Ministerstwo Edukacji i Nauki w nieprzejrzystych konkursach przyznało milionowe granty na zakup siedzib fundacjom ludzi związanych z władzą. W odpowiedzi na krytykę Przemysław Czarnek twierdzi: a „zameczek za 10 milionów” PO dała Kolegium Europy Wschodniej. Wtórują mu prorządowe media. Taka narracja jest jednak zupełnie nietrafiona
Od połowy stycznia wiadomo, że Ministerstwo Edukacji i Nauki rozdało w sumie 40 milionów złotych w ramach konkursu Czarnka pt. „Rozwój potencjału infrastrukturalnego podmiotów wspierających system oświaty i wychowania”.
Dotacje w wysokości od 50 tys. do 5 mln złotych trafiły do 42 organizacji. Wiele z nich to fundacje powiązane z politykami PiS, które za te pieniądze kupują okazałe nieruchomości w całej Polsce.
5 mln zł za zakup zabytkowej willi na Mokotowie w Warszawie dostała Fundacja Polska Wielki Projekt, założona przez europosła PiS Zdzisława Krasnodębskiego. 4,5 mln zł na zakup willi na Saskiej Kępie dostała fundacja „Wolność i Demokracja” założona przez posła PiS Michała Dworczyka oraz byłego skarbnika tej partii Stanisława Kostrzewskiego.
Fundacja założona przez Dworczyka nie publikuje na swojej stronie internetowej nawet sprawozdań finansowych (ostatnie pochodzi z 2017 roku). OKO.press pisało o sprawie m.in. tutaj.
Jak wynika z analizy dofinansowanych podmiotów, z hojności Czarnka skorzystają organizacje ideologicznie bliskie władzy: fundacje katolickie, te o profilu konserwatywnym.
Jak w OKO.press pisała Maria Pankowska, wiele z nich już wcześniej pojawiało się wśród beneficjentów dotacji z Narodowego Instytutu Wolności. Część dopiero co powstała albo dostała środki, pomimo że ich wnioski zostały ocenione na zero punktów.
"Takie przyznawanie funduszy swoim stoi w sprzeczności m.in. z zasadą równości, przejrzystości i gospodarności przy wydatkowaniu publicznych funduszy" – zwraca uwagę Filip Pazderski, ekspert Instytutu Spraw Publicznych.
"Podmioty publiczne nie mają prawa dyskryminować nikogo w ramach organizowanych przez siebie konkursów. Tym bardziej faworyzować swoich w walce o publiczne fundusze. To zasady wynikające m.in. z ustawy o finansach publicznych" – podkreśla ekspert.
Minister Czarnek tłumaczy się ze swoich działań już trzeci tydzień. Spiesząc mu w sukurs prorządowe media wyciągają analogiczny ich zdaniem przykład Kolegium Europy Wschodniej (KEW):
Sam Czarnek w rozmowie na antenie Polskiego Radia 3 lutego mówił:
"Jaka jest różnica między nami a nimi? A no taka, że oni przekazywali 10 milionów na zamek+. Bez jakichkolwiek zobowiązań, umów czy wymogów, co do prowadzonej działalności (...) Kto jest w radzie fundacji? Pan Kowal, Pani Dulkiewicz" – mówił Czarnek.
"Jaka jest różnica między nami a nimi? A no taka, że oni przekazywali 10 milionów na zamek +, bez jakichkolwiek zobowiązań, umów, czy wymogów, co do prowadzonej działalności (...) Kto jest w radzie fundacji? Pan Kowal, Pani Dulkiewicz.
Pytał też , "co w tym złego [że ministerstwo przydziela dotacje – przyp. red.]? Że lewactwo nie dostało? (…) Lewackim nigdy nie dam. Lewactwo nigdy nie dostanie” – emocjonował się Czarnek.
Z twierdzeń minstra Czarnka oraz przywołanych wyżej tekstów w prorządowych mediach wynika, że:
Co ciekawe to wszystko prawda. Diabeł tkwi jednak w bardzo istotnych szczegółach. A te sprawiają, że sugestie zawarte w tych TVP Info czy Polskiego Radia 24 typu "nie tylko PO dała swoim zameczek za 10 milionów, ale ci czerpią z tego zapewne także zyski; za zamku zorganizowano przecież hotel i restaurację" są zupełnie nieprawdziwe.
KEW to fundacja założona w 2001 roku z inicjatywy Jana Nowaka Jeziorańskiego, słynnego kuriera i emisariusza Armii Krajowej i Rządu RP w Londynie w czasie II wojny. Fundacja zajmuje się polityką wschodnią. Jej działalność podlega kontroli Ministerstwa Spraw Zagranicznych (jako ministerstwa właściwego dla obszaru działalności fundacji).
KEW faktycznie w 2014 roku otrzymał na swoją siedzibę zamek w Wojnowicach pod Wrocławiem. Budynek wpisany do rejestru zabytków został przekazany KEW w darowiźnie przez Skarb Państwa. To jeden z nielicznych w Polsce zamków mieszczańskich. TVP Info twierdzi, że jego wartość na tamte czasy była szacowana na 10 mln zł – nie byliśmy w stanie potwierdzić tej informacji.
Jak tłumaczy KEW, prawdą jest, że w radzie fundacji znajdują się politycy współpracujący z Platformą Obywatelską: Paweł Kowal, Aleksandra Dulkiewicz, Rafał Dutkiewicz i Jacek Sutryk. Natomiast publikacje w prorządowych mediach zapominają wspomnieć o bardzo istotnym, lecz nie pasującym do ich tezy fakcie:
Osoby te nie zasiadają w Radzie Fundacji jako osoby prywatne, lecz reprezentują instytucje publiczne, które założyły Kolegium Europy Wschodniej.
Jak wynika bowiem z oświadczenia zarządu KEW, a informacje te weryfikujemy w KRS i statucie fundacji,
fundatorami Kolegium są bowiem instytucje publiczne.
"Oprócz Jana Nowaka-Jeziorańskiego [fundację - przyp. red.] założyły Województwo Dolnośląskie, Miasto Wrocław, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Fundacja Krzyżowa, Stowarzyszenie na rzecz Kultury Europejskiej i Dom spotkań im. Angelusa Silesiusa. Po śmierci inicjatora powołania Fundacji, czyli Jana Nowaka Jeziorańskiego, nie ma wśród fundatorów ani jednej osoby fizycznej".
Co to oznacza?
Zamek na wodzie nie został więc przekazany w ręce fundacji założonej prywatnie przez polityków związanych z PO. Został przekazany fundacji, której fundatorami są miasta, gminy i województwa.
Dokładnie w takiej samej roli jak wyżej wspomniani Sutryk, Dulkiewicz czy Kowal, w radzie fundacji Kolegium Europy Wschodniej zasiadają także osoby delegowane przez prezydenta RP Andrzeja Dudę czy szefa MSZ Zbigniewa Raua.
Posługując się więc tą samą logiką, która pozwoliła do tytułu tekstu w portalu TVP Info wrzucić Sutryka i Kowala, by stworzyć wrażenie, że PO dała zamek fundacji polityków PO, równie dobrze można by stworzyć tytuł „Fundacja otrzymała zamek. W radzie człowiek Andrzeja Dudy i Zbigniewa Raua”.
Nie jest też prawdą, że fundacja otrzymała zamek bez żadnych umów i zobowiązań, jak twierdzi minister Czarnek. Nieruchomość została przekazana w darowiźnie na cele statutowe fundacji. Takie darowizny są regulowane ustawą o gospodarce nieruchomościami. Taką darowiznę można odebrać, jeśli nie jest wykorzystywana zgodnie z przeznaczeniem. Mówi o tym artykuł 13 tej ustawy.
Użytkowanie zamku przez KEW jest więc uregulowane ustawą, a nie wątpliwym pod względem prawa regulaminem konkursu ministra Czarnka.
"Przywoływanie przykładu KEW-u w rozmowie o nieprawidłowościach przy konkursach organizowanych przez MEiN to mydlenie ludziom oczu, odciąganie ich uwagi od sedna działań Ministerstwa. Prorządowe media robią to oczywiście regularnie" – mówi OKO.press Pazderski.
Ekspert podkreśla jednak, że problemem nie jest to, że ministerstwo edukacji i nauki przyznało te dotacje, czy że z publicznych funduszy wspiera się organizacje III sektora, również przekazując im nieruchomości na działalność czy przydzielając dotacje na ich zakup.
"Tu chodzi o to, jak się je przyznało i komu. Problemem w tym przypadku są nieprzejrzyste, niesprawiedliwe procedury, które stoją w sprzeczności z zasadami gospodarności, celowości racjonalności. Jeśli organizacja, która dopiero co zaczęła działalność, dostaje milion lub nawet więcej na zakup okazałej siedziby, to pytanie o gospodarność w wydatkowaniu publicznych środków narzuca się samo" – podkreśla Filip Pazderski. „Podobnie jest, gdy analogiczne kwoty w konkursie skierowanym na wsparcie działań edukacyjnych są przyznawane podmiotom, których doświadczenie w takiej pracy jest znikome” – dodaje ekspert.
Przywoływanie przez media publiczne przykładu Kolegium Europy Wschodniej, wbrew intencjom twórców tej "kontrnarracji", jest jednak bardzo przydatne.
Te, które działają transparentnie i w swoją konstrukcję wpisują mocne systemy wewnętrznej kontroli oraz te, które opierają się właściwie na jednowładztwie - decydujący głos mają w nich np. fundatorzy, i tyle.
"W każdej instytucji, w tym fundacji, istotna jest kwestia władzy. Kto kontroluje działalność fundacji, kto wybiera zarząd, kto decyduje o kierunku rozwoju. Takie funkcje kontrolne wobec zarządu może pełnić niezależna od zarządu rada fundacji, w której mogą zasiadać fundatorzy. System mianowania osób do tego ciała, waga głosów w radzie mają znaczenie dla skuteczności mechanizmów wewnętrznej kontroli" – tłumaczy Julia Kluczyńska z Forum Darczyńców.
Według statutu fundacji jedenastu członków Rady Fundacji delegują bowiem niezależnie od siebie instytucje:
Osoby delegowane przez te instytucje, reprezentują w radzie ich interes. Ponadto na tych stanowiskach regularnie następuje rotacja, bo przecież wszystko zależy od tego, kto wygra wybory.
Tymczasem fundatorami np. fundacji Wolność i Demokracja czy Polska Wielki Projekt są czynni politycy, którzy występują tu jako osoby fizyczne. Fundacja Polska Wielki Projekt w ogóle nie ma takiego organu kontrolnego, jakim jest rada. Jest tylko zarząd i są fundatorzy.
W oświadczeniu po publikacjach medialnych związanych z konkursem MEiN, zarząd fundacji tłumaczył, że osoby wymienione na stronie internetowej w zakładce "Rada" to nie rada fundacji, lecz rada organizowanego przez fundację wydarzenia (kongresu "Polska Wielki Projekt"). Kto zatem kontroluje działalność fundacji i wydatkowanie przez nią środków z dotacji? Nie wiadomo.
Istotne jest coś jeszcze.
Prywatne inicjatywy czynnych polityków, czy to dotyczące działalności biznesowej, czy w organizacjach pozarządowych, powinny podlegać szczególnej kontroli. To tu może bowiem występować konflikt interesów i pojawiać się ryzyko korupcji politycznej.
Z powodu pełnionych funkcji politycy mają bowiem możliwość bezpośredniego wpływu na dysponentów środków publicznych. W rezultacie mogą mieć wpływ na to, że środki te będą trafiać do powiązanych z nimi podmiotów prywatnych.
W piątkowej rozmowie z Polskim Radiem minister Czarnek wypowiadał się tak, jakby zupełnie nie był świadom tych ryzyk. Mówiąc np. o fundacji prof. Krasnodębdzkiego nie tylko nie był świadom, że profesor jest fundatorem tego podmiotu, a nie tylko członkiem rady. Wszystko co miał do powiedzenia, to że "to światowej klasy naukowiec, który chce promować ideę Trójmorza". "Dlaczego fundacja, w której radzie zasiada miałaby nie dostać pieniędzy?" – pytał.
Takie stawianie sprawy to wyraz rażącego braku wiedzy, a co za tym idzie zapewne kompetencji do bycia urzędnikiem państwowym.
Zwłaszcza że w wielu obszarach działalności państwa, zachowanie procedur antykorupcyjnych jest obowiązkiem urzędników. Takim obszarem są przede wszystkim zamówienia publiczne, pomoc publiczna oraz procedury przyznawania wszelkich publicznych środków – czy to krajowych, czy unijnych.
Osoby "eksponowane politycznie" (z ang. politically exposed persons) powinny być poddawane szczególnej kontroli. Co ważne, chodzi tu nie tylko o polityków, lecz ich rodziny, przyjaciół, współpracowników, osoby z nimi kojarzone, itp.
Minister Czarnek zdaje się nie mieć o tym zielonego pojęcia.
Oczywiście w świetle prawa w żadnym z tych wypadków majątek fundacji nie jest majątkiem fundatorów. To jest regulowane ustawą o fundacjach. Ustawa reguluje nawet to, co w przypadku likwidacji fundacji należy zrobić z jej pozostałym majątkiem. Np. należy przekazać go innej fundacji, realizującej podobne cele.
Należące do fundacji nieruchomości, czy to otrzymane z darowizn od Skarbu Państwa, przekazane na rzecz fundacji przez fundatorów lub zakupione z ministerialnej dotacji, wchodzą w skład majątku fundacji. Nie można nim dysponować dowolnie.
Natomiast w momencie, gdy fundację zakładają osoby prywatne, które nie tworzą w jej strukturze jakiś rozbudowanych i gwarantujących niezależność organów kontroli, istnieje ryzyko, że
przekazane w ten sposób środki publiczne, z czasem mogą zostać upłynnione.
Szczególne obawy w tym kontekście budzą zasady konkursu MEiN. Nakazują one beneficjentom wykorzystywanie budynków do celów edukacyjnych przez minimum 5 lat. Po tym czasie organizacje będą mogły dowolnie nimi dysponować. Np. sprzedać lub przeznaczyć na inne cele.
"Dlatego w działaniach fundacji ważne są dobre sprawozdania. Fundacje powinny dokładnie opisywać swoje działania, ich efekty a także swoje finanse. Jeśli darczyńcy, obserwatorzy lub sympatycy fundacji mają dostęp do informacji , to ryzyko nadużyć jest mniejsze" – podkreśla Julia Kluczyńska.
Wiele fundacji w Polsce działa właśnie tak – bardzo rzetelnie. Na ich stronach internetowych można znaleźć regularnie publikowane sprawozdania finansowe i z działalności. Ale jest też szara strefa. Np. fundacje powstające ad hoc, żeby dostać ministerialne finansowanie.
"To w żadnym wypadku nie jest dobra praktyka, żeby fundacja zaczynała swoją działalność od wielomilionowego publicznego grantu. Takie środki powinny dostawać organizacje, które mają już pewną renomę, doświadczenie w tematyce, której dotyczy dany konkurs. Fundacje, które stosują wewnętrzne rozwiązania zapewniające transparentność działalności" – podkreśla Filip Pazderski.
Afery
Władza
Przemysław Czarnek
Ministerstwo Edukacji i Nauki
Aleksandra Dulkiewicz
Jacek Sutryk
Kolegium Europy Wschodniej
Paweł Kowal
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze