Afera korupcyjna w Ukrainie wprawiła oczywiście propagandę Kremla w ekstazę. Ekipa prezydenta Zełenskiego została poważnie osłabiona i Moskwa liczy, że osłabi to poparcie dla Ukrainy na Zachodzie, zwłaszcza w USA. Ale ta historia wzbudziła też paniczny lęk
Pokrowsk i Kupiańsk mają niebawem paść – ale nadal się bronią. Telewizja pokazuje w kółko tego samego żołnierza ukraińskiego, który mówi, że poddał się, bo nie miał co jeść. Innych nowości nie ma. Telewizja odstąpiła też od pokazywania całej linii frontu w Ukrainie – bo wtedy widać, że stoi w miejscu.
O atakach na rosyjskie porty, zbiorniki ropy, elektrownie i rafinerie nie ma w telewizyjnych dziennikach słowa. Jeśli Ukraińcy trafią wyjątkowo boleśnie, propaganda opowiada tylko o uszkodzeniu bloków mieszkalnych przez odłamki. I zapewnia, że nie ma ofiar.
Istotna zmiana nastąpiła 17 listopada: rzecznik Putina Pieskow potwierdził ukraińskie ataki, mówiąc, że Rosja jest w stanie usuwać ich skutki i nadal może eksportować ropę. Było to – jak do tej pory – najszczersze przyznanie się do problemów z ukraińskim ostrzałem.
Pocieszeniem dla poddanych Putina mają być ataki na Ukrainę, zwłaszcza te „daleko za linią frontu”. Tyle że Moskwa musi się z nich tłumaczyć na świecie – bo ataki te straciły już nawet pozór ataków na cele wojskowe. Moskwa nazywa je teraz „atakami na cele paramilitarne”. To utrudnia kremlowską narrację o wielkiej nadziei na „prawdziwy pokój” i zapewnianie, że „Rosja nigdy nikogo nie napadła”.
W tej sytuacji ujawnienie afery korupcyjnej w Ukrainie spadło Moskwie z nieba.
Zanim jednak propaganda opowie, na czym polegała afera i jak blisko Mindicz, który uciekł z Ukrainy, związany jest z Zełenskim,
propaganda Kremla musi odpowiedzieć na podstawowe pytanie:
Jak to możliwe, że antykorupcyjna instytucja NABU badała sprawę przez kilkanaście miesięcy, a prezydent nic o tym nie wiedział? A kiedy próbował ograniczyć niezależność NABU, obywatele mu na to nie pozwolili?
Jak w ogóle może w państwie działać instytucja niezależna od władcy?
Odpowiedź propagandy dla Rosjan brzmi: NABU jest filią amerykańskiego FBI. Kieruje nią „zarządca” czy też „koordynator”, który ma w siedzibie NABU swój pokój. A takie umiejscowienie NABU wynika z umów międzynarodowych, które Ukraina podpisała, zobowiązując się do walki z korupcją.
(Rzeczywiście, jak w każdym cywilizowanym kraju, działanie instytucji antykorupcyjnej podlega kontroli. Z art. 26 ust. 7 ustawy o NABU wynika, że agencja przechodzi co roku niezależny audyt, a komisja audytowa składa się z przedstawicieli organizacji międzynarodowych i zagranicznych, „które zgodnie z umowami międzynarodowymi lub międzypaństwowymi w ciągu ostatnich trzech lat przed przeprowadzeniem oceny udzielały Ukrainie międzynarodowej pomocy technicznej w zakresie zapobiegania i przeciwdziałania korupcji”. Pierwszy audyt zakończono dopiero w 2025 roku. Trzech audytorów oceniło NABU jako „umiarkowanie skuteczną”).
Dla propagandy Kremla niezależność instytucji kontrolnych jest dowodem na to, że Ukraina nie jest państwem suwerennym. I daje nam to jakieś pojęcie o sposobie myślenia ekipy Putina. „Suwerenność” jest tu rozumiana jako prawo władcy i jego kolegów do robienia tego, co chcą. Ukraina miała się jednak – wedle propagandy Kremla – tej suwerenności zrzec, by jej władcy mogli rozkradać zachodnią pomoc. Jakby rozkradanie było naturalnym stanem władzy. Przy czym zrzekając się suwerenności w celu rozkradania, ukraińscy oligarchowie posunęli się troszkę za daleko i uruchomili mechanizm, który pozwolił ich złapać.
Atak na niezależną instytucję jest tak ostry, że twórcy przekazu (w sumie np. półgodzinnego materiału w telewizyjnych „Wiestiach Niedieli” 16 listopada) nie zauważają, że sobie przeczą: jeśli FBI wszystko od początku wiedziało, to dlaczego akurat teraz Trump miałby się o tym dowiedzieć i przestać słuchać prezydenta Zełenskiego (w propagandzie obowiązuje równolegle wersja, że rozmowy Putina z Trumpem się nie udały, bo prezydent Zełenski się nie zgodził na warunki uzgodnione między Moskwą a Waszyngtonem).
Panikę propagandy w sprawie akcji NABU można objaśnić tym, że w rosyjskim przekazie jest od pewnego czasu dużo informacji o ściganiu skorumpowanych urzędników w Rosji. Rzecz w tym, że wszyscy ścigani są urzędnikami zdymisjonowanymi. W Rosji najpierw Putin odkrywa o kimś prawdę, a potem dopiero do akcji wkraczają odpowiednie służby.
Stąd np. afera z ministrem rządu federalnego Starowojtem, który miał być zatrzymany za straszliwą korupcję w obwodzie kurskim (przed awansem był tam gubernatorem), ale w lipcu popełnił samobójstwo, była dla propagandy problemem. Bo najprawdopodobniej Starowojt się zabił, ZANIM go Putin odwołał i propaganda musiała przesunąć ujawnienie jego śmierci na moment PO dymisji.
Opisywaliśmy tę historię tu:
(Wydaje się, że w tym ściganiu złodziei w aparacie chodzi raczej o to, by mobilizować aparat i wybić z głowy krytyczne myśli w czwartym roku wojny)
Afera wykryta przez NABU w Ukrainie uderza w istotę rozumienia władzy Putina. W Rosji winni są zawsze ludzie stający w hierarchii niżej. Widać to np. w sposobie, w jaki propaganda reaguje na ostrzał Rosji przez Ukrainę. Jak już pisałam, w zasadzie nie ma o tym mowy w przekazie – poza buńczucznymi zapewnieniami Pieskowa, że Rosja da radę. Jednak nie sposób przegapić ataku furii jednego z głównych propagandystów Władymira Sołowiowa. Zaczął w swoim programie wywrzaskiwać obelgi pod adresem „idiotów”, którzy na kierowane przez Zachód drony nie wymyślili nic poza tym, że się w Rosji wyłącza internet mobilny i zamyka lotniska. A te tzw. odłamki i tak spadają – darł się Sołowiow.
To bardzo charakterystyczny sposób przekierowania odpowiedzialności w dół.
Rzecz w tym, że Sołowiow z takich ataków słynie, a głównie kieruje je na antenie do obsługującej go ekipy. Regularne bluzgi i wrzaski wywołane tym, że się Sołowiowowi wyłączyła słuchaweczka albo że realizator pokazał nie ten klip, który miał na myśli autor programu, są jego dodatkową atrakcją. A Sołowiow lży i krzyczy na ludzi stojących od siebie niżej w hierarchii – atak w sprawie dronów też jest kierowany w dół. Na jakiś „onych”, którzy nie umieją obronić Rosji.
Nikt nie może nawet pomyśleć, że za wojnę trwającą już cztery lata odpowiada Putin.
Kiedy NABU pojawia się w Ukrainie blisko rządzących, propaganda Kremla ujawnia niepokój moskiewskich elit. Co by to było, gdyby niezależne instytucje były ważniejsze od układów, a prawo było ponad carem?
PS. Wedle oficjalnych rosyjskich danych z 18 listopada 65 proc. okupowanej doniecczyzny nie ma prądu po nocnych ukraińskich atakach. Propaganda zaczęła już informować o „udanym odparciu ataku” na podstacje energetyczne. Z czego wniosek, że są też odparcia nieudane i Rosjanie muszą się do tego przyzwyczaić. W nocy alarm dronowy ogłosiły: Penza, Jarosław, Rostów i Saratow.
Współpraca: Krystyna Garbicz
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z linków wklejanych do tekstu mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze