0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Il. Mateusz Mirys / OKO.pressIl. Mateusz Mirys / ...

To melityna, główny składnik pszczelego żądła, w laboratoriach działa jak precyzyjny mikroskalpel – rozcina błony komórek rakowych, zmusza je do autodestrukcji i wstrzymuje wzrost.

Od tysięcy lat pszczoły kojarzone są przede wszystkim z miodem, zapylaniem roślin i ekologiczną równowagą. Jednak dla wielu kultur ich jad, powodujący ból i obrzęk, był też źródłem właściwości leczniczych. W tradycyjnej medycynie chińskiej stosowano go w terapii artretyzmu, w średniowiecznej Europie używano jako środka przeciwzapalnego, a współczesna apiterapia widzi w nim sposób na modulację układu odpornościowego. Naukowcy od dawna pytali, czy substancje zawarte w jadzie mogą mieć szersze znaczenie terapeutyczne. W ostatnich latach pojawiło się coraz więcej dowodów, że tak właśnie jest – a najbardziej obiecującym kierunkiem stała się onkologia.

Przeczytaj także:

Melityna – molekularne ostrze pszczelego żądła

W niewielkiej kropli jadu pszczelego kryje się melityna – peptyd składający się zaledwie z 26 aminokwasów. Na pierwszy rzut oka wydaje się zbyt prosty, by odgrywać istotną rolę biologiczną, jednak ta niepozorna cząsteczka odpowiada aż za połowę suchej masy jadu i jest głównym sprawcą bólu, pieczenia i obrzęku, które towarzyszą użądleniu. Ewolucja uczyniła z niej precyzyjną broń pszczół, a współczesna nauka odkrywa, że może ona być czymś znacznie więcej.

Melityna jest amfipatyczna, co oznacza, że jedna jej część jest hydrofobowa i łatwo wnika w tłuszczowe struktury błon komórkowych, a druga hydrofilowa – oddziałuje z wodnym środowiskiem wnętrza i otoczenia komórki. Ta dwoistość czyni ją idealnym biologicznym „kluczem francuskim”.

Gdy melityna trafia w pobliże komórki, wbudowuje się w jej błonę niczym ostrze w tkaninę, destabilizując uporządkowaną strukturę lipidową. W większych ilościach kilka cząsteczek melityny układa się w pory, przez które zaczynają uciekać jony, metabolity i białka. Komórka, która nie potrafi utrzymać równowagi wewnętrznej, ginie w ciągu minut.

Melityna nie tylko rozrywa błony komórkowe. Naukowcy odkryli, że potrafi też uruchomić w komórce specjalny program prowadzący do jej śmierci, czyli apoptozę. Zmusza wtedy mitochondria do wytwarzania reaktywnych form tlenu (RFT), czyli bardzo „pobudzonych” cząsteczek, które mogą niszczyć komórkę, ale czasem pełnią też rolę sygnałów.

Mitochondria uwalniają przy tym białka, które włączają enzymy zwane kaspazami, sprawiające, że komórka wchodzi na samobójczą ścieżkę. Jej DNA zostaje pocięte na kawałki, a całe wnętrze podzielone na drobne pęcherzyki, które potem sprząta układ odpornościowy.

To ważne, bo apoptoza przebiega w sposób uporządkowany i nie wywołuje stanu zapalnego – w przeciwieństwie do nekrozy. Dodatkowo niektóre badania wskazują, że melityna może hamować działanie genów odpowiedzialnych za nadmierny podział komórek, blokując różne skomplikowane szlaki molekularne, takie jak PI3K/Akt czy NF-κB, które często są zbyt aktywne w komórkach nowotworowych.

Można więc powiedzieć, że melityna to cząsteczka o podwójnym obliczu. Z jednej strony jest brutalnym niszczycielem błon komórkowych, a z drugiej – wyrafinowanym manipulatorem szlaków biochemicznych, zmuszającym komórki do autodestrukcji. Ta dwoistość czyni z niej narzędzie niezwykle interesujące dla onkologii, bo komórki nowotworowe są szczególnie wrażliwe na takie złożone ataki: mają bardziej niestabilne błony, szybciej się dzielą i intensywniej korzystają z mitochondriów. W efekcie melityna uderza w ich słabe punkty z siłą, która w badaniach laboratoryjnych wygląda spektakularnie.

Pszczoły kontra rak

Rak piersi jest dziś jednym z najczęściej diagnozowanych nowotworów na świecie i stanowi główną przyczynę zgonów onkologicznych u kobiet. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) każdego roku rozpoznaje się ponad dwa miliony nowych przypadków, a mimo postępów w diagnostyce i terapii wciąż pozostaje on ogromnym wyzwaniem klinicznym.

Szczególnie trudny do leczenia jest tzw. potrójnie ujemny rak piersi (TNBC), który nie odpowiada na terapie hormonalne i celowane, a także guzy z nadekspresją HER2. Receptor HER2 to białko na powierzchni komórek, które działa jak antena odbierająca sygnały do wzrostu. Gdy jest go za dużo, komórki zaczynają dzielić się za szybko, co może prowadzić do powstania nowotworów.

W lutym 2024 roku w czasopiśmie Cureus ukazała się obszerna praca przeglądowa, w której dokonano analizy dotychczasowych badań nad potencjalnym wykorzystaniem jadu pszczelego (zwłaszcza melityny) w terapii raka piersi. Tekst ten stał się ważnym punktem odniesienia, ponieważ zebrał rozproszone wyniki i uporządkował je w spójną narrację, pokazując, że to, co wcześniej było jedynie ciekawostką apiterapii, zaczyna nabierać realnych naukowych kształtów.

Przegląd wskazuje, że melityna w warunkach laboratoryjnych potrafi nie tylko niszczyć komórki nowotworowe poprzez uszkadzanie błon i inicjowanie apoptozy, ale także wyłączać całe szlaki sygnałowe odpowiedzialne za proliferację (wzrost komórek) i metastazę (przerzuty).

W przypadku agresywnych postaci raka piersi zauważono silny efekt wobec receptorów EGFR i HER2, co czyniło melitynę szczególnie interesującą dla tych pacjentek, u których dotychczasowe terapie dawały słabe wyniki. Autorzy zwrócili uwagę, że efekt ten nie ograniczał się jedynie do in vitro – w badaniach na zwierzętach jad pszczeli i jego aktywne składniki prowadziły do spowolnienia wzrostu guzów oraz ograniczenia ich zdolności do tworzenia przerzutów.

Co równie istotne, publikacja Cureus podkreślała potencjał synergii. Gdy melityna była łączona z klasycznymi cytostatykami, takimi jak cisplatyna czy doksorubicyna, skuteczność terapii wzrastała, a wymagane dawki leków mogły być mniejsze, co teoretycznie zmniejszało także toksyczność dla całego organizmu. (Cytostatyk to lek przeciwnowotworowy stosowany w chemioterapii, który hamuje rozwój i wywołuje obumieranie komórek rakowych poprzez zakłócanie cyklu ich podziału, zazwyczaj uszkadzając DNA).

To otwiera perspektywę traktowania melityny nie jako samodzielnego leku, lecz jako „wzmacniacza” istniejących terapii, który mógłby przełamać oporność nowotworów i poprawić rokowania pacjentek.

Autorzy zachowują jednak ton krytyczny. Zwracają uwagę, że większość optymistycznych wniosków opiera się na badaniach przeprowadzonych w warunkach laboratoryjnych – na liniach komórkowych i modelach zwierzęcych.

Wciąż brakuje badań klinicznych, które pozwoliłyby sprawdzić, czy melityna jest naprawdę bezpieczna dla ludzi i czy jej wybiórcze działanie wobec komórek nowotworowych wystarczy, by nie uszkadzać zdrowych tkanek. Nie można wykluczyć także silnych reakcji alergicznych, w tym anafilaksji, co dodatkowo utrudnia wprowadzenie tej substancji do praktyki medycznej.

Szersze spektrum: od żołądka po płuca

Choć rak piersi stał się naturalnym punktem wyjścia do badań nad melityną, bardzo szybko okazało się, że jej działanie nie ogranicza się wyłącznie do jednego typu nowotworu. Komórki rakowe, niezależnie od narządu, często wykazują podobne cechy biologiczne: niestabilne błony komórkowe, nadmierną aktywność receptorów wzrostu, przyspieszoną proliferację i osłabione mechanizmy kontroli apoptozy. A to oznacza, że są idealnym celem dla melityny.

W badaniach nad rakiem żołądka na specjalnych komórkach SGC-7901 wykazano, że melityna działa na kilka sposobów. Nie tylko przebija błonę komórkową, ale przede wszystkim atakuje mitochondria, czyli „elektrownie” komórek. Zaburza ich pracę, sprawia, że powstaje więcej szkodliwych cząsteczek tlenu i włącza reakcje prowadzące do samobójstwa komórki. W tym procesie ważną rolę odgrywają białka sygnałowe, takie jak cytochrom c. Dzięki temu komórki raka żołądka nie rozpadają się nagle, ale uruchamiają wewnętrzny program autodestrukcji

Równie interesujące okazały się badania nad niedrobnokomórkowym rakiem płuca, jednym z najczęstszych i najbardziej śmiertelnych nowotworów na świecie.

Tutaj melityna nie tylko spowalnia wzrost guza, ale też utrudnia mu przemieszczanie się i tworzenie przerzutów. Działa inaczej niż w raku żołądka – blokuje bowiem sygnały (takie jak TGF-β i ścieżka ERK), które pomagają komórkom nowotworowym wdzierać się do nowych tkanek. W doświadczeniach na zwierzętach takie działanie sprawiało, że rak rozprzestrzeniał się wolniej, a chore organizmy żyły dłużej.

Melitynę sprawdzano też w nowotworach krwi, takich jak białaczki. Okazało się, że potrafi przełamywać oporność komórek na chemioterapię. W badaniach laboratoryjnych komórki, które wcześniej nie reagowały na leki, w obecności melityny stawały się na nie wrażliwe. Działo się tak, bo melityna ułatwiała przenikanie leków do środka i osłabiała systemy naprawy DNA, dzięki czemu chemioterapia działała silniej.

Tak szeroki wachlarz działania melityny pokazuje, że jej potencjał nie ogranicza się do jednego narządu czy jednego mechanizmu. Niezależnie od miejsca powstania guza, melityna uderza w fundamentalne procesy komórkowe: stabilność błon, sygnalizację wzrostu, kontrolę cyklu komórkowego i zdolność do migracji.

To właśnie sprawia, że w literaturze naukowej określana jest czasem mianem „molekularnego multitoola” – cząsteczki zdolnej do jednoczesnego działania w wielu miejscach, co czyni ją niezwykle atrakcyjną z perspektywy badań onkologicznych.

Prawda czy fałsz?

Czy to prawda, że jad pszczeli zabija komórki rakowe?

Sprawdziliśmy

Jad pszczeli, a zwłaszcza jego główny składnik - peptyd melityna - w badaniach laboratoryjnych wykazał zdolność do niszczenia komórek rakowych. Ale droga do zastosowań u ludzi jeszcze daleka

Uważasz inaczej?

Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.

Czy jad pszczeli stanie się lekiem przyszłości?

To pytanie powraca w każdej dyskusji o melitynie. Z jednej strony mamy niezwykle obiecujące dane laboratoryjne, potwierdzone w licznych pracach przeglądowych – z drugiej: brak dowodów klinicznych u ludzi sprawia, że pozostajemy na etapie hipotez i nadziei, a nie twardych faktów.

W świecie medycyny nowotworowej to różnica fundamentalna, bo pacjenci i lekarze oczekują przede wszystkim terapii bezpiecznych, przewidywalnych i przebadanych w wieloletnich próbach.

Historia farmakologii zna jednak wiele przypadków, gdzie toksyczne związki pochodzenia naturalnego zostały „udomowione” i zamienione w skuteczne leki. Dobrym przykładem jest paklitaksel, wyizolowany z kory cisa krótkolistnego, który w swojej naturalnej postaci był trucizną dla komórek, a dziś stanowi podstawę wielu schematów chemioterapii.

Podobnie było z winkrystyną czy winblastyną – alkaloidami barwinka, które z roślinnej toksyny stały się filarem terapii nowotworów krwi.

Melityna doskonale wpisuje się w obraz sprzecznej natury – dziś przypomina nieokiełznanego wojownika, który z równą zaciekłością uderza w komórki zdrowe i nowotworowe. Naukowcy starają się jednak przekształcić ją w precyzyjny, zdyscyplinowany oddział, działający wyłącznie tam, gdzie rzeczywiście toczy się walka.

Dlatego prowadzone są prace nad inteligentnymi nośnikami – liposomami, nanocząsteczkami czy koniugatami z przeciwciałami monoklonalnymi – które mogłyby dostarczać melitynę bezpośrednio do guza, omijając zdrowe tkanki. Jeśli ta strategia się powiedzie, droga do pierwszych badań klinicznych z udziałem pacjentów stanie otworem.

Tu pojawia się jednak kolejny problem – bezpieczeństwo. Jad pszczeli od wieków znany jest z tego, że u części ludzi wywołuje silne reakcje alergiczne, w skrajnych przypadkach prowadzące do wstrząsu anafilaktycznego.

Wprowadzenie melityny do terapii onkologicznej będzie więc wymagało nie tylko technologii dostarczania, ale także bardzo precyzyjnego monitorowania reakcji immunologicznych organizmu. To ogromne wyzwanie, które wymaga współpracy biologów molekularnych, onkologów, immunologów i inżynierów biomedycznych.

Odpowiadając więc na pytanie, czy jad pszczeli stanie się lekiem przyszłości, trzeba powiedzieć: nie w swojej surowej postaci, nie jako prosty ekstrakt z ula, ale być może jako wyrafinowany biotechnologiczny konstrukt, w którym natura spotka się z technologią.

Być może właśnie wtedy pszczoły, które od tysięcy lat jako zapylacze pomagają nam żyć na Ziemi, staną się także sprzymierzeńcami w jednej z najtrudniejszych walk współczesności.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Marcin Powęska
Marcin Powęska

Biolog, dziennikarz popularnonaukowy, redaktor naukowy Międzynarodowego Centrum Badań Oka (ICTER). Autor blisko 10 000 tekstów popularnonaukowych w portalu Interia, ponad 50 publikacji w papierowych wydaniach magazynów „Focus", „Wiedza i Życie" i „Świat Wiedzy". Obecnie publikuje teksty na Focus.pl.

Komentarze