Chociaż brzmi to przerażająco, choroba Alzheimera w pewnych okolicznościach może przenosić się między ludźmi. Potwierdzono, że u garstki pacjentów, u których przeprowadzono niestosowaną już procedurę medyczną, wystąpiły wczesne objawy demencji. Jak to w ogóle możliwe?
Choroba Alzheimera to jedno z najgroźniejszych i najbardziej podstępnych zaburzeń neurodegeneracyjnych, które odbiera dotkniętej nią osobie nie tylko możliwość funkcjonowania w społeczeństwie, ale także poczucie własnej tożsamości.
Dzisiaj na świecie jest już prawie 44 miliony chorych, a co 4 sekundy diagnozowany jest nowy przypadek. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) znowu nie ma dla nas dobrych wiadomości – według ich prognoz w 2030 roku będzie już 65 milionów chorych, a w 2050 roku nawet 115 milionów.
Za taki stan rzeczy odpowiada dynamiczne starzenie się społeczeństwa i fakt, że współczesna medycyna praktycznie nie ma żadnych argumentów terapeutycznych przeciwko alzheimerowi.
Nadużyciem byłoby stwierdzenie, że alzheimer dotyka jedynie seniorów. Większość przypadków diagnozuje się co prawda u osób powyżej 65. roku życia, a ryzyko rośnie wraz z wiekiem, ale nie jest to regułą. Istnieje tzw. choroba Alzheimera o wczesnym początku, która dotyka ludzi młodych, nawet będących w sile wielu 30- czy 40-latków. Takie przypadki stanowią ok. 1-2 proc. wszystkich diagnoz i są konsekwencją dziedziczenia choroby w rodzinie (związanego z genem ApoE).
Przyczyny występowania chorób neurodegeneracyjnych, do których zalicza się m.in. stwardnienie zanikowe boczne, choroby Parkinsona czy właśnie Alzheimera, nie są dokładnie poznane. Są związane z postępującą degeneracją neuronów w mózgu lub rdzeniu kręgowym, których powikłania są śmiertelne.
Badanie opublikowane na początku stycznia w czasopiśmie Nature Medicine dostarczyło pierwszych dowodów na medycznie nabytą chorobę Alzheimera u żyjących osób. U pięciu pacjentów wykazano, że wczesne objawy demencji są wynikiem przeniesienia białka beta amyloidu podczas terapii hormonalnej.
Czy mamy zatem powody do obaw?
Właściwe rozpoznanie choroby Alzheimera wymaga wiedzy, doświadczenia i czasu. Nie jest to łatwe, bo i sam mechanizm rozwoju choroby jest skomplikowany, a zaangażowane są w niego dwa główne białka: tau i beta amyloid.
Aby zrozumieć, jak białka te wpływają na aktywność neuronów (głównych komórek znajdujących się w mózgu), trzeba przypomnieć sobie ich budowę.
Każdy neuron ma trzy podstawowe sekcje: ciało komórki nerwowej (perykarion); liczne wypustki protoplazmatyczne (tzw. dendryty) oraz przeważnie pojedynczą wypustkę osiową (tzw. akson). Nie wchodząc w szczegóły fizjologiczne, warto wiedzieć, że neuron odbiera informacje od innych komórek za pośrednictwem dendrytów, tworzących tzw. drzewo dendrytyczne.
Sygnały te przechodzą przez perykarion i wędrują aksonem na drugi koniec komórki, gdzie w tzw. zakończeniu aksonu są przekazywane do kolejnych neuronów lub komórek będących efektorami. Dzięki temu myślimy, poruszamy się i po prostu żyjemy.
Białka tau zazwyczaj znajdują się wewnątrz aksonów i odpowiadają za utrzymanie prawidłowej struktury neuronów. Jest to bardzo ważne, gdyż z uszkodzonej komórki nerwowej informacje mogą „wyciekać” i nie docierać we właściwej formie do miejsca docelowego. W chorobie Alzheimera i niektórych innych formach demencji (np. otępieniu czołowo-skroniowym) białka tau ulegają uszkodzeniu i odłączają się od aksonów. Swobodnie przemieszczają się wewnątrz neuronu (poza aksonem) i często się zlepiają, tworząc tzw. splątki neurofibrylarne.
Dysfunkcyjne białka tau są toksyczne dla neuronów i powodują ich obumieranie. Mniej komórek nerwowych z kolei wpływa na funkcjonowanie mózgu, dlatego u chorych na alzheimera występują trudności w myśleniu, zapamiętywaniu i rozpoznawaniu bliskich, które są podstawą demencji.
Niestety, nie wiadomo, co dokładnie inicjuje proces uszkodzenia białek tau,
mimo że pracują nad tym zespoły badawcze z całego świata.
Z kolei białko prekursorowe amyloidu (APP) powszechnie występuje w układzie nerwowym i bierze udział w regulacji wzrostu komórek. Może być przetwarzane na dwa sposoby: jeden, który wytwarza rozpuszczalne białko i drugi, który powoduje powstawanie toksycznego beta amyloidu.
Co ciekawe, oba te procesy zachodzą normalnie w naszym organizmie, a beta amyloid jest skutecznie usuwany ze zdrowych mózgów, zanim zdąży wyrządzić jakiekolwiek szkody. Czasami jednak te naturalne procesy sprzątania zawodzą. Beta amyloid, który nie jest usuwany z mózgu, zlepia się, tworząc małe skupiska zwane oligomerami, a ostatecznie gromadząc się w duże blaszki (zwane także płytkami starczymi). Powodują one różne reakcje chemiczne wokół neuronów, które kończą się dla nich katastrofalnie.
Wielu naukowców uważa, że białka tau i beta amyloid wpływają na siebie nawzajem, przyczyniając się do rozwoju choroby Alzheimera.
Skupiska beta amyloidu prawdopodobnie pojawiają się jako pierwsze, a po osiągnięciu pewnej wartości progowej stymulują produkcję białek tau. Dodatnie sprzężenie zwrotne „nakręca” cały proces – powstaje więcej beta amyloidu, więcej tau i zapętlenie mechanizmu.
Zrozumienie tego osobliwego „tańca” białek pozwoliłoby nie tylko na zahamowanie samej choroby Alzheimera, ale i ochronę komórek przed toksycznymi procesami. Problem jest jednak taki, że właściwie nie wiemy, w którym dokładnie momencie beta amyloid „włącza” produkcję tau.
Czy choroba Alzheimera może przenieść się z człowieka na człowieka?
Nowe badania wskazują, że alzheimer pod pewnymi względami jest podobny do chorób prionowych, takich jak choroba Creutzfeldta-Jakoba (CJD), gąbczasta encefalopatia bydła (BSE) czy choroba kuru.
Są one wywoływane przez zakaźne, nieprawidłowo złożone białka, które rozprzestrzeniają się w mózgu. Choroby te zazwyczaj występują spontanicznie, jednak mogą rozwijać się w wyniku mutacji genetycznych lub poprzez zainfekowaną tkankę mózgową. Ostatnie badania sugerują, że priony mogą być przenoszone drogą powietrzną.
Naukowcy od dawna spekulowali, że beta amyloid może działać jak prion, co teoretycznie umożliwiałoby transmisję choroby Alzheimera w określonych i niezwykle rzadkich sytuacjach. Na początku roku potwierdzili to uczeni z MRC Prion Unit z UCL, którzy dogłębnie przyjrzeli się kilku dorosłym z nietypowymi objawami choroby Alzheimera.
W latach 1959–1985 co najmniej 1848 pacjentów w Wielkiej Brytanii otrzymywało ludzki hormon wzrostu (HGH) wyekstrahowany z przysadek mózgowych zwłok. Trzeba wiedzieć, że przysadka mózgowa jest gruczołem dokrewnym, znajdującym się u postawy mózgu, o kształcie przypominającym kroplę i wadze ok. 0,7 grama.
Jest ściśle powiązana z podwzgórzem, tworząc układ hormonalny podwzgórzowo-przysadkowy, wspomagając wzrost u dzieci. Podobna praktyka była stosowana również w innych częściach świata, także w Stanach Zjednoczonych. Została ona zakazana w 1985 roku, po tym, jak się okazało, że niektórzy pacjenci zmarli na chorobę Creutzfeldta-Jakoba (CJD) w wyniku skażenia próbek hormonów prionami.
W 2015 roku dokonano kolejnego szokującego odkrycia.
Autopsje czterech osób, które zmarły na CJD w wyniku terapii, miały naczynia krwionośne mózgu dosłownie „zalane” beta amyloidem. Aby sprawdzić, czy stary hormon wzrostu zawierał beta amyloid, który mógł wywołać zmiany w mózgach biorców, naukowcy odnaleźli partie sprzed dziesięcioleci, przechowywane w archiwum w Wielkiej Brytanii. Rzeczywiście zawierały one beta amyloid, a gdy został on wstrzyknięty do mózgów myszy, wywołał charakterystyczne dla choroby Alzheimera blaszki amyloidowe.
Teraz opisano ustalenia dotyczące ośmiu osób skierowanych do National Prion Clinic w latach 2017-2022, które w dzieciństwie otrzymywały hormony wzrostu. Pacjenci mieli skomplikowaną historię medyczną (m.in. guzy mózgu, napady epileptyczne), ale nie chorowali na CJD.
Pięciu z nich spełniało kliniczne kryteria alzheimera, a początek choroby miał miejsce wyjątkowo wcześnie, w wieku 38 lat. U pozostałych trzech pacjentów jeden miał łagodne upośledzenie funkcji poznawczych, jeden zgłaszał trudności poznawcze, a jeden nie miał żadnych objawów, przy czym u pierwszego wyniki badań pośmiertnych były zgodne z chorobą Alzheimera, a u drugiego spełniały kryteria biomarkerów tej choroby.
U pięciu pacjentów uzyskano dane DNA, ale tylko u jednego stwierdzono obecność genu zwiększającego prawdopodobieństwo wystąpienia choroby Alzheimera o późnym początku, a u żadnego nie stwierdzono wariantów genetycznych związanych z alzheimerem o wczesnym początku (gen ApoE).
Naukowcy dodają, że pacjenci wykazywali pewne objawy różniące się od tych typowych dla choroby, która albo pojawia się spontanicznie, albo jest związana z ryzykiem genetycznym. Przypadki te określono mianem „jatrogennych”, czyli będących wynikiem negatywnych skutków zastosowanych procedur medycznych.
Aby uniknąć niepotrzebnych nadinterpretacji opisanych badań, trzeba jasno powiedzieć, że alzheimer nie jest zakaźną chorobą, którą można złapać jak grypę, opiekując się np. krewnym. Nie trzeba także bać się leczenia hormonalnego, bo od ponad 40 lat w medycynie stosuje się syntetyczną somatotropinę, która jest wolna od prionów i innych toksycznych białek.
Naukowcy z UCL chcą zrozumieć, czy opisane osiem przypadków jest wyjątkiem i chcą porównać wyniki z innymi pacjentami leczonymi HGH pozyskiwanym ze zwłok.
Wiele badań na zwierzętach i ludziach wskazuje, że to nagromadzenie beta amyloidu daje początek chorobie Alzheimera, ale w jej progresji biorą udział inne czynniki. Nie ma pewności, czy to właśnie beta amyloid jest właściwym celem terapeutycznym, czy powinnyśmy skierować swój wzrok gdzie indziej, np. w stronę białka tau.
Na tę chwilę, opisaną historię należy traktować jedynie jako medyczną ciekawostkę.
Biolog, dziennikarz popularnonaukowy, redaktor naukowy Międzynarodowego Centrum Badań Oka (ICTER). Autor blisko 10 000 tekstów popularnonaukowych w portalu Interia, ponad 50 publikacji w papierowych wydaniach magazynów „Focus", „Wiedza i Życie" i „Świat Wiedzy". Obecnie publikuje teksty na Focus.pl.
Biolog, dziennikarz popularnonaukowy, redaktor naukowy Międzynarodowego Centrum Badań Oka (ICTER). Autor blisko 10 000 tekstów popularnonaukowych w portalu Interia, ponad 50 publikacji w papierowych wydaniach magazynów „Focus", „Wiedza i Życie" i „Świat Wiedzy". Obecnie publikuje teksty na Focus.pl.
Komentarze