Polityka zagraniczna to poważna sprawa. Ważne są czyny, ale słowa nie są bez znaczenia. Wyznaczają one otoczeniu – sojusznikom i przeciwnikom – parametry polityki. Tak było i powinno być w Polsce. Nie jest – od czasu objęcia władzy przez PiS
Teraz do grona twórców nowej polityki zagranicznej PiS dołączył Ryszard Czarnecki. Sprawuje poważny urząd, jest bowiem wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Najwyraźniej jednak jego noblesse– nie–oblige, ponieważ po udziale w konwencji Partii Republikańskiej był tak zachwycony Donaldem Trumpem (i jego podważaniem gwarancji bezpieczeństwa NATO też i dla Polski), że podzielił się z opinią publiczną swoimi cennymi przemyśleniami.
Hillary Clinton była sekretarzem stanu w pierwszej kadencji Baracka Obamy i to ona odpowiada za reset z Rosją. Amerykanie za pomoc Rosji przy rozwiązaniu sprawy Iranu i konfliktu na Bliskim Wschodzie sprzedali wtedy Polskę i nasz region
Uwagę zwracają słowa o sprzedaniu Polski przez USA. To słowa nie tylko nieprawdziwie, ale również w najwyższym stopniu nieodpowiedzialne.
„Reset” stosunków z Rosją rozpoczął się w 2008 roku, gdy stanowisko prezydenta objął Dmitrij Miedwiediew, czyli cztery lata przed drugą prezydenturą Władimira Putina, który w 2012 roku zmienił kurs polityki Rosji na otwarcie antyzachodni i antyamerykański.
Miedwiediew forsował interesy Rosji w dziedzinie bezpieczeństwa drogami dyplomatycznymi, nie siłowymi. Celem Moskwy było wówczas zastąpienie NATO nową architekturą bezpieczeństwa, w której Rosja mogłaby współdecydować o bezpieczeństwie Europy. Wszystkie te propozycje zostały odrzucone przez USA i NATO.
Tłem „resetu” było m.in. napięcie na tle Iranu oraz wojna Rosji z Gruzją, która – czy nam się to podoba, czy nie podoba (a nie podoba się) pokazała, gdzie na jakiś czas znajdują się granice ekspansji NATO. Sam „Reset” natomiast dotyczył spraw, które leżały w interesie obu stron i miały pełne poparcie europejskich sojuszników USA:
Współpraca w rozwiązaniu pogłębiającego się kryzysu irańskiego, który groził wybuchem wojny, leżała w interesie wszystkich: USA, Europy i Rosji. Ambicje władz irańskich oraz brak zaufania przeciągały znalezienie rozwiązania aż do lipca 2015 r. Skuteczny okazał się format negocjacji z udziałem pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ – Chin, Francji, Rosji, USA, Wlk. Brytanii – oraz Niemiec i Unii Europejskiej. Najważniejsze były stosunki Iranu z USA, wrogie od czasów irańskiej rewolucji w 1979 r., ale Rosja miała swój udział w porozumieniu – perspektywa nieprzewidywalnego, dysponującego bronią nuklearną Iranu oraz możliwość, że niedaleko granic Rosji dojdzie do wojny z udziałem Izraela, Arabii Saudyjskiej i Egiptu, była traktowana i w Moskwie jako poważne zagrożenie.
Ryszardowi Czarneckiemu pozycja Rosji w świecie z pewnością się nie podoba, to nawet on (a mam ogromną wiarę w jego zdolności analityczne i siłę sprawczą) nie byłby w stanie zapobiec dostarczeniu Iranowi najnowocześniejszych rosyjskich systemów rakietowych SS-400. Rosja musiała coś dostać, by tego nie czynić i nie łamać drastycznych sankcji nałożonych na Iran. Nie wiemy, co dostała – ale wiemy, że nie dotyczyło to Polski. Powszechne wśród ekspertów jest przekonanie, że Rosja mogła uzyskać zapewnienie, iż rozszerzenie NATO o Gruzję i Ukrainę to kwestia dalszej przyszłości. Czarnecki mógłby więc u swoich niemieckich i francuskich przyjaciół w Parlamencie Europejskim sprawdzić, w jakim stopniu odpowiedzialność za tę decyzję ponoszą tylko Barack Obama i Hillary Clinton.
Trudno powiedzieć, o co Czarneckiemu chodzi, gdy mówi o „konflikcie na Bliskim Wschodzie”, bo trudno mówić o współpracy amerykańsko-rosyjskiej. Obalenie rządów Muammara Kadafiego w Libii zostało potępione przez Moskwę. Wtedy jednak Rosjanie nie kiwnęli palcem, w przeciwieństwie do 2015 roku, gdy sprzeciwiając się obalaniu zaprzyjaźnionego satrapy Moskwa wkroczyła militarnie do Syrii i wsparła Baszara al-Assada w wojnie domowej. Rosja nikogo nie pytała o zdanie.
Ryszard Czarnecki twierdzi, że Stany Zjednoczone „sprzedały Polskę i nasz region” (mowa może być jedynie o członkach NATO, a nie o państwach, które – jak Ukraina – nie należą do Sojuszu i nie są objęte gwarancjami bezpieczeństwa). Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego zapomniał, że Barack Obama (wraz z Hillary Clinton):
Wojowniczy Ryszard Czarnecki, podobnie jak minister Radosław Sikorski, który apelował o dwie dywizje amerykańskie, uzna zapewne wszystkie te posunięcia za niewystarczające. Z tym można się zgodzić – ale z pewnością nie są one dowodem na to, że USA „sprzedały Polskę”.
Na marginesie warto dodać, że w USA to rosyjskim służbom przypisuje się kradzież maili kierownictwa Partii Demokratycznej. Ta akcja wymierzona była w Hillary Clinton.
Analityk z dziedziny stosunków międzynarodowych w Centrum Stosunków Międzynarodowych. Specjalizuje się w problematyce bezpieczeństwa międzynarodowego i NATO, relacjach transatlantyckich, polityce wschodniej UE i Rosji, a także w kwestiach praw człowieka i demokracji. Wcześniej m.in. współpracownik KOR, współtwórca wydawnictwa „Aneks”, dyrektor Sekcji Polskiej BBC, wiceprezes zarządu Polskiego Radia SA i prezes CSM. Jest członkiem Rady Programowej Forum Polsko-Czeskiego przy MSZ.
Analityk z dziedziny stosunków międzynarodowych w Centrum Stosunków Międzynarodowych. Specjalizuje się w problematyce bezpieczeństwa międzynarodowego i NATO, relacjach transatlantyckich, polityce wschodniej UE i Rosji, a także w kwestiach praw człowieka i demokracji. Wcześniej m.in. współpracownik KOR, współtwórca wydawnictwa „Aneks”, dyrektor Sekcji Polskiej BBC, wiceprezes zarządu Polskiego Radia SA i prezes CSM. Jest członkiem Rady Programowej Forum Polsko-Czeskiego przy MSZ.
Komentarze