Nie ma mowy o “transowaniu dzieci”, nie istnieje lobby finansowane przez firmy farmaceutyczne nakłaniające dzieci do tranzycji, nie wykonuje się u dzieci “operacji zmiany płci”. Istnieje proces opracowany przez ekspertów z dziedzin pediatrii, endokrynologii, psychiatrii, psychologii czy seksuologii, który może uratować życie niejednego dziecka
Temat transpłciowości coraz częściej jest przedmiotem mniej lub bardziej produktywnych dyskusji. Nierzadko dyskusje te nie służą dobru osób trans, nie przynoszą też społecznych korzyści, są natomiast sposobem na budowanie politycznej nagonki na jedną z najbardziej wrażliwych mniejszości. Jak w przypadku osób homo- i biseksualnych wcześniej, tak obecnie osoby transpłciowe są straszakiem symbolizującym upadek tradycyjnego porządku i czające się za każdym rogiem zagrożenie. I podobnie jak jeszcze niedawno geje, lesbijki i osoby bi – czyhają na nasze dzieci.
Debata publiczna na temat tranzycji, interwencji medycznych i tego, jak należy postępować w przypadku osób niepełnoletnich, które przejawiają cechy niezgodności płciowej – lub same identyfikują się jako trans – jest niesamowicie toksyczna i pełna przeinaczeń, dezinformacji, czy wręcz kłamstw. Historie o nakłanianiu do tranzycji, modzie na nią, wykonywaniu “operacji zmiany płci” u małych dzieci i inne teorie spiskowe rozprzestrzeniają się po mediach. Wykorzystywane są też przez organizacje takie jak Ordo Iuris w trwającej nieustannie wojence kulturowej. Spróbujmy przyjrzeć się więc tej kwestii spokojnie i w oparciu o najlepsze dane, jakimi dysponujemy i zobaczmy, jak rzecz wygląda naprawdę. Ostatecznie chodzi tu o dobro dzieci – rzecz, do której powinniśmy dążyć przede wszystkim.
Zacznijmy od podstawowych kwestii. Istnieją osoby transpłciowe – takie, u których płeć odczuwana i przeżywana nie zgadza się z płcią przypisaną im przy urodzeniu. Używam tu pojęcia transpłciowości w sposób inkluzywny, obejmujący tak “binarne” osoby transpłciowe, to znaczy takie, które dążą do korekty płci z męskiej na żeńską lub żeńskiej na męską, jak i osoby niebinarne, których spektrum odczuwania identyfikacji z płcią jest dużo szersze i które nie utożsamiają się w pełni z jedną z dwóch płci.
Większość interwencji medycznych związanych z tranzycją, czy też korektą płci, nakierowanych jest na binarne osoby transpłciowe i stąd głównie o tym będzie mowa w dalszej części tekstu. Wiele tych kwestii ma w jakimś stopniu zastosowanie także do osób niebinarnych, jednak osoby te wymagają nieco bardziej zindywidualizowanego podejścia w kwestii tranzycji medycznej.
Osoby trans mogą odczuwać dysforię – intensywne cierpienie związane z niezgodnością płciową. Próby “wyleczenia” dysforii lub niezgodności płciowej poprzez psychoterapię, lub podobne interwencje mające na celu porzucenie transpłciowej tożsamości – określane zbiorczo jako terapie konwersyjne – nie są rekomendowane. Nie tylko nie działają – są dla “leczonych” nimi osób głęboko szkodliwe.
Podejmuje się zatem interwencje afirmujące płeć. To tranzycja społeczna – zmiana imienia, publicznej ekspresji na zgodne z płcią odczuwaną; terapia hormonalna mająca na celu wykształcenie trzeciorzędowych cech płciowych zgodnych z płcią odczuwaną; zabiegi chirurgicznej korekcji płci, ale także np. mastektomia u trans mężczyzn i operacje feminizacji twarzy u transpłciowych kobiet; a także wsparcie psychologiczne, zabiegi laserowego usuwania zarostu i szereg innych interwencji poprawiających jakość życia osób trans.
Odmawianie dorosłym osobom transpłciowym dostępu do tranzycji ma podłoże w światopoglądzie, który nie uznaje ich autonomii cielesnej i zdolności samodecydowania, wyznaje tradycyjne i sztywne role płciowe w społeczeństwie, czy w końcu uważa tranzycję za akt niemoralny. To fundamentalnie konserwatywne podejście niezależne od jakichkolwiek danych naukowych.
Nieco inaczej jest w przypadku dzieci i nastolatków – to na opiekunach, ale także państwie tworzącym regulacje prawne, ciąży odpowiedzialność za ich dobro. Musimy mieć zatem pewność, że decyzje, jakie wobec nich podejmujemy, rzeczywiście temu dobru służą. Stąd argumenty przeciwko podejmowaniu jakichkolwiek interwencji afirmujących płeć u dzieci mają inny charakter.
Część oponentów podejmowania takich interwencji u osób niepełnoletnich twierdzi, że dzieci nie są w stanie określić swojej tożsamości płciowej. Nie jest to prawda. Świadomość przynależności do danej płci buduje się u dzieci wcześnie, widoczna jest już w wieku przedszkolnym. Warto zauważyć, że wszelkie tego typu wątpliwości nie przeszkadzają wielu rodzicom wtłaczać dzieci w ramy norm płciowych od samego urodzenia, począwszy od kolorów ubranek, kończąc na wczesnym uczeniu chłopców, że nie powinni płakać ani bawić się lalkami, a dziewczynek – że wspinanie się po drzewach albo nauki ścisłe to rzeczy, które powinny zostawić chłopakom.
Dziecko prezentujące cechy niezgodności płciowej, wyrażające pragnienie bycia innej płci niż nadana przy urodzeniu i ogólnie rzecz biorąc takie, które można określić jako trans, wyrośnie z tego – twierdzą krytycy podejścia afirmatywnego. Nie należy utwierdzać takiego dziecka w przekonaniu o transpłciowości, lepiej szybko wyprowadzić je z błędu i zamknąć temat.
Prawdą jest, że jeśli dysforia wygaśnie samoistnie, nastąpi to najczęściej na etapie przed rozpoczęciem dojrzewania. Dane mówiące o skali tego zjawiska są bardzo niespójne.
Wszystko wskazuje jednak na to, że u większości dzieci prezentujących objawy niezgodności płciowej ten stan się utrzyma.
Nadal można usłyszeć osoby powołujące się na badania pochodzące z lat osiemdziesiątych – ba, można przeczytać o nich jeszcze w stosunkowo niedawno opublikowanych przeglądach literatury naukowej – które stwierdzają, że ustąpienie niezgodności płciowej nastąpi samoistnie u ponad 80 proc. dzieci. Problem polega na tym, że w badanych grupach większość dzieci nigdy nie była trans – do badania włączano na przykład chłopców uznanych za zniewieściałych i mających niewystarczająco męskie zainteresowania, którzy nigdy nie spełniali kryteriów, jakimi nawet wówczas posługiwano się przy rozpoznawaniu problemów z identyfikacją płciową. Większość z nich nie okazała się później trans? Cóż za niespodzianka!
Niektóre nowsze badania również przeszacowują skalę zjawiska określanego jako desistance, czyli powrót do identyfikacji z płcią przypisaną przy urodzeniu – na przykład zaliczając do desisters dużą grupę badanych, z którymi nie udało się nawiązać kontaktu celem ustalenia wizyt kontrolnych. To ogromne nadużycie, które spotkało się z krytyką ze strony innych badaczy. Badanie opublikowane w czasopiśmie American Academy of Pediatrics w 2022 roku pokazuje znacząco niższy odsetek dzieci, które wracają do cispłciowej identyfikacji podczas pięcioletniej obserwacji, bo raptem 2,5 proc. Tymczasem jeszcze świeża publikacja w JAMA Pediatrics z października 2024 pokazuje wysoki poziom zadowolenia z interwencji medycznych afirmujących płeć u transpłciowych dzieci i młodzieży powyżej 12 roku życia – w obserwacji obejmującej od 6 do 10 lat, 97 proc. badanych nadal korzysta z opieki medycznej skierowanej do osób trans.
Nie da się zaprzeczyć, że te dane są niepełne i wymagane są obserwacje w dłuższej perspektywie czasowej, żeby zebrać pełniejszy obraz sytuacji. Chcemy wiedzieć, jak rozwija się i jak przebiega zjawisko niezgodności płciowej i jak najlepiej pomóc dzieciom, które się z nim zmagają.
Dotychczasowe obserwacje jednoznacznie wskazują jednak na korzyść płynącą ze wsparcia dzieci w wolnej eksploracji swojej tożsamości, zaś działania mające na celu wtłoczenie ich w sztywne ramy cispłciowej normy nie pozostają bez negatywnych konsekwencji.
Należy mieć na uwadze, że wszelkie interwencje, jakie można podjąć w zakresie afirmacji płci u dzieci, są… niezbyt ryzykowne. Przed rozpoczęciem okresu dojrzewania w ogóle nie ma mowy o lekach czy zabiegach; wszystko, co rekomenduje się na tym etapie, jest całkowicie odwracalne i polega na pozwoleniu dziecku na odkrywanie tego, jak czuje się w innych ubraniach, fryzurze, gdy nazywane jest innym imieniem. Wsparcie psychologiczne czy psychoterapeutyczne może pomóc dziecku rozwikłać to, jak się czuje, pomóc znaleźć narzędzia do radzenia sobie np. z trudnymi sytuacjami rówieśniczymi.
Jeśli ostatecznie dziecko uzna, że jest tej płci, którą przypisano mu przy urodzeniu – jakie mogą być konsekwencje epizodu eksploracji swojej tożsamości? Przy otwartym, wspierającym podejściu rodziców lub opiekunów, dziecko może nauczyć się, że można im ufać, że może czuć się przy nich bezpiecznie, że nie musi ukrywać żadnej części siebie, a gdy ma wątpliwości i trudności – zawsze może się do nich zwrócić o pomoc. Czy nie tego chcemy w relacjach z dziećmi?
Nic dziwnego zatem, że część badaczy uznaje podejście opierające się na koncepcie desistance za niezbyt pomocne, jeśli nie aktywnie szkodliwe. Nie powinniśmy uzależniać budowania otwartego, wspierającego i bezpiecznego otoczenia dla dzieci odstających w jakiś sposób od dominującej normy od tego, czy w tę normę wpisze się ostatecznie 2,5 czy 50 proc. z nich.
W momencie, gdy u dziecka z niezgodnością płciową pojawią się pierwsze oznaki dojrzewania, istnieje możliwość zastosowania interwencji medycznych. Mowa tu o blokerach dojrzewania – cząsteczkach, które poprzez podobieństwo do neurohormonu gonadoliberyny modulują wydzielanie hormonów w podwzgórzu i przysadce mózgowej. Tak zwane analogi GnRH są w stanie zatrzymać proces dojrzewania, opóźniając zmiany w produkcji estrogenów i testosteronu i rozwój drugo- i trzeciorzędowych cech płciowych.
Po co? W przypadku transpłciowych dzieci pozwala to na dwie rzeczy. Pierwsza to opóźnienie momentu wprowadzenia ewentualnej substytucji hormonalnej (całość tych interwencji określa się jako “hormonalne interwencje afirmujące płeć” – HIAP), a więc estrogenu u trans dziewczynek i testosteronu u trans chłopców. O ile efekty HIAP w pewnym momencie stają się nieodwracalne, o tyle działanie blokerów dojrzewania można cofnąć. Odstawienie analogów GnRH odblokowuje proces dojrzewania, który może przebiegać dalej bez przeszkód.
Daje to czas na dłuższe zastanowienie się, podjęcie decyzji w wieku, gdy osoba, której kwestia tranzycji dotyczy, ma większą świadomość, z czym wiąże się cały ten proces.
Druga to uniknięcie zmian spowodowanych przez dojrzewanie w ciele, z którym dziecko czuje głęboką niezgodność. Tak jak efekty działania HIAP są nieodwracalne, tak samo jest z naturalnym procesem dojrzewania. Nie da się odwrócić wzrostu piersi, wystąpienia zarostu, czy zmian w układzie kostnym bez kosztownych, często inwazyjnych zabiegów – jeśli da się w ogóle. U osób trans poprzedzenie HIAP terapią blokerami dojrzewania przynosi lepsze efekty pod kątem przystosowania ciała do płci, z którą się identyfikują. Ale także – co ma niebagatelne znaczenie – oszczędza im cierpienia związanego z dojrzewaniem w ciele, z którym odczuwają niezgodność.
Wokół blokerów dojrzewania nie cichną kontrowersje. Brytyjski NHS wycofał się ze stosowania ich u młodych osób trans. Nastąpiło to pod wpływem zamówionego przez rząd Partii Konserwatywnej raportu na temat stosowania analogów GnRH w opiece nad niepełnoletnimi osobami trans, znanego jako Cass Review. Podobnie ze stosowania blokerów poza kontekstem badań naukowych wstrzymuje się Szwecja. W Polsce dostęp do blokerów dojrzewania jest niewielki – raptem parę ośrodków oferuje taką terapię nastolatkom pod swoją opieką, większość z nich w warunkach prywatnych i odpłatnie.
Warto wiedzieć, że blokery nie są przepisywane zupełnie uznaniowo, jak można wnioskować z niektórych alarmistycznych artykułów lub wypowiedzi. Wytyczne World Organization For Transgender Care w najnowszej, ósmej wersji, mówią, że włączenie leczenia blokerami powinno odbyć się jedynie w przypadku utrzymującej się, długotrwałej niezgodności płciowej i dyskomfortu nasilającego się w trakcie dojrzewania, po upewnieniu się, że nie mamy do czynienia z innymi problemami z zakresu zdrowia psychicznego, które mogłyby zaburzać obraz kliniczny. To dość ogólne sformułowanie, które oznacza jednak konieczność oceny przez specjalistę z zakresu zdrowia psychicznego. Ruszenie dalej z rozpoczęciem leczenia bez takiej oceny jest w zasadzie niemożliwe.
Warto zwrócić uwagę, że niewiele jest zaburzeń, które mogą imitować dysforię lub niezgodność płciową. Część z nich natomiast może wpływać na to, jak się ona prezentuje, lub mogą się na nią nakładać, komplikując obraz kliniczny.
Wbrew opiniom niektórych krytyków podejścia afirmatywnego, spektrum autyzmu czy ADHD nie są alternatywnym rozpoznaniem dla dysforii płciowej, natomiast jak najbardziej mogą współwystępować.
Podobnie jest z problemami związanymi z nieprawidłowo kształtującą się osobowością (samych zaburzeń osobowości nie rozpoznaje się w wieku dziecięcym). Rolą psychiatry jest tu pomoc w rozwikłaniu tego gąszczu.
Pierwsze, co chce wiedzieć rodzic lub opiekun dziecka, które jest kandydatem do leczenia blokerami dojrzewania, to czy leczenie jest bezpieczne. Odpowiedź brzmi – tak. Nie zostały opracowane specjalnie celem leczenia osób transpłciowych; od lat osiemdziesiątych stosuje się je u dzieci przechodzących przedwczesne dojrzewanie płciowe. Nie ma powodów, by sądzić, że ich wpływ na transpłciowe dzieci będzie w istotny sposób różny, choć długoterminowe badania na tej populacji pacjentów są ograniczone.
W tym roku na zlecenie Ministerstwa Zdrowia New South Wales w Australii przygotowano przegląd aktualnej literatury naukowej dotyczącej wykorzystania blokerów dojrzewania u transpłciowej młodzieży. Wśród zgłaszanych objawów niepożądanych terapii są głównie bóle głowy, uderzenia gorąca, wahania nastroju. Dane dotyczące gęstości mineralnej kości są niespójne – niektóre badania wskazują, że jest ona niższa u dzieci leczonych analogami GnRH, stąd zalecany jest monitoring. Zgłaszane są przypadki wpływu blokerów dojrzewania na ostateczny wzrost. Trans kobiety po leczeniu blokerami, które decydują się na HIAP i chirurgiczną waginoplastykę, mogą mieć mniejszy wybór w zakresie dostępnych technik chirurgicznych użytych w zabiegu.
Brak jest dowodów na zaburzenia płodności w wieku dorosłym u osób, które leczone były blokerami dojrzewania – chyba, że rzeczywiście osoba nimi leczona kontynuuje tranzycję. Nie ma też dowodów na negatywny wpływ blokerów na późniejszą satysfakcję z życia seksualnego. Badanie z listopada tego roku pokazuje, że u dorosłych transpłciowych kobiet po chirurgicznej waginoplastyce zdolność odczuwania podniecenia seksualnego i orgazmu jest niezależna od tego, czy i na jakim etapie dojrzewania leczone były blokerami dojrzewania.
To wszystko czyni analogi GnRH lekami bezpiecznymi – dłuższą listę poważnych działań niepożądanych ma ibuprofen. Wiemy też, że ich działanie jest odwracalne.
Nie są całkowicie wolne od jakiegokolwiek ryzyka – żaden lek nie jest. Niemniej opowieści o ciałach zniszczonych i nieodwracalnie uszkodzonych przez blokery dojrzewania nie znajdują odzwierciedlenia w obserwacjach naukowych i klinicznych.
Kwestią drugą jest skuteczność. Należy tutaj zmierzyć się ze wspomnianym wcześniej Cass Review. To dokument, na który w pierwszej kolejności powołują się krytycy stosowania blokerów dojrzewania. Cass Review twierdzi, że brak jest wysokiej jakości dowodów na skuteczność stosowania blokerów u transpłciowych dzieci – nawet jeśli nie szkodzą, to nie mamy dość danych, by stwierdzić, czy pomagają.
To stwierdzenie nie jest całkowitym kłamstwem, jest jednak mylące i prowadzi do błędnych wniosków. Określenie “dowody wysokiej jakości” oznacza w literaturze medycznej coś nieco innego niż w języku potocznym. Odnosi się ono do GRADE – systemu oceny jakości dowodów naukowych. Wysokiej jakości dowody to randomizowane badania kliniczne (RCT – randomized controlled trial) – i to prawda, nie dysponujemy takimi badaniami w przypadku blokerów dojrzewania. Co więcej – prawdopodobnie nie będziemy dysponować.
Tego rodzaju badania polegają na losowym przydzieleniu każdego uczestnika do grupy badanej lub grupy kontrolnej. Połowa uczestników nie otrzyma więc badanego leku, zamiast tego przyjmować będzie placebo. Badanie będzie zaślepione, uczestnicy więc nie będą wiedzieć, do której grupy należą. Problem staje się oczywisty: niemożliwe jest utrzymanie zaślepienia w badaniu, w którym każdy uczestnik szybko zorientuje się, czy otrzymuje lek, czy placebo po niemożliwych do przeoczenia zmianach w swoim ciele. Wątpliwe jest też, by członkowie grupy kontrolnej chcieli w takiej sytuacji kontynuować udział w eksperymencie.
Cass Review nie stosuje też kryteriów oceny jakości dowodów naukowych w sposób spójny z GRADE, choć na ten system się powołuje, na co zwracają uwagę eksperci krytykujący raport. Odrzuca natomiast dobrze przeprowadzone badania obserwacyjne, które pozwalają nam na wyciągnięcie wielu wniosków na temat bezpieczeństwa i skuteczności blokerów dojrzewania – jak te, które zbiera i podsumowuje wcześniej wspominany australijski raport. W każdej gałęzi medycyny opieramy się nie tylko na dowodach wysokiej jakości. Zalecenia i rekomendacje kliniczne oparte na badaniach innych niż RCT, a czasem po prostu na opinii ekspertów, znajdziemy w wytycznych postępowania dla specjalistów każdej dziedziny medycyny zgodne z zasadami medycyny opartej na dowodach (EBM – evidence based medicine). Nie zawsze przeprowadzenie badań klinicznych jest technicznie możliwe lub etycznie uzasadnione. Nie oznacza to, że błądzimy po omacku – przewodzą nam najlepsze dowody naukowe, jakie jesteśmy w stanie zebrać.
Nieprawdą jest zatem, że nie wiemy, czy blokery pomagają młodym osobom trans. Co pokazują badania, którymi dysponujemy?
Blokery dojrzewania poprawiają funkcjonowanie psychospołeczne, pozytywnie wpływają na problemy z zachowaniem, zmniejszają objawy depresji, zmniejszają nasilenie myśli i tendencji samobójczych.
Co ważne, ten ostatni efekt utrzymuje się u osób, które przeszły leczenie blokerami nawet w dorosłości. Te efekty są bardzo istotne – pokazuje, że okres dojrzewania nie musi być dla dzieci z niezgodnością płciową czasem alienacji, depresji, wyobcowania i zmagania się z własnym zmieniającym się w przerażający dla nich sposób ciałem.
Blokery nie wpływają na nasilenie dysforii ani nie poprawiają postrzegania swojego ciała. Choć pozornie stoi to w sprzeczności ze stwierdzeniami o ich skuteczności, tak naprawdę nie stanowi zaskoczenia. Interwencjami, o których wiemy, że łagodzą dysforię, są hormony i zabiegi operacyjne zmieniające ciało w kierunku pożądanym przez osobę transpłciową. Blokery jedynie hamują zmiany, które prawie na pewno doprowadziłby do nasilenia dysforii. Same z siebie stanowią półśrodek, kompromisowe rozwiązanie na czas przejściowy. Oczekiwanie, że ich zastosowanie zmniejszy nasilenie dysforii, wynika z niezrozumienia, czym jest dysforia.
Pewną często podnoszoną obawą związaną z blokerami dojrzewania jest to, że przytłaczająca większość nastolatków leczonych nimi z powodu dysforii płciowej, wyjąwszy pojedyncze przypadki, przechodzi na hormonalną terapię zastępczą i utrzymuje swoją transpłciową tożsamość. Niektórzy badacze podejrzewają, że stosowanie blokerów może mieć wpływ na rozwój mózgu, co za tym idzie niejako “zablokować” dziecko na ścieżce prowadzącej ostatecznie do tranzycji. Dużo prostsze jest jednak alternatywne wytłumaczenie: dostęp do terapii blokerami jest trudny, trudniejszy niż do hormonalnej terapii zastępczej u dorosłych osób transpłciowych. W Wielkiej Brytanii, przed zaniechaniem ich stosowania, istniał tylko jeden ośrodek prowadzący taką terapię, a czas oczekiwania na pierwszą wizytę w nim wynosił kilka lat – dość, by było za późno na zastosowanie blokerów. Jedno badanie pokazuje, że wśród ponad 20 tysięcy badanych dorosłych osób trans zaledwie 2,5 proc. kiedykolwiek leczone było analogami GnRH.
Oznacza to, że tylko niewielki wycinek transpłciowych dzieci i nastolatków kiedykolwiek podejmie terapię blokerami. I będą to ci, u których dysforia ma największe nasilenie, są więc najbardziej zdesperowani, których rodzice lub opiekunowie najmocniej wspierają ich w całym procesie, którzy mają dość środków i czasu, by szukać ośrodków oferujących takie leczenie, wreszcie: są na tyle wyedukowani, by wiedzieć, że taka opcja w ogóle istnieje. Nic dziwnego zatem, że w tej grupie odsetek osób, który rezygnuje z tranzycji i wraca do cispłciowej tożsamości, jest znikomy.
Tego rodzaju obawy zamykają też młode osoby trans w paradoksie paragrafu 22: jeśli ogromna większość z nich kontynuuje tranzycję w późniejszym wieku, wykazując tym zasadność stosowania blokerów dojrzewania, jest to podejrzane; jeśli natomiast istotna część tej grupy miałaby rezygnować z dalszych interwencji związanych z tranzycją, blokery byłyby niepotrzebne i lepiej ich nie stosować. Dla wielu osób krytycznych wobec idei blokerów nie istnieją argumenty zdolne do zmiany ich zdania.
Podejście wielu osób nieprzekonanych do jakichkolwiek interwencji medycznych u osób niepełnoletnich wydaje opierać się na przekonaniu, że podejmując działania, możemy pomóc, ale możemy też zaszkodzić. Jeśli zaś wstrzymamy się od ingerencji, mniej ryzykujemy – nie będzie przecież gorzej.
To przekonanie z gruntu błędne. Zakłada bowiem obraz dysforii i niezgodności płciowej jako w najgorszym razie statycznego, niezmiennego w czasie zjawiska, w najlepszym zaś czegoś, co przejdzie samo. To tak niestety nie działa.
Zainteresowanie blokerami dojrzewania nie byłoby tak duże, gdyby okres dojrzewania nie był dla przechodzących przez niego osób trans czasem szczególnie wrażliwym. Zmiany, jakie zachodzą w ciele podczas dojrzewania, mogą u osoby z dysforią spowodować jej dramatyczne nasilenie i zaostrzenie się objawów depresji.
Zakaz stosowania blokerów dojrzewania w Wielkiej Brytanii związany jest ze wzrostem liczby samobójstw młodych transpłciowych osób. Zjawisko o tyle szokujące, co całkowicie możliwe do przewidzenia, przed którym ostrzegało wielu ekspertów.
Osób trans w ogólnej populacji jest, według różnych szacunków od 0,3 do ok. 1 proc. To istotna, choć nie bardzo liczna grupa, która walczy o prawo do istnienia i dostępu do terapii, które czynią życie lepszym, szczęśliwszym i pełniejszym. Część z nas medycznej pomocy potrzebuje wcześniej – i chcielibyśmy móc udać się do kompetentnych specjalistów, którzy jej nam udzielą.
Dyskusja wokół blokerów dojrzewania w ogromnej większości nie jest dyskusją o dowodach naukowych i najlepszych metodach postępowania klinicznego; jest polityczną nagonką na wrażliwą mniejszość, w której dzieci traktowane są instrumentalnie, jako broń, bez baczenia na ich dobro.
Ma za zadanie spolaryzować i nakłonić cispłciową większość, by widziała w nas, wrażliwej mniejszości, zagrożenie, które zajmuje jak największą część pola widzenia.
Na ukończeniu są prace nad publikacją polskich wytycznych eksperckich opieki nad transpłciowymi i różnorodnymi płciowo dziećmi i nastolatkami. Mają zapewnić wspartą dowodami naukowymi pomoc dla specjalistów w opiece nad niepełnoletnimi pacjentami z niezgodnością płciową. To krok w dobrym kierunku, choć niewątpliwie również spotka się z umotywowaną politycznie krytyką.
Prawda jest taka, że nie ma mowy o “transowaniu dzieci”, nie istnieje lobby finansowane przez firmy farmaceutyczne nakłaniające dzieci do tranzycji, nie wykonuje się u dzieci “operacji zmiany płci”. Istnieje proces opracowany przez ekspertów z dziedzin pediatrii, endokrynologii, psychiatrii, psychologii czy seksuologii, który opiera się na danych, jakie mamy, z pełną świadomością ich niedoskonałości, ale też niepodważający ich istnienia. Proces cały czas monitorowany i modyfikowany pod wpływem nowych danych i dowodów; bardzo ostrożny i zachowawczy, zaczynający się od działań odwracalnych i bezpiecznych; w który zaangażowani zgodnie z prawem muszą być także rodzice lub opiekunowie; którego dostępność nadal jest nikła.
Proces, który może uratować życie niejednego dzieciaka. Czy nie o to w tym wszystkim chodzi?
Lekarka, specjalistka neurologii, trans kobieta. Ukończyła Wydział Lekarski Collegium Medicum UJ, obecnie pracuje w Szpitalu Specjalistycznym im. Ludwika Rydygiera w Krakowie.
Lekarka, specjalistka neurologii, trans kobieta. Ukończyła Wydział Lekarski Collegium Medicum UJ, obecnie pracuje w Szpitalu Specjalistycznym im. Ludwika Rydygiera w Krakowie.
Komentarze