0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. Iga Kucharska / OKO.pressil. Iga Kucharska / ...

W najnowszym cyklu OKO.press i Kampanii Przeciw Homofobii zaglądamy do polskiej armii i sprawdzamy, w jakiej sytuacji są żołnierze LGBT+ i czego oczekują od polskiego państwa, żeby czuć się bezpiecznie. Część bohaterów występuje pod swoimi imionami, reszta – w obawie przed reperkusjami – zgodziła się porozmawiać anonimowo.

KPH: Jak wygląda polski system kształcenia wojskowych?

Były żołnierz: W Polsce jest kilka uczelni wojskowych i każda z nich ma swoją specjalizację. Rozważałem dwie uczelnie: Wojskową Akademię Techniczną w Warszawie – to jest taka politechnika, tylko w wojsku i Akademię Wojsk Lądowych we Wrocławiu – uczelnia z długą historią i tradycją, uważana za najważniejszą w kraju.

WAT jest zupełnie inny niż AWL, bardziej otwarty. Przez teren uczelni przechodzi droga, jest infrastruktura: poczta, przychodnia czy sklepy dostępne dla wszystkich. We Wrocławiu teren uczelni jest bardziej tradycyjny, koszarowy. W tej chwili nie do końca jest to utrzymane, ale docelowo plan uczelni jest taki, żeby osoby studiujące mieszkały na jej terenie w stu procentach, oczywiście z prawem do przepustek, wychodzenia na miasto i tak dalej.

Przy czym na uczelni wojskowej wykładowcy są osobnym bytem, a kadra wojskowa osobnym. Osoby na akademii są zarówno studentami, więc podlegają pod całą strukturę uczelnianą, czyli rektorów, prorektorów, wykładowców, jak i wojskowymi, więc podlegają pod strukturę wojskową, gdzie są przełożeni, dowódcy itd.

Dlaczego poszedłeś do wojska?

W liceum byłem w klasie o profilu biol-chem, miałem pomysł, żeby iść na medycynę. Dowiedziałem się od kolegi, że w Łodzi jest wojskowy kierunek medyczny. Mój ojciec jest wojskowym, więc jak podzieliłem się tym pomysłem w domu, temat bardzo “siadł”. Cała uwaga poszła na wojsko, medycyna przestała być już dla mnie taka ważna. Zresztą uznałem, że nie jestem dobry w pamięciówkę, wolałbym coś bardziej kreatywnego.

Koniec końców poszedłem na AWL do Wrocławia. Dostałem się też na WAT na chemię, ale tutaj wjeżdża element toksyczności mojej rodziny: tata powiedział, że nie dam rady. To poszedłem gdzie indziej… Dostałem się do Wrocławia za drugim razem, za pierwszym zabrakło mi autentycznie jakiejś setnej sekundy w teście sprawnościowym, głupota.

Tata był zły, że się nie dostałeś za pierwszym razem?

Użył wtedy dobrych argumentów, takich perswazyjnych. Mówiąc w delikatnych słowach, powiedział mi, że go to nie obchodzi, czy się dostanę na uczelnię, czy nie, że mam i tak wyjść z domu.

Byłeś już wtedy wyoutowany w domu?

Nie, nie byłem. Ta reakcja była niezależna od mojej orientacji.

No ale się dostałeś, poszedłeś na studia, do wojska. Skończyłeś je?

Poszedłem na dowodzenie – to takie przerobione na wojskowe potrzeby zarządzanie. Tok studiów na AWL jest standardowy: najpierw licencjat, potem magisterka. Ja zrobiłem licencjat. No i właśnie pod koniec trzeciego roku już się wyoutowałem.

I co było dalej?

Oczywiście zakończyło się to niesamowitą dramą w domu. To, jak zareagował mój wojskowy ojciec, powiedziało mi dużo na temat podejścia do osób LGBT+, które mogą podzielać moi przełożeni.

Przeczytaj także:

Jeszcze w międzyczasie przetoczyła się pandemia, miałem okazję obserwować, jak uczelnia wojskowa funkcjonuje w czasie kryzysu. Przeraziło mnie to, miałem wewnętrzne dylematy. Idąc na uczelnię wojskową, wszyscy jesteśmy przygotowani na to, że może zdarzyć się wojna. Nie wiadomo z kim, nie wiadomo jak, ale ten konflikt może kiedyś się pojawić (oby się nigdy nie zdarzył, ale jest takie ryzyko). Wtedy dotarło do mnie… no nie wiem. Miałem wewnętrzny dylemat.

Związany z homofobią w wojsku?

Tak. Zastanawiałem się, czy ja naprawdę chcę walczyć za kraj, który mnie traktuje jako obywatela drugiej kategorii. Wojsko z tymi swoimi benefitami jest bardzo heteronormatywne – jeśli nie ma się rodziny, traci się bardzo dużo finansowo.

Dodatkowo nie ma zasad chroniących żołnierzy, nie ma osoby, która by powiedziała “hola hola, tu jest przekroczenie granic”, bardzo dużo jest zostawiane przełożonym. No i jeśli moi przełożeni byliby jak mój ojciec… Widząc to wszystko, stwierdziłem, że nie chcę inwestować swoich lat i dużego wysiłku w budowanie kariery, która może się zakończyć na jakimś bardzo nieciekawym miejscu, bo będę miał niefajnego przełożonego, który będzie mnie prześladował, a ja nie będę w stanie z tym nic zrobić. No bo do kogo się zwrócę? Moim najwyższym zwierzchnikiem jest prezydent Andrzej Duda, na pewno uroni nade mną łzę.

Co minister obrony, zwierzchnicy sił mogliby zrobić, żeby osobom LGBT+ było w wojsku lepiej?

Przede wszystkim otwarcie w końcu powiedzieć, że geje też są w wojsku, że lesbijki są w wojsku. Żeby w końcu do tych ludzi dotarła świadomość, że to nie jest tak, że my wszyscy jesteśmy tacy sami. W wojskowej strukturze najgorsze jest to, że

wymaga się karności i podległości wobec przełożonych, co sprawia, że jest zbyt duże pole do nadużyć.

Nie ma osoby czy instytucji, do której możesz przyjść i powiedzieć, że są wobec ciebie stosowane nadużycia. Jedyna droga to twój przełożony i przełożony twojego przełożonego. Możesz iść do dowódcy swojego dowódcy i poskarżyć. No jak ci to brzmi? Raczej mało skuteczna ścieżka dążenia do sprawiedliwości.

Czy do tego dochodzą jakieś polityczne zależności?

Często tak, mimo tego, że się mówi, że niby wojsko jest apolityczne. Bardzo dużo decyzji, również kadrowych, jest podejmowanych w oparciu o pewną, taką lub inną, agendę polityczną.

W wojsku jako takim nie ma miejsca, do którego można się zgłosić, jak się doświadcza nadużyć. A co z uczelnią wojskową? Czy jest jakaś instytucja uczelniana, np. rektor do spraw studenckich?

Tak, jest psycholog. Kiedy byłem na trzecim roku, mieliśmy cykliczne spotkania z psychologiem. To była odpowiedź na samobójstwa: w ciągu trzech miesięcy zabiły się trzy osoby, dwóch studentów i jedna osoba z kadry wojskowej. Pani psycholog przeprowadzała różne ankiety, w których zgłaszaliśmy problemy, ale to nic nie zmieniało.

Nawet mówiliśmy jej wprost, że nie widzimy żadnej poprawy.

Na przykładzie tych samobójstw i reakcji wojska widać, że brak miejsca, w którym można by zgłaszać problemy i dostawać jakieś rozwiązanie nie dotyka tylko osób LGBT+ w wojsku, ale wszystkich, całej populacji studentów, która może mieć swoje specyficzne problemy. Więc wyobraź sobie, że przychodzi osoba LGBT+ i chce poprosić o pomoc.

Co to znaczy, że wybuchła afera po twoim coming oucie?

Jak powiedziałem ojcu, on mnie straszył, że takie rzeczy musi zgłaszać na żandarmerię. Ojciec w ogóle bardzo mnie kontrolował. Jak byłem w wojsku, sprawdzali mi z matką bilingi, dzwonili do moich kolegów. Ojciec dzwonił nawet do moich przełożonych, wykorzystywał swój stopień i autorytet, żeby wyciągać od nich informacje na mój temat. Przełożeni akurat w dwóch tego typu sytuacjach się zachowali bardzo okej, jeden z nich powiedział mojemu ojcu, że jak wykonuję obowiązki służbowe, to on wie, gdzie jestem i co robię, ale jeśli mam czas wolny to nie wie i jego to nie obchodzi, więc nie rozumie pytania.

Czy zachowanie ojca miało wpływ na twoją decyzję o odejściu?

Tak, to była kolejna cegiełka, wiedziałem, że jeśli zostanę, ojciec będzie próbował kontrolować moje życie. Nie mówię, że od razu zaszkodzić, ale byłem przekonany, że jeżeli nie będę robił pewnych określonych rzeczy, których on będzie ode mnie chciał, to będzie narzędzie do wymuszania ich na mnie.

Mój ojciec pracuje w dobrej jednostce i mnie też chciał do takiej wysłać. Naciskał, by była to jednostka specjalna, bo inaczej po studiach trafię na wschód Polski. Wystraszyłem się w ogóle tej postawy ojca, pomyślałem, że ciężko by było przez cały czas ukrywać orientację…

Ale robiłeś to przez całe 3 lata.

Specyfika tych studiów jest taka, że naprawdę z tym moim plutonem wspólnie żyliśmy. Mieszkałem przez dwa lata w dziesięcioosobowym pokoju, widzieliśmy się we wszystkich sytuacjach, lepszych i gorszych. Jesteśmy ze sobą zżyci.

Niczego nie podejrzewali?

Funkcjonowałem w tym w męskim środowisku, gdzie często sobie z chłopakami rozmawialiśmy na różne tematy. Kiedyś się ktoś zaczął temat z serii “hehe seks”. Chłopaki się przechwalali, co robili z dziewczynami. Zawsze się śmieję, że miałem kontakt z kobietą dwa razy: raz jak się rodziłem i raz jak dotknąłem koleżankę w podstawówce. Już nie pamiętam, co dokładnie wtedy powiedziałem, ale coś takiego, że do nich dotarło, że ja nie mam zielonego pojęcia, o czym mówię.

W tej grupie przywarła do mnie łatka geja.

Mimo tego, że się nie wyoutowałem, to zawsze wszyscy gdzieś tam się ze mnie trochę podśmiewali. Tylko my ogólnie mieliśmy taki klimat, że się śmialiśmy z siebie nawzajem, to nie było uciążliwe. Każdy gdzieś tam miał jakąś swoją rzecz, z której można się było pośmiać, np. nieśmiałość. U mnie padło akurat na to. Był taki jeden kolega, który mnie próbował wypytywać po pijaku, ale ja akurat w tych tematach miałem ultra wysoki poziom samokontroli, więc nic mu nigdy nie powiedziałem.

Myślisz, że co by się wydarzyło, gdybyś mu powiedział?

Najbardziej się bałem przez to, że mój ojciec mi wchodził na głowę cały czas. A druga rzecz, że mieszkaliśmy cały czas ze sobą i nie było tam żadnej prywatności. Przez dwa lata mieszkaliśmy w 10 osób, ale na przykład prysznice to były tylko otwarte natryski. Mieliśmy jedną toaletę na pięćdziesiąt osób czy nawet na sto, więc to mnie bardzo powstrzymywało. Nie chciałem żadnej niekomfortowej sytuacji, zarówno dla nich, jak i dla mnie.

Czego się obawiałeś? Że spotka cię przemoc lub jakieś inne nadużycia? Że koledzy będą się zastanawiać, czy się na nich patrzysz pod prysznicem?

Bardziej tego drugiego. Nie spodziewałem się przemocy, to jest raczej tak, jakby kobiety miały chodzić pod prysznic z hetero facetami. Wiadomo, że w normalnym, cywilizowanym świecie nic się nie może wydarzyć, ale jednak jest jakiś taki dyskomfort. Bałem się przejścia z bycia “ziomkiem” do poziomu, na którym oni by zaczęli mielić w głowach, czy moje zachowania są seksualne, czy nie, mimo że nie były, bo dla mnie nigdy to tak nie wyglądało.

Teraz pracujesz w korporacji. Czy tu też miałeś tego typu obawy, kiedy się outowałeś przed kolegami?

Nie.

Na czym w takim razie polega różnica?

Są jeszcze przełożeni w wojsku. Gdyby się okazało, że przełożony jest homofobem, jako student nie mógłbym nic z tym zrobić. W moim plutonie zachodziła już zmiana pokoleniowa, ci ludzie są naprawdę okej, mają do spraw związanych z orientacją zupełnie inne podejście niż starsi wojskowi. No ale przełożeni mają taką władzę, że gdyby mi przełożony powiedział na pierwszym roku studiów, że nie opuszczę terenu uczelni przez kolejne pięć lat, to totalnie mógł to zrobić i nie byłoby to nawet żadnym złamaniem praw. Zawsze się znajdzie pretekst, żeby kogoś trochę dokręcić.

Ale po tym, jak odszedłeś z wojska, wyoutowałeś się przed kolegami z plutonu.

Zacząłem od dwóch osób: mojego przyjaciela i mojego kolegi. Z przyjacielem mieszkałem trzy lata, czyli przez cały mój czas spędzony w wojsku. Po dwóch latach w dziesięcioosobowym pokoju zostaliśmy przeniesieni do akademika poza terenem uczelni, gdzie mieszkaliśmy we dwóch. Wtedy jeszcze nic nie mówiłem.

Dopiero po moim odejściu i po bataliach z rodzicami już sobie ułożyłem pewne rzeczy w głowie i stwierdziłem, że nie będę pozwalał na to, żeby poglądy mojego ojca wpływały na moje relacje z przyjaciółmi. Czułem, że po moim odejściu z wojska się od siebie z przyjacielem i kolegą oddalamy i się tworzy taki niepotrzebny dystans. Uznałem, że to dlatego, że ja ich nie wpuszczałem na 100 proc. do swojego życia, nie zapraszałem do domu, nie spotykałem się z nimi i moim partnerem.

Jak im powiedziałeś?

Powiedziałem im, byliśmy na piwie, wziąłem ich na bok. Muszę przyznać, że ich reakcja mnie po prostu wywaliła w kosmos. Bo mój przyjaciel to przyjął bardzo fajnie i powiedział, że spoko, że rozumie. Wyjaśniłem mu, że nie chciałem o tym mówić, kiedy studiowaliśmy, bo mieszkaliśmy razem i nie chciałem go wpędzić w jakiś dyskomfort. Odpowiedział, że totalnie nigdy by to nie było kwestią i że nie powinienem był tak myśleć.

A kolega miał zupełnie inne podejście i się na mnie wręcz obraził, że on mi opowiadał różne tajemnice, a ja mu tego nie powiedziałem. A on myślał, że mówimy sobie wszystko. I poza tym jeszcze mi wygarnął, że czemu się tak długo chowałem, przecież jakbym im powiedział szybciej, to by mi się lepiej żyło. Mówił, że przecież, gdyby wiedzieli wcześniej, to by zadbali, żeby się nikt ze mnie nie nabijał, że po co takie głupie tajemnice. Przyjaciel stanął w mojej obronie, śmieszna sytuacja z tego wyszła, zacząłem się martwić, że moich dwóch ziomków się pokłóci o to, czy powinienem im wcześniej powiedzieć, że jestem gejem.

Zaskoczyła cię ta reakcja?

To było mega pozytywne, naprawdę mnie zaskoczyli. Później już jakoś poszło, stwierdziłam, że nie ma się sensu z tym kryć. Kolejnemu koledze powiedziałam i pewnie rozeszła się ta informacja pocztą pantoflową, bo to trochę był temat „gdybań”. Z moim przyjacielem zawsze mieliśmy dużo polityczno-społecznych dyskusji, ale takich na poziomie, nigdy się nie pokłóciliśmy, przyjaźniliśmy, ale ja byłem lewakiem, a mój przyjaciel był prawicowcem. Była taka sytuacja, że w jakiś weekend napisał do mnie, czy nie chcę się spotkać. Powiedziałem, że jestem na Marszu Równości we Wrocławiu. Był akurat na rowerze, przyjechał i poszedł ze mną. Śmiał się, że kiedyś na mieście rozmawiał z Młodzieżą Wszechpolską, a teraz był na Marszu Równości, więc uważa się za centrystę. Był i tu, i tu, więc nie można mu nic zarzucić, nie?

Wspomniałaś o tym, że następuje zmiana pokoleniowa i młodzi ludzie mają inne podejście. A jakbyś miał opisać nastawienie do społeczności LGBT+ wśród kadry starszej stopniem czy stażem?

W wojsku są dwa rodzaje ludzi: tacy, którzy mają kontakt z rzeczywistością, widzą co się dzieje wokół nich w Polsce i tacy, którzy są w wojsku całe swoje życie i stanowią beton. Ci drudzy pewnych rzeczy i zmian nie są już w stanie dopuścić do swojej głowy. No ale to zawsze zależy na kogo trafisz. Moi koledzy z plutonu to młodzi ludzie. Przyjęli to tak luźno, już jakby normalna sprawa, nie?

Znasz jakieś inne osoby LGBT wyoutowane w wojsku?

Właśnie koledzy też mnie o to zawsze wypytywali, czy były jakieś akcje. Nie, nic takiego. Nikt mi nic nie powiedział, ale niektórzy moi koledzy mieli taki „vibe”, że są ciekawi, może nawet trochę za bardzo ciekawi. Musisz zrozumieć klimat: jak już do mnie przylgnęła łatka geja, to zdarzały się jakieś dziwne sytuacje, których nie inicjowałem, ale które się po prostu działy. Kiedyś koledzy wracali pijani z imprezy i typ mi na schodach strzelił buziaka… Kiedy indziej kogoś pijanego odprowadzałem do pokoju, średnio się trzymał na nogach i tak mnie złapał, że się przewróciliśmy i wylądowaliśmy w łóżku jego współlokatora, ale wstałem i poszedłem do swojego pokoju.

Czuję się niekomfortowo w sytuacjach, które nie są erotyczne. Troszkę się śmieję, że mam tak dziwnie, że nie lubię dotyku mężczyzn, jeżeli wiem, że nie mogę go odwzajemnić, bo np. ktoś mi się nie podoba. Tak więc szybko się z takich sytuacji wykręcałem.

Miałeś tak już wcześniej, w szkole? Czy taki dystans złapałeś dopiero w wojsku?

Przeszedłem chyba wszystkie możliwe stany. Zaczynając od mojego okresu dojrzewania, bo ja mam super background, śmieję się, że jestem mokrym snem prawicowca: jestem po szkołach katolickich, poszedłem do wojska. Niestety, nic mnie nie było w stanie naprawić. Najpierw miałem ostre wyparcie, nie przyjmowałem do wiadomości, że jestem gejem, mimo że nigdy nic z kobietą nie zrobiłem. Później mówiłem, że jestem biseksualny. Z dzisiejszej perspektywy – komedia.

Później poznałem mojego pierwszego poważnego partnera i się wszystko pozmieniało. On mi dał poczucie akceptacji, rozwój, dostrzegłem, że wojsko już nie jest dla mnie. Więc zrobiłem licencjat z dowodzenia oddziałami i odszedłem.

Jak ci się teraz żyje, poza armią?

Pracuję w korporacji, tu jest zupełnie inaczej. Powiedziałem jednej kumpeli, że jestem gejem, odpowiedziała: “No i?”. To był dla mnie reality check, nic się nie wydarzyło, koniec tematu. W mojej pierwszej pracy w korporacji działałem nawet w tęczowej sieci, skoro się już uwolniłem, chciałem robić coś dla swojej społeczności. Tak się trafiło, że nagle zostałem leadem Pride. Koleżanka, która to koordynowała, powiedziała na pierwszym spotkaniu, że ona odchodzi z firmy i ktoś to musi przejąć. Spojrzała na mnie. Potem jakiś przystojny pan przyszedł na spotkanie i zaczął mi tłumaczyć rzeczy. Stwierdziłem, że mogę to przejąć, chociaż na miesiąc spróbuję. No i tak wyszło, że zostałem.

A w Polsce?

Wiem, że teraz toczy się ta cała debata o związkach partnerskich. Śledzę ją, ale niestety te propozycje mnie nie satysfakcjonują. To jest za mało, ale zgadzam się, że

związki partnerskie są pierwszym krokiem i wolę mieć ogryzek niż chodzić głodny.

Osobiście nie mam dzieci i nie planuję mieć, ale rozumiem przerażenie i dylematy ludzi, którzy mają lub planują. Zwykle ten wątek przemilczam, bo ciężko mi się wypowiadać, skoro nie mam takich planów. Wiem, że ludzie, którzy są w jednopłciowych rodzinach, chcieliby mieć to prawo i poczucie opieki, bezpieczeństwa, dlatego temat przysposobienia dzieci jest ważny. No ale teraz nie mamy nic. Jesteśmy obcymi ludźmi dla siebie, mimo że żyjemy razem.

Jak się z tym czujesz?

Ta sytuacja mnie męczy, bo mam toksycznych rodziców, wolałbym, żeby mój partner decydował o moim zdrowiu i tych wszystkich innych sprawach. Odciąłem się od rodziny, nie chcę, żeby ktoś ich powiadamiał, gdyby coś mi się stało, wolę, żeby to był mój partner.

Czasem ta debata wydaje mi śmieszna i momentami się zastanawiam, czy to takie ważne, czy ma się to nazywać małżeństwo, czy związek. Dla mnie to się nawet może nazywać “zakupy w Ikei”. Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Chcę mieć poczucie bezpieczeństwa, prawnej opieki. Po prostu.

Rozmawiała: Olga Pawłowska-Plesińska, Stowarzyszenie Kampania Przeciw Homofobii

Redagowali: Anton Ambroziak, OKO.press; Olga Pawłowska-Plesińska, KPH

Jesteś osobą LGBT+ i pracujesz w wojsku, studiujesz na wojskowej uczelni, jesteś w rezerwie lub działasz w Wojskach Obrony Terytorialnej? Chcesz podzielić się swoim doświadczeniem i poznać inne wojskowe osoby LGBT+? Skontaktuj się ze Stowarzyszeniem Kampania Przeciw Homofobii i OKO.press. Mając na względzie Twoje bezpieczeństwo, zapewniamy pełną anonimowość: [email protected] +48 22 423 64 38, [email protected]

;
Na zdjęciu Redakcja OKO.press
Redakcja OKO.press

Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press

Komentarze