Rząd nie ma wyjścia – musi dążyć w stronę transformacji ku bezemisyjnym źródłom energii. Ale oznacza to też likwidację większości kopalń węgla kamiennego. Rząd koszty transformacji oszacował na 280 mld zł, z czego 60 mld zł miałoby trafić na transformację regionów pogórniczych, z czego najwięcej na Górny Śląsk.
Ale najtrudniejsza część planu – to przekonanie do niego górników. Na razie władze zaliczyły kolejną porażkę.
Podziemne protesty rozpoczęły się w poniedziałek 21 września – w ruchach Bielszowice, Halemba i Pokój kopalni Ruda oraz w kopalni Wujek. We wtorek rano do strajku dołączyli górnicy z kopalni Piast-Ziemowit.
Z kolei w środę rano z szychty nie wyjechali górnicy kopalń Bolesław Śmiały, Murcki-Staszic, Sośnica i Mysłowice-Wesoła. Jak poinformowała śląsko-dąbrowska „Solidarność”, łącznie protestuje obecnie przeszło 200 osób.
Według danych @Solidarnosc_kat do podziemnych protestów dołączyli górnicy z KWK: Bolesław Śmiały, Murcki-Staszic, Sośnica i Mysłowice-Wesoła. Łącznie protestuje ok. 200 górnikow. @BiuroPrasowePGG wskazuje zaś na 169 osób.@BacaPogorzelska@DariaKlimza@KoselaPatryk@ArturooArtur
— Tomasz Czoik (@Tomasz_Czoik) September 23, 2020
Jak pisze katowicka „Wyborcza”, najliczniejsza grupa górników protestuje w kopalni Piast. To prawie 60 osób. W rudzkich kopalniach protestuje w sumie 65 osób. Spośród kopalń, które dołączyły w środę do akcji, największą liczba protestujących, 17 osób, przebywa pod ziemią w KWK „Bolesław Śmiały”.
„W czwartek do akcji mają dołączyć kolejne kopalnie” – mówi „Wyborczej” Grzegorz Podżorny, rzecznik śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”.
Na środowe popołudnie zaplanowano ciąg dalszy rozmów między związkowcami i rządową delegacją z odpowiedzialnym za górnictwo wiceministrem aktywów państwowych Arturem Soboniem na czele. Wtorkowe rozmowy, które trwały prawie do północy w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim, nie przyniosły porozumienia.
Protesty górników są pokłosiem pogotowia strajkowego, które ogłoszono na Śląsku i Zagłębiu tydzień temu. Była to reakcja na trudną sytuację w branży górniczej i przedstawioną przez ministra klimatu strategię „Polityka energetyczna Polski do 2040 roku”, która prawdopodobnie wymusi likwidację wielu kopalń już w najbliższych latach.
Związkowcy zapowiedzieli, że jeśli do rozmów nie włączy się premier Morawiecki, zorganizują „radykalne akcje protestacyjne” na terenie całego regionu, podobne do tych z 2015 roku, kiedy premierem była Ewa Kopacz. Dali mu na to tydzień. Premier na ultimatum związkowców nie odpowiedział.
Na podziemne protesty górniczych związków zareagował też prezydent Andrzej Duda, który w kampanii wyborczej, obiecał górnikom złote góry i że wydobycie węgla pozostanie podstawą polskiej strategii energetycznej.
W związku z sytuacją w śląskich kopalniach odbyłem rozmowę z Przewodniczącym NSZZ „S” Piotrem Dudą. Problem zmian w górnictwie to tylko część polityki klimatycznej obejmującej wiele gałęzi przemysłu. Kluczem jest sprawiedliwa transformacja, wprowadzana poprzez dialog społeczny.
— Andrzej Duda (@AndrzejDuda) September 22, 2020
Związkowcy: PEP40 to zagłada Śląska
„Polityka energetyczna PEP2040 w formie ogłoszonej nie jest do zaakceptowania. Oznacza ona bowiem całkowitą zagładę Śląska i tu nie mówimy tylko o pojedynczych kopalniach lub nawet samym górnictwie, ale o całym przemyśle energochłonnym. Upadną huty, fabryki i kopalnie” – mówi OKO.press Patryk Kosela, rzecznik związku zawodowego Sierpień ’80.
„Program musi być nastawiony nie na to, aby niszczyć miejsca pracy w Polsce i importować surowce lub gotową energię elektryczną, ale na długofalową, stabilną i sprawiedliwą transformację energetyczną. Aby nikt nie był poszkodowany”.
Dodał, że strategia energetyczna w obecnej formie jest nie do zaakceptowania, bo powinien być to plan nie na 20, a na 40 lat.
Nie da się zrzucać wszystkiego na PO
Żarty się skończyły. Prawo i Sprawiedliwość ma największy problem z branżą węglową od momentu objęcia władzy w 2015 roku. Dotychczas wszystkie działania w sektorze, w tym zamykanie kopalń (m.in. Makoszowy, Wieczorek, Krupiński czy Śląsk), odbywały się dla rządzących bezboleśnie.
Spokojnie mogli wskazywać wręcz palcem na działania rządu PO-PSL Ewy Kopacz w górnictwie z czasu kryzysu na początku 2015 roku, gdy Śląsk oplatały gwiaździste marsze, a porozumienia nie udawało się wypracować.
Przez pięć ostatnich lat rządów PiS górnicze związki zawodowe lepiej, bądź gorzej, ale dogadywały się z władzą. Zwykle jednak kompromis polegał na tym, że to górnicy dostawali to, czego chcieli.
Miliardy na płace zawsze były
Przykładem niech będą liczby mówiące o wynagrodzeniach w Polskiej Grupie Górniczej. Ta największa spółka węglowa w Polsce oficjalnie poinformowała w tym roku, że na wynagrodzenia od momentu jej powstania w 2016 roku wydała o 1 mld zł więcej, niż zakładał biznesplan, o czym pisaliśmy tu:
Sęk w tym, że PiS od 2015 roku niemal cały czas działał w trybie wyborczym i nie mógł sobie pozwolić na otwartą wojnę ze Śląskiem, skoro prezes rady ministrów Mateusz Morawiecki jest formalnie posłem ze Śląska (startował z Górnego, ale pochodzi z Dolnego).
Bo wiadomo powszechnie, że „głodny” górnik (którego apetyt nie został zaspokojony) to wściekły górnik. A wściekły górnik nie wróży powodzenia w wyborach, o czym boleśnie w 2015 roku przekonała się Platforma Obywatelska.
Co więc się stało, że poukładane z rządem, jak się przynajmniej wydawało, związki zawodowe tak bardzo zradykalizowały działania, że doprowadziły do najniebezpieczniejszej formy górniczego protestu?
Bo taką właśnie jest protest prowadzony pod ziemią, zagrażający zarówno ludzkiemu zdrowiu jak i życiu, ale też przyszłości zakładu wydobywczego, w którym pracujący górotwór naturalnie się zaciska mogąc zniszczyć także wart dziesiątki czy setki milionów złotych sprzęt.
„Myśleli, że ten plan to taka ściema dla UE”
W rozmowie z Biznesalert.pl w ubiegłym tygodniu Wacław Czerkawski, przewodniczący Rady OPZZ Województwa Śląskiego, powiedział z rozbrajającą szczerością, że związkowcy byli przekonani, iż cała Polityka Energetyczna Polski do 2040 roku (PEP2040) „to taka ściema dla UE”.
„Myślałem, że my mimo wszystko będziemy robić swoje, a zapowiedzi ministra klimatu Michała Kurtyki to formalność, a tu okazuje się, że naprawdę jesteśmy po wyborach oni naprawdę chcą skończyć z węglem” – dodaje Czerkawski.
Po wygranych przez Andrzeja Dudę wyborach prezydenckich pojawiła się szansa na to, że przez trzy lata w Polsce żadnych wyborów nie będzie, a więc tryb kampanii wyborczej można wyłączyć.
Już pod koniec lipca wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin wybierał się na Śląsk, by powiedzieć braci górniczej, że trzeba zamknąć – w wersji na wtedy już od 1 października – najbardziej nierentowne kopalnie PGG, czyli Rudę (Halemba, Bielszowice, Pokój) w Rudzie Śląskiej i Wujka w Katowicach.
Ale jak już na Śląsk przyjechał, to plany te nazwał fake newsem dziennikarzy.
Wtedy ustalono, że do końca września specjalny zespół związkowo-rządowy wypracuje realny plan restrukturyzacji PGG, a może nawet całego górnictwa. Tyle, że chwilę później minister klimatu Michał Kurtyka pokazał zręby PEP2040.
I choć to nie jest ostateczna strategia energetyczna kraju, to wynika z niej jasno, że za 20 lat węgiel ma stanowić jedynie 11 proc. naszego miksu energetycznego, podczas gdy dzisiaj wciąż 70 proc. energii elektrycznej produkujemy z węgla brunatnego i kamiennego, czyli paliw najbardziej emisyjnych.
A w myśl unijnej polityki Zielonego Ładu Wspólnota jako całość ma osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 r.
Po tych zapowiedziach górniczy związkowcy zagrozili protestem. Tydzień temu zażądali rozmów z premierem Morawieckim, ale ten na ich apel nie odpowiedział – wysłał na Śląsk na wtorkowe rozmowy nowego pełnomocnika od górnictwa i energetyki, wiceministra aktywów państwowych Artura Sobonia.
Sęk w tym, że zrobił to dopiero po tym, jak w poniedziałek pierwsi górnicy nie wyjechali na powierzchnię i wysłał do rozmów kogoś, kto o górnictwie praktycznie nie ma pojęcia.
„Bardzo chcielibyśmy zawrzeć ze stroną społeczną pakt, rozłożony w czasie, zawierający harmonogram restrukturyzacji górnictwa – mówił w Magazynie EKG radia TOK FM we wtorek rano Artur Soboń, pełnomocnik rządu do spraw transformacji spółek energetycznych i górnictwa.
Wtorkowe rozmowy nie przyniosły rozstrzygnięć, według nieoficjalnych informacji mają być kontynuowane, z drugiej strony jednak słychać, że do protestujących w kopalniach Wujek, Ruda (Halemba, Pokój, Bielszowice), Ziemowit i Piast mogą dołączyć koledzy z innych zakładów wydobywczych.
Samorząd wspiera protesty
Zwłaszcza że protestujących górników w Rudzie Śląskiej wspierają samorządowcy z tego miasta.
„Do tej pory nie powstał żaden szczegółowy program transformacji energetycznej Śląska. Nie ma też planu wsparcia samorządów gmin górniczych i samych górników, których ten proces dotknie najbardziej. Dopiero gdy takie warunki zostaną spełnione, można wyznaczyć termin ewentualnego zamknięcia kopalń” – powiedział cytowany przez „Gazetę Wyborczą” Krzysztof Mejer, wiceprezydent Rudy Śląskiej.
Ale nie tylko górnicy mogą protestować. „Mogą to być nie tylko kopalnie, bo Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy zrzesza też inne branże” – powiedział Dominik Kolorz, szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
Energetycy chcą dołączyć
Bogdan Tkocz, z NSZZ „Solidarność” w Tauron Polska Energia, który w radzie społecznej tej firmy reprezentuje także Tauron Serwis i Tauron Wytwarzanie, poinformował nas, że spółki tego energetycznego koncernu również zamierzają wyrazić swój sprzeciw do PEP2040 i to bardzo szybko.
Szczegółowe decyzje mają zapaść już 24 września, a manifestacja w Warszawie przed siedzibą Ministerstwa Aktywów Państwowych jest zaplanowana najpóźniej na początek października.
„Energetyków w komisji górnictwa i energetyki praktycznie nie ma, to jak mamy mówić o swoich problemach? My nie chcemy, by minister rozmawiał tylko z górnikami na temat nas, energetyków, bo tak się nie wypracuje kompromisu. Oczywiście, że trzeba szukać oszczędności tu i tu, ale trzeba rozmawiać ze wszystkimi. Tauron mocno zainwestował w swoje górnictwo, kupił kopalnię Brzeszcze, zainwestował i tam, i w Sobieskim i Janinie” – mówi nam Tkocz.
„Żądamy, by śląscy posłowie i europosłowie nie patrzyli tylko na głosowania partyjne, ale na dobro swojego regionu. Na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach i Forum Ekonomicznym w Karpaczu nikt nie reprezentował Tauronu. Nasi przedstawiciele nie byli po raz pierwszy w historii panelistami. Strona społeczna jasno i wyraźnie powiedziała prezesowi Tauronu, że my się nie zgadzamy na to, żeby Tauron szedł tą drogą” – dodał.
Dla energetyków z Taurona jest jeszcze jeden powód niezadowolenia. Nie podoba im się plan konsolidacji energetyki pod skrzydłami PGE, największego gracza na energetycznym rynku.
„Na ostatnim spotkaniu z radą społeczną zarząd powiedział, że nie wie o planach łączeniowych, a ja im je przekazałem mailowo z prośbą, by się do nich odnieść. My się nie będziemy dawali wprowadzać w błąd. Będziemy bronić swoich miejsc pracy. To nie jest tak, że nie chcemy zmian organizacyjnych. My jesteśmy gotowi na zmiany, by zmniejszyć koszty spółek Skarbu Państwa, jak i samego państwa, które są dla obywateli za wysokie. Górnicy w kilku kopalniach zostali na dole, a do protestów energetyków na pewno dojdzie” – zapewnił nas Tkocz.
Jego zdaniem likwidacja kopalń przy zachowaniu wysokiego importu węgla kamiennego i prądu jest po prostu bez sensu. A w Tauronie Wydobycie resort aktywów państwowych również myśli o likwidacji przynajmniej jednego z trzech zakładów wydobywczych tej spółki.
„Elektrownie Taurona opierają się głównie na swoim węglu plus paliwie z kopalni PGG Bolesław Śmiały, bo jest ono jednym z najtańszych na rynku, poza tym kopalnię z naszą elektrownią w Łaziskach łączy taśmociąg i odpadają koszty transportu. Wszyscy ze Śląska powinni bronić nie tylko PGG, ale także Taurona Wydobycie”.
„Pan Soboń nie ma przygotowania, a ma rozmawiać o węglu i o energetyce. Powinno się szukać kompromisu, by zabezpieczyć bezpieczeństwo energetyczne kraju” – podsumował Tkocz.
W ramach strajku powstrzymali się od wydobycia węgla?
Wspaniały pomysł, nie jest nam potrzebny, mamy za dużo na hałdach.
.
Jak chcą i lubią to mogą sobie siedzieć w piwnicy zamiast w domu. Nam to nie przeszkadza.
Podoba mi się ten pomysł. Przywoływanie niemiecki ego rozwiązania jest kpiną. Niemcy od dawna odchodzą od węgla a my dopiero się przymierżamy. Mam niezbędne jest zastosowanie modelu angielskiego pani premier.
To samo pomyślałam, tyle węgla zalega… Nigdy tego nie zrozumiem, tej niechęci do nauki, przebranżowienia, normalnej pracy. Wszyscy muszą sobie radzić, ale górnikom zawsze coś nie w smak. Dajemy palec, odgryzą rękę.
Ostatnio reporterka zapytała jednego z górników, czy po zamknięciu kopalni zatrudni się w fabryce samochodów. Tłumok stwierdził, że nie, bo lubi górnictwo i do innej pracy nie pójdzie.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Sam sobie wyjdź, weź ze sobą górników i konfederację. Utwórz nowe województwo najlepiej na wschodniej ścianie. Tam będziecie się znakomicie czuć wśród kołtunów.
Gornicy po prostu odjechali, nie chcą się przebranżowić i myślą że dalej można doić Państwo. Branża jest w zapaści, węgiel który wydobywają jest za drogi, wywalczyli ostanio podwyżki które nie powiązane są z sytuacją ekonomiczną przedsiębiorstw, po prostu szok
A to wszystko dzięki związkowym darmozjadom.
Kaczyński cyrkiem o nazwie "przesilenie rządowe" osiągnął swój cel nikt nie mówi o problemach górnictwa,o planach wprowadzenia odpłatności za wizytę w przychodni, wycofaniu się z 13 i 14 emerytury, ograniczeniu 500+ tylko do pierwszego dziecka.