Na ulice w całej Francji 18 września wyszło od 600 tysięcy do 900 tysięcy osób. Wzięły udział w marszach w 250 miastach. Do południa doliczono się 230 blokad ulicznych i 95 blokad zakładów pracy (w szczególności zajezdni autobusowych)
Na zamorskiej Martynice doszło do – udaremnionego – usiłowania sabotażu sieci wodociągowej. Spontanicznie do protestów dołączyły szkoły średnie – szacuje się, że w strajku wzięło udział 45 proc. personelu francuskich liceów i gimnazjów, a także uczniowie. Wstrzymany został ruch metra i pociągów dalekobieżnych. Choć według odchodzącego ministra transportu Philippe’a Tabarota po dniu strajków kursowanie pociągów zostanie wznowione bez większego problemu.
Na konferencji omawiającej przygotowania rządu do strajków minister spraw wewnętrznych Bruno Retailleau zapowiadał, że siły porządkowe będą miały baczenie na 8 tys. osób uznanych za potencjalnie niebezpieczne, a w całym kraju porządku pilnować ma 80 tys. funkcjonariuszy.
Po raz pierwszy na masową skalę do pilnowania demonstracji użyto dronów i innych systemów nadzoru wizualnego. Według komentarzy z rządu dotyczących przebiegu protestów problemy są mniejsze, niż antycypowano – mimo wybuchu zamieszek między innymi w Marsylii i napiętej sytuacji w Paryżu (gdzie zazwyczaj najgoręcej robi się po południu). Do południa zatrzymanych zostało 58 osób (z czego w Paryżu 11).
Związkowcy i politycy lewicy ogłaszają sukces mobilizacji strajkowej, ale przestrzegają przed wykorzystywaniem przez rząd każdego aktu przemocy jako pretekstu do działań tłumiących i odwetowych.
Olivier Faure, sekretarz Generalny Partii Socjalistycznej, zapowiedział okres „stosunków siłowych” między pracownikami a rządem. Mathilde Panot, przewodnicząca lewicowego klubu poselskiego La France Insoumise, oskarżała prezydenta Emmanuela Macrona o stworzenie systemu opartego na strachu: „Macronomia trzyma się na włosku, na włosku strachu i represji”.
Przypomniała, że minister spraw wewnętrznych wysłał przeciwko strajkującym jedną trzecią wszystkich sił policyjnych w kraju i podkreśliła nieadekwatne użycie siły do pacyfikacji protestów, w tym użycie gazu przeciwko licealistom.
Jean-Luc Mélanchon, lider La France Insoumise, napisał z kolei na portalu X (dawniej Twitter), że „Bruno Retailleau [szef MSW] prowokuje do przemocy, ponieważ tego potrzebuje”, dodając, że ten sam minister „milczy wobec przestępstw na tle rasistowskim, a o wszelką przemoc oskarża nas”.
„Pan Retailleau jest obrzydliwy. Reprezentuje nasz kraj, jakby był rasistowski, zacofany, nienawistny i nieufny wobec niczego ani nikogo. Wygląda na to, że po prostu nienawidzi życia“ – podsumował.
Jednak niechęć do ministra spraw wewnętrznych nie przesłania mu celu tych tyrad – Mélenchon uważa bowiem, że już czas, żeby to prezydent ustąpił – „przegrał trzy ostatnie wybory i stracił już czworo premierów – de Gaulle ustąpił, kiedy przegrał jedno referendum i stracił większość w Senacie”.
Protestujący podkreślają, że od czasu protestów Żółtych Kamizelek, jeśli coś się zmieniło, to tylko na gorsze: „Każdego dnia bogaci się bogacą, a biedni biednieją“ – mówił dziennikarzom AFP jeden z protestujących w Lyonie.
Inny uczestnik protestów, kierowca śmieciarki mający tylko kilka lat do emerytury, podkreśla „Mamy dość, mamy po dziurki w nosie kolejnych podatków, podczas kiedy trudno nam związać koniec z końcem, przy czym koniec miesiąca nadchodzi w okolicach 15-tego”.
W Paryżu pracownicy ochrony zdrowia ostrzegają, że „medycy są na skraju wytrzymałości, nie ma łóżek, personelu ani materiałów”, a szpitale zmuszone są odsyłać pacjentów pod opiekę prywatną. „Mamy dość rządzenia nami przez osoby, które nie robią nic ani dla pacjentów, ani dla medyków. Chcemy, żeby Macron oraz rząd zeszli nam już z oczu”.
Protesty 18 września zostały zaplanowane jeszcze w lecie, kiedy ówczesny premier François Bayrou zapowiedział cięcia w wydatkach budżetowych w wysokości 30 mld euro (ponad 127 mld zł), w tym zamrożenie płac, redukcję 3000 miejsc pracy w instytucjach publicznych i wprowadzenie reguły likwidowania jednego na trzy opuszczane miejsca pracy, oszczędności około 5,3 mld euro na samorządach (które w całej Francji zatrudniają 2 mln osób), 5 mld euro oszczędności w opiece zdrowotnej, zamrożenie podwyżek rent i emerytur (bez względu na stopę inflacji), a także wstrzymanie rewaloryzacji progów podatkowych. Bayrou zapowiedział również likwidację dwóch dni wolnych ze względu na święta państwowe.
Lewica i związkowcy mają nadzieję nie tylko na odstąpienie od cięć, ale także na wprowadzenie progresywnych rozwiązań, w tym w szczególności tzw. podatku Zucmana – rokrocznej daniny w wysokości 2 procent od majątków liczących ponad 100 mln euro. Rozwiązanie to zaproponował ekonomista Gabriel Zucman, który podkreśla, że „francuscy miliarderzy praktycznie nie płacą podatków“ („Le Monde” nazwał go „koszmarnym snem miliarderów”).
Rozwiązanie idące w tym kierunku zyskało poparcie Pierrea Moscoviciego, byłego wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego, ministra finansów i gospodarki za prezydentury François Hollande’a i francuskiego Komisarza Europejskiego ds. gospodarczych i monetarnych, który dziś jest prezesem Trybunału Obrachunkowego.
Moscovici powiedział w rozmowie z radiem France Inter, że taka (choć niekoniecznie tożsama z projektem Zucmana) danina byłaby „sprawiedliwa” i „mogłaby uratować gospodarkę”.
Wobec niemal 6 proc. deficytu budżetowego (prawie dwa razy większego niż unijna wytyczna) i długu publicznego w wysokości 114 proc. PKB Francja boryka się ze sporymi problemami fiskalnymi – agencja Fitch obniżyła 17 września rating Francji do wyjątkowo niskiego jak na rozwiniętą gospodarkę A+, co oznacza wzrost kosztów obsługi długu.
Poza oprotestowanym przez prawicę i środowiska pracodawców podatkiem Zucmana lewica i związkowcy domagają się także zamrożenia reformy systemu emerytalnego, rewaloryzacji najniższych uposażeń oraz opracowania planu wsparcia usług publicznych.
Po porannym spotkaniu z nowym premierem Sebastianem Lecornu socjalista Olivier Faure ocenił, że „intencje nowego premiera są niejasne”.
„Nie chodzi nam o obalenie rządu czy prezydenta, chodzi nam o to, żeby Francuzi zostali wysłuchani” – mówił. W jego ocenie premier słuchał, co ma do powiedzenia, jednak nie wyszedł z żadną inicjatywą.
Równocześnie z toczącymi się protestami premier Lecornu cały dzień spotykał się z szefami ugrupowań parlamentarnych – rozmowy miały dotyczyć między innymi składu nowego rządu, który ma zostać zaprezentowany w ciągu kilku dni.
Filozofka polityki, tłumaczka, działaczka feministyczna i publicystka. W latach 2012-2015 redaktorka naczelna portalu Lewica24.pl. Była doradczynią Klubu Parlamentarnego SLD ds. demokracji i przeciwdziałania dyskryminacji oraz członkinią Rady Polityczno-Programowej tej partii. Członkini obywatelskiego Komitetu Ustawodawczego Ratujmy Kobiety i Ratujmy Kobiety 2017, współorganizatorka Czarnych Protestów i Strajku Kobiet w Warszawie. Organizowała również akcję Stop Inwigilacji 2016, a także obywatelskie protesty pod Sejmem w grudniu 2016 i styczniu 2017 roku. Stale współpracuje z Gazetą Wyborczą i portalem Tygodnika Polityka, gdzie ma swój blog poświęcony demokracji pt. Grand Central.
Filozofka polityki, tłumaczka, działaczka feministyczna i publicystka. W latach 2012-2015 redaktorka naczelna portalu Lewica24.pl. Była doradczynią Klubu Parlamentarnego SLD ds. demokracji i przeciwdziałania dyskryminacji oraz członkinią Rady Polityczno-Programowej tej partii. Członkini obywatelskiego Komitetu Ustawodawczego Ratujmy Kobiety i Ratujmy Kobiety 2017, współorganizatorka Czarnych Protestów i Strajku Kobiet w Warszawie. Organizowała również akcję Stop Inwigilacji 2016, a także obywatelskie protesty pod Sejmem w grudniu 2016 i styczniu 2017 roku. Stale współpracuje z Gazetą Wyborczą i portalem Tygodnika Polityka, gdzie ma swój blog poświęcony demokracji pt. Grand Central.
Komentarze