wszystko pomieszał. Powołanie Krajowej Rady Sądownictwa nie miało na celu zablokowania zmian w sądownictwie, ale zlikwidowanie komunistycznej zasady jedności władzy. Dlatego oparcie na samorządach sędziowskich struktury nadzoru nad niezależnym wymiarem sprawiedliwości - czego przykładem jest dominacja sędziów w składzie KRS - było jednym z postulatów opozycji przy Okrągłym Stole. Podczas prac Podzespołu ds. Reformy Prawa i Sądów ze strony "Solidarności" brał m.in. Jarosław Kaczyński, który 21 lutego 1989 roku mówił: "[zasada jedności władzy] była bardzo mocno związana z tą, miejmy nadzieję, już odchodzącą epoką (…), to była po prostu część stalinowskiej teorii prawa i państwa”.

Zbigniew Ziobro i inni politycy oraz zwolennicy PiS mają mają prawo do krytycznej oceny zmian w sądownictwie po 1989 roku - nie mają jednak prawa wprowadzać reform, które łamią konstytucję i przywracają w Polsce to, co Kaczyński nazwał "stalinowską teorią prawa i państwa".

W przeciwieństwie do Zbigniewa Ziobry ustrojową rolę Krajowej Rady Sądownictwa rozumiał były minister sprawiedliwości i prezydent, Lech Kaczyński, który w liście do KRS z okazji 20-lecia jej powstania pisał: "popierany przeze mnie postulat utworzenia Krajowej Rady Sądownictwa stanowił ważny krok na drodze do uczynienia z Polski demokratycznego państwa". To zdanie na billboardach przy Ministerstwie Sprawiedliwości umieściła 21 marca 2017 Akcja Demokracja; w kwietniu ten sam cytat z Lecha Kaczyńskiego pojawił się na billboardach w kilku miastach.

Przeczytaj także:

"Mówię, że jest źle, więc muszę sobie wziąć więcej władzy"

Jeśli nie politycy, to kto? Środowisko sędziowskie miało ćwierć wieku na oczyszczenie się, wypracowanie standardów. Zmarnowało swoją szanę. Dziś demokratycznie wybrani politycy muszą to zmienić.

Tygodnik "wSieci",17 kwietnia 2017

Sprawdziliśmy

Fałsz. Politycy mogą działać tylko w ramach i na podstawie prawa.

Teza, że środowisko sędziowskie nie wykorzystało czasu od 1989 roku, by wprowadzić rzeczywistą zmianę w polskim wymiarze sprawiedliwości, jest fałszywa przede wszystkim dlatego, że praca sędziów nie jest jedyną zmienną w polskim wymiarze sprawiedliwości.

Sędziowie nie mają żadnego wpływu na niską jakość i olbrzymią ilość stanowionego prawa, brak wzrostu nakładów na sądownictwo i liczby etatów sędziowskich mimo lawinowo rosnącej liczby spraw zawisłych przed sądami.

Według raportu CEPEJ z 2016 roku (na podstawie danych z 2014 r.; omówienie w języku polskim można znaleźć tutaj) tzw. wskaźnik opanowania wpływu dla polskich sądów wynosi 89 proc. (100 proc. lub więcej oznacza, że sądownictwo nie generuje opóźnień; dla UE średnia wynosi 103 proc.). Polskie opóźnienia to wynik strukturalnego braku wydolności systemu - 10 tys. sędziów co roku dostaje ok. 15 milionów spraw. Tyle samo sędziów pracowało w 2006, gdy do sądów wpłynęło „zaledwie” 6 milionów spraw.

Wskaźnik dla Polski jest niższy niż w Europie głównie dlatego, że złożone do sądu sprawy długo czekają na rozpoczęcie. Ale gdy sprawa zostanie już podjęta, jest rozpatrywana - na tle Europy - szybko:

  • Czas trwania pierwszoinstancyjnych spraw procesowych cywilnych i gospodarczych wynosi w Polsce 195 dni, podczas gdy średnia UE wynosi 282 dni. Dla porównania – najdłużej na wyrok czeka się na Malcie (685 dni) oraz we Włoszech (590).
  • Jeszcze lepiej jest przy procesach karnych. Czas trwania pierwszoinstancyjnych spraw karnych w Polsce to 114 dni, a średnia dla UE to 175 dni. Rekordy znów biją Malta (490 dni) i Włochy (386), a sprawy karne wleką się jeszcze w Słowenii (339) i Portugalii (283). Gorzej niż w Polsce jest także na Łotwie i Węgrzech oraz w Hiszpanii i Chorwacji.
  • Najlepiej jest z wykroczeniami – w Polsce rozpatrzenie takiej sprawy zajmuje 65 dni, podczas gdy średnia unijna wynosi 126 dni. Te proste sprawy w wielu państwach europejskich ciągną się latami. Na wyrok po nieprzyjęciu mandatu Włosi czekają blisko rok (279 dni).

Z tych danych wynika też, że polskie problemy z sądownictwem nie wynikają z komunistycznej przeszłości. Choć polskiego sądownictwa na tle Europy nie można nazwać bogatym, to wymiar sprawiedliwości notuje nie najgorsze oceny w społeczeństwie.

Zmiany zaufania do polskich sądów pokazuje wykres CBOS.

Z innego badania CBOS (z lutego 2016) wynika, że respondenci wyżej cenią sędziów niż na przykład polityków i księży. I niżej niż m.in. nauczycieli i lekarzy.

Największe problemy z sądownictwem są na Malcie i we Włoszech, czyli w krajach, w których komunizmu nie było.

Najpoważniejszym błędem w wypowiedzi Zbigniewa Ziobry jest twierdzenie, że przygotowany przez niego projekt ustawy jest spełnieniem obowiązku PiS jako demokratycznie wybranej władzy.

Jest dokładnie odwrotnie - projekt to niedopełnienie obowiązków władzy, która - zgodnie z art. 7 konstytucji "organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa" - musi każdorazowo wykazać, że ma prawo do podejmowanych działań.

Opinia Zbigniewa Ziobry o stanie sądownictwa nie usprawiedliwia przekraczania prawa i łamania konstytucji.

;
Na zdjęciu Stanisław Skarżyński
Stanisław Skarżyński

Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.

Komentarze