Szkoła jest odpowiedzialna za internalizację norm społecznych i prawnych, wiedzę na temat wzorców postępowania i ról społecznych. Ogromna część tej wiedzy wynika z „ukrytego programu szkolnego” – nieintencjonalnie i odruchowo przekazywanych przeświadczeń na temat rzeczywistości.
Mamy rok Wisławy Szymborskiej. W jednym z jej wierszy – spopularyzowanym ostatnio przez Sanah – czytamy o „szkole świata”, w której się „nie repetuje żadnej zimy ani lata”. Szkoła świata – brzmi pięknie, prawda?
W dyskusji medialnej nad polskim szkolnictwem większość publikacji można by skonsolidować jako jedną wielowarstwową i wielokierunkową odpowiedź na wielkie pytanie: czego uczy polska szkoła? Warto jednak postawić także i inne: czego polska szkoła nie uczy? Czemu nie jest „szkołą świata”, tylko po prostu „szkołą”? I czego jej trzeba, by stała się „szkołą świata” dla każdego… i dla każdej? – pisze dla OKO.press Aleksandra Korczak, Wyróżniona w konkursie Nauczyciela Roku nauczycielka języka polskiego, etyki i filozofii.
Szkoła jest ważna nie tylko dlatego, że przekazuje się w niej wiedzę czy rozwija umiejętności. Szkoła jest ważna też z tej przyczyny, że kształtuje ludzi, którzy w przyszłości będą współtworzyć rzeczywistość społeczną i kulturową. Dlatego oferta pedagogiczna szkół musi być nastawiona i na potrzeby młodych osób, i na wyzwania XXI wieku.
Rada Europy proponuje i propaguje takie nadrzędne cele oświatowe, jak:
Czy poza „Panem Tadeuszem”, nazwami stolic i datami wydarzeń historycznych uczy też równości, zaangażowania społecznego, umacnia postawy solidarności i wzajemnego wsparcia?
I tak, i nie. Nie wszystkie powyższe cele zostały zawarte w ustawodawstwie oświatowym i nie wszystkie ujęto we wiążących rozporządzeniach ministerialnych. Przedmiot poszerzający horyzonty rozwoju obywatelskiego znany jako „wiedza o społeczeństwie” w szkołach średnich istnieje już tylko w klasach, które profilowo go rozszerzają.
Jeżeli w danym oddziale rozszerza się już inne przedmioty – na przykład polski i historię albo matematykę i fizykę czy biologię i chemię – WOS-u uczniowie nie uczą się już w ogóle. Mają za to „historię i teraźniejszość”, czyli, co zawiera się w samej nazwie, już nie kształtowanie świadomości społecznej, a raczej edukację o Polsce po 1989 roku.
To, czy w proces edukacyjny włączy się inne obszary tematyczne – ideowe, społeczne, dotyczące świata wartości – jest zatem w ogromnym stopniu zależne od dobrej woli i kompetencji pracowników szkoły: wychowawców, dyrektorów, nauczycieli przedmiotów humanistycznych.
Nie wszyscy oni mają jednak czas i zaplecze metodyczne, by efektywnie wdrażać zagadnienia spoza podstawy programowej. Dlatego też tak ważny jest wkład organizacji pozarządowych, fundacji i instytucji kultury, które organizują zaplecze eksperckie odpowiedzialne za materiały, kursy, szkolenia, warsztaty, na przykład na temat wolności, zaangażowania obywatelskiego, kwestii psychoedukacyjnych, ekologicznych lub… równości płci.
Szkoła jest współodpowiedzialna za przebieg socjalizacji: internalizację norm społecznych i prawnych, wiedzę na temat wzorców postępowania i ról społecznych. Ogromna część tej wiedzy wynika z czegoś, co w słowniku edukatorów i działaczy na rzecz szkoły funkcjonuje jako
hidden curriculum, czyli „ukryty program szkolny” – zespół nieintencjonalnie i odruchowo przekazywanych przeświadczeń na temat rzeczywistości.
Gdy w podręczniku matematyki zawiera się wraz z ilustracją towarzyszącą zadanie, w ramach którego trzeba policzyć, ile pierogów ulepiła babcia, jeśli Jaś zjadł siedem, dziadek osiem, a trzy zostały niezjedzone, to odbiorcy takiego zadania nie tylko uczą się liczyć, ale też utrwalają obraz świata, zgodnie z którym to kobiety odpowiadają za przygotowanie domownikom pożywienia.
Oczywiście taki podział ról znajduje swoje potwierdzenie w wielu rodzinach, ale częściowo właśnie z tej przyczyny, że wychowujemy się, obcując z tekstami kultury, w których nadal powielane są tradycyjne schematy płciowe.
Schematy te, wbrew temu, co twierdzą niektórzy, nie od dzisiaj podlegają przekształceniom i ewolucjom, których tempo i dynamika jest zależna nie tylko od wytworów kulturowych, ale też mody, wydarzeń historycznych, potrzeb epoki i innych niezliczonych czynników. Tradycje dotyczące strojów, zachowań i odgrywanych ról nieustannie fluktuują.
Faktem jest aktywizacja zawodowa kobiet w Europie po pierwszej i drugiej wojnie światowej, gdy tysiące mężczyzn zniknęło na froncie i trzeba było wypełnić lukę na rynku pracy.
To kobiety zajęły się programowaniem pierwszych komputerów w latach czterdziestych – w tych samych czasach, w których zawód nauczyciela nie był jeszcze tak silnie sfeminizowany, za to lepiej płatny.
Dzisiaj nadal pokutuje przeświadczenie, zgodnie z którym „mężczyzna nie płacze”, mimo że opiewani w eposach herosi płakali otwarcie i bez wstydu, podobnie jak średniowieczni bohaterowie „Pieśni o Rolandzie”.
Chociaż w judeochrześcijańskiej, patriarchalnej Europie dziećmi zajmowały się przede wszystkim kobiety – niekoniecznie te, które je urodziły, w wyższych sferach przekazywano je przecież mamkom – dziś wielu młodych mężczyzn angażuje się w ojcostwo i aspiruje do tego, by spełniać się w roli dobrego, wspierającego rodzica.
Jednak niezależnie od tego, ilu wielkomiejskich tatusiów paraduje z wózkami, niektóre szkodliwe stereotypy płciowe trwają albo nawet nasilają się, co niepokojąco koreluje z brakami tematycznymi w kształtowaniu młodych ludzi. Środowiskiem, w którym jak na dłoni można obserwować utrwalanie się oraz oddziaływanie stereotypowych przeświadczeń na temat płci, jest szkoła.
To w wieku szkolnym zaczynają się problemy z anoreksją i bulimią, bo właśnie w środowisku edukacyjnym dziewczynki zaczynają porównywać swój wygląd, nadmiernie przejmować się własną powierzchownością i oceniać same siebie oraz siebie nawzajem przez pryzmat wyglądu.
Osoby będące w okresie adolescencji narażone są na doświadczanie zaniżonej lub labilnej samooceny.
Poczucie własnej wartości jest czymś, co kształtuje się w oparciu o zastane oczekiwania i normy społeczno-kulturowe, a w naszej rzeczywistości kulturowej od kobiet oczekuje się przede wszystkim piękna. Opisała to między innymi Naomi Wolf w publikacji „Mit urody”, ale co ukazano też w licznych tekstach kultury przeznaczonych dla dziecięcych i nastoletnich odbiorców.
Dziewczynki bardzo wcześnie zaczynają słuchać historii, w których wygląd bohaterów jest pominięty, ale wygląd bohaterek – drobiazgowo opisany i zilustrowany urzekającym obrazkiem, na którym królewna czy wróżka jest, jakżeby inaczej, piękna.
Jeśli bohaterka jest brzydka, fabuła dotyczy tego, jak piękną się staje albo zostaje dostrzeżona i doceniona (rzecz jasna przez wybranka serca) jej wyjątkowość i „ukryte piękno”, prawdziwsze niż banalna uroda rówieśnic.
Jak pisze Naomi Wolf, w literaturze szczególny test, któremu zostaje poddany mężczyzna, dotyczy tego, czy zauważy oryginalne, nieoczywiste piękno protagonistki. Żeby daleko nie szukać, to test, który początkowo oblał na przykład Ron Weasley, który przeoczył piękno „zaniedbanej” na co dzień Hermiony.
Hermiony, która początkowo nie wyróżniała się pięknem, jednak dzięki podjęciu starań w tym kierunku również odsłoniła swoje „ukryte piękno”.
W literaturze przeznaczonej dla niedorosłych czytelników bohaterki brzydkie trwale i całkowicie okazują się złe w najprostszym sensie moralnym – to wiedźmy i złośliwe siostry. Jeżeli są i okrutne, i piękne, często odmawia im się statusu kobiety.
Jak choćby przypadek Białej Czarownicy w cyklu „Opowieści z Narnii”, która okazuje się nie człowiekiem, lecz wcielonym złem, o czym pisze literaturoznawca Marek Oziewicz w monografii „Magiczny urok Narnii. Poetyka i filozofia Opowieści z Narnii C.S. Lewisa”.
Nic dziwnego, że dziewczęta z ogromną chłonnością i wrażliwością obserwują aktualne wzorce piękna w świecie, w którym przyszło im dorastać. Nie ich wina, że
w mass mediach dominuje tzw. suchotniczy wzorzec piękna – wąska, szczupła buzia, duże oczy, rumieńce, chudość.
Nie ma na świecie kobiety, która mogłaby bez echa wystąpić na wizji bez makijażu i na przykład poprowadzić wydanie wiadomości czy odcinek telewizji śniadaniowej. Każdą można i należy „upiększyć” poprzez zbliżanie do opisanego wzorca urody przy pomocy podkładu, cieni, różu, kredki do oczu…
Odstający od kanonu kształtu nosa, niedoskonałości cery (które są całkowicie naturalne i normalne w niektórych momentach cyklu owulacyjnego), odstające uszy u osób pracujących swoim wizerunkiem medialnym są korygowane operacjami plastycznymi albo denormalizowane poprzez pomijanie – castingi – i tym samym tworzenie sztucznej normy, w ramach której wszystkie ukazywane kobiety wyglądają w sposób zbliżony do wspomnianego „suchotniczego” ideału piękna.
Niestety mit urody powielają także i lektury szkolne, które w szkole podstawowej omawia się w oderwaniu od czasu powstania lektury, zatem uczniowie i uczennice często nie wiedzą nawet, że bohaterki, o których czytają, na potrzeby szczęśliwego zakończenia musiały być piękne również ze względu na niesamodzielność ekonomiczną kobiet.
Bohaterka powieści napisanej np. sto lat temu (czyli licznych lektur szkolnych, np. „W pustyni i w puszczy”) musi zostać wybrana przez partnera, bo od tego zależy jej status społeczny i majątkowy.
Bez kompetentnie zaplanowanych spotkań wychowawczych czy uważnej edukacji seksualnej naświetlającej kwestie genderowe (społeczno-kulturowe konstrukty i oczekiwania dotyczące płci) od stereotypów i kompleksów nie uwolnią się ani dziewczęta, ani chłopcy.
Te pierwsze narażone będą na kompleksy skoncentrowane na własnym wyglądzie, nigdy nie wystarczającym, zawsze wymagającym starań i poprawek.
To paradoksalne, że środowiska konserwatywne straszą seksualizacją dzieci i młodzieży na zajęciach edukacji seksualnej, podczas gdy właściwie rozumiana edukacja seksualna ma na celu uświadamianie sztuczności wymagań dotyczących płci.
A to przecież tradycyjna rola kobiety nakazuje jej upiększać siebie dla partnera, wskutek czego dziewczęta ulegające presji mitu urody już w bardzo wczesnym wieku zaczynają się stroić, golić nogi, farbować włosy, nakładać makijaż, malować paznokcie, szukać chłopaka tylko po to, by potwierdzić dzięki jego uznaniu własną wartość.
Ich koledzy za to narażeni są na trudności w wyrażaniu emocji i potrzeb, mówieniu o swoich uczuciach, nieumiejętność szukania pomocy.
Na szkoleniu dla nauczycieli organizowanym przez Forum Przeciwko Depresji dowiedziałam się, że statystycznie więcej dziewczynek podejmuje próby samobójcze, ale to chłopcy robią to skuteczniej i mają o wiele wyższy odsetek skutecznych prób. Gdy ich rówieśniczki samookaleczeniami wołają o pomoc, chłopcy nawet w tak autodestrukcyjny sposób nie sygnalizują, że tej pomocy potrzebują – tłamszą wszystko w sobie.
Ani im, ani dziewczynkom w zwalczaniu trudności narastających wskutek genderowych oczekiwań nie sprzyja normatywna w nauczaniu systemowym atmosfera rywalizacji napędzanej przez scentralizowane egzaminy, którym zostało podporządkowane szkolnictwo.
Wielką przeszkodą w zdrowym rozwijaniu się w środowisku szkolnym – i dla nauczycieli, i dla uczniów – jest brak czasu na pracę nad relacjami.
Nauczyciele nie mają kiedy nauczyć się rozumieć swoich podopiecznych, a ci drudzy postrzegają tych pierwszych przez pryzmat odgrywanej roli belfra.
Dzieci nawet między sobą nie mają kiedy się integrować, bo muszą stawić czoła przeładowanej podstawie programowej, bez której opanowania nie zdadzą odpowiednio dobrze egzaminów i nie powiedzie im się w rekrutacji do szkoły średniej lub na studia.
W szkole – a często i w domu – nie ma czasu na rozmowy o kompleksach, lękach, presji, które wypełniają głowy dzisiejszych nastolatków i nastolatek.
Nawet ja sama – jako nauczycielka zaangażowana i świadoma wszystkich opisanych problemów z socjalizacją płciową – w praktyce szkolnej nie znajduję dużo czasu na rozmowę o nich.
Choć te problemy nieustannie obserwuję: chłopców, którzy martwią się o wymarzone studia artystyczne, bo ich rodzice oczekują wyboru lepiej płatnej ścieżki zawodowej; dziewczynki, które w wieku siedemnastu lat doświadczają epizodów depresyjnych, bo już teraz boją się, że nikt się w nich nigdy nie zakocha.
Jeszcze częściej stykam się ze stereotypami dotyczącymi płci jako ekspertka w Centrum Edukacji Obywatelskiej, gdzie prowadzę webinary dla nauczycieli i edukatorów w ramach programu „Szkoła otwartości. Wspieranie równości płci”.
Nauczyciele opowiadają o przemocy chłopców, którzy po maczystowsku skrywają własne kompleksy i lęki pod płaszczykiem agresji i przemocy rówieśniczej. O dziewczynkach zrzeszających się grupkami na poukładane, grzeczne i straszliwie zestresowane ocenami (bo próbują zasłużyć na miłość i pochwały rodziców dobrymi ocenami) oraz na zadziorne i przywiązujące nadmierną wagę do wyglądu (próbujące zwrócić uwagę i zdobyć uznanie chłopców).
O samobójstwie licealisty, z którego domniemanej orientacji seksualnej wyśmiewali się koledzy, o nastolatkach, które zaczynają być aktywne seksualnie bez wiedzy na ten temat i bez opieki ginekologicznej.
Ciekawa jestem, jak z bagatelizowaniem autentycznych problemów społeczności szkolnych poradziłyby sobie trolle atakujące stronę facebookową Centrum Edukacji Obywatelskiej, na której pisano o podejmowanych przez nas działaniach.
Realizacja projektów, warsztatów, szkoleń i innych spotkań, w ramach których można dekonstruować i omawiać stereotypy płci ma tym węższy zasięg, im mniejsza jest świadomość społeczna dotycząca omawianych problemów.
Nie bez przyczyny dyrektorzy nie zapisują na nie rad pedagogicznych, a osoby uprzywilejowane nie chcą przeznaczać na nie dofinansowań –
korelacja między depresją, zaburzeniami psychicznymi i próbami samobójczymi oraz presją ról płciowych nadal jest dla niektórych przeźroczysta.
Książkę bell hooks pt. „Gotowi na zmianę. O mężczyznach, męskości i miłości” otwiera cytat z Harriet Lerner: „W naszym gwałtownie zmieniającym się społeczeństwie tylko dwóch rzeczy możemy być pewni. Nie zmienią się nigdy gotowość do zmiany i lęk przed zmianą. To właśnie gotowość do zmiany sprawia, że sięgamy po pomoc. I to lęk przed zmianą sprawia, że odrzucamy tę właśnie pomoc, po którą sięgamy”.
Boimy się zmiany, bo to, co znamy, wydaje nam się bezpieczniejsze. Boimy się być tymi, którzy postulują zmiany. Boimy się poruszać temat płci, bo wydaje nam się polityczny, choć oddziałuje na dzieci i nastolatki jako na jednostki, a skonstruowany gender kształtuje ich indywidualne tożsamości.
Wybierajmy zmianę. Promujmy działania na rzecz zmian w myśleniu o płciowości i jej kształtowaniu.
Projekt Centrum Edukacji Obywatelskiej „Szkoła otwartości. Wspieranie równości płci” finansowany jest przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Wyróżniona w konkursie Nauczyciela Roku nauczycielka języka polskiego, etyki i filozofii. Ukończyła studia doktoranckie na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Jest ekspertką do spraw lektur szkolnych oraz edukacji antydyskryminacyjnej, a także nagradzaną poetką performatywną.
Wyróżniona w konkursie Nauczyciela Roku nauczycielka języka polskiego, etyki i filozofii. Ukończyła studia doktoranckie na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Jest ekspertką do spraw lektur szkolnych oraz edukacji antydyskryminacyjnej, a także nagradzaną poetką performatywną.
Komentarze