0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Il. Mateusz Mirys / OKO.pressIl. Mateusz Mirys / ...

W przypadku centrów danych popełniane są te same błędy, co przy wejściu do Polski takich platform jak Uber czy Airbnb. Skutki złych decyzji i zaniechań dotyczących kontroli nad powstawaniem i funkcjonowaniem centrów danych mogą być jeszcze bardziej poważne i wpłynąć na życie nas wszystkich.

Jest 2 września 2025 i stan wody w Wiśle w stacji pomiarowej Warszawa-Bulwary wynosi 5 cm. Duża część Polski znajduje się w stanie suszy hydrologicznej. W miejscowości Żegocina przestały działać pompy w stacjach uzdatniania wody a w innych gminach, na Podkarpaciu, wyschły przydomowe studnie, w związku z czym wojsko dowoziło beczkowozami wodę mieszkańcom.

Zrzut ekranu 2025-09-11 134212

Przyczyny suszy są kompleksowe. Nie da się ich sprowadzić do opowieści o jednym czynniku, którego zmiana sprawi, że będziemy mieć dostęp do wody w kranie. Kluczowy jest wzrost globalnych temperatur wynikający m.in. ze spalania paliw kopalnych czy hodowli bydła na masową skalę. Ale również, w bardziej lokalnej skali, wydobywanie piasku z Wisły, na co zwraca uwagę Jan Mencwel.

Te zróżnicowane przyczyny wymagają szybkiej kompleksowej reakcji władz – które nie wydają się jednak jakkolwiek zainteresowane tematem.

Tymczasem pojawiają się nowe problemy. Sztuczna inteligencja, która coraz powszechniej jest obecna w podstawowych wersjach produktów i usług, z których korzystamy, pożera nie tylko ogromne ilości energii, ale również wody, która zużywana jest zarówno do produkcji energii, jak i, przede wszystkim, do chłodzenia centrów danych.

Stawianie takiej infrastruktury w Polsce jest m.in. ambicją Ministerstwa Cyfryzacji i finansowane ma być z Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności – KPO.

Jednocześnie w Polsce są już liczne centra danych, powstałe z inicjatywy prywatnych przedsiębiorstw. Niestety, jak pokazuje Sylwia Czubkowska, ich budowa jest często owiana tajemnicą.

Może to wywoływać niepokój: z doświadczeń innych państw wiemy, że centra danych mają ogromny wpływ na gospodarkę wodną. Pytanie o to, czy centra danych przyczyniają się do niskiego stanu Wisły, a jeżeli tak to w jakim stopniu, jest pytaniem, na które potrzebujemy odpowiedzi, ponieważ – jak pokazujemy poniżej – inwestycje w nie zarówno na świecie, jak i w Polsce, nabierają tempa.

Dlatego, chociaż nie jesteśmy hydrologami czy klimatologami, piszemy tekst o wodzie, a właściwie jej niedoborach. Jesteśmy naukowcami zajmującymi się technologiami cyfrowymi, platformami, ich regulacją i skutkami społecznymi i politycznymi ich działań.

Patrząc na to, co dzieje się wokół centrów danych na świecie, widzimy jak te same błędy, które były popełniane przy pojawieniu się platform takich jak Uber czy Airbnb – zachłyśniecie nowoczesnością, bezkrytyczna wiara w ich narrację – są powtarzane przy okazji budowania centrów danych.

Przeczytaj także:

Co ma woda do centrów danych?

Każdy, kto trzymał laptopa na kolanach albo próbował dłużej używać telefonu w temperaturach sięgających 30 stopni, wie, jak bardzo taki sprzęt potrafi się nagrzać. Aby nie uległ zniszczeniu, musi zostać schłodzony. W przypadku centrów danych mamy do czynienia z czymś podobnym, jednak na wielką skalę i z dużo bardziej zaawansowanymi sposobami obniżania temperatury niż zwykły wiatrak komputerowy.

Częstym sposobem jest chłodzenie zimną wodą. Według New York Timesa przeciętne centrum danych zużywa dziennie prawie 2 miliony litrów wody. Aktualnie budowane centra nowej generacji będą jej zużywały znacznie więcej. Jak podaje gazeta, jedna z firm budujących je w Stanach ubiegała się w lokalnym urzędzie gospodarki wodnej o dostęp do ponad 30 milionów litrów wody dziennie, czyli mniej więcej do takiej ilości, jaka wykorzystana jest w ciągu dnia przez około 30 000 gospodarstw domowych.

Według Peyton McCauley oraz Melissy Scanlan – ekspertek od prawa wodnego z University of Wisconsin-Milwaukee – w 2023 roku Google wykorzystał do chłodzenia swoich centrów danych prawie 23 miliardy litrów wody. Według autorek, w 2024 roku tylko jedno centrum danych tej firmy, mieszczące się w stanie Iowa, wykorzystało 3,8 miliarda litrów wody.

W związku z rosnącymi wymaganiami obliczeniowymi AI i coraz większymi centrami danych, ilość wykorzystywanej przez nie wody w kolejnych latach najprawdopodobniej skokowo wzrośnie. Jak podaje Australian Broadcasting Corporation (ABC), tylko w jednej, północno-zachodniej, części Melbourne, w Australii, 19 centrów danych ubiega się aktualnie o możliwość wykorzystania 20 miliardów litrów wody rocznie. Tyle, ile wykorzystuje 330 tys. mieszkańców tego miasta. Jedno z tych centrów ma w szczycie zapotrzebowania zużywać 321 litrów na sekundę. Wiceburmistrz jednej z dzielnic, gdzie mają być one ulokowane, obawia się, że to zagrozi budowie nowych mieszkań w tym rejonie. W dodatku lokalne władze nie mają dostępu nawet do podstawowych informacji o planowanych w ich dzielnicy inwestycjach.

Jak zwracają uwagę w swoich badaniach Jochen Monstadt i Katherine Saltzman, całkowity brak przejrzystości i celowe ukrywanie ponoszonych przez innych kosztów, zarówno ekonomicznych, jak i środowiskowych, charakteryzuje takie inwestycje nie tylko w Australii. W Stanach Zjednoczonych lokalne władze podpisują z firmami klauzule poufności, zabraniające przekazywania tak podstawowych informacji jak np. kto jest odpowiedzialny za inwestycje.

Priorytetem przy lokalizacji centrów danych jest jednak dostęp do taniej energii oraz dobra infrastruktura do przesyłania danych. Dlatego powstają też tam, gdzie zasoby wody są ograniczone. Tak na przykład, jak podaje BBC, w przypadku Meksyku liczne centra danych powstają w mieście Querétaro, które doświadczyło ostatnio suszy stulecia.

Według Financial Times, które opiera się na danych podawanych przez gigantów cyfrowych, w przypadku Microsoftu 42 procent wykorzystywanej przez nich wody pochodziło z „obszarów z niedoborem wody”, a w przypadku Mety było to 16 procent. Jeśli chodzi o Google’a, to 30 procent wody pochodziło z miejsc o średnim bądź wysokim stopniu zagrożenia niedoborami. Nic więc dziwnego, że w niektórych miejscach skutki pojawienia się centrów danych są już odczuwalne. Zbudowanie centrów danych firmy Meta w okolicach miasta Atlanty, w stanie Georgia, wywołało według organizacji mediowej non-profit More Perfect Union oraz New York Times znaczne problemy z zaopatrzeniem w wodę mieszkańców.

Co się dzieje z wodą?

Tematem budzącym wiele pytań, na który w literaturze można odnaleźć bardzo różne szacunki, jest to, jak wiele wody zużywanej do chłodzenia centrów danych wraca do obiegu.

Jak tłumaczy ekspertka zajmująca się polityką dotyczącą wody, Peyton McCauley, centra danych mogą używać różnych typów chłodzenia: wykorzystujących powietrze, wodę lub inne metody. W systemach z chłodzeniem wodą część działa jako systemy zamknięte (jak mówi McCauley, „woda, która się w nim znajduje, jest używana ciągle od nowa”).

Część z kolei to systemy oparte na parowaniu, w których woda opuszcza system chłodzenia w formie pary. W tym wypadku woda używana do chłodzenia podlega zużyciu i nie wraca do obiegu.

W wypadku systemów zamkniętych większe jest z zużycie energii, co z kolei się wiąże ze znacznie większym pośrednim zużyciem wody, koniecznym do jej wyprodukowania. Rozgrzana woda musi bowiem zostać schłodzona.

Inne metody, pozwalające na mniejsze zużycie wody, mogą się natomiast wiązać z wprowadzeniem do niej zanieczyszczeń.

Aby zrozumieć, co ma miejsce w centrach danych w Polsce, zarówno tych już działających, jak i tych, które aktualnie powstają, niezbędna byłaby wiedza na temat konkretnych stosowanych w nich technologii, które nie są publicznie dostępne.

Spory o centra danych w Europie

Lokalizacja centrów danych w miejscach, w których dostęp do wody nie jest problemem, generuje inne wyzwania, m.in. związane ze zużyciem prądu. Ten problem okazał się kluczowy w Marsylii, która z tego powodu opóźniła przebudowę portu, ułatwiającą dostęp mieszkańców do niego.

W związku z tym, że wprowadzenie zmian w porcie wymagałoby dużej ilości energii, zużywanej obecnie przez centra danych, zdecydowano się przełożyć przebudowę. Tym samym wybrano – w ramach ograniczonych zasobów – wykorzystywanie ich do utrzymywania centrów danych.

Wątpliwości związane z dostępem do energii mogły – zgodnie z podejrzeniami, aczkolwiek niepotwierdzonymi wprost przez Google’a – stać za decyzją o niebudowaniu centrum danych przez tę firmę w mieście Mittenwalde, na obrzeżach Berlina.

Według raportu Ember w 2023 roku centra danych zużywały między 33 procent a 42 procent energii elektrycznej w miastach takich jak Amsterdam, Londyn czy Frankfurt i niemal 80 procent w Dublinie.

Obawy związane ze skutkami powstających centrów są przedmiotem debaty i działań lokalnych władz od kilku lat. Już w 2019 roku Amsterdam wprowadził roczne moratorium na budowę centrów danych, uzasadniając to m.in. ograniczoną przestrzenią w mieście. Ale 6 lat później, w 2025 roku ogłosił znacznie dalej idące ograniczenia w tworzeniu centrów danych. Wraz ze wzrostem świadomości co do wpływu centrów danych na życie mieszkańców polityka wobec tego typu inwestycji stała się bardziej restrykcyjna, co pokazują w swoich badaniach Jochen Monstadt i Katherine Saltzman.

Z kolei próby ograniczenia budowy centrów danych w Dublinie zostały zakwestionowane przez Irlandzki rząd i sąd.

Przykłady te pokazują dylemat, przed którym stoją władze. Z jednej strony centra danych tworzą infrastrukturę potrzebną do używania i rozwijania cyfrowych rozwiązań. Z drugiej, jest to tak energo- i zasobochłonna infrastruktura, że jej szybka ekspansja prowadzona jest często kosztem innych potrzeb. Jednocześnie na ogół bardzo mało o tych inwestycjach wiadomo, zaś przedstawiane przez inwestorów prognozy – zużycia wody czy prądu, jak i powstawania nowych miejsc pracy – zwykle rozmijają się z rzeczywistością. To pokazuje, że rozwijanie tego typu infrastruktury musi być oparte na ocenie jej rzeczywistego wpływu na środowisko, na społeczności zamieszkujące dany region czy rynek pracy.

Centra danych w Polsce? Mało wiemy

Na temat centrów danych w Polsce wiadomo niewiele. Jak zauważa Sylwia Czubkowska w książce Bógtechy: jak wielkie firmy technologiczne przejmują władzę nad Polską i światem, tego rodzaju inwestycje otacza w naszym kraju nimb tajemnicy. Autorka opisuje też, jak tygodniami próbowała się dowiedzieć, gdzie w Polsce ulokowane są największe takie centra. Bezskutecznie. Niestety, państwo nie udostępnia podstawowych danych dotyczących takich inwestycji. Co więcej, często ich nawet nie posiada, ponieważ, jak zauważa Czubkowska, nie zawsze są robione w związku z nimi analizy kosztów środowiskowych.

Pisze o tym otwarcie Wojciech Langowski, prawnik firmy Miller Canfield, który w tekście „Prawne aspekty budowy centrów danych” (Legal Aspects of Bulding Data Centers), zauważa „inwestorzy mają pewną wolność w wyborze lokalizacji i mogą zaprojektować obiekt w taki sposób, żeby nie musieć uzyskać decyzji środowiskowej” [tłumaczenie nasze].

Niestety, bez dostępu do innych danych jesteśmy zmuszeni do opierania się na tych przedstawianych przez firmy zainteresowane rozwojem sektora. Tak na przykład według Baker McKenzie, firmy prawniczej zajmującej się takimi inwestycjami, w 2024 roku w Polsce znajdowały się 123 centra danych.

Według raportu AXI IMMO, firmy zajmującej się doradztwem w zakresie nieruchomości komercyjnych, w 2024 roku było ich w Polsce 150, z czego 53 w samej Warszawie. Z kolei Baxtel – przedsiębiorstwo zajmujące się zbieraniem informacji o centrach danych – umieszcza w Polsce 59 tego typu inwestycji, z czego 34 w Warszawie.

Unia Europejska, w raporcie z lipca 2025 szacuje, że jest to 87 centrów danych, chociaż liczba tych, które podały stosowne dane o swoim funkcjonowaniu, to 36.

Według Polish Data Centre Association, stowarzyszenia, które łączy właścicieli i operatorów największych centrów danych w Polsce, 80 procent wszystkich polskich centrów danych znajdowało się w okolicach Warszawy.

Choć przedstawiciele tego sektora na niemal każdym kroku powtarzają hasła o „zrównoważonym rozwoju” i „czystej energii”, to gdy czyta się ich raporty i wypowiedzi, wyłania się bardziej niepokojący obraz.

Symptomatyczny przykład można znaleźć w raporcie stworzonym przez Polish Data Centre Association o znaczącym tytule Poland: A Cool Place For Data Centre Development. W tym raporcie Polska jest przedstawiana jako miejsce, które jest „cool”, w podwójnym tego słowa znaczeniu, czyli zarówno chłodne, jak i fajne. Niskie temperatury w Polsce („lowest ambient temperature outside of the Nordics”) są istotne, bo wiążą się z niższymi kosztami chłodzenia centrów, czyli niższym zużyciem energii oraz wody. Oczywiście raport pomija problem coraz większych upałów w lecie i związanych z tym suszy i niedoborów wody w niektórych miejscach kraju.

Zrzut ekranu 2025-09-11 135106

Źródło: Fragment raportuPoland: A Cool Place For Data Centre Development”.

Polska nie reguluje, więc jest fajna

Polska jest też przedstawiana jako „fajna” ze względu na sprzyjające regulacje. W raporcie autorzy zachęcają do budowania takich centrów w Polsce, pisząc:

„W sytuacji rosnącego zapotrzebowania, rynki FLAP-D (Frankfurt, Londyn, Amsterdam, Paryż oraz Dublin) napotkały szereg ograniczeń związanych z przepustowością sieci energetycznych oraz planami miejscowymi. Zmusiły one operatorów do rozważenia alternatywnych lokalizacji dla dużych inwestycji. To właśnie na tym tle kształtuje się silna pozycja Polski na europejskim rynku centrów danych”. [tłumaczenie nasze]

Polska jest dobrym miejscem do inwestycji, ponieważ regulacje są słabsze niż w krajach zachodniej Europy i, co więcej, jest szansa na dalsze ich osłabienie (co w raporcie jest opisane jako próba wprowadzenia „przyspieszonych procedur planowania i wydawania pozwoleń dla centrów danych”). Podobnie ze strony internetowej firmy prawniczej Baker McKenzie dowiemy się, że: „Zainteresowanie Polską jako miejscem lokalizacji centrów danych wzrasta i według ekspertów Baker McKenzie, będzie dalej rosło ze względu na ograniczenia administracyjne wprowadzane przez inne kraje”. [tłumaczenie nasze]

To, że inne kraje wprowadzają nowe restrykcje dla tego rodzaju inwestycji, a my nie, powinno dawać do myślenia.

Co ciekawe, nawet w wypowiedziach przedstawicieli tego sektora pojawia się problem braku wody. W maju tego roku Brytyjsko-Polska Izba Handlowa zorganizowała spotkanie dotyczące rozwoju sektora centrów danych. Jak możemy się dowiedzieć ze streszczenia tego wydarzenia, uczestnicy dowiedzieli się, gdzie i jak budować centra danych w Polsce. W czasie seminarium uczestnicy zostali poinformowani, że najważniejsza przy doborze lokalizacji jest „energia, energia”, a następnie, m.in. „dostęp do wody oraz bliskość straży pożarnej”.

Wśród prezentacji była prezentacja Jamesa Rowse’a oraz Igora Sikorskiego z firmy Cundall, dotycząca „wyzwań inżynieryjnych związanych z utrzymaniem chłodu w centrach danych”. W prezentacji, według streszczenia, poruszany był wątek „niewystarczających zasobów wody” i „wysuszonych centralnych rejonów” Polski stanowiących problem dla tego rodzaju inwestycji. Nasuwa się wrażenie, że Polska nie jest jednak aż tak cool, jak się wydawała.

Zużywamy państwa wodę… i co nam zrobicie?

W naszych badaniach dokumentowaliśmy w jaki sposób, niemal dekadę temu, państwo polskie przegapiło moment na poskromienie platform cyfrowych takich jak Airbnb czy Uber. Było to po części związane ze strategiami tych firm, które celowo spowalniały reakcję państwa, po części z nieudolnością i niedofinansowaniem państwowych instytucji, wreszcie częściowo z aktywnym wsparciem niektórych polityków, którzy zachłysnęli się wizją „czwartej rewolucji przemysłowej”.

Choć na początku negatywne konsekwencje rozwoju platform nie były może tak oczywiste, dziś są już zupełnie widoczne: postępuje oligopolizacja rynku przewozów osobowych, zarobki kierowców są bardzo niskie, zaś ceny dla konsumentów przestają być tak atrakcyjne, jak były, kiedy platformy walczyły o swoją pozycję.

Z kolei rozrost najmu krótkoterminowego prowadzi do zmniejszania liczby dostępnych mieszkań na wynajem długoterminowy, co w niektórych miastach wywołuje protesty przeciwko obecności platform takich jak np. Airbnb.

Z perspektywy naszych badań, obecny moment rozwoju centrów danych wydaje się pod wieloma względami bardzo podobny. Tak jak Uber i Airbnb ukrywał prawdziwe koszty swojej ekspansji, tak teraz nie znamy prawdziwych kosztów szybkiego rozwoju centrów danych w Polsce. A koszty te będą drastycznie rosnąć, bowiem do 2030 roku wielkość tego sektora ma w Polsce powiększyć się trzykrotnie.

W przyszłym roku w Ożarowie Mazowieckim pod Warszawą ma rozpocząć się budowa centrum danych, które – jeżeli kierować się uśrednionymi danymi ze Stanów Zjednoczonych dla podobnych obiektów – mogłoby w przyszłości zużywać nawet 2 miliony litrów wody dziennie.

Natomiast w planach na najbliższą przyszłość jest budowa w Polsce kolejnych takich obiektów, które są nawet 10-krotnie bardziej energochłonne niż to w Ożarowie, co jest związane również ze znacznie większym zużyciem wody.

Tak jak dekadę temu w kontekście „ekonomii współdzielenia” za często powtarzanymi hasłami o „zrównoważonym rozwoju” i „cyfrowej rewolucji” kryje się dużo bardziej prozaiczna historia dotycząca ograniczania kosztów – zwykle przez przerzucanie ich na otoczenie, państwa i społeczeństwa.

Więc gdy ostatnio szef OpenAI Sam Altman twierdził, bez podania źródeł, że jedno pytanie zadane ChatGPT zużywa 1/15 łyżeczki wody, nam się przypomina szef Ubera obiecujący 10 lat temu „mniej ludzi posiadających samochody, mniej samochodów na drogach… mniej zanieczyszczeń i więcej dobrobytu”.

Gdy przedstawiciele sektora centrów danych w Polsce otwarcie mówią w filmikach promocyjnych „o usuwaniu obciążeń regulacyjnych i tworzeniu zachęt do inwestowania w centra danych”, przypominają się wypowiedzi szefa Airbnb Braina Chesky o tym, że „[Airbnb] jest jak Organizacja Narodów Zjednoczonych przy każdym stole kuchennym [...] Żebyśmy my wygrali, nikt nie musi przegrać”.

Jednak między tymi dwoma sytuacjami jest także znacząca różnica. O ile wtedy problematyczną kwestią były warunki pracy taksówkarzy i bezpieczeństwo klientów (Uber), czy ceny i dostępność mieszkań (Airbnb), teraz na szali leży jeszcze więcej: bezpieczeństwo nas wszystkich i powszechny dostęp do najbardziej podstawowych dóbr: energii oraz wody.

Z brakami w tych zasobach nie sposób wygrać zmianą jednej ustawy czy ścisłym egzekwowaniem istniejących przepisów.

Cztery najpilniejsze sprawy

Po pierwsze, powinniśmy mieć pełen dostęp do informacji dotyczących poziomu zużycia tych zasobów przez centra danych. Ponadto wprowadzenie regulacji w tym zakresie wynika z obowiązującego Polskę prawa Unii Europejskiej i powinno mieć miejsce do 11 października 2025 (z czym władze zamierzają się raczej spóźnić, planując przyjęcie przez Radę Ministrów projektu na trzeci kwartał 2025 roku).

Po drugie, warto byłoby wiedzieć, jakie regulacje przedstawiciele środowiska centrów danych chcą usunąć i nie dopuścić do ich zmiany pod potrzeby tego rynku, bez uwzględniania innych interesów.

Po trzecie, władze powinny ściśle kontrolować skalę, lokalizację i warunki, na których działają tego typu miejsca.

Po czwarte, jeśli okaże się, że staniemy przed wyborem, czy dostępna woda zużyta ma być do chłodzenia centrów danych, które wykorzystywane są np. do oferowania nam możliwości rozmowy z AI-czatem w e-sklepie, czy doprowadzona do wodociągów i wykorzystana do gotowania czy wzięcia prysznica, powinniśmy – my, obywatele – móc dokonać tego wyboru, a nie pozwalać go dokonywać za nas korporacjom technologicznym.

Jak pokazują nasze badania, w przypadku platform takich jak Uber, reakcja polskiego państwa nastąpiła znacząco za późno, po wielu latach, gdy próba ich okiełznania stała się znacznie trudniejsza. W przypadku centrów danych nie stać nas na popełnienie tego samego błędu.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Joanna Mazur
Joanna Mazur

Adiunktka na Wydziale Zarządzania UW, analityczka DELab UW i Centrum Studiów Antymonopolowych i Regulacyjnych. Zajmuje się prawem nowych technologii, m.in. ochroną danych osobowych czy regulacją platform, często we współpracy z badaczami reprezentującymi inne dyscypliny. Jej doktorat ukazał się w formie książkowej w wolnym dostępie („Algorytm jako informacja publiczna w prawie europejskim”). Jest również autorką powieści „Ciepło-zimno” na temat kryzysu klimatycznego, nominowanej do Nagrody Literackiej im. W. Gombrowicza.

Na zdjęciu Marcin Serafin
Marcin Serafin

Socjolog ekonomiczny. Adiunkt w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. W latach 2017–2023 prowadził Max Planck Partner Group for the Sociology of Economic Life. Zajmuje się społeczno-politycznymi aspektami procesów gospodarczych, w tym relacjami między platformami cyfrowymi a państwem, inflacją oraz wprowadzeniem podatku dochodowego w Polsce po 1989 roku. W swoich badaniach analizował m.in. rozwój Ubera w Polsce i na świecie. Były redaktor czasopisma Economic sociology. Perspectives and conversations.

Komentarze