Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek nazwał protest b. ambasadorów RP przeciwko łamaniu praw człowieka na granicy polsko-białoruskiej „targowicą”. Rządzący bardzo lubią używać tej obelgi wobec opozycji. Przypominamy, czym była Targowica i dlaczego w tej obeldze nie ma cienia sensu
W „Sygnałach Dnia” 5 listopada 2021 roku minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek mówił m.in. o przechodzeniu szkół na nauczanie zdalne z powodu COVID-19 i konflikcie rządu PiS z Unią Europejską (zapis rozmowy można przeczytać tutaj).
Mówił także o liście Konferencji Ambasadorów - grupy 30 b. ambasadorów RP - w sprawie sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. (Opublikował go Onet 3 listopada; cały tekst udostępniamy na końcu tego artykułu.) Dyplomaci wyliczają część akty prawa międzynarodowego, które łamie rząd PiS stosując nielegalną technikę „wypychania” uchodźców na granicę.
„Sytuacja na granicy z Białorusią staje się dla Polski i jej obywateli haniebna, tym bardziej że zaczyna spełniać znamiona zbrodni przeciwko ludzkości”
— pisali.
Minister Czarnek zarzucił b. ambasadorom „zdradę stanu” i porównał ich do targowicy — twierdząc nawet, że ich list jest od targowicy gorszy.
[O liście Konferencji Ambasadorów RP w sprawie sytuacji na granicy polsko–białoruskiej.] Natomiast ci ludzie, którzy wypowiadają się w ten sposób w obliczu tak ogromnego zagrożenia (...) to są ludzie, których nawet nie można do targowicy przyrównać.
„To są ludzie, którzy absolutnie nie reprezentują interesu państwa polskiego i narodu polskiego. Mamy taką okoliczność dzisiaj i taką sytuację, w której przyrównujemy tego rodzaju postawy do targowicy.
Ja chcę powiedzieć, że przyrównywanie tego rodzaju postaw do targowicy jest szarganiem dobrego imienia ludzi targowicy, bo oni coś jeszcze mieli na myśli, jakiś interes, choćby prywatnie pojmowany, ale jednak narodowy i polski" - mówił Czarnek.
Wyjaśniał, że był to interes "źle pojmowany, oczywiście, przeciwko interesowi państwa polskiego, ale gdzieś jeszcze się tlił jakiś interes narodowy polski. Natomiast ci ludzie, którzy wypowiadają się w ten sposób w obliczu tak ogromnego zagrożenia i tak ogromnej pracy służb państwa polskiego, Wojska Polskiego, Straży Granicznej, no, to są ludzie, których nawet nie można do targowicy przyrównać”.
Od czasu przejęcia władzy w Polsce przez PiS w 2015 roku nazywanie przeciwnika politycznego „targowicą” stanowi jedną z ulubionych i najczęściej stosowanych w słowniku politycznym obelg.
Targowica, przypomnijmy, jest w Polsce tradycyjnie synonimem zdrady narodowej — porównanie więc kogoś do targowiczan stanowi faktycznie zarzucenie mu zdrady, a więc najcięższego możliwego wykroczenia przeciwko narodowi i państwu.
W czasach PiS (po 2015 roku) politycy szafują tą obelgą szczodrze i często. Posługuje się nią częściej strona prorządowa - od biskupów i polityków prawicy po prorządowe media - ale nie tylko.
Np. 27 marca 2016 roku abp Józef Michalik nazwał opozycję wobec PiS „targowicą”. W homilii rezurekcyjnej mówił:
„Pojawiła się nowa Targowica. Oskarżają Polskę, mobilizują narody obce na forach międzynarodowych do nienawiści wobec Polaków, którzy mieli odwagę wybrać innych, a nie ich samych”.
Protesty opozycji w Sejmie w grudniu 2016 roku — po sławetnym blokowaniu mównicy — porównywał do Targowicy ówczesny poseł Patryk Jaki.
Zazwyczaj w tych wyzwiskach chodzi o szukanie wsparcia w instytucjach europejskich — to politykom prawicy kojarzy się z targowicą.
Np. w czerwcu 2018 roku Antoni Macierewicz, wiceprezes PiS, w ten sposób krytykował w Radiu Maryja list wystosowany przez polskich polityków do Komisji Europejskiej w sprawie naruszania przez rząd PiS praworządności:
„Ci ludzie zrobili to w pełni świadomie (…). To jest takie samo działanie jak to, które przed kilkuset laty było udziałem targowiczan. To jest współczesna Targowica (…) Chyba że nie uważają Polski za swoją Ojczyznę; Chyba że nie uważają Polski za swoją Matkę. Chyba że proces degradacji moralnej zaszedł tam tak daleko, że ważniejsza jest dla nich Unia Europejska, Bruksela, zagranica niż własna Ojczyzna”.
Telewizja Jacka Kurskiego zarzutem zdrady narodowej obdarza polityków opozycji szczodrze. Ostatnio np. podczas materiału poświęconemu demonstracji w obronie przynależności Polski do Unii Europejskiej (10 października 2021) na „pasku” widniało hasło: „To jest protest zinstytucjonalizowanej Targowicy”.
Nie tylko rządzący jednak używają tego oskarżenia. Donald Tuska podczas przemówienia 3 maja 2019 (tutaj tekst) próbował retorycznie odwrócić obelgę stosowaną przez prorządowe media i polityków prawicy.
„Targowica to jest synonim zdrady i kłamstwa. Akt konfederacji targowickiej był spektakularnym pokazem cynizmu i propagandy, który odwoływał się do narodowych emocji, a heroldowie tego czynili to naprawdę z dużym talentem i dużą determinacją, ale był ewidentnie sprzeczny z narodowymi interesami.
To jest lekcja o tym, jak łatwo odwoływać się do narodowych emocji. Jak łatwo przypochlebiać się narodowym emocjom, działając de facto w sprzeczności z narodowymi interesami”
— mówił.
Porównania przeciwnika do targowicy obie strony politycznego sporu używają tak, jak im jest wygodniej.
Kto ma tutaj rację? Przypomnijmy krótko, czym była targowica. Wiosną 1792 roku w Petersburgu grupa niezadowolonych z uchwalonej 3 maja konstytucji — ustanawiającej sprawny i silny rząd w Rzeczypospolitej po wielu dziesięcioleciach nierządu i bezwładu — zawiązała spisek pod patronatem rosyjskiej carycy Katarzyny II. Do formalnego powstania konfederacji — związku szlachty, utrwalonego w tradycji ustrojowej I RP — doszło w maju 1792 roku w miasteczku Targowica nieopodal granicy rosyjskiej. Targowiczanie wystąpili o pomoc zbrojną do Rosji, której armia po krótkiej, kilkutygodniowej wojnie rozgromiła dużo słabsze siły polskie.
Paradoks targowicy polegał na tym, że jej założyciele byli konserwatystami. Występowali w obronie starodawnych szlacheckich „wolności”, które konstytucja 3 maja chciała ograniczyć. Byli także przeciwnikami „jakobinizmu”, czyli demokratycznych idei płynących do Polski z rewolucyjnej Francji.
Konserwatyści nienawidzący rewolucji francuskiej powinni być więc bliscy sercom rządzącej prawicy. Nie jest jasne, w jakim stopniu byli świadomi, że sprowadzając wojska rosyjskie, doprowadzają do upadku państwa – a wojna polsko-rosyjska 1792 roku skończyła się II rozbiorem.
Rozbiory były dla niektórych targowiczan szokiem. Zacytujmy pamiętnik Juliana Ursyna Niemcewicza:
„Tu Szczęsny [Potocki, przywódca targowiczan] zbladł i długo jak wryty do ziemi został, ufny atoli, że pokazaniem się swojem w obliczu carowej, odwróci zamierzone klęski, co żywo kopnął się do Petersburga; tam gdy stanął przed Katarzyną, a ta zapytała go o zdrowie jego, ja, odpowiedział, mam się dobrze, ale ojczyzna moja. Tu carowa, tupnąwszy nogą i palcem pokazując na ziemię, »votre patrie est ici« [pana ojczyzna jest tutaj], rzekła z gniewem. Wkrótce atoli przysłała jemu i [Franciszkowi Ksaweremu] Branickiemu patenta na generałów (…), obydwa więc w tych mundurach prezentowali się u dworu. [Seweryn] Rzewuski wziął po Branickim buławę wielką i z nią pojechawszy do Wiednia, tam wstyd swój ukrywał”.
W czasie powstania kościuszkowskiego, które wybuchło niecałe dwa lata po Targowicy, jej uczestników uważano za zdrajców ojczyzny i wieszano (a kiedy byli poza zasięgiem powstańców, wieszano portrety).
Wróćmy do obelgi, której użył minister Czarnek — nazywając b. ambasadorów „targowicą”.
Ta obelga zdradza naprawdę to, co Czarnek — a także politycy PiS i prorządowe media — myślą o Unii Europejskiej. Uważają, że jest agresorem dybiącym na polską niepodległość — jak Rosja carycy Katarzyny II.
Jest to, oczywiście, nieprawda. Unia Europejska nie czyha na polskie terytoria i nie odbiera Polsce więcej suwerenności niż to, na co sami zgodziliśmy się w zatwierdzonych referendum traktatach. Unia nie jest zagranicznym mocarstwem: jest wspólnotą, do której także Polska należy, i w której wszyscy mają równe prawa. Politycy opozycji mówiący o na forum Unii o naruszaniu praworządności w Polsce nie są więc u obcych — ponieważ w Unii Polacy są u siebie. Także b. ambasadorowie nie paktowali z wrogim mocarstwem, ale wzywali do przestrzegania prawa.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze