Obniżenie czynnego prawa wyborczego do 16. roku życia to jeden z postulatów ruchu Polska 2050. Czy nie byłoby zagrożenia, że głos dziecka będzie w rzeczywistości narzuconym głosem rodziców? Rozmawiamy z politologiem prof. Bartłomiejem Michalakiem
„Wysłuchajmy młodych" – apelował na 1. kongresie ruchu Polska 2050 jego lider Szymon Hołownia. I wystąpił z postulatem, by prawo do głosowania w wyborach dać młodym ludziom w wieku 16 i 17 lat. Najpierw w samorządowych, a po zmianie konstytucji (w której zapisany jest wiek 18 lat) także parlamentarnych i prezydenckich.
Polska 2050 celuje w młodych wyborców: w programie ruchu jest duży nacisk na ekologię, transformację energetyczną. „Zastanawiałem się, co mogę zrobić, by zostawić mojej córce i jej pokoleniu lepszy świat. Da się to zawrzeć w dwóch słowach: zielona demokracja. Więcej powietrza, więcej miejsca na ziemi dla każdego, wspólnota, solidarność" - mówił ze sceny Szymon Hołownia.
Chwilę później musiał się skonfrontować z aktywistami z Greenpeace, którzy domagają się, by Polska odeszła od węgla do 2030 roku. „Jeżeli pokaże mi pan metodę, jak dojść do Polski bez węgla po 20, 30-letnich opóźnieniach tak, żeby w ciągu tych dziewięciu lat, do 2030 nie wywołać rewolucji społecznej, niepokojów społecznych, żeby krew nie polała się na ulicach, bardzo chętnie kupię wasz projekt" - stwierdził Hołownia.
I ta scena najlepiej ilustruje szanse i problemy, jakie niesie ze sobą obniżenie czynnego wieku wyborczego. Więcej „za" i „przeciw" w rozmowie z politologiem, prof. Bartłomiejem Michalakiem, który podsumowuje dyskusje na ten temat.
Miłada Jędrysik, OKO.press: Polska 2050 proponuje, żeby obniżyć wiek uzyskania czynnego prawa wyborczego do 16 lat. Zanim zapytam, czy to dobry pomysł, mam inne pytanie: dlaczego teraz można głosować od 18 lat? Czemu akurat ta cezura, a nie jakaś inna? Dziś wiemy na przykład, że mózg rozwija się aż do 21. roku życia.
Prof. Bartłomiej Michalak, Instytut Nauk o Polityce Uniwersytetu Mikołaja Kopernika: Mówiąc pół żartem, pół serio, to mózg się rozwija cały czas, jeśli go ćwiczymy. Uczymy się przez całe życie. Sam mam wrażenie, że wciąż więcej nie wiem, niż wiem, mimo że wiem też niemało.
Już zupełnie poważnie: granica zawsze jest arbitralna i przez to zawsze kontrowersyjna. Ale tu akurat sprawa jest dość prosta. 18 lat to jest moment, w którym osiągamy pełnoletniość i zdolność do podejmowania czynności prawnych. Stajemy się w świetle prawa dorośli, czyli możemy zdecydować o sobie. Wcześniej możemy wykonywać proste czynności związane z życiem codziennym, jak zakupy w sklepie, ale nie mamy prawa np. kupić mieszkania. Jesteśmy pod prawną opieką osób dorosłych. Dlatego Konstytucja RP właśnie z tą granicą wiąże czynne prawo wyborcze.
Od 18. roku życia magicznie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, stajemy się w pełni odpowiedzialni.
Oczywiście, często tak naprawdę nic się nie zmienia, bo ani człowiek nie staje się w tym momencie mądrzejszy, ani samodzielny – przecież to jest czas, w którym nie kończymy nawet szkoły średniej.
Jesteśmy nadal zależni finansowo od rodziców.
Pewnie więc nic dziwnego, że jak na razie pomysł obniżenia czynnego wieku wyborczego nie bardzo się przyjmuje na świecie. W Unii Europejskiej 16 i 17-latkowie mogą głosować tylko w Austrii.
W Niemczech swego czasu też była bardzo silna dyskusja na ten temat, ale nie zdecydowano się na obniżenie wieku.
Jakie argumenty przeważyły?
Mogę odpowiedzieć, jakie przeważają w Polsce – bo te propozycje wracają co kilka lat.
To zacznijmy od tych „za”.
Są badania naukowe, ale też nie trzeba wielkich analiz, żeby zobaczyć, że współczesna młodzież rozumie rzeczywistość, często się aktywnie udziela, np. wyrok TK w sprawie aborcji zaktywizował wiele osób na pograniczu pełnoletniości. Młodzi ludzie mają dostęp do wiedzy, w tym wiedzy o polityce poprzez nowoczesne media, internet, w którym są bardzo aktywni.
Drugi argument: skoro cezura 18 lat jest arbitralna, to można ten wiek spokojnie przesunąć, chociaż w tym momencie zapomina się trochę, że 16 lat też jest arbitralne – dlaczego 16, a nie 15? Czemu 15, a nie 14? Jeślibyśmy chcieli podejść do tego tematu odpowiedzialnie, musielibyśmy zapytać psychologów rozwojowych.
Kolejny argument to frekwencja. Założenie jest takie: jeśli dorośli nie chcą systematycznie brać udziału w wyborach, to dopuśćmy trochę świeżej krwi, może to będzie miało orzeźwiający wpływ, pobudzający frekwencję. Przede wszystkim nawet gdyby zagłosowało sto procent młodych, to ci dorośli, którzy nie chcą głosować, nadal nie będą głosować. Jednocześnie zwiększy się liczba osób uprawnionych ogółem, od której ta frekwencja jest liczona.
Jest niemożliwe, żeby zagłosowali wszyscy nowi wyborcy, więc ostatecznie nominalna frekwencja zapewne nawet spadnie.
Ale młodzi chyba nie pójdą ławą do wyborów? Ci aktywiści, których widzimy w mediach społecznościowych, to jednak nie czubek góry lodowej.
Młodzi już teraz powinni mieć wpływ na rzeczywistość społeczną i polityczną, bo wybory, których dokonujemy, będą miały swoje skutki za kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat. Na przykład tocząca się teraz dyskusja o systemie podatkowym, czy wcześniej o systemie emerytalnym.
O przyszłości pokoleń, które nie mają jeszcze prawa głosu, decyduje tymczasem pokolenie, które ma inną perspektywę.
Inna jest bowiem perspektywa 70-letniego emeryta, a inna 17-letniego młodzieńca. I to jest poważny argument za obniżeniem wieku wyborczego, ale on działa w dwie strony.
No i wymaga zarówno dużej wiedzy pozwalającej zrozumieć zawiłości świata społeczno-politycznego, jak i odpowiedzialności za sprawy publiczne i wspólnotę obywatelską.
Jest jeszcze argument z politycznego „metapoziomu”: demokracja liberalna – inna sprawa, że obecnie w wielu krajach, w tym w Polsce, możemy obserwować jej kryzys - stawia sobie za cel maksymalną inkluzywność. To znaczy raczej włączamy kolejne grupy w procesy decyzyjne i demokratyczne, a nie wyłączamy z nich. Jeżeli są przesłanki, żeby jakąś grupę społeczną dopuścić do procesu demokratycznego, to powinniśmy to zrobić.
Ale nie powiedziałem jeszcze o tym, co najistotniejsze.
Nie rozstrzygniemy kwestii tego, czy i na ile 18- i 16-latek różnią się dojrzałością polityczną. Na pewno nie rozstrzygną tego ani prawnicy, ani politolodzy, ani tym bardziej politycy.
Psychologowie rozwojowi, których wspomniał pan wcześniej?
Nawet ich werdykt zapewne nie byłby w pełni konkluzywny. Rozwój człowieka nie przebiega równomiernie. Jeśli ktoś był genialnym matematycznie uzdolnionym dzieckiem w wieku kilku lat, to nie znaczy, że zrozumie wszystkie zawiłości i niuanse świata politycznego.
Generalnie w tej fazie rozwoju człowieka im jesteśmy starsi, tym wiemy i rozumiemy więcej. Tutaj każdy kolejny rok ma znaczenie. Rok czy dwa lata różnicy w grupie 40 czy 50-latków nie robi różnicy, jeśli chodzi o ich poziom intelektualny, natomiast w przypadku dziecka czy młodzieńca to nie jest mało. Patrząc na rozwój własnych dzieci widzimy, jaki przeskok intelektualny robią w przeciągu roku, czasem nawet pół roku, nie mówiąc już o rozwoju fizycznym.
Generalnie im jesteśmy starsi, tym – statystycznie rzecz biorąc - mamy do czynienia z lepiej rozwiniętą, lepiej przystosowaną osobą – a zgodzimy się chyba, że do udziału w procesie wyborczym powinni jednak co do zasady przystępować ludzie świadomi tego, co to jest za proces i jakie konsekwencje będą miały dla wspólnoty ich akty wyborcze.
Oczywiście zawsze będą wyjątki. Ja np. interesuję się polityką od dziewiątego roku życia i już wtedy dość dobrze orientowałem się z jakimi procesami politycznymi mieliśmy do czynienia
Słucham?
To był szczególny czas, rok 1989, obrady Okrągłego Stołu, upadek systemu komunistycznego w Polsce i Europie Wschodniej, rozpoczęcie procesu transformacji. Pamiętam, jak w ostatniej klasie szkoły podstawowej na lekcji WOS dostałem trzy piątki pod rząd, bo tylko ja znałem odpowiedzi na pytania nauczyciela. Można więc powiedzieć, że już wtedy byłem gotowy do udziału w wyborach, na pewno miałem wiedzę na ich temat.
Ale to jest jednak przykład wyjątku. Cała masa moich kolegów, koleżanek w szkole średniej miała średnie pojęcie o polityce i wyrażała nikłe nią zainteresowanie. Zresztą z dzisiejszej perspektywy widzę, jak wiele moich przekonań w tamtym czasie trąciło polityczną naiwnością.
Nie trzeba jednak posługiwać się przykładami osobistymi.
Badania polskich młodych wyborców w wieku 18-25 lat pokazują, że to jest najmniej zainteresowana polityką grupa wyborców. Uśredniając, głosuje zazwyczaj około jedna czwarta tej grupy wiekowej.
To bardzo mało. Argument profrekwencyjny zupełnie więc upada.
A czy w tych badaniach jest odpowiedź, dlaczego młodych dorosłych nie interesuje polityka?
Tu są różne hipotezy, ale generalnie wychodzi na to, że ludzie w tym wieku są po prostu zainteresowani czymś innym i nie widzą jeszcze przełożenia tej nudnej, „krawaciarskiej” polityki, tego „ględzenia smutnych panów w telewizorze” na swoje życie. A jak nie są zainteresowani polityką, to i nie mają wiedzy na jej temat.
Obawiam się, że tak samo, albo jeszcze gorzej, wyglądałaby partycypacja w grupie 16-17 lat.
I ostatni argument: 18-latkowie też często są jeszcze ekonomicznie zależni od rodziców, ale sytuacja 16-latka jest pod tym względem zupełnie nieporównywalna.
Czy nie byłoby więc zagrożenia, że głos dziecka będzie w rzeczywistości bardziej lub mniej „narzuconym”, ale jednak głosem jego rodziców? To naturalne, zwłaszcza w przypadku niezorientowanych nastolatków, że pytają, na kogo mają głosować.
Ale jest możliwy odwrotny i moim zdaniem jeszcze gorszy scenariusz: dziecko ma poglądy lewicowe, a rodzice prawicowe, dziecko chce głosować na Lewicę, albo na PO, a rodzice są zwolennikami najtwardszego skrzydła PiS. W tej sytuacji generujemy konflikt rodzinny na tle politycznym, a to już dla mnie jest dysfunkcjonalne i psychologicznie szkodliwe. O takich rzeczach trzeba też pamiętać.
A czy takie zjawiska jak ruchy klimatyczne, które są dziś par excellence młodzieżowe, obecność takich nastoletnich ikon jak Greta Thunberg nie wpłyną na większa aktywizację młodych ludzi?
Już wpływają, tylko powstaje pytanie, czy ci młodzi ludzie dobrze rozumieją przełożenie spraw klimatycznych na sprawy wyborcze, bo często politycy tego nie ułatwiają. Tak szczerze powiedziawszy, jaka partia tak naprawdę, poza werbalnymi deklaracjami, zagwarantowałaby Polsce neutralność ekologiczną?
W tak szybkim tempie, jak chcą tego ekolodzy, żadna z liczących się.
Wystarczy pojechać do małej miejscowości i popatrzeć, czym ludzie palą w piecach. Politycy z obawy o utratę poparcia, nie chcą im powiedzieć: nie możecie tym palić, bo trujecie siebie i innych, co wy swoim własnym dzieciom wtłaczacie do płuc? Bez stymulacji ze strony państwa zmiany nie będzie, a państwo nie ma na razie woli, żeby wykonać radykalne działania w tym zakresie.
To, że jestem eko, nie znaczy, że będę umiał właściwie przełożyć swoje zaangażowanie społeczno-ekologiczne na zaangażowanie wyborcze.
Ani czy politycy będą to potrafili rzeczywiście to zaangażowanie wykorzystać.
Wykorzystać to będą próbowali, ale czy o to chodzi? Potem taki młody człowiek może się do polityki zniechęcić.
Jest taka teoria, która mówi, że głosujemy, bo wytworzył się u nas pewien nawyk. Dlatego starsi tak regularnie chodzą na wybory, bo się tego nauczyli.
Ale żeby wytworzyć ten nawyk, trzeba przejść kilka cykli wyborczych. Na pierwsze wybory młoda osoba zapewne pójdzie, bo to coś nowego, bo potraktuje to jako swego rodzaju synonim dorosłości. To trochę tak jakby móc pierwszy raz „legalnie” zapalić papierosa czy napić się alkoholu, taki rytuał przejścia do dorosłości. Nie znaczy to jednak, że po takim „pierwszym razie” staniemy się palaczem czy alkoholikiem.
Jeśli młodzi ludzie widzą w polityce ciągłe kłótnie, agresję i bezpardonową walkę, a w sumie to tak naprawdę nie rozumieją tego, co się tam odbywa, to nie będą widzieć sensu udziału w wyborach.
A patrząc z punktu widzenia polityków – jakim ugrupowaniom opłacałoby się obniżenie wieku wyborczego?
Patrząc na tendencje, na aktywność młodzieży, na to, jak się zachowała po wyroku TK, stawiam hipotezę, że korzyść odniosłoby ruchy liberalno-lewicowe, w dużo większym stopniu niż konserwatywno-prawicowe. Polityka i zachowania wyborcze są jednak tak dynamiczne, że wszystko może się zdarzyć.
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze