Żarty się skończyły. Prawo i Sprawiedliwość ma największy problem z branżą węglową od momentu objęcia władzy. Według ostatnich danych ok. 250 pracowników kopalń protestuje pod ziemią. Rozmowy ze stroną rządową na Śląsku nie przyniosły rozstrzygnięć
Rząd nie ma wyjścia – musi dążyć w stronę transformacji ku bezemisyjnym źródłom energii. Ale oznacza to też likwidację większości kopalń węgla kamiennego. Rząd koszty transformacji oszacował na 280 mld zł, z czego 60 mld zł miałoby trafić na transformację regionów pogórniczych, z czego najwięcej na Górny Śląsk.
Ale najtrudniejsza część planu – to przekonanie do niego górników. Na razie władze zaliczyły kolejną porażkę.
Podziemne protesty rozpoczęły się w poniedziałek 21 września - w ruchach Bielszowice, Halemba i Pokój kopalni Ruda oraz w kopalni Wujek. We wtorek rano do strajku dołączyli górnicy z kopalni Piast-Ziemowit.
Z kolei w środę rano z szychty nie wyjechali górnicy kopalń Bolesław Śmiały, Murcki-Staszic, Sośnica i Mysłowice-Wesoła. Jak poinformowała śląsko-dąbrowska „Solidarność”, łącznie protestuje obecnie przeszło 200 osób.
Jak pisze katowicka "Wyborcza", najliczniejsza grupa górników protestuje w kopalni Piast. To prawie 60 osób. W rudzkich kopalniach protestuje w sumie 65 osób. Spośród kopalń, które dołączyły w środę do akcji, największą liczba protestujących, 17 osób, przebywa pod ziemią w KWK "Bolesław Śmiały".
"W czwartek do akcji mają dołączyć kolejne kopalnie" - mówi "Wyborczej" Grzegorz Podżorny, rzecznik śląsko-dąbrowskiej "Solidarności".
Na środowe popołudnie zaplanowano ciąg dalszy rozmów między związkowcami i rządową delegacją z odpowiedzialnym za górnictwo wiceministrem aktywów państwowych Arturem Soboniem na czele. Wtorkowe rozmowy, które trwały prawie do północy w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim, nie przyniosły porozumienia.
Protesty górników są pokłosiem pogotowia strajkowego, które ogłoszono na Śląsku i Zagłębiu tydzień temu. Była to reakcja na trudną sytuację w branży górniczej i przedstawioną przez ministra klimatu strategię „Polityka energetyczna Polski do 2040 roku”, która prawdopodobnie wymusi likwidację wielu kopalń już w najbliższych latach.
Związkowcy zapowiedzieli, że jeśli do rozmów nie włączy się premier Morawiecki, zorganizują „radykalne akcje protestacyjne” na terenie całego regionu, podobne do tych z 2015 roku, kiedy premierem była Ewa Kopacz. Dali mu na to tydzień. Premier na ultimatum związkowców nie odpowiedział.
Na podziemne protesty górniczych związków zareagował też prezydent Andrzej Duda, który w kampanii wyborczej, obiecał górnikom złote góry i że wydobycie węgla pozostanie podstawą polskiej strategii energetycznej.
„Polityka energetyczna PEP2040 w formie ogłoszonej nie jest do zaakceptowania. Oznacza ona bowiem całkowitą zagładę Śląska i tu nie mówimy tylko o pojedynczych kopalniach lub nawet samym górnictwie, ale o całym przemyśle energochłonnym. Upadną huty, fabryki i kopalnie” - mówi OKO.press Patryk Kosela, rzecznik związku zawodowego Sierpień '80.
„Program musi być nastawiony nie na to, aby niszczyć miejsca pracy w Polsce i importować surowce lub gotową energię elektryczną, ale na długofalową, stabilną i sprawiedliwą transformację energetyczną. Aby nikt nie był poszkodowany".
Dodał, że strategia energetyczna w obecnej formie jest nie do zaakceptowania, bo powinien być to plan nie na 20, a na 40 lat.
Żarty się skończyły. Prawo i Sprawiedliwość ma największy problem z branżą węglową od momentu objęcia władzy w 2015 roku. Dotychczas wszystkie działania w sektorze, w tym zamykanie kopalń (m.in. Makoszowy, Wieczorek, Krupiński czy Śląsk), odbywały się dla rządzących bezboleśnie.
Spokojnie mogli wskazywać wręcz palcem na działania rządu PO-PSL Ewy Kopacz w górnictwie z czasu kryzysu na początku 2015 roku, gdy Śląsk oplatały gwiaździste marsze, a porozumienia nie udawało się wypracować.
Przez pięć ostatnich lat rządów PiS górnicze związki zawodowe lepiej, bądź gorzej, ale dogadywały się z władzą. Zwykle jednak kompromis polegał na tym, że to górnicy dostawali to, czego chcieli.
Przykładem niech będą liczby mówiące o wynagrodzeniach w Polskiej Grupie Górniczej. Ta największa spółka węglowa w Polsce oficjalnie poinformowała w tym roku, że na wynagrodzenia od momentu jej powstania w 2016 roku wydała o 1 mld zł więcej, niż zakładał biznesplan, o czym pisaliśmy tu:
Sęk w tym, że PiS od 2015 roku niemal cały czas działał w trybie wyborczym i nie mógł sobie pozwolić na otwartą wojnę ze Śląskiem, skoro prezes rady ministrów Mateusz Morawiecki jest formalnie posłem ze Śląska (startował z Górnego, ale pochodzi z Dolnego).
Bo wiadomo powszechnie, że „głodny” górnik (którego apetyt nie został zaspokojony) to wściekły górnik. A wściekły górnik nie wróży powodzenia w wyborach, o czym boleśnie w 2015 roku przekonała się Platforma Obywatelska.
Co więc się stało, że poukładane z rządem, jak się przynajmniej wydawało, związki zawodowe tak bardzo zradykalizowały działania, że doprowadziły do najniebezpieczniejszej formy górniczego protestu?
Bo taką właśnie jest protest prowadzony pod ziemią, zagrażający zarówno ludzkiemu zdrowiu jak i życiu, ale też przyszłości zakładu wydobywczego, w którym pracujący górotwór naturalnie się zaciska mogąc zniszczyć także wart dziesiątki czy setki milionów złotych sprzęt.
W rozmowie z Biznesalert.pl w ubiegłym tygodniu Wacław Czerkawski, przewodniczący Rady OPZZ Województwa Śląskiego, powiedział z rozbrajającą szczerością, że związkowcy byli przekonani, iż cała Polityka Energetyczna Polski do 2040 roku (PEP2040) „to taka ściema dla UE”.
„Myślałem, że my mimo wszystko będziemy robić swoje, a zapowiedzi ministra klimatu Michała Kurtyki to formalność, a tu okazuje się, że naprawdę jesteśmy po wyborach oni naprawdę chcą skończyć z węglem” – dodaje Czerkawski.
Po wygranych przez Andrzeja Dudę wyborach prezydenckich pojawiła się szansa na to, że przez trzy lata w Polsce żadnych wyborów nie będzie, a więc tryb kampanii wyborczej można wyłączyć.
Już pod koniec lipca wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin wybierał się na Śląsk, by powiedzieć braci górniczej, że trzeba zamknąć – w wersji na wtedy już od 1 października – najbardziej nierentowne kopalnie PGG, czyli Rudę (Halemba, Bielszowice, Pokój) w Rudzie Śląskiej i Wujka w Katowicach.
Ale jak już na Śląsk przyjechał, to plany te nazwał fake newsem dziennikarzy.
Wtedy ustalono, że do końca września specjalny zespół związkowo-rządowy wypracuje realny plan restrukturyzacji PGG, a może nawet całego górnictwa. Tyle, że chwilę później minister klimatu Michał Kurtyka pokazał zręby PEP2040.
I choć to nie jest ostateczna strategia energetyczna kraju, to wynika z niej jasno, że za 20 lat węgiel ma stanowić jedynie 11 proc. naszego miksu energetycznego, podczas gdy dzisiaj wciąż 70 proc. energii elektrycznej produkujemy z węgla brunatnego i kamiennego, czyli paliw najbardziej emisyjnych.
A w myśl unijnej polityki Zielonego Ładu Wspólnota jako całość ma osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 r.
Po tych zapowiedziach górniczy związkowcy zagrozili protestem. Tydzień temu zażądali rozmów z premierem Morawieckim, ale ten na ich apel nie odpowiedział – wysłał na Śląsk na wtorkowe rozmowy nowego pełnomocnika od górnictwa i energetyki, wiceministra aktywów państwowych Artura Sobonia.
Sęk w tym, że zrobił to dopiero po tym, jak w poniedziałek pierwsi górnicy nie wyjechali na powierzchnię i wysłał do rozmów kogoś, kto o górnictwie praktycznie nie ma pojęcia.
„Bardzo chcielibyśmy zawrzeć ze stroną społeczną pakt, rozłożony w czasie, zawierający harmonogram restrukturyzacji górnictwa - mówił w Magazynie EKG radia TOK FM we wtorek rano Artur Soboń, pełnomocnik rządu do spraw transformacji spółek energetycznych i górnictwa.
Wtorkowe rozmowy nie przyniosły rozstrzygnięć, według nieoficjalnych informacji mają być kontynuowane, z drugiej strony jednak słychać, że do protestujących w kopalniach Wujek, Ruda (Halemba, Pokój, Bielszowice), Ziemowit i Piast mogą dołączyć koledzy z innych zakładów wydobywczych.
Zwłaszcza że protestujących górników w Rudzie Śląskiej wspierają samorządowcy z tego miasta.
„Do tej pory nie powstał żaden szczegółowy program transformacji energetycznej Śląska. Nie ma też planu wsparcia samorządów gmin górniczych i samych górników, których ten proces dotknie najbardziej. Dopiero gdy takie warunki zostaną spełnione, można wyznaczyć termin ewentualnego zamknięcia kopalń” – powiedział cytowany przez „Gazetę Wyborczą” Krzysztof Mejer, wiceprezydent Rudy Śląskiej.
Ale nie tylko górnicy mogą protestować. „Mogą to być nie tylko kopalnie, bo Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy zrzesza też inne branże” – powiedział Dominik Kolorz, szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
Bogdan Tkocz, z NSZZ „Solidarność” w Tauron Polska Energia, który w radzie społecznej tej firmy reprezentuje także Tauron Serwis i Tauron Wytwarzanie, poinformował nas, że spółki tego energetycznego koncernu również zamierzają wyrazić swój sprzeciw do PEP2040 i to bardzo szybko.
Szczegółowe decyzje mają zapaść już 24 września, a manifestacja w Warszawie przed siedzibą Ministerstwa Aktywów Państwowych jest zaplanowana najpóźniej na początek października.
„Energetyków w komisji górnictwa i energetyki praktycznie nie ma, to jak mamy mówić o swoich problemach? My nie chcemy, by minister rozmawiał tylko z górnikami na temat nas, energetyków, bo tak się nie wypracuje kompromisu. Oczywiście, że trzeba szukać oszczędności tu i tu, ale trzeba rozmawiać ze wszystkimi. Tauron mocno zainwestował w swoje górnictwo, kupił kopalnię Brzeszcze, zainwestował i tam, i w Sobieskim i Janinie" – mówi nam Tkocz.
„Żądamy, by śląscy posłowie i europosłowie nie patrzyli tylko na głosowania partyjne, ale na dobro swojego regionu. Na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach i Forum Ekonomicznym w Karpaczu nikt nie reprezentował Tauronu. Nasi przedstawiciele nie byli po raz pierwszy w historii panelistami. Strona społeczna jasno i wyraźnie powiedziała prezesowi Tauronu, że my się nie zgadzamy na to, żeby Tauron szedł tą drogą" – dodał.
Dla energetyków z Taurona jest jeszcze jeden powód niezadowolenia. Nie podoba im się plan konsolidacji energetyki pod skrzydłami PGE, największego gracza na energetycznym rynku.
„Na ostatnim spotkaniu z radą społeczną zarząd powiedział, że nie wie o planach łączeniowych, a ja im je przekazałem mailowo z prośbą, by się do nich odnieść. My się nie będziemy dawali wprowadzać w błąd. Będziemy bronić swoich miejsc pracy. To nie jest tak, że nie chcemy zmian organizacyjnych. My jesteśmy gotowi na zmiany, by zmniejszyć koszty spółek Skarbu Państwa, jak i samego państwa, które są dla obywateli za wysokie. Górnicy w kilku kopalniach zostali na dole, a do protestów energetyków na pewno dojdzie” – zapewnił nas Tkocz.
Jego zdaniem likwidacja kopalń przy zachowaniu wysokiego importu węgla kamiennego i prądu jest po prostu bez sensu. A w Tauronie Wydobycie resort aktywów państwowych również myśli o likwidacji przynajmniej jednego z trzech zakładów wydobywczych tej spółki.
„Elektrownie Taurona opierają się głównie na swoim węglu plus paliwie z kopalni PGG Bolesław Śmiały, bo jest ono jednym z najtańszych na rynku, poza tym kopalnię z naszą elektrownią w Łaziskach łączy taśmociąg i odpadają koszty transportu. Wszyscy ze Śląska powinni bronić nie tylko PGG, ale także Taurona Wydobycie".
"Pan Soboń nie ma przygotowania, a ma rozmawiać o węglu i o energetyce. Powinno się szukać kompromisu, by zabezpieczyć bezpieczeństwo energetyczne kraju” – podsumował Tkocz.
Karolina Baca-Pogorzelska (ur. 1983) – absolwentka Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, dziennikarka i autorka książek, inżynier górniczy drugiego stopnia. Współpracowała z „Rzeczpospolitą” i „Dziennikiem Gazetą Prawną”. Jest współautorką książek (wraz z fotografem Tomaszem Jodłowskim) "Drugie życie kopalń", "Babska szychta" i "Ratownicy. Pasja zwycięstwa". Od 2017 roku z Michałem Potockim badała sprawę importu antracytu z okupowanego Donbasu. Za ten cykl reportaży otrzymali Grand Press 2018 w kategorii „dziennikarstwo specjalistyczne” i Nagrodę im. Dariusza Fikusa, wyróżnienia w Ogólnopolskim Konkursie Dziennikarskim im. Krystyny Bochenek i w konkursie o Nagrodę Watergate Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, a także nominacje do MediaTorów i Nagrody Radia Zet im. Andrzeja Woyciechowskiego. Książka "Czarne złoto" (napisana z Michałem Potockim) została nominowana do nagrody Grand Press dla Książki Reporterskiej Roku 2020. Obecnie dziennikarka "Wprost"
Karolina Baca-Pogorzelska (ur. 1983) – absolwentka Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, dziennikarka i autorka książek, inżynier górniczy drugiego stopnia. Współpracowała z „Rzeczpospolitą” i „Dziennikiem Gazetą Prawną”. Jest współautorką książek (wraz z fotografem Tomaszem Jodłowskim) "Drugie życie kopalń", "Babska szychta" i "Ratownicy. Pasja zwycięstwa". Od 2017 roku z Michałem Potockim badała sprawę importu antracytu z okupowanego Donbasu. Za ten cykl reportaży otrzymali Grand Press 2018 w kategorii „dziennikarstwo specjalistyczne” i Nagrodę im. Dariusza Fikusa, wyróżnienia w Ogólnopolskim Konkursie Dziennikarskim im. Krystyny Bochenek i w konkursie o Nagrodę Watergate Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, a także nominacje do MediaTorów i Nagrody Radia Zet im. Andrzeja Woyciechowskiego. Książka "Czarne złoto" (napisana z Michałem Potockim) została nominowana do nagrody Grand Press dla Książki Reporterskiej Roku 2020. Obecnie dziennikarka "Wprost"
Komentarze