0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plFot. Slawomir Kamins...

Tuż po zakończeniu obrad Sejmu, czyli w ekspresowym tempie, zebrała się komisja nadzwyczajna, która ma zająć się projektami aborcyjnymi. Wszystkie projekty przeszły przez pierwsze czytanie w Sejmie i trafiły do komisji.

Marszałek Hołownia odetchnął – jego trud już skończony. Dowiózł, co obiecał. Zapewne – to trzeba mu przyznać – kosztowało go to wiele wysiłku, przekonywania kolegów z PSL (koalicję 15 października przesunięcie debaty nad projektami aborcyjnymi też kosztowało sporo, ale nie wysiłku, a głosów zdemobilizowanych wyborczyń i wyborców).

Niestety, nasz – kobiet – trud wcale nie skończony. I końca szybko nie będzie.

14 do 13

Tuż przed 17.00 komisja zakończyła pierwsze posiedzenie, przegłosowując swój skład. Szefową została Dorota Łoboda z KO. Zastępczyniami:

  • Urszula Nowogórska z PSL;
  • Anna Maria Żukowska z Lewicy;
  • Ewa Szymanowska z Polski 2050;
  • Karina Bosak z Konfederacji.

W składzie jest dwóch mężczyzn i 25 kobiet. Dużo, ale w sumie co z tego? 11 osób jest z PiS, 9 z KO, cztery z Trzeciej Drogi (po dwie z PSL i Polski 2050), dwie z Lewicy i jedna z Konfederacji.

Mamy zatem 12 konserwatywnych posłanek. Dodajmy do tego Urszulę Nowogórską z TD, także bardzo konserwatywną, która głosowała przeciwko liberalnym projektom Lewicy i KO (mimo umowy koalicyjnej). W rozmowie z OKO.press powiedziała: "Jestem przeciwnikiem dobrowolnej aborcji. Uważam, że to jest zabijanie niewinnego życia, które powstaje w momencie połączenia komórek męskich i żeńskich. Moje sumienie mi mówi, że od tego momentu powstaje życie”.

Dwie posłanki z TD (Pasławska, Szymanowska) poprą prawo do aborcji do 12. tygodnia. Żaneta Cwalina-Śliwowska może ją poprzeć, możliwe jednak, że w nieco innej formie niż obecnie proponują KO i Lewica.

To oznacza, że mamy 14 liberałek i 13 konserwatystek.

Prawie po połowie. Dodajmy, że te 13 konserwatystek jest prawdopodobnie nie do ruszenia – tzn. ich zdanie się nie zmieni.

Dodatkowo można założyć, że posłanki TD, nawet te liberalne, nie będą się z procedowaniem spieszyć, bo TD ma w planach referendum. Impas gotowy.

A cały Sejm?

Nawet jeżeli jakimś cudem ustawa liberalizująca aborcję przejdzie któregoś dnia przez komisję i trafi pod głosowanie w Sejmie, ten może wcale jej nie poprzeć. Lewica, KO (w sumie 181) i część Trzeciej Drogi to za mało. Trzeba przegłosować 210 posłów PiS, Konfederacji i Kukiz'15. Po dzisiejszym głosowaniu widać, że nie jest to proste. Co najmniej 30 posłów i posłanek TD musiałoby poprzeć liberalne ustawy, a ich potrzebna liczba głosów wzrastałaby z każdym posłem TD, który z kolei byłby przeciwko. A jest ich – co widać po dzisiejszym głosowaniu – co najmniej 8 (to na pewno zaniżona liczba, 15 osób z TD wstrzymało się od głosu, zapewne z powodu umowy koalicyjnej, więc gdyby przyszło co do czego, można się spodziewać, że głosowałyby przeciw aborcji do 12. tygodnia).

Bardzo możliwe zatem, że ustawa nie przechodzi. I nie Andrzej Duda jest tu problemem, bo może go już wtedy w Pałacu nie być.

Jeżeli zastąpi go Szymon Hołownia, ustawa nie przejdzie. Chyba że Trzecia Droga uda się przepchnąć ustawę o referendum (którego wyniku Hołownia nie odważy się zakwestionować, bo to jego własny pomysł). Ale wówczas wszystko znowu będzie trwało bardzo długo.

Jeżeli zresztą Trzecia Droga nadal będzie obstawać przy referendum, sprawa się skomplikuje. Załóżmy, że komisja pracuje nad ustawami, ale jednocześnie TD spróbuje przepchnąć przez Sejm ustawę o referendum. Posłanki Trzeciej Drogi będą wówczas spowalniać prace w komisji. A organizacja referendum – gdyby Sejm się na nie zgodził – potrwa.

A jeżeli nawet idea referendum upadnie, ale Szymon Hołownia będzie kandydował na prezydenta, Trzecia Droga nie będzie chciała wprowadzać tematu aborcji do debaty. Efekt – ten sam.

Marne szanse.

Co robić?

Na koniec trochę optymizmu. Co w takim razie robić z aborcją? Procedować mimo wszystko. Posłanki, które chcą liberalizacji, nie mogą odpuszczać, muszą podnosić temat, ile się da. Przyspieszać prace w komisji, domagać się posiedzeń, mówić głośno o prawie do aborcji. Włączać ją do codziennej debaty, uczynić z niej ważny temat. A jeżeli przepadnie w którymś głosowaniu? Trudno, trzeba zaproponować nowy projekt i głosować nad nim do skutku. Niech konsekwencje polityczne ponoszą ci, co głosują przeciw. Trzeba ich sprawdzać przy każdej możliwej okazji.

Kiedyś musi się udać, bo, jak wynika z badań opinii, Polki i Polacy chcą prawa do aborcji.

Przeczytaj także:

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze