0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plFot. Slawomir Kamins...

Wyższa “14. emerytura” to w ostatnich tygodniach największy hit kampanii PiS. Jednak nie całkiem według scenariusza, jaki partia rządząca sobie zaplanowała.

Przypomnijmy, podczas spotkania wyborczego na wojewódzkich dożynkach we wsi Paradyż (woj. łódzkie) prezes PiS Jarosław Kaczyński oznajmił, że 14. emerytura w 2023 roku wyniesie 2200 zł netto. Zgodnie z przyjętą w maju 2023 roku ustawą 14. emeryturą miała wynosić tyle, co emerytura minimalna – w tym roku to 1 588,44 zł brutto (1445,48 zł netto).

Ale do ustawy wpisano też, że Rada Ministrów może określić w drodze rozporządzenia kwotę wyższą niż kwota najniższej emerytury „mając na względzie sytuację społeczno-gospodarczą oraz stan finansów publicznych".

I przez tę właśnie furtkę z workiem nowych pieniędzy wszedł prezes PiS.

Mateusz Morawiecki natychmiast podpisał rozporządzenie. ”Czternastka” w wysokości 2650 zł brutto (2202,50 zł netto, czyli ok. 750 zł więcej, niż pierwotnie planowano) już jest wypłacana. W piątek 1 września „czternastkę” otrzymało pierwsze 864 tysięcy osób – wypłacono łącznie 2 mld zł.

Kto jest uprawniony do 14. emerytury?

Do otrzymania 14 emerytury uprawnione są osoby pobierające emerytury i renty z systemu powszechnego, rolniczego i mundurowego. Jak informuje ZUS, jest ich 9,1 mln.

Do „czternastki” uprawnione są też osoby pobierające renty socjalne (290 tys.), zasiłki i świadczenia przedemerytalne (40 tys.), emerytury pomostowe (40 tys.), nauczycielskie świadczenie kompensacyjne (13 tys.), świadczenia rodzicielskie Mama 4 plus (60 tys.) oraz świadczenia inwalidzkie i kombatanckie (30 tys.).

Jak działa próg?

Czternastkę w pełnej wysokości otrzymują emeryci, których świadczenie wynosi do 2900 zł. Powyżej tej kwoty 14. emerytura jest wypłacana według zasady złotówka za złotówkę, czyli proporcjonalnie pomniejszana (ani grosza z „czternastki” nie zobaczą jedyni ci, których emerytura lub renta nie przekracza 5500 zł). Nie jest to próg dochodowy — pod uwagę brana jest wyłącznie wysokość wypłacanej emerytury.

Ile osób otrzyma 14 emeryturę?

Jak informował wcześniej ZUS, czternastkę otrzyma w tym roku ok. 8,8 mln emerytów i rencistów. W tym ok. 6,8 mln osób dostanie świadczenie w pełnej wysokości, a ok. 2 mln osób – pomniejszone zgodnie z zasadą „złotówka za złotówkę”.

O tym, że wyższa 14. emerytura to kosztowny prezent wyborczy, który nie rozwiązuje żadnego istotnego problemu społecznego, pisaliśmy już w OKO.press. W skrócie:

  • Wbrew temu, co twierdzi Jarosław Kaczyński, emeryci wcale nie są grupą, która najbardziej ucierpiała w wyniku wysokiej inflacji. Taką grupą są osoby utrzymujące się ze świadczeń nieskładkowych. Tych świadczeń rząd PiS nie waloryzuje od 2016 roku.
  • Od czasu uchwalenia ustawy o 14. emeryturze w maju 2023 ceny właściwie stoją w miejscu — nic nie uzasadnia specjalnej interwencji. Jedynym prawdziwym uzasadnieniem jest interes partii — wybory w październiku.
  • Te same pieniądze można by wydać znacznie lepiej, gdyby skierować je do osób faktycznie potrzebujących. Konstrukcja „14. emerytury” tego nie gwarantuje.

Przeczytaj także:

Ale cała emerytalna inicjatywa Jarosława Kaczyńskiego zyskała dodatkowy blask, gdy okazało się, że prezes po prostu się pomylił.

Prezes locutus, causa finita

”Nasi informatorzy w rządzie mówią wprost, że Kaczyński miał powiedzieć, że 14. emerytura ma wynieść 2200 zł brutto, a nie netto. Tak było ustalone na spotkaniu na Nowogrodzkiej” – napisał w Wyborczej.biz Leszek Kostrzewski.

O tym, że plan był inny, świadczy też tweet na profilu PiS zamieszczony w dniu występu prezesa – mowa w nim o kwocie 2200 brutto. Błąd Kaczyńskiego nie został sprostowany, zamiast tego cały aparat PiS zaczął udawać, że żadnego błędu nie było.

“Gdybyśmy zakwestionowali słowa prezesa Kaczyńskiego i przyznali, że się pomylił, mogłoby to być źle odebrane przez Polaków” – mówi Wyborczej.biz osoba związana z PiS.

Pomyłka Kaczyńskiego to niejedyny problem z „czternastką”. Miała być ona wypłacana z Funduszu Solidarnościowego, a ten z kolei zasilany miał być m.in. nieoprocentowaną pożyczką z Funduszu Rezerwy Demograficznej, czyli swego rodzaju rezerwy na trudne czasy.

Od dawna wiadomo, że wykorzystanie FRD do finansowania „trzynastek i „czternastek” jest delikatnie mówiąc kontrowersyjne. Po deklaracji Kaczyńskiego potrzebne są dodatkowe środki, których nie ma ani w budżecie państwa, ani w Funduszu Solidarnościowym.

Jak pisze w świetnym artykule serwis prawo.pl: „Żeby je pozyskać, rząd musi znowelizować ustawę budżetową. Wydanie zaś takich pieniędzy na mocy rozporządzenia jest nie tylko przekroczeniem delegacji ustawowej, ale i stanowi naruszenie dyscypliny finansów publicznych”.

Tak czy inaczej, pieniądze już są wydawane.

Mamy w OKO.press nowy program polityczny! Co tydzień w czwartki Dominika Sitnicka i Agata Szczęśniak opisują i komentują rzeczywistość polityczną. Czasami na poważnie, kiedy indziej z lekkim przymrużeniem oka. Sprawdźcie najnowszy odcinek pod tym linkiem”.

Ile kosztuje nas kiks Kaczyńskiego?

Różnica pełnych kosztów między „czternastką” 2200 brutto a 2200 netto to zatem specjalny podatek, który zapłacimy, żeby prezes PiS nie ośmieszył się w oczach wyborców.

”Przez pomyłkę Kaczyńskiego na 14. emeryturę trzeba będzie wydać zamiast 12 mld zł aż 20,7 mld zł” – pisze Wyborcza.biz.

Ta informacja sprowokowała serię wściekłych komentarzy i porównań, ale jest trochę nieścisła.

Podniesienie czternastki do 2200 zł neto to dla finansów publicznych faktycznie koszt 9,1 mld zł – tak wynika z oceny skutków regulacji dołączonej do rozporządzenia podpisanego przez Morawieckiego.

Wcześniej – w ustawie z maja 2023 – rząd szacował koszty „czternastki” (pierwotnie mającej wynosić tyle, co emerytura minimalna) na 11,6 mld zł. Teraz, jak informuje ZUS, wydatki na świadczenie wyniosą 20,7 mld zł. Różnica to wspomniane 9,1 mld zł – wszystko się więc zgadza.

Ale przypomnijmy, że mówimy tu o podniesieniu świadczenia do 2650 brutto.

Gdyby 14. emerytura wyniosła 2200 brutto, tak jak prezes Kaczyński miał pierwotnie ogłosić, możemy ostrożnie szacować, że dodatkowy koszt wyniósłby zauważalnie mniej niż 9,1 mld zł – odpowiednio byłoby to nieco ponad 5 mld zł.

Różnica, ok. 4 mld zł, to właśnie kwota, której szukamy – tyle zapłacimy za kiks Kaczyńskiego.

O tyle bowiem zwiększa się obciążenie finansów publicznych przez drobną zamianę 2200 zł brutto w 2200 zł netto. Ten szacunek jest oczywiście daleki od precyzji, ale daje nieco bliższe wyobrażenie o faktycznym koszcie roztargnienia prezesa.

Mniej, ale wciąż absurdalnie dużo

Czy to dużo? W skali całych finansów publicznych może wydawać się, że nie. Według znowelizowanej w lipcu ustawy budżetowej wydatki samego budżetu państwa mają wynieść w tym roku 693,4 mld. Mniej radośnie robi się, gdy zejdziemy na bardziej szczegółowy poziom. Weźmy jeden przykład – polską naukę.

4 miliardy zł to prawie trzykrotność rocznego budżetu Narodowego Centrum Nauki. Budżetu, który pomimo apelów naukowców, pozostaje absurdalnie niski.

„Brak zwiększenia budżetu Narodowego Centrum Nauki w sytuacji wysokiej inflacji i rosnących kosztów zatrudnienia to w dłuższej perspektywie czasowej odebranie polskim badaczom szansy na międzynarodową konkurencyjność. Strat wynikających z chronicznego niedofinansowania badań naukowych nie da się nadrobić”Strat wynikających z chronicznego niedofinansowania badań naukowych nie da się nadrobić" – pisali (bezskutecznie) w liście do ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka przewodniczący międzynarodowych paneli oceniających wnioski w konkursach NCN.

Polskim naukowcom pozostaje trwać w nadziei – a nuż prezes Kaczyński pewnego razu znowu się pomyli, tym razem na ich korzyść.

;
Na zdjęciu Bartosz Kocejko
Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze